Reklama

Szóstka do zera, młodzieżówka przegoniła frajera

redakcja

Autor:redakcja

04 września 2020, 19:56 • 4 min czytania 10 komentarzy

Młodzieżówka Czesława Michniewicza przyzwyczaiła nas do tego, że stać ją na wszystko. Dosłownie, bo jej nieprzewidywalność działa w dwie strony. Jeszcze w poprzednim cyklu ta drużyna potrafiła dwukrotnie stracić punkty z Wyspami Owczymi, by potem pokonać Portugalię w barażowym dwumeczu, a na samym turnieju walnąć Belgów i Włochów. W nowym rozdaniu również sprawiła niespodziankę z faworyzowaną Rosją w meczu wyjazdowym (zwycięstwo wypuściła pechowo w ostatniej chwili), by potem dostać oklep od Bułgarów, a kilka dni później kolejny – od Czarnogórców w spotkaniu towarzyskim. Właśnie dlatego do oglądania dzisiejszego meczu z Estonią nie siadaliśmy w stu procentach spokojni. Wszelkie obawy zgubiliśmy jednak chyba gdzieś między piątą a siódmą minutą gry. 

Szóstka do zera, młodzieżówka przegoniła frajera

Co się zmieniło w ekipie Michniewicza od ostatniego meczu o punkty (0-3 z Bułgarią)? Cóż, pod względem personalnym wiele rzeczy. Kamil Grabara przedwcześnie opuścił zgrupowanie z powodu kontuzji. Kamil Pestka z tego samego powodu nawet na nie nie dotarł. W przypadku Macieja Ambrosiewicza o braku zaproszenia zadecydowały kwestie sportowe. Nieco podobnie jak u Kamila Jóźwiaka i Sebastiana Walukiewicza, ale w drugą stronę – oni trafili do pierwszej kadry. To już pięciu chłopa, a na tym przecież nie koniec, bo ze względu na kartki wypadł Karol Fila, a Jan Sobociński nie załapał się decyzją trenera nawet na ławkę rezerwowych.

Została więc czwórka Gumny, Listkowski, Bogusz i Klimala. Wskoczyli Majecki, Piątkowski, Kiwior, Puchacz, Slisz, Płacheta i Kamiński.

Z jednej strony demolka, jeśli chodzi o budowanie drużyny.

Z drugiej – w tym wieku niecałe dziesięć miesięcy to często przecież wieki. Najlepszy przykład? Prawdopodobnie Bartosz Białek, który dzisiejszy mecz zaczął na ławce rezerwowych. Gdy w poprzednim roku podopieczni Czesława Michniewicza męczyli się z „nowymi Berbatowami”, chłopak miał na koncie jeden występ w Ekstraklasie. Dziś jest piłkarzem Wolfsburga, za którego Niemcy zabulili 5 dużych baniek.

Reklama

I trzeba sobie jasno powiedzieć, że choć prawdziwym sprawdzianem dla tych chłopaków będzie wtorkowy meczu z Rosją, to dzisiejsze manto sprawione Estonii też nas bardzo cieszy. Goście, którzy wcześniej byli w drugim szeregu, dali radę. To było coś, czego szczególnie brakuje nam w początkowych fazach eliminacji do europejskich pucharów, w meczach z Linfield czy inną Europą FC. Młodzieżówka dostała piłkarskiego frajera i po prostu się z nim zabawiła. Różnice klas było widać już w samej kulturze gry, a gdy doszły do tego indywidualne zrywy, w zasadzie nie było czego zbierać.

Strzelanie rozpoczął już w czwartej minucie Mateusz Bogusz, który po podaniu z głębi pola przerzucił piłkę nad bramkarzem tak, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. Po kwadransie rywal miał w plecaku dwójkę, bo najsprytniejszym gościem w polu karnym okazał się Patryk Klimala. A wszystko to po pudłach Piątkowskiego i Kamińskiego. Szczególnie ten drugi pomylił się fatalnie, bo walnął klasyczną świecę, gdy był pięć metrów przed bramką. Na szczęście skrzydłowy Lecha nie czekał długo z rehabilitacją. To właśnie on był autorem gola numer trzy i jednocześnie ozdoby meczu. Kilkudziesięciometrowy rajd, ośmieszenie dwóch rywali i pewny strzał po długim rogu.

Mamy wrażenie, że to właśnie Kamiński jest największym wygranym tego meczu. Przegrani? Może Radosław Majecki, który nie miał żadnej okazji, by pod nieobecność Kamila Grabary się wykazać, ale to typ z przymrużeniem oka. A tak zupełnie serio takie miano można przyznać Marcinowi Listkowskiemu, który nie potrafił tak jak koledzy pobawić się z rywalami i został w przerwie zmieniony przez Sebastiana Kowalczyka.

W drugiej części gry trwał strzelecki festiwal. Kilka okazji zostało koncertowo spartolonych, estoński bramkarz świetnie poradził sobie także ze strzałami Kowalczyka, Białka i swojego kolegi z ekipy, któremu pomyliły się kierunki. Ale gole też padły, co czasami nawet umykało komentatorom TVP. Trafili Robert Gumny, ponownie Mateusz Bogusz, a wynik ustalił Paweł Tomczyk.

Ot, bardzo fajna przystawka przed meczem pierwszej reprezentacji. I przed wtorkowym starciem z Rosją, która dziś pokonała u siebie Bułgarów. Czyli dalej tracimy cztery punkty, ale to miejsce też daje wyjazd na kolejne Euro.

Estonia U-21 – Polska U-21 0-6 (0-3)

Reklama

Bogusz 4′ i 58′, Klimala 15′, Kamiński 34′, Gumny 47′, Tomczyk 81′

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

10 komentarzy

Loading...