Reklama

Osaka leżała na deskach, ale się podniosła. Japonka wygrywa US Open!

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

13 września 2020, 00:54 • 4 min czytania 3 komentarze

Początkowo finał US Open nie wyglądał dobrze dla Naomi Osaki. Jej rywalka – Wiktoria Azarenka – w pierwszym secie rozdawała karty. Świetnie rozpoczęła też drugiego i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że to ona wyjdzie z tego starcia zwycięsko. Japonka odrodziła się jednak jak feniks z popiołów i po prostu przejęła kontrolę nad meczem. Wygrała swój trzeci wielkoszlemowy tytuł i możemy to śmiało powiedzieć – zapewne nie ostatni.

Osaka leżała na deskach, ale się podniosła. Japonka wygrywa US Open!

Zarówno Japonka, jak i Białorusinka to oczywiście znakomite tenisistki, ale na tym podobieństwa między nimi się kończą. I nie mówimy tu tylko o różnicy wieku, liczbie wygranych turniejów w ramach WTA (przed dzisiejszym pojedynkiem 21 do 5 dla weteranki), ale choćby podejściu do spraw społecznych i wychodzeniu ze swoimi wypowiedziami poza sport.

Osaka większość życia spędziła w Stanach Zjednoczonych i nie pozostaje obojętna na wydarzenia w tym kraju. Podczas US Open na korcie pojawiała się w czarnych maseczkach, na których widniały nazwiska osób postrzelonych przez amerykańską policję, a w sierpniu wycofała się z turnieju Western & Southern Open, co poskutkowało decyzją tenisowych władz o wstrzymaniu zawodów na jeden dzień. Tymczasem Azarenka, mimo napiętej sytuacji politycznej na Białorusi, decyduje się nie zabierać głosu. I oczywiście ma do tego prawo.

Mówimy też o dwóch różnych karierach, jeśli chodzi o parę ostatnich lat. Osaka, od kiedy pojawiła się na salonach, regularnie zajmuje pozycję w pierwszej dziesiątce światowego rankingu, a Azarenka, która największe sukcesy osiągała w okolicach 2012 roku, dopiero wraca do czołówki. Sierpniowy turniej Western & Southern Open był jej pierwszymi wygranymi zawodami WTA od… 2016 roku. Wygrała je zresztą walkowerem, z powodu kontuzji właśnie Osaki. Tak, te tenisistki miały spotkać się już dwa tygodnie wcześniej. Ale jak to mówią – co się odwlecze, to nie uciecze. Czekaliśmy na kawał znakomitego tenisa.

Dwa obrazy

Ciekawiło nas, jak wejdzie w ten mecz Wiktoria Azarenka. W półfinale z Sereną Williams potrzebowała bowiem trochę czasu, zanim złapała rytm – w pierwszej partii poległa 1:6, dopiero potem weszła na swój właściwy poziom. Szybko jednak okazało się, że Białorusinka w pełni wyciągnęła z tamtego pojedynku wnioski. W finale przeciwko Osace z miejsca grała jak natchniona.

Reklama

Idealnie trafiła serwisem, popełniała bardzo mało błędów i dominowała dłuższe wymiany, o ile w ogóle do takich dochodziło. Japonka tymczasem wyglądała na zagubioną, jakby kompletnie nie spodziewała się takiej postawy swojej rywalki. Zdołała urwać tylko jednego gema, przy swoim drugim podaniu. Jeśli chodzi o pewność siebie – dzieliła ich przepaść. Pierwszy set skończył się błyskawicznie, wynikiem 6:1 dla Białorusinki.

Obawialiśmy się, że kolejny potoczy się podobnie, bo po prostu tak się zapowiadało. Azarenka pewnie wygrała pierwszego gema, następnie przełamała rywalkę. Ale potem, w momencie, kiedy nikt nie się tego nie spodziewał, Osaka odżyła i skradła gema Białorusince przy jej podaniu. I na tym się nie zatrzymała. W przekonujący sposób doprowadziła do stanu 2:2, dokładając ostatni punkt piorunującym serwisem przy linii.

Azarenka przestała wyglądać tak pewnie. Przede wszystkim – popełniała coraz więcej prostych błędów. Przy stanie 3:3 niemal wyłącznie ze swojej winy dała się przełamać. Kolejne dwa gemy też trafiły do Japonki. Co za zwrot akcji! Osaka leżała już na deskach, prezentowała się naprawdę kiepsko, ale jakimś cudem wrzuciła wyższy bieg. Trzeba przyznać – tak potrafią tylko wybitne tenisistki.

To, co stanowiło przewagę Azarenki na przestrzeni pierwszego seta i początku drugiego, czyli dokładność, zdawało się nie odgrywać już roli. W trzecim rozdaniu przegrywała 1:3, ale stanęła przed szansą do powrotu do gry – podczas podania Osaki prowadziła 40:0. Jednak nagle zaczęła posyłać piłki w aut. I przegrała pięć wymian z rzędu. Nie mogło być inaczej – Japonka poczuła, że ma ten mecz w garści. I choć dała się jeszcze zaskoczyć rywalce, przegrywając jedno ze swoich podań, to doprowadziła sprawę do końca. Wygrała 1:6, 6:3, 6:3.

Naomi Osaka, która w tym roku skończy dopiero 23 lata, zdobyła swój trzeci wielkoszlemowy tytuł w karierze. Bądźmy szczerzy – w przyszłości zapewne sięgnie jeszcze nie po jeden. To po prostu olbrzymi talent. I choć nie zapominamy, że z tegorocznego US Open wycofało się pełno czołowych tenisistek, to w takiej formie, jakiej znajdowała się w ciągu ostatnich tygodni, mało kto jest w stanie jej zagrozić. Gratulacje należą się oczywiście też Azarence. Urodziła dziecko, wypadła ze światowej czołówki, ale wróciła w wielkim stylu. Niemal na sam szczyt.

Fot. Newspix.pl

Reklama

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

3 komentarze

Loading...