Reklama

Trzy lata dreptania w miejscu

redakcja

Autor:redakcja

21 września 2020, 16:22 • 5 min czytania 15 komentarzy

Jesienią zawsze zaczyna się szkoła, w knajpach zaczyna się picie, a Legia zaczyna budować wszystko od nowa. Zaczęło się od zwolnienia Jacka Magiery 13 września 2017 roku, gdy uznano, że czas wykonać kolejny krok do przodu. Mieli to zagwarantować chorwaccy czarodzieje, budujący swego czasu potęgę akademii Dinama Zagrzeb. Od września do kwietnia wózek ciągnął Romeo Jozak. Później od kwietnia do sierpnia Dean Klafurić. Dalej od sierpnia do kwietnia Ricardo Sa Pinto. No i wreszcie od kwietnia do września Aleksandar Vuković. 

Trzy lata dreptania w miejscu

Nie trzeba być specjalistą od kalendarza gregoriańskiego, żeby zauważyć pewne prawidłowości. Przede wszystkim – Legia jest w permanentnej przebudowie. Jeśli cofniemy się aż do kadencji Jacka Magiery, dostrzeżemy bez trudu, że :

  • Legia zwalnia w sierpniu/we wrześniu trenerów, którzy nie potrafili od razu wdrożyć do zespołu elementów sprowadzonych latem
  • Legia zwalnia w kwietniu trenerów, którzy nie dają gwarancji skutecznej walki o mistrzostwo

Można to skrócić do zdania: gdy zaczyna się w dupce palić, od razu leci ze stanowiska trener. Ale to również wymierne konsekwencje: Legia albo buduje od zera we wrześniu, gdy przebudowaną w oknie transferowym drużynę już po okresie przygotowawczym przejmuje nowy trener (Jozak, Sa Pinto, teraz najprawdopodobniej Michniewicz), albo stawia tymczasowy namiot w kwietniu, by ratować losy ligi na finiszu. I ten tymczasowy namiot zostaje z nią na dłużej.

TYSIĄCE DRÓG, JEDEN CEL

Co gorsza – zazwyczaj czyszczenie dotyczy szerszego grona osób, bo wraz z trenerami jak w kalejdoskopie zmieniają się ludzie na stanowisku dyrektora sportowego, czy po prostu wykonujący robotę charakterystyczną dla dyrektora sportowego, bez piastowania jakiegoś określonego stanowiska w strukturach klubu. Nie chcemy już po raz setny zastanawiać się, jakim cudem powierzono lejce Ivanowi Kepciji, nie chcemy znęcać się nad decyzjami o transferach takich kozaków jak Hildeberto czy inny Obradović.

Ale warto dostrzec, że w Legii wizja zmienia się praktycznie co rok i często powiązana jest ze stanowiskiem szkoleniowca. Był chorwacki trener, to do klubu trafiali gremialnie najróżniejsi piłkarze z nazwiskiem kończącym się na „vić”. Ricardo Sa Pinto zostawił po sobie nie tylko kilka absurdalnych wypowiedzi, ale również paru zawodników z portugalskim paszportem (w tym jednego dobrego Martinsa). Gdybyśmy byli złośliwi, napisalibyśmy, że i po Vukoviciu, trenerze ligowym, zostaje spuścizna w postaci zawodników ligowych, bo to właśnie w tę stronę poszły wzmocnienia Legii ostatnich okienek.

Reklama

Żeby była jasność: absolutnie tego nie krytykujemy. Wyciąganie piłkarzy jak Mladenović, Novikovas czy Gwilia od ligowej konkurencji to słuszna droga, właściwie byliśmy zdziwieni, że Legia dopiero niedawno wpadła na to, że lepszy kozak zweryfikowany już na polskim rynku, niż skautingowe poszukiwania gdzieś wśród kontuzjowanych Portugalczyków z II zespołu Sportingu Lizbona. Zwracamy po prostu uwagę na to, jak kruchym zjawiskiem jest „długofalowa wizja” w Legii Warszawa. Zazwyczaj długofalowość sięga maksymalnie kilkunastu miesięcy, po których następuje drastyczna korekta kursu.

POSZUKIWANIE TOŻSAMOŚCI

Nawet rozumiemy, że Legia po prostu szuka tożsamości. Nie do końca wie, czy chce być hegemonem skupującym gwiazdy ligi, czy raczej wychowawcą utalentowanej młodzieży w stylu Lecha Poznań. Czy postawić mocno na skauting zagraniczny, który tak świetnie spłacił się przy Nikoliciu, Vadisie czy Prijoviciu, czy może jednak wydłubywać perełki z regionu? Momentami trudno było pozbyć się wrażenia, że działania i decyzje w Legii podejmowane są na podstawie ostatniej rozmowy prezesa Dariusza Mioduskiego z doradcami. Jeśli doradca grał akurat w FM-a Dinamem Zagrzeb, w Legii następował tydzień bałkański.

Wielkim osiągnięciem jest zapewne zbudowanie wreszcie ośrodka Legia Training Center. Wielkim sukcesem Mioduskiego jest też utrzymanie Legii w czołówce i na powierzchni, mimo tylu popełnionych po drodze błędów. Sęk w tym, że systematycznie zmniejsza się margines błędu.

Legia cały czas inwestuje i nie ma wątpliwości – inwestycje miały na celu powrót do fazy grupowej europejskich pucharów.

  • 2017/18 – klęska z Astaną, potem z Sheriffem Tyraspol
  • 2018/19 – klęska ze Spartakiem Trnawa, potem z Dudelange
  • 2019/20 – porażka z Glasgow Rangers
  • 2020/21 – porażka z Omonią

Można się łudzić, że nic się nie stało, ale to dreptanie w miejscu ma określony koszt.

WYPRZEDAŻ SREBRA RODOWEGO

Spójrzmy jeszcze raz na początek tej historii. Legia ma w składzie niekwestionowane gwiazdy ligi, które może opędzlować za dobre pieniądze – tą drogą wywędrowali ze stolicy Nikolić, Prijović, Vadis czy nawet Moulin albo Lewczuk. Ale ma też cały zastęp gości, których ściągnęła „na zaś”. Majecki, Szymański, Karbownik, paru innych zwycięzców CLJ, to przecież owoce tego słynnego „skautingu młodzieżowego”, w którym Legia swego czasu rozdawała karty. Efekt jest taki, że Legia jest podwójnie zabezpieczona – radzi sobie na boisku i rokrocznie gra przynajmniej w fazie grupowej Ligi Europy, ale i posiada całkiem solidną grupkę piłkarzy na sprzedaż, w przypadku wysypania planu A.

Reklama

Jak jest teraz? Planem A był oczywiście awans do fazy grupowej Ligi Europy. Plan B nadal zakłada łatanie budżetu transferami. Jeśli Legia odda teraz Karbownika, to zostanie jej Slisz, Rosołek, czyli jest potencjał pod sprzedaż, w tym czekają młodzi. Jednak gdy zastępujesz Niezgodę Pekhartem, Majeckiego Borucem, Karbownika Mladenoviciem, Szymańskiego Kapustką… Trochę ryzykujesz, bo to właściwie – no, powiedzmy, że Kapustka – towar bezzwrotny, a sprowadzony po to, żeby grać. Młodym o minuty nie będzie łatwiej.

Potem słyszymy historie, jak Praszelik wierzył, że nie jest gorszy od tych, którzy grają, ale nie łapie minut. A potem Praszelik idzie do Śląska i faktycznie nie jest gorszy. Parę takich historii, piłkarzy uciekających z zabetonowanej Legii, już widzieliśmy: patrz choćby jeszcze Walukiewicz.

Poduszka się kurczy, coraz trudniej jest lądować na czterech łapach w przypadku niepowodzeń. A przecież tym „srebrem rodowym Legii” byli nie tylko Majecki czy Szymański, ale też mozolnie wypracowywany ranking, który pozwalał losować dość śmiesznych rywali w drodze na podbój Europy. Każdy rok niepowodzeń to słabszy ranking. Trudniejsze losowania. Większe potrzeby na rynku transferowym. Błędne koło się napędza.

***

Legia drepcze w miejscu, tak naprawdę można śmiało stwierdzić, że sportowo jest w podobnym miejscu, jak po zwolnieniu Jacka Magiery. Jeśli mielibyśmy spojrzeć na różnice w stosunku do września 2017 – na pewno stołeczny klub poprawił swoja infrastrukturę treningową. Projekt Legia Training Center – to jest inwestycja ważna i godna pochwały. Ale zarazem projekt zubożał o kilka talentów wysokiej klasy, o rozstawienia, o kilkadziesiąt baniek lżejszy jest też jego właściciel, który sam przyznawał, jak obciążające dla jego prywatnego portfela są niepowodzenia boiskowe.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

15 komentarzy

Loading...