Reklama

PRASA. Strejlau: Legia robi błąd. To Jacek Zieliński powinien zostać jej trenerem

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

22 września 2020, 09:09 • 13 min czytania 26 komentarzy

Temat dnia w prasie jest oczywisty – Czesław Michniewicz w Legii Warszawa. W „Przeglądzie Sportowym” o nowym szkoleniowcu wypowiadają się eksperci. Mocną tezę wysunął Andrzej Strejlau. – Zastanawia mnie, kto zdecydował o zwolnieniu trenera Vukovicia. Strategię klubu wyznacza prezes, wiceprezes albo dyrektor sportowy. Któryś z nich popełnił błąd, decyzja o zwolnieniu była tego dowodem. Uważam, że jedyną osobą, która z dnia na dzień mogłaby zastąpić Vukovicia, bo zna drużynę i widziała treningi, jest Jacek Zieliński – czytamy. Co poza tym? Parzyszek w drodze do Włoch, Jimenez celuje w rekord strzelecki, GKS Jastrzębie nie ma pieniędzy. Zapraszamy!

PRASA. Strejlau: Legia robi błąd. To Jacek Zieliński powinien zostać jej trenerem

Sport

Na start wieści z Gliwic. Piast nadal bez bramki w lidze – to już wiemy. Ale „Sport” wie także, że to ostatnie dni w Polsce dla Piotra Parzyszka, który wyjeżdża do Serie B.

Rozmowy z Frosinone trwały przez wiele dni, gliwiczanie twardo negocjowali i wydaje się, że przy tych okolicznościach uzyskali maksimum. Trzy razy mniej Z naszych informacji wynika, że na konto Piasta trafi ponad 500 tys. euro. Trzeba jednak pamiętać, że pewien procent z tego transferu zasili także konto holenderskiego PEC Zwolle, czyli poprzedniego pracodawcy napastnika. Dzięki takim zapisom w kontrakcie Parzyszek na Okrzei trafił bez sumy odstępnego. Jeśli chodzi o samego piłkarza, to ma on podpisać trzyletni kontrakt. Kiedy oficjalnie zmieni barwy klubowe? Tego… do końca nie wiadomo. Być może wczorajszy mecz z Jagiellonią Białystok był jego ostatnim w barwach gliwiczan, ale być może zagra jeszcze w czwartkowy wieczór w Kopenhadze. Sztab szkoleniowy nie chce tracić podstawowego napastnika przed tak ważnym i prestiżowym meczem. Tym bardziej, że nie w pełni sił jest Świerczok. Na chwilę obecną wygląda na to, że Parzyszek dołączy do włoskiej ekipy pod koniec tygodnia. Rozgrywki Serie B rozpoczną się w najbliższy weekend.

Rozmówka z Michałem Kojem o świetnym starcie Górnika. Piłkarze z Zabrza dedykują wygraną nad Legią kontuzjowanemu piłkarzowi z akademii 14-krotnych mistrzów Polski.

Reklama

W meczu z Legią wszystko wyszło tak, jak było to zaplanowane przed spotkaniem?

– Trener nakreśla dany plan, tak jest przed każdym meczem, a my staramy się go realizować. Niestety z Legią nie ustrzegliśmy się błędów, bo straciliśmy w drugiej połowie bramkę, ale jest wygrana i z tego tytułu jest wielka radość. Dedykujemy to naszym kibicom, a w szczególności młodemu chłopakowi z naszej Akademii, który doznał poważnej kontuzji i leży w szpitalu. Z całego serca pozdrawiamy go serdecznie z szatni!

O meczu z Legią na jej terenie mówiło się jako o spotkaniu prawdy dla Górnika. Były obawy przed starciem na Łazienkowskiej?

– Przed meczem wiele mówiono o tym, że możemy w Warszawie w końcu wygrać, bo gramy dobrą piłkę i dobrze się prezentujemy. Wiadomo, że nam z Legią na jej terenie bardzo ciężko się gra, bo nie wygraliśmy wcześniej przez 22 lata. Tym bardziej ta wygrana na terenie mistrza Polski nas wszystkich cieszy.

Bogdan Nahter w swoim felietonie pisze o Aleksandarze Vukoviciu. Tak zła passa Legii przytrafia się po raz pierwszy od 70 lat.

Reklama

Kiedy Aleksandar Vuković przejmował stery na Łazienkowskiej, przekonywano, że to trener skrojony na miarę Legii i na dodatek na lata… Tymczasem „Vuko” wytrzymał na posterunku niespełna półtora roku, by odejść z klubu nie przy akompaniamencie fanfar, lecz gwizdów szalikowców. Łomot, jaki kilka dni temu spuścił legionistom Górnik Zabrze (i to w stolicy), był wystarczającym powodem, bu pozbyć się Vukovicia. Niejako przy okazji sięgnięto do archiwum przypominając, że tak złej passy Legia nie miała od 1950 roku, gdy przegrała na własnym boisku pięć meczów z rzędu. Teraz wystarczyły trzy porażki (wcześniej Łazienkowską zdobyły Pogoń Szczecin i Jagiellonia Białystok), by legitymujący się również polskim obywatelstwem 41-letni Serb dostał potężnego kopniaka w tyłek. Nie wiem, w jakiej tonacji odbyła się ostatnia rozmowa Vukovicia z Dariuszem Mioduskim, ale nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że na odchodnym trener obdarzył swojego pryncypała takim wzrokiem, jakim konający pies spogląda na swojego pana, który właśnie śmiertelnie go postrzelił.

Beniaminkowie ociągają się z wygraniem meczu. A Warta nawet ze strzeleniem bramki…

W s e z o n i e 2019/20 ekstraklasa miała dwóch beniaminków: ŁKS Łódź i Raków Częstochowa. Po czterech seriach gier każdy z wymienionych zespołów miał już na swoim koncie po jednym zwycięstwie. Teraz w lidze rywalizują trzej nowicjusze i żaden z nich nie ma jeszcze na swoim koncie zwycięstwa. Jako, że jak na razie zespoły te nie grały między sobą, łącznie miały do zdobycia 36 punktów. Każdy z zespołów mógł zdobyć po 12 „oczek”. Tymczasem w sumie wywalczyły zaledwie 5. Po dwa spotkania zremisowały Podbeskidzie Bielsko-Biała i Stal Mielec, a raz punktami podzieliła się Warta Poznań. Kibiców „Zielonych” przeraża, jak na razie, jeszcze jedna statystyka. Otóż piłkarze Piotra Tworka nie strzelili jeszcze w ekstraklasie gola, na co sympatycy zespołu czekają już ponad ćwierć wieku. W nadchodzącej kolejce każdej z wymienionych drużyn niełatwo będzie o progres. Bielszczanie zagrają w Gdańsku, a Warta w Płocku. Stal podejmie natomiast Piasta. Być może zatem na komplet punktów beniaminka będzie trzeba poczekać do października. W szóstej kolejce „górale” podejmą zespół z Mielca, a w siódmej zagrają u siebie z Wartą. 

Raków jak Górnik – zaczął sezon w kapitalnym stylu. „Sport” pokusił się o wytypowanie filarów drużyny Marka Papszuna. Wśród nich Marcin Cebula czy Vladislavs Gutkovskis.

Można zachwycać się skutecznością Vladislavsa Gutkovskisa, która mimo wszystko była lekkim zaskoczeniem po tym, jak Łotysz radził sobie w poprzednim sezonie na boiskach pierwszoligowych. Warto docenić jego pomocników, a więc Marcina Cebulę i Davida Tijanicia. Słoweniec pojawił się przy Limanowskiego w zimowym oknie transferowym. Mimo początkowych problemów odnalazł się w składzie Rakowa i stał się jednym z głównych architektów obecnych wyników ekipy spod Jasnej Góry. Cebula z kolei opuścił swoje rodzinne strony po 12 latach swojej przygody z Koroną i z miejsca zaczął czarować dryblingiem i szybkością. Nie przychodzili oni jednak do Rakowa z łatką zawodników, którzy mają odmienić losy zespołu. Spodziewano się, że będą raczej uzupełnieniami składu lub zmiennikami, jak Tijanić dla Miłosza Szczepańskiego. Mimo to odnaleźli się w zespole i wspierają w śrubowaniu jak najlepszego wyniku Gutkovskisa. Warto też pochwalić Frana Tudora, ale przede wszystkim Patryka Kuna. O ile Chorwat od razu pokazywał, że będzie jednym z kluczowych zawodników Rakowa, tak 25-letni lewy wahadłowy musiał wywalczyć sobie miejsce po tym, jak kontuzja mu je zabrała. Kun od początku tego sezonu udowadnia, że postawienie na niego było dobrą decyzją. Jego rajdy lewą stroną boiska i częste podłączanie się do akcji ofensywnych w końcu przyniosły efekt w postaci gola i asysty, a więc tego, czego w poprzednim sezonie brakowało.

Nie dzieje się dobrze w GKS-ie Jastrzębie. Klubowi brak 800 tysięcy złotych, żeby spiąć budżet klubu. A piłkarze upominają się o zaległe wypłaty…

Na drugim biegunie są kwestie finansowe, od których uciec się nie da, jak również nie można ich zamieść pod dywan. Zwłaszcza, że byli już piłkarze GKS-u 1962 w przyszłym miesiącu zamierzają upomnieć się o należne im nagrody (czytaj premie meczowe). O tym, że sytuacja finansowa klubu jest „podbramkowa” świadczy wizyta prezesa klubu Dariusza Stanaszka na posiedzeniu miejskiej komisji kultury i sportu. Szef GKS-u powiedział bez ogródek, że potrzebuje 800 tysięcy złotych, by domknąć budżet na ten rok. W przeciwnym razie będzie musiał zlikwidować spółkę akcyjną, czyli de facto unicestwić klub. Zapewne wiele osób odebrało to jako szantaż, ja natomiast uważam to za akt desperacji. Władze miasta w tym roku na pewno nie zasypią tej dziury budżetowej, podobnie przeżywająca kryzys finansowy Jastrzębska Spółka Węglowa, która regularnie publikuje komunikaty na ten temat. Darowanemu koniowi oczywiście nie zagląda się w zęby, ale pomoc finansowa Jastrzębskich Zakładów Remontowych w tej konkretnej sytuacji jest śladowa. Tak bowiem należy postrzegać datek w wysokości 50 tysięcy złotych.

Super Express

Rozmowa z Jesusem Jimenezem z Górnika Zabrze. Hiszpan przyznaje, że celuje w nowy rekord strzelecki. Poza tym pada deklaracja o grze w innym polskim klubie: będzie trudno.

– Po czterech meczach masz pięć goli… Jak rozumiem twój rekord w ekstraklasie – 12 bramek w ubiegłym sezonie – jest w zasięgu? W poprzednich rozgrywkach po czterech spotkaniach miałeś raptem jedną bramkę…

– Oczywiście, że jest w zasięgu. Zamierzam go pobić, bo chcę być coraz lepszy. Również pod względem goli.

– A skąd ta strzelecka metamorfoza? Odejście Angulo pozwoliło ci uwolnić potencjał? Ograniczał cię?

– Czy mnie ograniczał? Ująłbym to inaczej: po jego odejściu zmieniła się moja pozycja, gram bliżej bramki rywala, mam więcej swobody. A to przekłada się na większą liczbę bramek.

– Jaka jest w tym wszystkim rola trenera Brosza? Dużo się nauczyłeś od niego?

– Dużo. Widać, że ma bardzo duże pojęcie o futbolu, piłka nożna to jego pasja. Żyje tym i co najważniejsze – potrafi przekazać wiedzę i pasję. Bardzo się przy nim poprawiłem.

– O co Górnik może powalczyć w tym sezonie?

– Za nami dopiero cztery kolejki, więc nie chcę się podpalać. Ale… gdybyśmy grali dalej tak dobrze, to dlaczego nie pomyśleć o miejscu dającym grę w pucharach?

– A tytuł?

– Z jednej strony to bardzo trudne. Ale z drugiej dwa lata temu w Piasta też nikt nie wierzył…

Przegląd Sportowy

Wiadomo, jaki musiał być temat dnia. Czesław Michniewicz trenerem Legii Warszawa – czy to oznacza, że w końcu otrzyma „kajak” o jakim marzył?

– Na każdą propozycję patrzę w dłuższej perspektywie. Ciągłe wskakiwanie do dziurawego kajaka na środku jeziora i holowanie go do brzegu, kiedyś przestaje cieszyć. Chciałbym wreszcie sam zbudować kajak, który nie przecieka i można nim bezpiecznie płynąć w wybranym kierunku, nawet w trakcie burzy. Sir Alex Ferguson powtarza swoim piłkarzom, którym marzy się praca trenera: „Na początku wybieraj prezesa, a nie klub”. Mądre – mówił Michniewicz. Akurat jego nowy szef do najbardziej cierpliwych nie należy. Vuković wytrwał na stanowisku niespełna półtora roku, ale sześciu poprzedników (Stanisław Czerczesow, Besnik Hasi, Jacek Magiera, Romeo Jozak, Dean Klafurić oraz Ricardo Sa Pinto) nie przepracowali przy Łazienkowskiej nawet dwunastu miesięcy. Celem Michniewicza na najbliższe dni jest natychmiastowa poprawa stylu gry drużyny w lidze oraz awans do fazy grupowej LE. Drita wydaje się przeciętnym rywalem i, jeśli Legia okaże się lepsza od mistrza Kosowa, w decydującym starciu zmierzy się z kazachskim Karabachem Agdam (mecz zostanie rozegrany w Warszawie 1 października). Ale najpierw mistrz Polski musi pokonać Dritę. 

Do tego opinie postaci piłki o tym wyborze. Andrzej Strejlau, krytycznie:

Zastanawia mnie, kto zdecydował o zwolnieniu trenera Vukovicia. Strategię klubu wyznacza prezes, wiceprezes albo dyrektor sportowy. Któryś z nich popełnił błąd, decyzja o zwolnieniu była tego dowodem. Uważam, że jedyną osobą, która z dnia na dzień mogłaby zastąpić Vukovicia, bo zna drużynę i widziała treningi, jest Jacek Zieliński.

Grzegorz Mielcarski, też bez optymizmu:

Zrobiłbym wszystko, by w tej trudnej sytuacji, kilka dni przed spotkaniem w eliminacjach Ligi Europy, wzmocnić trenera Vukovicia i drużynę. Przychodzi nowy szkoleniowiec, który nie zna zespołu, nie wie, na jakim poziomie przygotowania fi zycznego jest drużyna. Najważniejszy mecz dla Legii już w czwartek. Jeśli odpadnie, to już wtedy będzie można powiedzieć, że decyzja była zła.

Bogusław Kaczmarek, krytycznie, ale o Vukoviciu.

W polskiej piłce najczęstsze są zmiany. Cały czas majstrujemy, ale bez większego sensu. Myślę, że Vuković przeszacował możliwości defensywne zespołu. A przede wszystkim nie rozumiem dlaczego wystawiał Karbownika w obronie. Ta decyzja spowalniała rozwój dzieciaka, który musi grać w drugiej linii. Uważam, że Vuković stał się zakładnikiem swojej fi lozofii.

Jedenastu piłkarzy Śląska Wrocław nie zagra z Legią Warszawa. Ekipa Vitezslava Lavicki ma ogromne problemy kadrowe, z różnych powodów.

Przyczyny absencji są różne, ale najważniejsza to skutki testów na obecność koronawirusa. Na przymusowej izolacji są: Mateusz Praszelik, Israel Puerto, Rafał Makowski, Fabian Piasecki oraz rezerwowi bramkarze, w klubowej hierarchii zajmujący pozycję od drugiej do czwartej: Michał Szromnik, Dariusz Szczerbal i Bartłomiej Frasik. Po kontuzjach i innych schorzeniach do pełnej sprawności muszą dochodzić: Krzysztof Mączyński, Patryk Janasik, Guillermo Cotugno i Sebastian Bergier. Ten ostatni może być już do dyspozycji trenera, ale zaznaczmy, że Vitezslav Lavička z kolei wcześniej podjął decyzję, że nie liczy na Diego Živulicia. – Piłkarze, którzy są objęci izolacją, muszą przebywać w niej dziesięć dni. Skoro zaczęła się w połowie poprzedniego tygodnia, to – oczywiście jeśli będą mieli negatywne wyniki testów – skończą ją tuż przed spotkaniem z Legią. Trudno więc zakładać, by byli gotowi na ten mecz – przyznaje dyrektor sportowy Śląska Dariusz Sztylka.

„Przegląd Sportowy” przypomina – mija pięć lat od kiedy Robert Lewandowski rozbił Wolfsburg w pojedynkę. O tym wydarzeniu mówią Jacek Krzynówek i Artur Wichniarek.

Wreszcie po następnych dwóch minutach wrzucał tym razem z prawej strony Mario Götze, a Polak kapitalnym uderzeniem z woleja z 15 metrów ustalił wynik spotkania na 5:1, a sam zapewnił sobie dwa kolejne rekordy Guinessa (najszybciej zdobyte pięć bramek i pięć goli rezerwowego). – Ten gol najbardziej mi się podobał – mówi Jacek Krzynówek, w przeszłości zawodnik Wolfsburga, którego klub został upokorzony przez Polaka. – Ta bramka była najładniejsza. Ale jak możliwe, że zespół dostaje gola za golem i nie wyciąga wniosków? To kunszt jednego piłkarza, ale i głupota innych, nazywanych przeciwnikami – mówi były zawodnik klubów Bundesligi Artur Wichniarek. – Tego meczu nie oglądałem, ale potem, jak chyba jak cały świat, obejrzałem skrót. Pamiętam reakcję trenera Guardioli, która wskazywała na niedowierzanie. Ja czułem zachwyt, że Polak dokonał czegoś takiego – opowiada Krzynówek. Faktycznie mina katalońskiego szkoleniowca sugerowała szok, jakiego doznał. Podobnie jak wszyscy inni obserwatorzy. Symbolem klęski był doświadczony obrońca Dante, który latem przeszedł do Wolfsburga właśnie z Bayernu i został wraz z kolegami ośmieszony. Po każdym golu Brazylijczyk próbował mobilizować partnerów, ale widać było, że z każdą bramką coraz trudniej mu pojąć, co wyczynia jego klubowy kolega z poprzedniej drużyny.

Pamiętacie obrońcę Hernaniego? Dziś były piłkarz zamierza sprowadzać utalentowanych piłkarzy z Brazylii do Europy. Kilku już pomógł.

Dużo czytał o rynku menedżerskim, by jak najlepiej przygotować się do nowej roli. Zauważył, że najlepsi w tym fachu doskonale potrafi ą wyczuć, kiedy należy być bezwzględnym negocjatorem, a kiedy dobrym wujkiem. No i najważniejsze – że z ludźmi trzeba uważać, bo nawet jeśli dyrektor sportowy klubu dogada się z piłkarzem na 5 tysięcy euro miesięcznie, t o nie znaczy, że w ostatniej chwili nie zmieni warunków na gorsze. Hernani nie ma na koncie jeszcze spektakularnych transferów, ale od czegoś trzeba zacząć. Sprowadził kilku graczy z Brazylii, Kolumbii i Japonii do niższych lig. To dzięki niemu nad Wisłą wylądował Joao Augusto, który w poprzednim sezonie dla pierws z o l i g o w e j jeszcze Olimpii Grudziądz strzelił 11 goli. W ostatnich dniach 36-latek miał udział w przenosinach napastnika rezerw Sportingu Lizbona Leonardo Ruiza do hiszpańskiego drugoligowca – Logrones. – Zanim sprowadzę zawodnika do Polski, upewniam się, czy jest gotowy psychicznie i piłkarsko. Musi być, inaczej nie ma to sensu. Rodzina czasem sprzedaje działkę albo samochód, by piłkarz miał na bilet do E u r o p y. Nie może być tak, że po jednym sparingu okazuje się, że się nie n a d a j e – tłumaczy Hernani.

Kamil Kosowski w swoim felietonie pisze m.in. o problemach w Wiśle Kraków. Gdyby szefem nadal był Bogusław Cupiał, Artur Skowronek dawno byłby już spakowany.

Wracając do Krakowa: na grę Wisły po prostu nie da się patrzeć. A przecież Biała Gwiazda przez ostatnich 20 lat rozpieściła kibiców. Były sukcesy, styl, chciało się ją oglądać. Nawet nie tak dawno, kiedy wszyscy ratowali ten klub, Vullnet Basha, Paweł Brożek czy Gieorgij Żukow prezentowali się świetnie, w zespole widać było dobrą energię. Teraz, patrząc na wiślaków, zastanawiam się, gdzie podziała się ich forma. Kiedy prowadził ich Maciek Stolarczyk, wtedy może nie byli mocni w obronie, ale w ofensywie bywali spektakularni: potrafi li wygrać z ŁKS 4:0, pokonać Legię 4:0 czy Koronę 6:2. Kibice mają co wspominać. Na takie widowiska zresztą zasługują. Ostatnio wciąż muszą klubowi pomagać, chcieliby w zamian otrzymać trochę emocji. Tych nie ma, patrzą na grę swojej ukochanej drużyny i przeszywa ich smutek. Ja też czuję rozczarowanie. Tak się nie da grać w piłkę. Kibice są pewnie w takim stanie jak po dziesiątej porażce z rzędu rok temu. Trener Skowronek jednak na razie posady nie stracił. Gdyby Wisła walczyła o europejskie puchary, pewnie też nastąpiłyby takie ruchy, jak w Warszawie. Gdyby klubem wciąż rządził Bogusław Cupiał, szkoleniowiec zapewne straciłby pracę po drugiej kolejce. Obecne władze są jednak spokojniejsze.

Gazeta Wyborcza

News o Michniewiczu w Legii – odpuszczamy, nic nowego się nie dowiemy.

Fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Piotr Rzepecki
3
Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Komentarze

26 komentarzy

Loading...