Reklama

Czego w PZPN szukało CBA? „Interesują ich szczegóły obsad sędziowskich”

redakcja

Autor:redakcja

12 września 2020, 08:52 • 16 min czytania 16 komentarzy

Co tam słychać w weekendowej prasie? Startuje Premier League oraz La Liga, więc mamy sporo zapowiedzi z Anglii i Hiszpanii. Mamy także parę rzeczy z Ekstraklasy, w tym rozmówkę z Mikaelem Ishakiem z Lecha Poznań oraz szczegóły dotyczące wizyty CBA w PZPN. – Interesuje ich, jak przebiega taki wybór, kto jest za niego odpowiedzialny, jakie czynniki wpływają na przypisanie poszczególnych arbitrów do konkretnych spotkań. Ma to prawdopodobnie związek z Łukaszem B., który już wcześniej prowadził mecze w ekstraklasie, a w tamtym okresie wyznaczano go do funkcji asystenta sędziego VAR oraz z Marcinem Bońkiem, bratankiem prezesa PZPN – pisze „Przegląd Sportowy”

Czego w PZPN szukało CBA? „Interesują ich szczegóły obsad sędziowskich”

Sport

Trenerzy i gadanie do ścian na konferencjach. Szkoleniowcy mają dość tych rozmów, jednak zespół medyczny PZPN nie pozwala na zmiany. Po jego interwencji konferencję Cracovii trzeba było przenieść… na zewnątrz.

Najdobitniej przedstawił to Michał Probierz, który po meczu Podbeskidzia z Cracovią powiedział: – Nie twórzmy już farsy z tymi konferencjami, róbmy je normalne. Ludzie po knajpach siedzą, wszyscy są razem, a my mamy online’ową farsę. To jest komedia, która mnie śmieszy. Poza tym nudzi mnie już gadanie tylko do kamery. Nawet się nie mogę z nikim pokłócić – mówił trener „Pasów”. Błazeństwo i katastrofa W podobnym stylu wypowiadał się Petr Rada, trener z powodzeniem prowadzący czeski FK Jablonec. – Mam już dosyć mówienia do pustych ścian i kamery. To jest jakaś katastrofa i błazeństwo. Nie może tutaj siedzieć dziesięciu dziennikarzy z maskami na twarzy? Ja sam też bym ją założył. Kiedy mówię do pustych ścian, to wyglądam jak głupiec. Ogarnijcie się i pozwólcie choć kilku dziennikarzom wejść na salę, by mogli zadawać pytania. Ja mam dość takiego funkcjonowania – nie przebierał w słowach były reprezentant Czechosłowacji. U nas z tych wszystkich sztucznych ograniczeń stara się wyjść Cracovia. Przed meczem ze Stalą Mielec krakowianie zapowiedzieli, że zorganizują normalną konferencjęKiedy wszystko wydawało się już dopięte, swoje postanowił wtrącić skompromitowany Zespół Medyczny PZPN. Dlaczego skompromitowany? Po zakończeniu poprzedniego sezonu, ludzie w nim zasiadający rozjechali się i nie było z nimi kontaktu. Nie było też żadnych wytycznych, jak postępować, kiedy zbliżał się okres przygotowawczy. Pojawiły się dopiero 3 sierpnia, a do klubów zostały rozesłane dwa dni później, kiedy wszyscy już trenowali… Teraz „eksperci” zgłosili uwagi odnośnie konferencji Cracovii. Nie pozwolili na jej zorganizowanie w pomieszczeniu, dlatego odbyła się ona wczoraj po południu na… świeżym powietrzu.

Dalej kilka relacji z meczów, więc je omijamy. „Sport” zapowiada także kolejne starcie GKS-u Tychy, który zaliczył falstart sezonu.

Reklama

– Ten tydzień zaczęliśmy od zamknięcia poprzedniego rozdziału – mówi trener Derbin. – We wtorek dokonaliśmy analizy spotkania z Zagłębiem, by wyciągnąć wnioski z porażki 0:3 poniesionej w Sosnowcu. Za wysokiej, bo za zaangażowanie nie mogę mieć pretensji do zespołu. Była walka o każdy centymetr boiska. Mieliśmy wyższą intensywność i większą liczbę przebiegniętych metrów. Zabrakło jednak odbioru tak zwanej drugiej piłki, a jeden błąd, popełniony w naszym polu karnym przez Nemanję Nedicia okazał się kluczowy. Po golu straconym z rzutu karnego kwadrans przed końcem meczu otworzyliśmy się, myśląc o odrobieniu straty, ale gospodarze niesieni dopingiem kibiców wyprowadzili dwa ciosy, którymi nas dobili. Po tej bolesnej przegranej zachowujemy jednak spokój, a raczej podnieśliśmy swoją motywację i wyciągamy wnioski. Na każdym treningu, od wtorkowych zajęć licząc, widać było, że w zespole rośnie chęć odniesienia zwycięstwa. Szkoleniowiec tyszan przeanalizował także swój bilans potyczek z Sandecją i jej trenerem Piotrem Madryszem. Zaczęło się 19 września 2015 roku, kiedy Zagłębie Sosnowiec zremisowało w Nowym Sączu 3:3. – To był szalony mecz – przypomina Derbin. – Przegrywaliśmy już 1:3, ale Jakub Arak, obecnie zawodnik Lechii Gdańsk, strzelił w końcówce dwa gole. W rewanżu na Stadionie Ludowym wygraliśmy natomiast 2:0. Jednak rok temu w Nowym Sączu prowadzony przeze mnie GKS Bełchatów przegrał z Sandecją 1:2, choć po asyście Krzyśka Wołkowicza, zamienionej na gola przez Mateusza Marca, dziś zawodnika Podbeskidzia, na przerwę schodziliśmy prowadząc 1:0. Także 1:2 GKS Bełchatów przegrał rok temu w Niecieczy, gdzie jako trener pracował Piotr Mandrysz. Wtedy gola na 1:1 strzelił Bartek Biel, ale Bruk-Bet miał w swoich szeregach Vladislavsa Gutkovskisa i dwa gole reprezentanta Łotwy, dziś napastnika Rakowa Częstochowa, zadecydowały o naszej porażce. Mam więc nadzieję, że nadchodzi czas rewanżu.

Memphis Depay w Barcelonie? Na taki transfer nalega Ronald Koeman, a sam zawodnik także jest „za”. Wygląda na to, że Francuz może trafić na Camp Nou.

Koeman już na wstępie zapowiedział, że kilku zawodników nie potrzebuje. Ivan Rakitić wrócił do Sevilli, triumfator Ligi Europy pozyskał też Oscara Rodrigueza z Realu Madryt, Suso z Milanu i Bono z Girony. Luis Suarez już był blisko Juventusu, gdy weszło do gry Atletico, a Urugwajczykowi odpowiada pozostanie w Hiszpanii. Następcą Suareza ma być Memphis Depay, były podopieczny Koemana z reprezentacji Holandii. Napastnik Lyonu sezon zaczął od hat tricka w Ligue 1, ale zaraz zapowiedział, że nie zamierza go w tym klubie dokończyć. Lyon w europejskich pucharach nie zagra, co zniechęca Depaya. Chyba za dużo o Barcelonie myślał, bo w meczach Ligi Narodów z Polską i Włochami bramki nie strzelił, za to zarobił dwie żółte kartki i spotkanie z Bośnią i Hercegowiną będzie musiał opuścić.

Ligę zaczynają także na Wyspach Brytyjskich. Marcelo Bielsa kontra Premier League – kto wygra to starcie? Argentyńczyk już dorobił się swojej ulicy w Leeds.

Reklama

Nie tylko jednak 30-letni pomocnik zadebiutuje dziś w Premier League. Swój pierwszy mecz w elicie rozegra też wspomniany Marcelo Bielsa, który jest synonimem sukcesu Leeds w postaci awansu do Premier League. Charyzmatyczny Argentyńczyk, nie licząc pracy po drugiej stronie Atlantyku, a także ról selekcjonerskich w ojczyźnie, i w Chile, prowadził do tej pory drużyny w hiszpańskiej, francuskiej i włoskiej ekstraklasie. Teraz czas na angielską, a po tym, co ogłoszono wczoraj, Bielsie chyba będzie się pracowało jeszcze lepiej. Potwierdzono bowiem, że szkoleniowiec przedłużył kontrakt z klubem na kolejny sezon. Jeszcze kilka dni temu przyszłość trenera pozostawała niepewna, choć kibice z Elland Road nie wyobrażali sobie innego scenariusza. Być może do przedłużenia umowy skłoniło trenera to, co wydarzyło się niedługo po awansie. Po 16 latach Leeds wrócił do Premier League, a w dowód uznania w mieście w północnej Anglii jedną z ulic przemianowano na Marcelo Bielsa Way. Z reguły beniaminkowie nie mają łatwo w Premier League, ale raczej nikt nie spodziewa się, że Leeds zapląta się w walkę o utrzymanie. Prędzej może sprawić niejedną niespodziankę.

Super Express

Rozmówka z Damianem Kądziorem. Skrzydłowy Eibar zapowiada, że chce zagrać z Barceloną i Realem Madryt. Chwali także swojego menedżera.

– La Liga to nie są najbardziej przyjazne Polakom rozgrywki. Nie boisz się hiszpańskiego futbolu?

– Nie mam nic do stracenia. Niedawno kopałem piłkę w pierwszej lidze i mieszkałem w Suwałkach, a spotkania reprezentacji Polski oglądałem na Narodowym jako kibic. Później trafiłem do Dinama, zagrałem w Lidze Europy, słuchałem hymnu Ligi Mistrzów, stojąc na murawie, strzeliłem w kadrze gola. Niczego się nie boję! Poza tym kręci mnie fakt, że będę mógł zmierzyć się z Barceloną albo Realem Madryt.

– Informowaliśmy, że na celownik wzięły cię kluby z Hiszpanii, Szwajcarii i Turcji. Później ofert było jeszcze więcej?

– Na mojego menedżera nie powiem złego słowa, bo latem mogłem iść do każdej czołowej ligi Europy, poza Anglią. Dzwonili z Bu ndeslig i, Serie A, miałem też drugą ofertę z Hiszpanii. Najwięcej sygnałów pojawiło się natomiast z ligi tureckiej. Na przykład z klubów ze Stambułu. Albo Alanyasporu. Kasa nie była dla mnie najważniejsza. Gdy byliśmy już po słowie z Eibar, zadzwonili szefowie PAOK Saloniki, którzy znaleźli dodatkowe pieniądze i chcieli negocjować. Dla mnie było jednak za późno.

– Jak minęły pierwsze dni w Hiszpanii?

– Szybko wziąłem się za naukę języka. To spodobało się kolegom, którzy chyba mnie polubili. Jestem w Eibar zaledwie kilka dni, a czuję, jakbym wszystkich znał.

Przed meczem Śląska Wrocław z Lechem Poznań mamy także rozmowy z piłkarzami obydwu zespołów. Ta z Mikaelem Ishakiem jest trochę dłuższa i konkretniejsza niż z Robertem Pichem, więc skupmy się na niej. Napastnik Lecha opowiada m.in. o Bogu.

– Jak po kilku tygodniach odbierasz nowy klub?

– Jest fantastyczny! Przede wszystkim jest bardzo profesjonalny, a przy tym panuje rodzinna atmosfera, jesteśmy ze sobą blisko, mamy dobry kontakt. W klubie jest też kilku młodych, bardzo utalentowanych graczy, którzy moim zdaniem będą w przyszłości grać w najmocniejszych ligach. Dla mnie Lech to ekscytująca mieszanka młodości i doświadczenia. Mam nadzieję, że ta kombinacja pozwoli nam w tym sezonie osiągnąć sukces.

– Jak ważne są dla ciebie rodzina, tradycja czy korzenie?

– Jestem bardzo rodzinnym człowiekiem. Mam codzienny kontakt z mamą i tatą, z moimi braćmi. Gdy rozmawiam z bliskimi, wciąż używamy języka aramejskiego, syryjskiego lub arabskiego, i to oczywiście jest część mnie. Tylko że z Syrią nic mnie nie łączy. Nigdy tam nawet nie byłem. Urodziłem się w Szwecji i postrzegam siebie jako Szweda.

– Jaką rolę w twoim życiu pełni religia?

– Jest najważniejsza. Jezus Chrystus jest moim panem i zbawicielem. Nic na świecie nie jest od niego ważniejsze. W mojej wspólnocie skupiamy się na Piśmie Świętym. Staramy się je poznawać i uczyć się z niego. Centralną postacią jest w nim właśnie Chrystus. To on jest w moim życiu numerem 1.

Przegląd Sportowy

Tomas Pekhart łamie stereotypy. Mówiono o nim, że nie potrafi grać głową, tymczasem w tym elemencie wygląda na prawdziwego kozaka. W tym sezonie to gra w powietrzu przynosi mu najwięcej bramek.

Kiedy Tomaš Pekhart przychodził zimą do Legii, dziennikarz „Marki” zapewniał, że mimo wysokiego wzrostu, Czech wcale nie gra dobrze głową, nie jest też zbyt skuteczny. Dlatego miał się odbić od Sekunda Division. Wygląda na to, że albo PKO BP Ekstraklasa jest od drugiej ligi hiszpańskiej zdecydowanie słabsza, albo (a może i) w Legii 31-letni napastnik lepiej się wkomponował w zespół Aleksandara Vukovicia niż do drużyny Las Palmas. Pewne jest jedno: Pekhart po trzech kolejkach ma na koncie cztery zdobyte bramki, z czego trzy gole strzelił głową. Lewa strona lepsza od prawej – To najlepsza głowa w ekstraklasie – stwierdził w przerwie meczu przed kamerami Canal Plus Jakub Rzeźniczak, były piłkarz Legii, który teraz gra (aktualnie leczy kontuzję) w Wiśle Płock. Z boku przyglądał się, jak dobrze funkcjonuje lewa strona jego dawnej drużyny. Bardzo dobrze wkomponował się w zespół Filip Mladenović – to właśnie on asystował przy jednym golu meczu. Mocno dośrodkował w pole karne, Alan Uryga stał zdecydowanie zbyt daleko od Pekharta, który takiej okazji nie mógł zmarnować. Serbski lewy obrońca świetnie współpracuje z Luquinhasem, który zostawia mu wolny korytarz – w takiej grze były zawodnik Lechii odnajduje się idealnie.

„Przegląd Sportowy” informuje, czego konkretnie agenci CBA szukali w siedzibie PZPN. Pod lupą funkcjonariuszy miały znaleźć się m.in. obsady sędziowskie.

Wiemy, że zażądali oni wydania telefonów komórkowych i służbowych komputerów użytkowanych przez wiceprezesa PZPN Jana Bednarka (który jest zarazem szefem zachodniopomorskiego futbolu), sekretarza generalnego związku Macieja Sawickiego oraz dwóch innych pracowników federacji, wśród nich dyrektora biura Zachodniopomorskiego ZPN. Śledczy działający na zlecenie prokuratury analizują też procedury wyboru arbitrów na poszczególne mecze o mistrzostwo ekstraklasy w sezonie 2018/19, w tym sędziów asystentów VAR. Interesuje ich, jak przebiega taki wybór, kto jest za niego odpowiedzialny, jakie czynniki wpływają na przypisanie poszczególnych arbitrów do konkretnych spotkań. Ma to prawdopodobnie związek z Łukaszem B., który już wcześniej prowadził mecze w ekstraklasie, a w tamtym okresie wyznaczano go do funkcji asystenta sędziego VAR oraz z Marcinem Bońkiem, bratankiem prezesa PZPN. Przybyli do siedziby związku
przy Bitwy Warszawskiej funkcjonariusze CBA zażądali wydania wszelkiej dokumentacji zarówno w formie papierowej, jak i elektronicznej dotyczącej fundacji All Sports Promotion, czyli umów zawieranych przez PZPN z tym podmiotem, dokumentów księgowych, raportów z wykonywania umów oraz ofert, skrzynek mailowych wszystkich pracowników odpowiedzialnych za kontakty z firmą Mikrotel oraz pracowników PZPN odpowiedzialnych za rozdysponowanie biletów na mecze reprezentacji Polski w piłce nożnej. Były też wnioski o przedstawienie dokumentacji dotyczącej:
– organizacji meczów reprezentacji Polski w piłce halowej w latach 2012–2019, a w szczególności umów dotyczących ewentualnie pośrednictwa w organizacji wydarzeń
– umów zawieranych przez PZPN w związku z produkcją gadżetów reklamowych w latach 2012–2020
– organizacji w roku 2016 w Gdyni mistrzostw Polski w piłce plażowej oraz w roku 2015 analogicznej imprezy w Ustce
– udzielenia przez PZPN licencji na użytkowanie stadionów piłkarskich w Koszalinie
– dokumentacji wpływającej do centrali PZPN, a odnoszącej się do stanu finansów Zachodniopomorskiego Związku ZPN

Dalej Magazyn Lig Zagranicznych, który rzecz jasna w dużej mierze poświęcony jest Premier League. Jarosław Koliński i Łukasz Grabowski prezentują nam alfabet rozgrywek.

A jak aspiranci. Najpierw była wielka czwórka: Arsenal, Chelsea, ManchesterUnited i Manchester City. Później do tego grona dołączyły:Liverpool i Tottenham. I nagle z czwórki zrobiła się szóstka. Teraz o kolejną zmianę szyldu „wielkich” aspirują Leicester i Wolverhampton. Ci pierwsi już nawet raz zagrali wszystkim na nosie, zgarniając mistrzowski tytuł w 2016 roku. Ci drudzy dwa lata temu weszli do Premier League jak do siebie, bez kompleksów, i to pozwoliło im zająć w pierwszym sezonie siódme miejsce. W poprzednim ten wynik powtórzyli. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. I skoro już udało się uszczypnąć dużych rywali, czas dobrać im się do skóry na poważnie. I przy King Power Stadium, i przy Molineux nie ukrywają swoich mocarstwowych ambicji. Pytanie, czy uda się przeskoczyć z kolejki oczekujących do grona już zasiadających przy stole. 

S jak szaleniec. Czy Premier League jest gotowa na Marcelo Bielsę? – pyta nagłówek dziennika „Guardian”. Nie ma co klikać, można odpowiedzieć samemu: oczywiście, że tak. Angielska ekstraklasa potrzebuje niebanalnych osobowości, nawet tak ekscentrycznych jak trener, który rozpracowuje rywala, wysyłając swojego asystenta z lornetką na przeszpiegi, czy potrafiącego z rozpaczy po porażce leżeć nagi na łóżku do masażu… Bielsa, nazywany powszechnie „szaleńcem”, jest tak nieprzewidywalny, że fani Leeds dopiero w czwartek, dwa dni przed pierwszym meczem sezonu z Liverpoolem, mogli mieć pewność, że Argentyńczyk poprowadzi zespół w nadchodzących rozgrywkach. Tak późno bowiem podpisał nową, zaledwie roczną, umowę z klubem. – Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć tego gościa w Premier League! – napisał w swoim felietonie dla dziennika „Telegraph” były gwiazdor Liverpoolu Jamie Carragher.

Nie mogło także zabraknąć La Ligi. Zapowiedź nowego sezonu w formie pytań i odpowiedzi od Jakuba Kręcidło.

Czy da się polemizować z tezą, że Real jest zdecydowanym faworytem do mistrzostwa?

Po szalonym lecie Barcelona to jedna wielka niewiadoma. Królewscy postawili na stabilizację. Latem sprowadzili tylko Martina Ödegaarda i sprzedali kilku niepotrzebnych zawodników. Fundament, który w poprzednim sezonie zbudował Zidane, jest naprawdę solidny. Real opiera się na znakomitej defensywie. Kluczem jest zachowywanie czystego konta, bo – jak tłumaczył Casemiro – „z przodu mamy tyle jakości, że zawsze coś strzelimy”. Nie jest to styl efektowny, jednak po restarcie LaLiga doprowadził Los Blancos do 10 zwycięstw z rzędu. Zobaczymy, jak Zizou rozwinie zespół. W Madrycie dużym znakiem zapytania jest Eden Hazard. Pierwszy sezon Belga był rozczarowujący, ale gdyby osiągnął poziom, który pamiętamy z Chelsea, mógłby sprawić, że Real byłby faworytem do triumfu nie tylko w LaLiga, lecz także Lidze Mistrzów.

Czy Atletico i Sevilla włącza się do walki o tytuł?

Diego Simeone często powtarzał, że po kompletnej przebudowie drużyny i wydaniu blisko 300 mln euro na transfery sezon 2019/20 będzie dla Atletico przejściowym. I tak też było. Argentyńczyk cały rok szukał optymalnego ustawienia, a teraz nadszedł czas weryfi kacji jego nowego projektu. Wymówek już nie ma, ale trudno wierzyć, by Los Rojiblancos nawiązali walkę z Realem czy Barcą, bo choć może i nie będą przegrywać, to już w poprzednim sezonie przekonali się, że bez skutecznego napastnika nie da się regularnie zwyciężać. Z kolei Sevilla jest mocniejsza niż przed rokiem, ale powtórne zdobycie 70 punktów byłoby dużym wyczynem,tym bardziej że ekipę czekają występy w Lidze Mistrzów. Andaluzyjczyków zadowoli zajęcie miejsca dającego prawo gryw Champions League i na tym ich ambicje siękończą. O ile w pojedynczym meczu mogą zagrozićkażdemu, o tyle na dystansie 38 kolejek nie mają szans z duetem gigantów.

Kolejna rozmowa z Damianem Kądziorem. Polak opowiedział o tym, jak dobre wrażenie wywarli na nim działacze Eibaru. Hiszpanie bardziej patrzyli na jego grę w Górniku niż w Dinamie.

Na czym ta specyfika polega?

Eibar gra zupełnie innym stylem, niż ten, który prezentowaliśmy w Dinamie, gdzie mieliśmy bardzo wysoki procent posiadania piłki, graliśmy chorwacką tiki takę. Mój nowy zespół dokonuje największej liczby dośrodkowań w lidze hiszpańskiej. Kupili mnie po to, abym dostarczał piłkę, powiedzieli, że na Bałkanach nie widzieli zawodnika, który miałby lepsze statystyki wrzutek niż ja. To dla mnie ogromne wyróżnienie. Eibar gra bardzo wysoko, w lidze hiszpańskiej odbiera najwięcej piłek na połowie przeciwnika, prezentuje jeden z najbardziej intensywnych stylów gry. Ofensywni zawodnicy cały czas muszą być w ruchu, zakładać pressing. Dużo biegania, zbierania drugich piłek.

Czyli musi się pan nauczyć zupełnie innego futbolu.

Innego niż w Dinamie, ale w Eibar powiedzieli mi, że w Polsce występowałem w podobnym zespole. Przeanalizowałem to, faktycznie u trenera Brosza w Górniku Zabrze również najważniejsza była intensywność gry. Dla zawodników ofensywnych to jest supersprawa, gdy odbierzesz piłkę na połowie przeciwnika. W Górniku to poznałem: ja i Rafał Kurzawa pressowaliśmy bardzo wysoko i gdy przechwyciliśmy futbolówkę, mieliśmy mniejszy dystans do pokonania, by coś zrobić z przodu. Mnie się to bardzo podoba. Wiadomo, że w Hiszpanii grają takie zespoły, że niejednokrotnie zakręcą nami, będziemy musieli wracać 70 metrów na sprincie, ale będą też mecze, w których uda się odebrać piłkę i będę miał mniejszy dystans do przebiegnięcia. Eibar wychodzi w ustawieniu 4–4–2, z dwoma silnymi napastnikami. W Górniku byli Angulo oraz Wolsztyński, który robił czarną robotę. Widzę dużo podobieństw nawet podczas treningów. Mam nadzieję, że roczny pobyt u trenera Brosza będzie teraz procentował.

Znali pana styl z Górnika Zabrze? Konkretny research.

Szczęka mi opadła, kiedy podczas kolacji zobaczyłem prezentację, jaką przygotowano na mój temat. Przeanalizowali mnie od A do Z. Przed koronawirusem byli na 3–4 moich meczach w barwach Dinama, po odwieszeniu rozgrywek na jednym spotkaniu. W każdym z nich strzeliłem gola. Ale i ja wiem na ich temat dużo. Przeczytałem pracę magisterską Polaka, który jest zafascynowany wysokim pressingiem Eibar. Wysłał mi ją, zapoznałem się z nią, lecąc z Hiszpanii do Zagrzebia. Ale też wiadomo, wszystko wychodzi w praniu.

Gazeta Wyborcza

Jak będzie grać nowa Barcelona? Ronald Koeman zdradza, w jaki sposób chce przebudować ekipę z Katalonii. 

Koeman musi skonstruować nowy zespół tak, żeby poprawić grę w tyłach, tolerując ograniczenia Messiego, który przebiega średnio osiem kilometrów w meczu (o 30 proc. mniej od innych). Kiedy dopadnie piłki, robi z nią cuda, ale najpierw koledzy muszą mu ją podać. Za to będą odpowiadali Holender Frankie de Jong i kupiony z Juventusu Miralem Pjanić – dwóch piwotów ustawionych przed czwórką obrońców. Bośniak skończył już kwarantannę i przyleciał do Barcelony. Nie wszystkim wychodzi jednak na dobre. Sprowadzony przed rokiem za 120 mln euro mistrza świata Antoine Griezmann miał z tym ogromny problem. Ma nadzieję, że okres adaptacji wreszcie minął i w drugim sezonie współpraca z Messim będzie wyglądała lepiej. Ponieważ Koeman nie chce w drużynie Luisa Suáreza, Griezmann ma być podstawowym środkowym napastnikiem Barcelony. Urugwajczyk ma odejść do Juventusu lub Atlético Madryt. Na skrzydłach mają fruwać młodzieńcy: nastoletni wychowanek Ansu Fati i wyleczony po serii ciężkich kontuzji mięśniowych Francuz Ousmane Dembélé. Fati zadebiutował w reprezentacji Hiszpanii i zrobił furorę. Od niedzieli jest najmłodszym w historii strzelcem gola w kadrze. Barca chce z nim przedłużyć kontrakt i podwyższyć klauzulę odejścia ze 170 mln do 400 mln euro. Zainteresowanie piłkarzem jest ogromne, jego agentem jest już nie brat Leo Messiego, ale największy drapieżnik w tej profesji Portugalczyk Jorge Mendes. W tyłach Barca się nie zmieni. Przed bramkarzem Markiem-André der Stegenem, który miał operację i wraca do zdrowia, mają grać: Nélson Semedo, Gerard Piqué, Clément Lenglet i Jordi Alba. Z klasycznego ustawienia 4-3-3 Koeman przestawia zespół na 4-2-3-1. W Barcelonie korzystali z niego w przeszłości Bobby Robson, Frank Rijkaard i Louis van Gaal. Nowy trener Barcy chce się pozbyć chilijskiego pomocnika Arturo Vidala, za to odbudować Brazylijczyka Philippe’a Coutinho.

Fot. Newspix

Najnowsze

Anglia

Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami

Bartek Wylęgała
3
Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami
1 liga

Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Piotr Rzepecki
5
Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Komentarze

16 komentarzy

Loading...