Reklama

Po powołaniu uroniłem łzy. Marzyłem o tym, ale to dopiero początek

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

18 września 2020, 11:22 • 15 min czytania 4 komentarze

Powołanie do reprezentacji Polski, wyjazd na zachód, gol w debiucie w Heerenveen. W ostatnich tygodniach Pawłowi Bochniewiczowi wiedzie się bardzo dobrze. Rok temu odrzucił oferty Arminii i Wigan, dzięki którym zarabiałby w tydzień tyle, co w Górniku w miesiąc, by dalej się rozwijać. Heerenveen obserwowało go pół roku, a do Zabrza przekonywać Bochniewicza przyleciał nawet trener holenderskiej ekipy. Miał zapytania z 1. Bundesligi, ale wolał iść do klubu, dla którego będzie ważnym zawodnikiem. – Wybrałem klub, który musi sprzedawać zawodników, żeby przeżyć. Klub, który jeśli wydaje mniej więcej 1,5 miliona euro na zawodnika, musi go zbudować jeszcze bardziej i postarać się go sprzedać za większe pieniądze. Plan jest taki, żeby zagrać dobry sezon, dwa, pomóc klubowi. I jeśli będe dobrze grał, nie będzie problemu, by zrobić krok dalej. Zależało mi na takim projekcie – mówi Paweł Bochniewicz. Rozmawiamy o plusach i minusach transferu do Heerenveen i reprezentacji Polski. Zapraszamy.

Po powołaniu uroniłem łzy. Marzyłem o tym, ale to dopiero początek
Wybrałeś już meble, które wynajmiesz?

Śmieszna sprawa – w Holandii wynajmuje się puste domy, bez mebli, a meble albo bierze się na wynajem, tak jak ja, albo samemu się urządza. Słyszałem, że niekiedy poprzedni najemca zrywa nawet parkiet. Jest to dziwne, ale trzeba się dostosować do kultury, w której się żyje. Wynajęliśmy firmę, która wszystko aranżuje pod określony styl. Możesz sobie wybrać np. styl industrialny i oni meblują ci w tym stylu mieszkanie. Będę płacił za to 200 euro miesięcznie. Tak to tutaj wygląda. Gdy się kończy umowa wynajmu, wszystko, co było ich, biorą ze sobą. Następny, który wynajmuje mieszkanie, urządza sobie po swojemu.

W międzyczasie wynajęli nam dom na Airbnb. Wchodzimy, a tu leży MacBook, iPhone, dokumenty. Właściciel zostawił w tym domu wszystko. Inna kultura. Gdyby u nas ktoś wynajął mieszkanie z MacBookiem, różnie by się to mogło skończyć.

MacBook mógłby wyparować.

Tak (śmiech).

Generalnie w pierwszych dniach odczułeś, że wszyscy są dla ciebie bardzo mili.

Cały czas pytają, czy mogą mi pomóc. Chcą, bym czuł się jak najbardziej komfortowo. Wiedzą, że jestem zawodnikiem spoza ich kraju i coś może być dla mnie dziwne. Nawet przed chwilą był pan z klubu, który zajmuje się organizacją i ja miałem tylko podpisywać, a on wszystkim się zajmował. Kurde, aż dziwne! Niby spotkałem się z tym w Udinese, ale później nie miałem tego nawyku, będąc w Górniku. Ktoś za mnie załatwia ubezpieczenie zdrowotne, wszystkie rzeczy związane z leasingiem, mieszkaniem, czyli wszystko, co sobie sam ogarniałem w Polsce. Trochę dziwne uczucie.

Reklama
Zastanawiam się, czy ten transfer do Heerenveen nie jest zbyt nieśmiały. Trafiasz do średniaka Eredivisie od lat, a teraz nawet holenderscy dziennikarze typują was do spadku. Spokojnie mogłeś liczyć na coś więcej. Nie masz poczucia, że to bardzo ostrożny krok?

Nie, nie mam takiego wrażenia. Czy jesteśmy jednym z kandydatem do spadku? Nie zgodziłbym się z tym. Przygotowania do sezonu były faktycznie nie za dobre, drużyna przegrała wszystkie mecze, ale ja też wiedziałem, że zespół jeszcze nie jest gotowy. Widać to teraz – są ściągani nowi, dobrzy zawodnicy. Mamy drużynę, która może nie jest Ajaksem, PSV czy Feyenoordem, ale spokojnie może o coś zawalczyć. Nie ma tutaj większej presji na to, żeby bić się o najwyższe cele, każdy jest realistą. Czy to mały krok? Chciałem wyjechać za granicę, ale do klubu, który mnie bardzo chce i będzie bardzo o mnie walczył. To się udało.

W jaki sposób odczułeś, że Heerenveen bardzo cię chce?

Choćby poprzez kwoty, jakie wykładali w swojej historii na piłkarzy. Dyrektor sportowy dzwonił do mnie praktycznie codziennie. Pytał, co i jak, czy dalej chcę przyjść. Wiedział, że jeszcze inne kluby mogą być zainteresowane, szczególnie po tym powołaniu do reprezentacji. Przyjeżdżali do mnie. W Zabrzu był trener, dyrektor sportowy, szef skautów. Byliśmy na kolacji. Przedstawiali mi, jak to wszystko ma wyglądać. Nie zapytali o mnie, jak dostałem powołanie czy jak strzeliłem jakąś bramkę, wszystko trwało dłuższy czas. Wiedziałem, że to nie jest robione na ostatnią chwilę. Nie było tak, że komuś tydzień temu wyśniło się, że chce mieć Bochniewicza i sobie go ściąga. Wszystko było przygotowywane od dłuższego czasu. Te wszystkie rzeczy składały się na to, że mogłem stwierdzić, że mnie chcą i to przemyślany ruch.

Od kiedy byłeś w kontakcie z Heerenveen?

Pierwszy raz przyjechali na mój mecz 8 lutego. Graliśmy z Koroną Kielce. Nie wiedziałem wtedy, że przyjeżdża Heerenveen, ale dyrektor później opowiadał mi, że to był pierwszy mecz, który oglądali na żywo. Od tamtej pory byli jeszcze pięć razy, oglądali oczywiście też InStaty czy WyScouty. O tym, że idą po mnie na sto procent, dowiedziałem się jakoś pod koniec tamtego sezonu.

Dlaczego było dla ciebie ważne poczucie, że klub naprawdę cię chce?

Bo wiem, jak byłem traktowany poprzednio za granicą. Nie chciałem do tego dopuścić. Nie chciałem być na zasadzie „mamy takiego zawodnika, niech sobie będzie, może coś z tego wyjdzie”. Chciałem być dla klubu ważnym projektem. Zawodnikiem, na którego będą stawiać, nawet jak jeden czy drugi mecz średnio wyjdzie. W piłce zdarza się podejście na zasadzie „przyszedł za darmo, to w sumie mało ważny zawodnik”. Od razu chciałem być dobrze traktowany. To też mi daje pewność siebie.

Byłeś od razu przekonany czy trochę czasu musiało minąć, by się utwierdzić, że to dobra decyzja?

Kluczowy był moment, gdy przyjechali do mnie trener i szef skautów. Przekonali mnie, że jestem ich numerem jeden i mam być ważną postacią. Rozmawiałem z trenerem Broszem na temat Kurziego czy Damiana. Powtarzał mi, że jeśli chcę iść zagranicę, to najlepiej do klubu, gdzie trener mnie będzie chciał i będzie wiedział, kim jestem. Żeby nie było tak, że dostanie zawodnika i będzie mnie poznawał na pierwszym treningu. Wydaje mi się, że powiedział to ze swojego doświadczenia, bo jest dobrym fachowcem i wie, jak to działa.

Reklama
Miałeś oferty z lepszych lig?

Konkretnych na stole nie było, ale było kilka na zasadzie „Paweł, poczekaj do stycznia albo czerwca i wtedy weźmiemy cię za darmo”. No i wtedy może słabsze drużyny z Bundesligi by się znalazły. Na pewno Turcja i Rosja – to pewniaki. Jeśli uważasz te ligi za lepsze, to mogłem tam trafić na sto procent.

Te dwie ostatnie lepsze na pewno finansowo, ale nie wiem, czy dla rozwoju.

Mogłem tam iść za dużo lepsze pieniądze. Wybrałem taki klub, który musi sprzedawać zawodników, żeby przeżyć. Musi ich kształtować, musi o nich dbać. Klub, który wydaje mniej więcej 1,5 miliona euro, musi takiego zawodnika zbudować jeszcze bardziej i postarać się go sprzedać za większe pieniądze. Zależało mi na takim projekcie, nie będę ukrywał.

Taki plan ma na ciebie Heerenveen? Zbudować cię i umożliwić krok do przodu?

Tak. Oczywiście, w piłce nigdy nic nie wiadomo, może się okazać, że skończę karierę w Heerenveen. Plan jest taki, żeby zagrać dobry sezon, dwa, pomóc klubowi. I jeśli będzie dobrze grał, nie będzie problemu, by zrobić krok dalej. Wiemy, że Eredivisie to najbardziej skautowana liga świata ze względu na liczbę talentów. Zawsze będą cię postrzegać przez pryzmat tego, że grasz w lidze, w której są największe talenty na świecie.

Musiałeś dużo popracować z Górnikiem, żeby cię puścił?

Na tyle szanowałem i szanuję klub, że nie wchodziłem w negocjacje na zasadzie „nie puścicie mnie, to nie będę grał i trenował” czy coś takiego. Wiem, ile klub mi dał. Powiedziałem wprost, że moim zdaniem to dobra oferta i będzie ciężko znaleźć drugą taką. Jak mówiłem – miałem dużo telefonów w stylu „czekaj, weźmiemy cię za darmo”. Ale z drugiej strony powiedziałem, że jeśli zdecydują, że mam zostać, to zostanę i będę grał jak do tej pory, starał się, był kapitanem, robił wszystko, żeby z Górnikiem osiągać sukcesy. Stwierdziłem też, że nie będę podpisywał nowego kontraktu, bo chcę iść na zachód. Wszystko leżało po stronie Górnika. Nie wywierałem jakiejś mega presji na klubie. Chciałem, żeby to było zrobione z wzajemnym szacunkiem.

Klasa po obu stronach.

Tak. Rozumiałem też klub, który przeciągał to dosyć długo. Chcieli zarobić jak najwięcej, ja to rozumiem. Klub zadeklarował, że mnie sprzeda, ale poprosił, żeby dać jeszcze czas, bo chcą spróbować jeszcze coś ugrać. I chyba ugrali. Szanuję na tyle klub, że mogłem się na to zgodzić.

Ty ze swojej perspektywy byłeś nastawiony na odejście już latem zeszłego roku?

Miałem wtedy na stole trzy oferty. Wybrałem Górnik, więc raczej nie byłem na to nastawiony. Plan mój i dyrektora był taki – dostać się do reprezentacji i później zaliczyć transfer. Wszystko się zrealizowało, choć sporo pozmieniała pandemia, bo nie było Euro, więc plan został zrealizowany tylko częściowo.

Nie skorzystałeś z tych ofert, bo je odrzuciłeś czy kluby się nie dogadały?

Była oferta z Arminii, która jest teraz w 1. Bundeslidze, Wigan i Górnika. Plus jeszcze z różnych innych klubów, ale to nie były konkretne tematy, po prostu prowadziliśmy rozmowy. Udinese do mnie zadzwoniło i powiedziało, że mogę iść, gdzie chcę. Z każdym się dogadali, mogłem wybierać. Wybrałem Górnik. Wydaje mi się, że Górnik bardzo dobrze się zachował wobec mnie też ze względu na to, bo nie ukrywajmy – mogłem wtedy podpisać kontrakt, który gwarantowałby mi większą tygodniówkę niż miesięczną pensję w Górniku. Chyba przez to też Górnik mnie lepiej potraktował i nie trzymał mnie, że tak powiem, na chama.

Czemu wtedy nie chciałeś skorzystać z tych ofert? Taka Arminia Bielefeld to też nie byłby dla ciebie Bóg wie jaki przeskok.

Wtedy myślałem, że jak mam iść do 2. Bundesligi, to do klubu walczącego o awans. Wiem, że to teraz – gdy Arminia wygrała ligę i awansowała – śmiesznie brzmi. Ale wtedy nikt tego się nie spodziewał. Wigan? Średnio się widzę w Championship. Wolałem bardziej techniczną ligę i też z tego powodu Holandia mi bardzo pasuje.

No właśnie, czujesz się dobrze z piłką przy nodze? Raczej nie czeka cię to, co w Ekstraklasie, czyli pałowanie nad linią obrony.

Najbardziej zdziwiło mnie w meczu z Willem II, że wygrywam pojedynek główkowy i piłka do mnie nie wraca, tylko od razu idzie na ziemię. Piłka jest w górze znacznie rzadziej niż w naszej lidze. Każdy się stara grać po ziemi. Jestem po pierwszym meczu, więc to tylko takie pierwsze odczucie. Wydaje mi się, że wszystkie drużyny tak grają. Teraz gramy z Fortuną Sittard i widać na analizach, że też próbują grać od tyłu, przeciwnik Fortuny z poprzedniego meczu także próbował grać od tyłu. U nas w lidze wygląda to troszkę inaczej. Wydaje mi się, że w tym sezonie będę miał o połowę mniej pojedynków główkowych niż w Ekstraklasie. A czy czuję się dobrze z piłką przy nodze? Nie jestem pewnie Sebą Walukiewiczem, ale też nie jestem jego skrajnością. Myślę, że ten aspekt jest u mnie na wysokim poziomie. Dobrze się czuję.

Sam poziom po pierwszym meczu jak oceniasz? Pelle van Amersfoort mówił, że Cracovia walczyłaby w Holandii o dokładnie takie same miejsce, co Heerenveen. Ale nie wiem, ile w tych słowach dyplomacji.

Musiałbym ci powiedzieć po większej liczbie meczów, ciężko oceniać ligę po jednym spotkaniu. Od razu mogę po tym meczu powiedzieć, że jest więcej jakości, takich „piłkarskich piłkarzy”. Takich, co mają łatwość z piłką przy nodze. Rzadko kiedy idzie wysoka piłka od obrońców. Bardziej to są wrzutki z boku. Jest więcej gry 1 na 1, 2 na 1, gry skrzydłami. Willem II akurat skrzydłowych miało bardzo dobrych.

A propos „piłkarskich piłkarzy” zastanawia mnie jedna rzecz. Czy grając w Granadzie – a więc na trzecim poziomie rozgrywkowym w Hiszpanii – faktycznie widziałeś, że można wziąć z tej ligi losowego piłkarza, a on i tak będzie robił różnicę w Ekstraklasie?

Ta liga jest w ogóle dziwna. Jedziesz na mecz do Murcii czy Cadiz i masz stadion z trzydziestoma tysiącami kibiców, a w następnej kolejce czujesz się, jakbyś grał na boisku przed szkołą podstawową. Śmiałem się, że – nie obrażając – takich Jesusów Jimenezów można znaleźć wielu. Nie jest powiedziane, że każdy Hiszpan przyjedzie do Polski i będzie najlepszy w lidze, ale ostatnimi czasy… tendencja rośnie (śmiech). U nas najlepszymi zawodnikami byli Igor i Jesus, który w tej Segunda B grał mało, raczej grał w Tercera Division, czyli jeszcze niżej. W rezerwach Betisu czy Sevilli grali piłkarze już na dobrych kontraktach, u nas grali piłkarze, którzy byli w reprezentacjach młodzieżowych, więc to było normalne, że są całkiem nieźli. Jechaliśmy na jakieś kluby, które nie były akademiami dużych klubów i tam też byli naprawdę dobrzy zawodnicy. Znalazłbyś wielu, którzy by się wyróżniali w Ekstraklasie. Wiadomo, dużo rzeczy wpływa na to, czy komuś się uda. Niektórzy Hiszpanie nie wyobrażają sobie grania w Polsce ze względu na pogodę czy kulturę i to ich blokuje.

Czyli jak jesteś skautem – jechać do Hiszpanii i można brać na pęczki.

Nie odkryję Ameryki, bo teraz każdy polski klub jeździ po trzecich ligach hiszpańskich i szuka kolejnych Angulo, Jimeneza, Felixa, Carlitosa czy innych. Odpaliło ich kilku i nie na zasadzie, że sobie grają, ale Angulo – król strzelców, Carlitos – król strzelców, Felix – najlepszy zawodnik sezonu. Jimenez teraz dla mnie jest jednym z najlepszych zawodników ogólnie w Ekstraklasie. Wszyscy się wyróżniają. To nic odkrywczego, że powiem, że można stamtąd ściągać zawodników.

Znalazłem twoją ciekawą wypowiedź, gdy odchodziłeś z Udinese i miałeś oferty z Serie B. Stwierdziłeś wtedy, że wolisz Ekstraklasę. To dziwne o tyle, że większość piłkarzy obiera odwrotną drogę – najpierw przebija się w Ekstraklasie, żeby dostać się do Serie B.

Z perspektywy czasu nie wiem, czy Serie B byłaby złym wyborem. Chyba nie. Po prostu innym. Idąc do Ekstraklasy, chciałem pokazać się na inne rynki. Wydaje mi się, że w Serie B masz dwie drogi – albo do Serie A, albo do Serie C. Może trochę też ciągnęło mnie do Polski. Wyjechałem jako młody chłopak i chciałem wrócić na chwilę do kraju. Wiedziałem, że na Ekstraklasę przyjeżdżają kluby z Bundesligi, Anglii, Holandii czy innych kierunków. Rynek włoski jest trochę zamknięty. Miałem wtedy opcję przejścia do Salernitany czy Ascoli. Ale czy to byłyby złe ruchy? Równie dobrze mogłem zagrać tam dobry sezon i wrócić do Serie A. Można gdybać.

Zaskoczyłeś się tak po ludzku, gdy odebrałeś telefon od Jerzego Brzęczka?

Zaskoczyło mnie to, nie ma co ukrywać. Gdy pierwszy raz dostajesz powołanie, zawsze jest pozytywne zaskoczenie, mimo że wiedziałem, że sztab przyjeżdża na moje mecze. Ale wydaje mi się, że takich Bochniewiczów – piłkarzy, których się ogląda pod miejsca 20-25 w kadrze – pewnie jest kilku. Z jednej strony byłem zaskoczony, z drugiej bardzo chciałem trafić do reprezentacji. Jak odebrałem ten telefon, to wszystko ze mnie zeszło i nawet jakieś łzy uroniłem. Tyle lat na to pracowałem i tak bardzo o tym marzyłem, nie ma co gadać, wszyscy o tym marzą, grając w piłkę. Teraz gdy jestem po tym wszystkim, wiem, że to jest tak naprawdę początek. Teraz mam swoje kolejne cele.

Z jakim poczuciem wyjechałeś ze zgrupowania? Nie zagrałeś, ale poczułeś, że możesz być częścią tej drużyny?

Nie było dużo szans, żeby się pokazać na treningach. Ale w tych, które były, nie wydawało mi się, żebym był gorszym piłkarzem od innych. W sensie takim, że nie wydaje mi się, by piłkarze mówili „ten Bochniewicz to się nie nadaje, odstaje od reprezentacji”. Spokojnie trenowałem na tym poziomie, na którym trenuje pierwsza reprezentacja. To też mi dało takie poczucie, że jeśli będę grał dobrze i regularnie w klubie, to w tej reprezentacji mogę być.

Powołanie było dla nas o tyle nieoczywiste, że w naszym rankingu najlepszych stoperów zeszłego sezonu wylądowałeś na dwunastej pozycji. Niby dobrze, ale mogło być dużo lepiej. Zgodzisz się z naszym wyborem?

Może powiem nieskromnie, ale ja widziałem w zeszłym sezonie tylko dwóch lepszych stoperów. Patrzy się przez pryzmat drużyny i miejsca, które zajmuje. Normalne, że jako stoper Legii będziesz wyżej oceniany, bo jesteś mistrzem kraju. Nie mówię, że jestem lepszy od innych zawodników, ale taką myśl podczas meczu „naprawdę dobry zawodnik” miałem tylko przy Jędzy i Czerwińskim. Dwaj stoperzy, którzy zrobili na mnie naprawdę duże wrażenie i w tamtym sezonie byli lepsi ode mnie. Nie pamiętam, kto był w tym rankingu. Pewnie Satka, Lewczuk. Bardzo dobrzy zawodnicy. Ale czy gdybym był w ich klubach, tobym nie grał? Tego bym nie powiedział. Nie chcę wyjść też na jakiegoś gbura…

Masz po prostu świadomość, że zagrałeś dobry sezon.

Było OK. Dałbym siebie troszkę wyżej, na trzecim lub czwartym miejscu. Może mnie ktoś teraz zje, ale takie mam poczucie.

Generalnie mam wrażenie, że dość świadomie podchodzisz do swojej kariery. Ciekawym tematem jest to, że korzystasz z prywatnego analityka. Jak wygląda ta współpraca?

Miałem gorszy moment i chciałem przeanalizować, skąd to się bierze, co mogę poprawić. Jestem w bardzo dużej agencji menedżerskiej i mogę korzystać prawie ze wszystkiego – dietetyków, analityków po nawet grafików na Instagrama. Skorzystałem z takiej analizy, spodobała mi się i raz na jakiś czas spotykamy się na Zoomie i rozmawiamy. Próbujemy wywnioskować rzeczy, które będą jak najlepsze dla mnie.

Mógłbyś podać przykład, czego one dotyczą?

Mamy cztery fragmenty, które analizujemy. Zachowanie w czwórce w defensywie, zachowanie indywidualne w obronie jeden na jeden, w ofensywie z piłką przy nodze i stałe fragmenty. Wszystkie moje słabsze momenty analityk stara mi się pokazać, jakby to mogło lepiej wyglądać. Na pewno poprawiłem doskok do przeciwnika, mam znacznie więcej odbiorów niż miałem dwa sezony temu i znacznie więcej pojedynków. Jestem w tych pojedynkach bardziej konkretny, niż byłem.

Analizy dotyczą też przeciwników, z którymi będziesz się mierzył? Albo czy analizowaliście, czy pasujesz do stylu Heerenveen?

Była taka analiza transferu. A jeśli chodzi o przygotowanie do meczu, mogę wysłać nazwisko byle jakiego zawodnika i mi przygotują analizę jego lepszych i gorszych stron. 2-3 minutowy filmik, po którym wszystko o tym zawodniku wiem.

Będziesz korzystał? W Holandii siłą rzeczy nie znasz jeszcze większości zawodników.

Tak, teraz korzystałem z analizy Pavlidisa z Willem II i już wysłałem prośbę o analizę Poltera z Fortuny.

Puentując – różne rzeczy ludzie robią, kiedy wrócą ze zgrupowania i podpiszą kontrakt z zachodnim klubem. Ty pojechałeś do juniorów Wisłoki Dębica i spędziłeś z nimi pół dnia.

Zrobili mnie ambasadorem szkółki w Wisłoce. Bardzo się z tego cieszę, bo jestem sam z tej szkółki. Może nie miałem za dużo wolnego czasu, ale jakieś godziny były, bo teraz dostałem wolne, żeby dokończyć swoje sprawy w Polsce. Wpadłem na treningi akademii, dzieciaki ze mną porozmawiały, pytały o różne rzeczy. Jeśli mogę, to chciałbym być dla nich inspiracją. Nie trzeba być z akademii Legii, Lecha czy Zagłębia, można być też z Dębicy czy spod Dębicy i spokojnie można grać w Ekstraklasie, czy za granicą. Trzeba mieć tylko cel i do niego dążyć.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Nestorzy kontra młode wilczki na ławkach trenerskich Ekstraklasy

AbsurDB
0
Nestorzy kontra młode wilczki na ławkach trenerskich Ekstraklasy

Cały na biało

Polecane

Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Jakub Radomski
4
Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]
Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
10
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”
Anglia

Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Michał Kołkowski
2
Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Komentarze

4 komentarze

Loading...