Reklama

Zakażenie w Slovanie, którego miało nie być. Cyrk w Pucharze Sanepidu trwa

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

09 września 2020, 18:44 • 5 min czytania 22 komentarzy

Sprawa tegorocznej europejskiej przygody Slovana Bratysława to już nawet nie skandal, a jakaś absurdalna tragifarsa, reżyserowana przez życie i obfitująca w niekończący się chaos. Bulwersowaliśmy się, kiedy Słowaków walkowerem wyrzucano z eliminacji Ligi Mistrzów, ale wtedy UEFA mogła się jeszcze jakoś wybronić. Sytuacja zależała od bardzo wrażliwych farerskich władz sanitarnych, które miały swoje powody, żeby nie dopuścić do meczu. Chodziło o pozytywne testy na obecność koronawirusa w organizmie fizjoterapeuty pierwszej drużyny i jednego z piłkarzy zespołu rezerw mistrza Słowacji. Problem w tym, że minęło trochę czasu, parę meczów zostało rozegranych, a Slovan przeprowadził swoje badania i nie dość, że dalej nie zgadza się z werdyktem europejskich władz futbolu, to jeszcze zamierza udowadniać, że badania na Wyspach Owczych nie pokazywały prawdy. 

Zakażenie w Slovanie, którego miało nie być. Cyrk w Pucharze Sanepidu trwa

Historia lotów i odlotów

Krótki flesz z wydarzeń między 18 a 25 sierpnia. Slovan miał grać z Klaksvikiem. Pierwsza runda eliminacji do Champions League, słaby przeciwnik, żadne wyzwanie dla klubu, który jest mądrze zarządzany, a rok wcześniej bardzo fajnie pokazał się w Lidze Europy, pokonując w niej chociażby Beskitas. Lot samolotem. Na lotnisku – kontrola, badania. Nikt nie ma żadnych objawów, piłkarze są pewni swego, choć przecież wcześniej jeden z zawodniku Slovana miał już zdiagnozowanego wirusa, ale dawno już został odizolowany i jego na wyjeździe nie ma. Mija jednak jeden dzień, a wyniki wzbudzają poruszenie. Fizjoterapeuta drużyny przyjezdnej otrzymuje wynik pozytywny. Miał kontakt ze wszystkimi zawodnikami, więc mecz staje pod znakiem zapytania, nawet jeśli wszyscy piłkarze mają wyniki negatywne. Decyzję ma podjąć farerski inspektorat sanitarny. Słowacy liczą na łaskawą decyzję w myśl ducha sportu. Przeliczą się.

UEFA nie ma praktycznie nic do gadania. Decyduje prawo w danym kraju. Słowacy dostają ultimatum: dwutygodniowa kwarantanna albo powrót na Słowację. Wracają na Słowację, ale przy okazji załatwiają jako taki consensus, w którym nie będę zmuszeni poddania meczu walkowerem. Z Klaksvikiem zagrać mają rezerwy Slovana. Znów – podróż, pewność siebie, lotnisko, kontrola, badania. I znów – wyniki badań następnego dnia, które przynoszą szokujący rezultat. Jeden z zawodników jest zakażony. Farerskie władze wnioskują o walkowera.

– Skandal. Jestem rozczarowany. Totalnie wkurzony Nie potrafię zrozumieć, że takie rzeczy dzieją się w dzisiejszych czasach. Czuję się bezsilny. To, co na zrobili na Wyspach Owczych, jest skandalem. Mecz powinien być rozstrzygnięty na boisku zgodnie z elementarnymi zasadami fair play. Ale niestety, tak się nie stało – grzmiał dyrektor generalny klubu, Ivan Kmotrik.

Porozmawialiśmy wtedy z Łukaszem Jarosińskim, bramkarzem KI Klaksvik, jak to wszystko dokładniej wygląda z jego perspektywy.

Reklama
Jakie były nastroje w zespole? Twoi koledzy chcieli grać czy nie?

Lokalni zawodnicy mają największe rodziny na miejscu i sceptycznie podchodzili do grania. Ja jestem tutaj sam, podobnie jak część kolegów, więc akurat my jesteśmy odizolowani. I dla nich nie byłoby problemu zagrać tego meczu. Ale są ludzie, którzy decydują i my akceptujemy każdą decyzję.

(…)

Masz wrażenie, że gdyby zakażony był któryś z waszych piłkarzy, to do meczu by doszło? Sanepid może być bardziej wyrozumiały dla „swoich”.

Możliwe, że tak. 

Dla dodania dramaturgii całej sytuacji, dyrektor sportowy Slovanu, Richard Trutz, dodawał, że gdyby Słowacy postanowili zagrać w meczu eliminacyjnym, to farerskie władze mogłyby wykorzystać swoją policją do aresztowania przyjezdnych. Poważne sprawy.

Słowacy byli rozgoryczeni. Nic dziwnego. W końcu odpadli z eliminacji do Ligi Mistrzów, nie wychodząc nawet na boisko z dużo słabszym rywalem, który w kolejnej rundzie poległ z Young Boys Berno 1:3. Czy władze Slovana chciały się odwoływać? Podobno nie. Przynajmniej tak deklarowały. Żadnego wychodzenia na wojnę z UEFA.

Pisaliśmy o tym wtedy tak:

Reklama

Wiecie co nie jest zabawne? Że jasno z tego wynika, iż UEFA nie ma żadnego pomysłu na to, jak to wszystko rozwiązać. Te pojednawcze rozwiązania wymyślone naprędce – gra rezerwami, powołanie innych piłkarzy – też były śmieszne. Niczego nie rozwiązywały. Nie miały ze sobą grama powagi, nie mówiąc o jakiejkolwiek uczciwej rywalizacji. Tak zwane działanie na odpierdol, rzucenie biedakom byle czego.

To jest koronawirusowa loteria. Nie mówiąc o tym, że jest pole pod nadużycia. Ten sam los, który spotkał Slovan, mógł równie dobrze spotkać Legię, gdyby miała nieszczęśliwe losowanie. I jeszcze wciąż może spotkać dowolny polski klub, a przecież wszyscy wiemy, jaka jest spina na puchary w tym sezonie.

Zakażenie, którego nie było

No dobra, mleko się rozlało, Ziemia dalej kręci się wokół Słońca, więc dlaczego temat wraca jak bumerang? Ano dlatego, że Słowacy podważają wyniki badań z Wysp Owczych. Na początku były wątpliwości, teraz są żywe dowody, a te są naprawdę zastanawiające. Zarażony fizjoterapeuta spędził dwa tygodnie na kwarantannie na Wyspach Owczych. Nie wykazywał żadnych objawów – ani gorączki, ani zaburzeń oddychania, ani kaszlu, ani duszności, ani utraty smaku czy węchu. Nic. Po powrocie do ojczyzny, w specjalnym laboratorium przeszedł badania na przeciwciała, które miały pokazać, czy kiedykolwiek był chory na koronawirusa.

Co pokazały wyniki badań? Że nie, nie był nigdy chory.

– Wynik testu na przeciwciała tylko potwierdza nasze wątpliwości, co do testów i środków, które zostały podjęte na Wyspach Owczych. Badania krwi u fizjoterapeuty nie wykazały obecności przeciwciała przeciwko COVID-19. Mamy świadomość, że nawet te fakty nie odwrócą decyzji UEFA, ale uznaliśmy, że ujawnienie tej informacji jest niezbędne. Czujemy się niesłusznie pokrzywdzeni. Jesteśmy rozczarowani i smutni, że straciliśmy możliwości kontynuowania kwalifikacji do Ligi Mistrzów z nie naszej winy –  to znów słowa Ivan Kmotrik, cytowanego tym razem w oświadczeniu na klubowej stronie.

Jaki jest morał z tej historii? Ano taki, że kolejny raz musimy powtórzyć, iż tegoroczne eliminacje to kompletnie popieprzony cyrk. Nikt nie wie, czy zaraz się nie okaże, iż przy pierwszym lepszym pretekście ktoś wyleci za burtę, bo u klubowego recepcjonisty zdiagnozowano koronawirusa. Koronabingo, koronaloteria – problem w tym, że nikt na tym nie wygrywa. A już na pewno futbol, który pogrąża się przez niego w dziwacznym chaosie organizacyjnym.

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Damian Popilowski
5
Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Liga Europy

Komentarze

22 komentarzy

Loading...