Reklama

ŁKS rządzi w Łodzi

redakcja

Autor:redakcja

16 września 2020, 22:01 • 5 min czytania 31 komentarzy

Solidny, NRD-owski futbol plus zrywy Fundambu – ta porażająca mieszanka nie wystarczyła Widzewowi na wyrachowany ŁKS. W Łodzi nie było sensacji – klub, który zajmuje ostatnie miejsce, przegrał z liderem tabeli. Widzew na pewno dał dzisiaj z tej osławionej wątroby, jeździł też na dupie, ale tylko udowodnił, że finalnie w piłce nożnej chodzi o grę w piłkę. Tę lepiej uprawia ŁKS.

ŁKS rządzi w Łodzi

NOWE ROZDANIE DOBIEGO

Enkeleid Dobi w zasadzie wystawił dzisiaj zupełnie nową drużynę. Pawłowskiemu dał zresetować głowę, wstawił Mleczkę. Na lewej obronie młody Becht, który przed tym meczem zaliczył minutę w II lidze. Na środku obrony zamiast Rudola i Tanżyny duet Nowak i Grudniewski. Byli w pierwszym składzie Kun, Czubak, Mucha, wrócił też do wyjściowej jedenastki Fundambu, słowem: totalna rewolucja. Dobi zapowiadał, że zrobi zmiany, ale wszyscy spodziewali się może trzech, czterech. Z jednej strony – Widzew grał źle, więc co się dziwić, że wchodzą nowi. Tak to powinno wyglądać, gdy pierwszoplanowi zawodzą. Z drugiej strony – takim zestawieniem Widzew pewnie nie zagrał nigdy nawet na treningowej gierce.

Widzew ruszył od pierwszych minut jak rozjuszony dzik, ŁKS może nawet dał się zepchnąć. Ale z drugiej strony mieliśmy w pamięci, że Stomil też zepchnął ŁKS w pierwszych minutach i nie miało to żadnego znaczenia, bo za zepchnięcie w pierwszych minutach punktów nie przyznają. Z konkretów, ciekawie dogrywał Fundambu do Nowaka, ale ten nie zabrał się z piłką. Poza tym mnóstwo twardej gry, w razie czego nawet taktycznych fauli. Gdyby sędziował ktoś mniej pobłażliwy od Jarzębaka, kartkami mogłoby sypnąć od pierwszych minut.

Widzewiacy mogli się połudzić, że jakoś to wygląda, że jest chociaż walka, a tymczasem ŁKS strzelił bramkę. Stały fragment gry, wrzutka Pirulo, tam Rozwandowicz. Pilnował go Becht i w tej sytuacji pokpił sprawę, bo w niczym Rozwandowiczowi ataku na piłkę nie utrudnił. Z drugiej strony Becht i tak, jak na to ile ma doświadczenia, grał niezłe spotkanie. Zastanawiamy się też, czy tutaj lepiej nie mógł zachować się Mleczko – piłka weszła w dość trudny kozioł, ale kto wie – może jednak trzeba było wyjść? Może jednak to było do wyjęcia, gdyby czekał na linii? To nie była bomba po widłach, przy której mógł tylko odprowadzić ją wzrokiem.

ŁKS za wiele do końca pierwszej połowy już nie stworzył, ale i Widzew tak gonił wynik, że najlepsza okazja to sytuacja, w której Czubak nie trafił w piłkę. Znowu – ŁKS, raczej czekający na ruch rywala, miał finalnie coś konkretniejszego, ale uciekającego Domingueza zablokował Becht. Chyba Hiszpan tutaj mógł podjąć lepszą decyzję – czy nie zatrzymywać piłki, czy odgrywać do Pirulo.

Reklama

Jakieś nadzieje widzewiacy mogli mieć, bo to było tylko 0:1, a ŁKS nie mógł powiedzieć, że robi na połowie Widzewa co chce. Jak na eksperymentalne zestawienie, gospodarze nie sypali błędami jak z rękawa. Ale Widzew faulował tylko w pierwszej połowie 17 razy. Poczobut sam miał z pięć fauli i trzy pyskówki do arbitra. To, że Jarzębak tak długo trzymał go na boisku, to i tak jest cud.

CHWILA, GDY WIDZEW ZACZĄŁ GRAĆ PIŁKĘ

W każdym z dotychczasowych pierwszoligowych meczów Widzew miał taki moment, kiedy grał w piłkę. Coś stwarzał. W ofensywie wyglądał jak drużyna, która nie wygrała awansu w czipsach.

Z ŁKS-em nie było inaczej. Spodziewaliśmy się, że goście mogą dalej chcieć czyhać na kontry, czyli wpuścić Widzew na swoje podwórko. Ale w pierwszym kwadransie po zmianie stron chyba się przeliczyli i wpuścili Widzew za głęboko.

Rozkręcił się Fundambu, który już w pierwszej połowie potrafił błysnąć, choćby przerzutem przy linii nad Wolskim. Tym razem polot Fundambu przenosił się na konkrety. To on wypuścił Kuna na strzał – podanie między trzech obrońców – po którym Malarz pierwszy raz musiał się zmachać. To on dograł do Czubaka, który też dobrze się zastawił i oddał naprawdę groźne uderzenie, a Malarz już naprawdę musiał się wykazać.

I gdy wydawało się, że z tej przewagi coś się może urodzić, ŁKS wbił drugiego gwoździa. Chwila przestoju w meczu z powodu kontuzji – może Widzewowi brakło koncentracji, może czegoś innego, w każdym razie Trąbka poszedł środkiem, nikt mu tam specjalnie nie przeszkadzał, aż w końcu pomocnik ŁKS-u dograł do Klimczaka. Ten wyrzucony na skrzydle, ale mający miejsce, by oddać strzał. Znowu – nie sądzimy, by to było złe uderzenie. Ale nie sądzimy też by było takie, przy którym Mleczko nie mógł zrobić więcej. Klimczak strzelał z naprawdę ostrego kąta.

FESTIWAL ŻÓŁTYCH KARTEK

Później Dobi próbował ratować wynik Ojamą, a wpuszczanie Estończyka to prawie jak wywieszanie białej flagi. Można powiedzieć o tym, że dwa razy Widzew założył wysoki pressing i ŁKS jak w czasach ESA się pomylił. Da się wspomnieć o główce Tanżyny po przedłużeniu Ameyawa. Ale tak naprawdę do końca meczu nad całym spotkaniem dominowały faule, faule i jeszcze raz faule. Do tego oczywiście spinki między zawodnikami. I jeszcze trochę fauli.

Reklama

W końcu wyleciał z boiska Poczobut za wejście wyprostowaną nogą w Corrala. Za co jeszcze i tutaj miał Poczobut pretensje – trudno wyczuć. Rozumiemy derby, atmosferę, konieczność walki, rozumiemy, że są na boisku potrzebni piłkarze o różnej charakterystyce. Ale bez przesady, nie ma miejsca na boisku dla ludzi, którzy wnoszą TYLKO agresję. To nie ta dyscyplina sportu.

Naszym zdaniem tak grając Widzew utrzymałby się w NRD-owskiej Oberlidze. Czy wystarczy na pierwszą ligę – czas pokaże. Szukając pozytywów powiemy, że w zasadzie szaleństwem byłoby się spodziewać innego rezultatu po Widzewie grającym pierwszy raz w takim składzie. Jeśli potraktować ten mecz jako przegląd wojsk, to widać, że Widzew ma kilku zawodników, którzy mogą za jakiś czas coś razem zbudować. Na ten moment ŁKS to jednak za wysokie progi, inny poziom piłkarskiej dojrzałości.

Widzew Łódź – ŁKS Łódź 0:2 (0:1)

Rozwandowicz 17, Klimczak 64

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

31 komentarzy

Loading...