Reklama

Nowa miotła nie pozamiatała, ale awans zrobiła

redakcja

Autor:redakcja

24 września 2020, 22:30 • 3 min czytania 71 komentarzy

Po meczu z Górnikiem Zabrze i generalnie po niemrawym początku sezonu dało się wyczuć, iż kibice Legii Warszawa obawiają się meczu z kosowską Dritą Gnjilane. Wystarczyło jednak mniej więcej pół godziny tego spotkania, byśmy przekonali się, że równie dobrze można było bać się małej myszy, która błąka się gdzieś po piwnicy. Zasługa nowego szkoleniowca, którym w poniedziałek został Czesław Michniewicz? No, nie przesadzalibyśmy z taką interpretacją. Dritę Legia powinna odprawić nawet wtedy, gdyby drużyną z ławki zarządzał sam Dariusz Mioduski. 

Nowa miotła nie pozamiatała, ale awans zrobiła

Długo kompletnie, konkretnie bezbronni byli goście z Kosowa. W pierwszych 45 minutach nie oddali strzału. Nie, że celnego, po którym Artur Boruc mógłby sobie poprawić przeciętne statystyki. W ogóle nie spróbowali. Był jakiś stały fragment gry, po którym trochę zakotłowało się w szesnastce, raz piłka po zagraniu z głębi pola wylądowała w koszyczku u bramkarza Legii. I tyle. Na dobrą sprawę Boruc mógłby sobie zakurzyć petka (bo jak wiadomo lubi) i pewnie nikt by nie zauważył, gdyż gra przez większość pierwszej połowy odbywała się na połówce Drity. Coś ruszyło się po przerwie, bo ledwie kilkadziesiąt sekund po wznowieniu strzelił – i to w światło bramki! – Hamdi Namani, ale szczególnie groźne to nie było.

Owszem, Legia ostatnich tygodni to drużyna, która potrafiła sama sobie robić gnój w polu karnym, a nawet sama sobie strzelać bramki. No ale dziś mistrzowie Polski musieliby tego gnoju narobić kilka wywrotek albo od razu władować Borucowi hat-tricka, by trzeba było drżeć o wynik. W ofensywie bowiem do przerwy wyglądało to nie najgorzej. Legioniści ustawili się wysoko, od razu rzucając się słabemu rywalowi do gardła. Początkowo brakowało konkretów, bo jeden strzał z rzutu wolnego Mladenovicia w poprzeczkę to jednak trochę mało. Ale już w 24. minucie Wszołek wykorzystał drzemkę lewego obrońcy z Kosowa i zamienił na gola wrzutkę wspomnianego przed chwilą Serba, po czym zapanował względny spokój.

Michniewicz niewiele przez te trzy dni jako szkoleniowiec mógł zrobić, ale już skład wystawił autorski, nieco różniący się od tego, co proponował Vuković. Po pierwsze – zgodnie z zapowiedziami Michał Karbownik zagrał w środku pola, u boku Bartosza Slisza. Po drugie – debiut w Legii, i to od razu w wyjściowym składzie, zaliczył Joel Valencia. Po trzecie – Luquinhas wrócił na dziesiątkę, gdzie jeszcze w poprzednim sezonie podobał nam się najbardziej. Po czwarte – po raz pierwszy od początku zobaczyliśmy Josipa Juranovicia.

Jak to wypadło? Najcieplej powinniśmy wypowiadać się o Brazylijczyku, który za plecami napastnika był bardzo aktywny i robił przewagę. Valencia zaliczył dość dyskretny występ, choć asystę na koncie mieć powinien – na początku drugiej połowy jego dogrania nie wykorzystał Wszołek. Juranović z kolei, szczególnie na tle Mladenovicia, wypadł dość blado, choć w defensywie wiele roboty nie miał. No a od Karbownika, jeśli rzeczywiście miałby jako środkowy pomocnik zrobić jeszcze większą furorę, wymagać musimy dużo, dużo więcej. Dziś bardziej podobać mógł się Slisz, bo 19-latek trochę za rzadko brał na siebie odpowiedzialność i na długie fragmenty w ogóle ginął nam z pola widzenia.

Reklama

Drugiego gola Legii nie dała żadna nowość, a jedna z niewielu rzeczy, która dobrze funkcjonowała u byłego szkoleniowca. Wrzuta (znów Mladenovicia) na głowę Pekharta – chwilę przed przerwą polska drużyna prowadziła dwiema bramkami, a Czech zapakował piątego gola w sezonie (czwartego z dyńki).

To, co wydarzyło się po przerwie, najlepiej byłoby przemilczeć, więc wspomnimy tylko, że Drita trochę się ogarnęła, a w doliczonym czasie gry Boruc musiał nawet bronić sam na sam. I jasne, okazje na kolejne gole dla Legii mieli też Wszołek czy Kante, ale nie miała drużyna Michniewicza takiego parcia na bramki, jakie wczoraj na Cyprze zaprezentował Lech.

I trochę szkoda.

LEGIA WARSZAWA – DRITA GNJILANE 2-0 (2-0)

Wszołek 24′, Pekhart 43′

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
0
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Komentarze

71 komentarzy

Loading...