Reklama

Zarżnięte derby Łodzi

redakcja

Autor:redakcja

17 września 2020, 15:56 • 8 min czytania 27 komentarzy

Już ponad 10 lat minęło od ostatniego meczu derbowego w Łodzi, w którym udział mogli wziąć kibice obu drużyn. Wczoraj, tak jak na każdym innym derbowym meczu w ostatniej dekadzie, kibiców gospodarzy od kibiców gości oddzielał taki sam dystans, jak stadion Widzewa od stadionu ŁKS-u. Mecz dwóch największych drużyn z tego zasłużonego dla polskiego futbolu miasta leci jeszcze na opinii sprzed lat, ale jako kibicowski szlagier został właściwie doszczętnie zarżnięty.

Zarżnięte derby Łodzi

Gdy spojrzymy na historię tych spotkań, zauważymy dość jasno, że śmierć derbowej atmosfery nie nastąpiła nagle, z dnia na dzień, z sezonu na sezon. Wręcz przeciwnie, to był proces, który obejmował lata 2005-2010. Najpierw ograniczanie liczby biletów, później negatywne opinie policji, nowa broń wydziałów dyscypliny w postaci zakazu wyjazdowego. Wreszcie remonty stadionów, a w III lidze nawet jasna decyzja zarządu Widzewa – nie wpuszczamy, bo… nie mamy takiego zamiaru. Decyzja, która zresztą została ukarana karą finansową, bo według zasad PZPN-u i okręgowych związków prowadzących rozgrywki, nie można samowolnie zakazać przyjazdu kibiców gości na sprawny i otwarty sektor wyznaczony specjalnie dla nich.

Mecz po meczu? Od 2010 roku wyglądało to tak:

  • 2010 derby na ŁKS-ie, kibice Widzewa mają zakaz wyjazdowy
  • 2011 derby na Widzewie, kibice ŁKS-u nie mogą obejrzeć meczu z uwagi na negatywną opinię policji
  • 2012 derby na ŁKS-ie, kibice Widzewa nie mogą obejrzeć meczu z uwagi na stan niszczejącego obiektu ŁKS-u (poza wykluczeniem udziału kibiców gości, pojemność dla gospodarzy okrojono do jednego sektora na 3900 miejsc)
  • 2016 derby na ŁKS-ie, kibice Widzewa nie mogą obejrzeć meczu z uwagi na negatywną opinię policji
  • 2017 derby na Widzewie, kibice ŁKS-u nie mogą obejrzeć meczu z uwagi na decyzję zarządu Widzewa
  • 2020 derby na Widzewie, kibice ŁKS-u nie mogą obejrzeć meczu z uwagi na kary od Wydziału Dyscypliny oraz wojewody
  • 2021 derby na ŁKS-ie, kibice Widzewa nie mogą obejrzeć meczu z uwagi na rozbudowę stadionu ŁKS-u

Nie ma sensu roztrząsać, kto zaczął, z jakich przyczyn. Gdybyśmy mieli wskazać winowajców, lista obejmowałaby kilkaset nazwisk, łącznie z kibicami obu klubów, którzy swoim zachowaniem przyczynili się do decyzji administracyjnych. Czego tam nie było? Jeszcze przed wspomnianym okresem, kibice ŁKS-u zbojkotowali jeden derbowy mecz, bo otrzymali za mało biletów. Później były historie z budową małej hali na ŁKS-ie, która uniemożliwiła wejście na sektor gości widzewiakom. Niedrożne były też wejścia do klatki na Widzewie w 2011 roku. Czasem trudno nawet się decyzjom policji dziwić. Łódzkie stadiony wyglądały swego czasu jak ruiny.

Natomiast nie ma wątpliwości: to wczorajsze obrazki były chyba najsmutniejszymi w całej historii łódzkiej rywalizacji. Smutnymi na Widzewie, ale smutnymi i na ŁKS-ie, gdzie swoją imprezę zorganizował klub gości.

Reklama

PONIŻEJ ŚREDNIEGO POZIOMU

Atmosfera na nowym stadionie Widzewa to coś unikalnego na skalę całej Polski. Kibice z Piłsudskiego 138 od momentu oddania nowego obiektu regularnie wykupują komplet karnetów, ponad 16 tysięcy miejsc, ale co ważniejsze – poza nielicznymi wyjątkami w takiej właśnie liczbie meldują się na meczach swojego klubu. Do dopingu, prowadzonego tradycyjnie z sektora za bramką, bardzo często włączają się pozostałe trybuny, łącznie z lożami, które rytmicznie podskakują w rytm kibicowskich bębnów. Oprawy, śpiewy, frekwencja – tutaj Widzew nie ma sobie nic do zarzucenia, nawet w chwilach, gdy drużynie na boisku idzie co najwyżej średnio.

Wczoraj? Atmosfera została przeorana dwukrotnie. Najpierw przez pandemię, która sprawiła, że liczbę miejsc trzeba było dość drastycznie przyciąć. Potem przez samych kibiców Widzewa, którzy na meczu zamykającym sezon w II lidze wbiegli na murawę i wdali w szamotaninę z własnymi piłkarzami. To właśnie tamten skandal uruchomił lawinę, która poskutkowała skrajnym ograniczeniem liczby widzów podczas derbów. Wydział Dyscypliny PZPN-u zamknął dwie trybuny na dwa mecze, karę powtórzył również wojewoda łódzki, Tobiasz Bocheński.

Tak się jakoś nieszczęśliwie złożyło, że mecz beniaminka ze spadkowiczem, na terenie tego pierwszego, wypadł akurat w 2. kolejce. I nawet przełożenie spotkania z uwagi na reprezentacyjne powołania nie zmieniło decyzji organów dyscyplinarnych.

Czy na Widzewie była stypa?

No nie, oczywiście atmosfera była świetna. Tyle, ile kibice dostali miejsc, tyle zajęli. Był głośny doping przez pełne 90 minut, była oprawa z dziesiątkami flag oraz pirotechniką. Sęk w tym, że to było nie tylko poniżej średniej derbowej, to było poniżej średniej Widzewa. Liczniejszą, a przez to głośniejszą widownię Widzew miał nawet na meczach przeciw Ursusowi Warszawa czy Mazurowi Ełk. Młyn przeniesiony na bok, zupełnie puste trybuny B i D. Magia derbów oczywiście swoje zrobiła, trybuny buzowały, ale zupełnie inaczej odbiera się zwykły doping 16 tysięcy gardeł, niż buzowanie niespełna 6 tysięcy.

Kibice z tej części Łodzi zapewne się z nami zgodzą – na liście spotkań z najlepszą atmosferą na nowym stadionie to nie były nawet najlepsze derby – o wiele okazalej wypadło III-ligowe starcie z 2017 roku. A pod względem temperatury na trybunach, wczorajszy mecz musiałby ustąpić też choćby spotkaniu z GKS-em Bełchatów w II lidze. Widzewiacy wyrzeźbili całkiem solidne show. Ale rzeźbiarze, którzy na co dzień zachwycali dziełami z granitu, tym razem dostali do dyspozycji trochę gliny. Nie było to złe, ale w ich portfolio nie zajmie miejsca nawet w pierwszej piątce.

Reklama

TO NAWET NIE BYŁ NAJLEPSZY TELEBIM

Ale i po drugiej stronie miasta atmosfera była daleka od idealnej. Po pierwsze – ełkaesiacy tak naprawdę musieli odpowiedzieć za nieswoje winy. Na początku września PZPN rozluźnił koronawirusowe obostrzenia i zostawił wybór w kwestii wpuszczania kibiców samym organizatorom spotkań. W teorii, gdyby Widzew nie miał na sobie żadnych kar dyscyplinarnych, mógłby spokojnie wpuścić kibiców z ŁKS-u do swojej klatki gości. Niestety – ta ostatnia jest zlokalizowana na trybunie B, która została zamknięta decyzjami Wydziału Dyscypliny oraz wojewody.

Fanatycy ŁKS-u wystosowali dwa pisma do PZPN-u i wojewody, w których apelowali o zmianę decyzji i wyłączenie spod kary sektora gości. Po pierwsze dlatego, że przyjezdni niczym nie zawinili, po drugie – z uwagi na drastyczną zmianę okoliczności, bo obie kary dyscyplinarne zostały wymierzone w okresie, gdy z pandemicznych przyczyn „klatki” i bufory służyły jako kolejne miejsca dla gospodarzy.

Pismami zdziałali tyle, że wojewoda w arogancki sposób poradził im zachowywać się „jak na żużlu czy siatkówce”, a wówczas na pewno derby odbędą się z udziałem kibiców z obu stron.

To o tyle zabawne, że piłkarscy kibice ŁKS-u od paru ładnych lat wspierają też siatkarki tego klubu, za co otrzymują zresztą regularne pochwały nawet od CEV, czyli siatkarskiego odpowiednika UEFA. Doszło do tego, że federacja zaprosiła kibiców z Łodzi na finały Ligi Mistrzyń, z której ŁKS odpadł w fazie grupowej. Natomiast dość ignoranckie podejście wojewody to pikuś przy rzeczywistych konsekwencjach decyzji.

Ełkaesiacy byli zmuszeni znaleźć zastępczy sposób, by wspólnie przeżywać derbowe emocje. Początkowo planowano ustawić telebim na murawie przed trybuną przy al. Unii 2, co pozwoliłoby na imprezę masową bez większych koronawirusowych obostrzeń. Na to jednak nie wyrazili zgody ludzie dbający o jakość trawy. Drugim pomysłem był parking przed trybuną, na ten pomysł jednak niechętnie reagowała policja. Ostatecznie stanęło na bezpłatnej, ale biletowanej imprezie na części parkingów pomiędzy trybuną ŁKS-u a siatkarską halą. Początkowo kibice i klub liczyli na imprezę bez większych ograniczeń. Bariery miały obejmować skromną część parkingu, dzięki czemu 700 szczęśliwców z biletami oglądałoby spotkanie na ogrodzonym terenie. Ale przecież za barierkami mogli stać łódzcy spacerowicze, którzy telebim widzieliby wcale nie gorzej niż ci w środku.

Wyglądało to na solidny i zgodny z prawem plan. Niestety, swoje zrobiła w tej kwestii policja, zakazując przejścia choćby w pobliże imprezy tym, którzy nie posiadali wejściówki. Wielu fanów ŁKS-u odbiło się od bram, część stała bokiem do ekranu. Trudno nie zarzucić tutaj służbom złośliwości. Czy pandemicznie bezpieczniejsze było upchnięcie tych fanatyków przed wąskim wejściem na teren imprezy, zamiast rozlokowania ich wokół terenu z telebimem? Nie sądzimy.

Efekt był taki, że zamiast tysięcy, mecz obejrzały setki. Atmosfera była o wiele gorsza niż choćby na… ostatnim derbowym telebimie, w 2011 roku, gdy ełkaesiacy oglądali na ekranach zwycięstwo swoich ulubieńców przy Piłsudskiego po bramce Mięciela.

WYJŚCIE Z IMPASU?

Już teraz jest jasne, że kolejne łódzkie starcie również będzie tak naprawdę protezą prawdziwych derbów. ŁKS rozbudowuje swój stadion, więc nie ma szans, by wiosną wpuścił na obiekt jakichkolwiek fanów Widzewa. Na trybunach w najlepszym wypadku zasiądzie koło 5-6 tysięcy widzów, bo mniej więcej tyle mieści obecna trybuna. Jeśli utrzyma się z nami koronawirus – ten obraz będzie jeszcze smutniejszy, bo obecnym „kompletem” jest pojemność z meczu przeciw Stomilowi, który obejrzało trochę ponad 2,5 tysiąca kibiców.

Wymarzony scenariusz dla łodzian, to zapewne awans obu ekip do Ekstraklasy oraz przedwczesne ukończenie obiektu przy al. Unii 2 – co wcale nie jest niemożliwe przy obecnym tempie prac. Wówczas faktycznie byłaby szansa na powrót do lat świetności – derby w krajowej elicie, przy wsparciu kilkunastu tysięcy kibiców z obu stron miasta. Ale czy na pewno o takim meczu marzy też łódzka policja? Wojewoda? Komisja Ligi Ekstraklasy SA?

Może po prostu derby umarły, bo umrzeć musiały. Bo tych, którzy je kochali, było mniej niż tych, którzy traktowali je jako konieczność. Wczoraj nie doszło praktycznie do żadnych poważniejszych ekscesów. I na stadionie, i pod telebimem największe przewiny to odpalenie pirotechniki. Poza tym spokój na obu obiektach, spokój na mieście. Wystarczyło rozrzucić kibiców po dwóch końcach miasta, a następnie maksymalnie ograniczyć ich liczbę.

Teraz wszyscy mają święty spokój. A że razem z kąpielą wylano dziecko? Cóż, jak widać nikt za derbami specjalnie nie zapłakał. I mamy wrażenie, że jeśli nawet kiedyś powrócą, to dla wielu idealny jest obecny układ. Układ, w którym derbów tak naprawdę już nie ma.

Fot. Newspix

Najnowsze

Ekstraklasa

Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…

Maciej Szełęga
4
Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…
1 liga

Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Damian Popilowski
2
Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu
Anglia

Media: Gwiazdor West Hamu może zostać następcą Mohameda Salaha

Maciej Szełęga
1
Media: Gwiazdor West Hamu może zostać następcą Mohameda Salaha

Komentarze

27 komentarzy

Loading...