Reklama

Marquinhos. Żołnierz Tuchela i cichy bohater PSG

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

23 sierpnia 2020, 09:18 • 14 min czytania 1 komentarz

Jest Brazylijczykiem i występuje w Paris-Saint Germain. Był kluczowym zawodnikiem swojego zespołu na drodze do finału Ligi Mistrzów. W ćwierćfinale z Atalantą i w półfinale z Lipskiem stawał na wysokości zadania, gdy koledzy najbardziej go potrzebowali. Po prostu robił różnicę. I wcale nie chodzi tu o Neymara, ponieważ tak się złożyło, że piłkarz o którym mowa w obu spotkaniach trafiał do siatki. Przed wami zatem… Marquinhos. Człowiek, który otwarcie mówi, że chce zostać legendą PSG. I jest na właściwej drodze, by zrealizować to śmiałe marzenie.

Marquinhos. Żołnierz Tuchela i cichy bohater PSG

Brazylijczyk jest jedynym graczem paryskiej drużyny, który pojawił się na boisku we wszystkich spotkaniach bieżącej edycji Champions League. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że gdy Marquinhos jest zdrowy, to właśnie od niego Thomas Tuchel zaczyna układanie wyjściowej jedenastki. Po prostu pewniak. Opaska kapitańska na jego ramieniu również nie pojawia się przypadkowo.

Uniwersalny żołnierz Tuchela

– Chcemy wygrać Ligę Mistrzów, to nasze marzenie – przyznał Marquinhos jeszcze przed ćwierćfinałowym starciem z Atalantą. – Zdajemy sobie jednak sprawę, że przed nami wyboista droga. Będziemy mieli kłopoty, będziemy cierpieć. Musimy przezwyciężać trudności. Podchodzimy z respektem do każdego rywala. Poleganie na prestiżu do niczego dobrego nie doprowadzi.

Cóż – z perspektywy czasu można brazylijskiemu zawodnikowi wyłącznie przyznać rację. Wprawdzie półfinałowe zwycięstwo z RB Lipsk przyszło paryżanom stosunkowo łatwo, o ile możemy w ogóle mówić o łatwych meczach na tak zaawansowanym etapie Ligi Mistrzów, ale wcześniej piłkarze PSG potrzebowali naprawdę heroicznej końcówki, by uporać się z ekipą z Bergamo. Jako się rzekło, w obu spotkaniach to właśnie Marquinhos przełamywał niemoc strzelecką swojego zespołu. Zdobył wyrównującą bramkę w 90 minucie starcia z Atalantą i wyprowadził Paryż na prowadzenie już po trzynastu minutach gry z Lipskiem. Pakowanie piłki do siatki nie należy naturalnie do jego podstawowych obowiązków na boisku i na pewno nie z dorobku strzeleckiego rozlicza swojego podopiecznego Tuchel, ale obok takiego wyczynu trudno jednak przejść zupełnie obojętnie. W futbolu koniec końców chodzi przecież o bramki.

– To był moment przepełniony emocjami – opowiadał Marquinhos o swoim trafieniu przeciw Atalancie. – Kiedy tylko zobaczyłem, że piłka wpadła do siatki, obróciłem się w kierunku moich kolegów z trybun i ławki rezerwowych. Cały czas mam w głowie ten obrazek, gdy oni skaczą i świętują moje trafienie. Wpadają sobie w objęcia. To jeden z najbardziej ekscytujących momentów w mojej karierze. (…) W futbolu wszystko może się zmienić w bardzo krótkim czasie. Wielokrotnie przez to cierpieliśmy. To my byliśmy tą drużyną, która opuszczała stadion ze łzami w oczach. W końcu udało nam się odwrócić sytuację.

Reklama

Marquinhos

Prawie we wszystkich meczach Ligi Mistrzów brazylijski piłkarz był wystawiany jako defensywny pomocnik. To spora rewolucja w jego karierze, a zafundował mu ją właśnie trener Tuchel. Przed pojawieniem się niemieckiego szkoleniowca Marquinhos od wielu lat grał właściwie wyłącznie jako środkowy obrońca. Czasami pojawiał się po prawej stronie bloku defensywnego. Ale druga linia? To już pomysł Tuchela. Niemiec w PSG od jakiegoś czasu najchętniej korzysta z formacji 4-3-3 lub 4-4-2. Wcześniej eksperymentował natomiast z systemem z trójką stoperów i wahadłami. Przetransformowany w pomocnika Marquinhos pełni w tych taktycznych układankach newralgiczną rolę. Gdy drużyna znajduje się w fazie bronienia, Brazylijczyk wciela się tak naprawdę w dodatkowego obrońcę. Często asekuruje boczne sektory boiska. Bardzo agresywnie doskakuje do rywali, wspierając nominalnych defensorów. Natomiast gdy Paryż przechodzi do ataku, Marquinhos przesuwa się nieco do przodu. Uzupełnia środkową formację swojej drużyny.

To rozwiązanie znajduje tylu zwolenników, co i krytyków. Wielu francuskich ekspertów uważa, że kiedy Marco Verratti oraz Idrissa Gueye są w pełni sił, a dodatkowo do dyspozycji trenera pozostają też tacy gracze jak Leandro Paredes oraz Ander Herrera, to wystawianie Marquinhosa w środku pola jest najzwyklejszym marnotrawstwem potencjału tkwiącego w drużynie, ponieważ Brazylijczykowi brakuje odpowiedniej mobilności i kreatywności. Ich zdaniem pozycję najbardziej cofniętego zawodnika w tercecie pomocników powinien zajmować Gueye, a Marquinhosa należałoby wycofać z powrotem do defensywy.

„Wolałbym, żeby Tuchel przywrócił Marquinhosa do obrony”

Daniele Riolo (RMC Sport)

Tuchel jest jednak ewidentnie innego zdania. Jasne, zdarza mu się jeszcze ustawić Marquinhosa w centrum linii obronnej, ale dzieje się to coraz rzadziej. Nawet kiedy Gueye i Marquinhos przebywają na murawie jednocześnie, ten pierwszy jest po prostu ustawiony nieco wyżej. Dla obu znajduje się jednak miejsce w tercecie środkowych pomocników. – Wolę ustawiać Marquiego w drugiej linii, bo stamtąd może on mocniej wpływać na naszą grę – stwierdził szkoleniowiec PSG na łamach francuskich mediów. Z kolei analityk Samuel Gaite zauważa, że manewr z przesunięciem Brazylijczyka do pomocy poprawił skuteczność pressingu paryżan. Pozwalając im jednocześnie na elastyczność w defensywie. – Kiedy rywale pod naciskiem uciekają się do długich zagrań, Marquinhos w środku pola wygrywa pojedynki powietrzne i zgarnia drugie piłki. Gdy zachodzi natomiast potrzeba głębszego ustawienia linii defensywnej, Brazylijczyk może wkroczyć między dwójkę stoperów i grać jako dodatkowy obrońca. To skuteczna metoda na drużyny często dośrodkowujące w pole karne.

Reklama

Na potwierdzenie tych analiz warto cofnąć się na moment do sezonu 2018/19 i pierwszego starcia Paris Saint-Germain z Manchesterem United w 1/8 finału Champions League. Marquinhos rozegrał wówczas popisową partię, kompletnie wyłączając z gry Paula Pogbę. Paryżanie wygrali 2:0 na Old Trafford i wydawało się, że awans mają w kieszeni. Udało im się jakimś cudem wypuścić tę szansę z rąk, no ale znakomity występ Brazylijczyka przeciwko francuskiej gwieździe „Czerwonych Diabłów” i tak zasługuje na respekt. Tuchel zachwycał się wówczas swoim zawodnikiem i stwierdził, że Marquinhos wyłączając z gry Pogbę odciął źródło kreatywności United.

– Trener naładował mnie pewnością siebie. Widzi we mnie rzeczy, których ja sam nie widziałem – mówił zaś sam piłkarz PSG.

Kompilacja udanych występów Marquinhosa w roli defensywnego pomocnika

Trener wielokrotnie akcentował również wspomnianą kwestię elastyczności, jaką gwarantuje ustawiony na szóstce Marquinhos. – Z nim w drugiej linii możemy bronić się znacznie płynniej. Zapewnia nam łatwość w zmianie ustawienia w trakcie spotkania.

W rundzie jesiennej sezonu 2019/20 defensywa PSG była może nie bliska perfekcji, lecz z pewnością znakomita. Od początku sierpnia do końca grudnia (czyli od pierwszej do dziewiętnastej kolejki) ekipa z Parku Książąt straciła w Ligue 1 zaledwie dziewięć bramek. Z Marquinhosem występującym od pierwszych minut w roli defensywnego pomocnika – trzy stracone gole. A jeżeli kogoś nie przekonują dokonania paryżan na polu ligowym – z wiadomych względów – to można też przypomnieć wyczyny PSG w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Sześć meczów, pięć zwycięstw, pięć czystych kont. Nie udało się zagrać na zero z tyłu jedynie w rewanżowym starciu z Realem Madryt (2:2). W ogóle w tym sezonie LM paryski zespół przegrał ledwie jeden mecz. Pierwsze spotkanie 1/8 finału z Borussią Dortmund. Tuchel przekombinował w konfrontacji ze swoim byłym klubem i nieoczekiwanie wrócił do ustawienia 3-4-3, co nie wypadło najlepiej.

Mimo wszystko nie brak wciąż wątpliwości wokół obecności Marquinhosa w drugiej linii. Brazylijczyk wcześniej uchodził za jednego z najlepiej rozprowadzających piłkę obrońców w Europie, ale już na tle pomocników jego możliwości w rozegraniu nie imponują. Wręcz przeciwnie. Zresztą sam piłkarz PSG nie widzi dla siebie przyszłości w roli pomocnika. Mówi o tym na tyle otwarcie, by nie narazić się trenerowi, ale coś mu jednak zasygnalizować: – Chcę zostać najlepszym obrońcą na świecie. To mój osobisty cel.

Zobaczyć Rzym i czmychnąć

Jak to się w ogóle stało, że Marcos Aoás Corrêa – bo tak brzmi pełne miano Marquinhosa – w ogóle trafił do stolicy Francji? Cóż – cała opowieść rozpoczyna się 14 maja 1994 roku w Sao Paulo, gdzie piłkarz przyszedł na świat. Już w wieku ośmiu lat został włączony do akademii słynnego klubu Corinthians, gdzie stawiał swoje pierwsze piłkarskie kroki. Futbol niekoniecznie był dla niego nadzieją na wydostanie siebie i swojej rodziny z ubóstwa, co jest standardową motywacją dla gwiazd wywodzących się z Kraju Kawy. Rodzice Marquinhosa należeli do – nazwijmy w uproszczeniu – brazylijskiej klasy średniej, wiec chłopcu niczego w dzieciństwie nie brakowało. Piłka nożna była po prostu jego pasją. Dodatkowo podsycaną w nim przez kuzyna, Moreno Aoasa Vidala, starszego o kilkanaście lat wychowanka Corinthians, który swego czasu zanotował również epizod we włoskim Udinese Calcio.

– Nie spodziewałem się, że Marquinhos zostanie zawodowym piłkarzem – przyznał otwarcie Moreno. – To jest ten typ zawodnika, który po prostu nauczył się grać w piłkę, a nie urodził z wyjątkowym darem. Kiedy miał trzynaście lat, najczęściej ustawialiśmy go na bramce. Rozważał nawet grę na tej pozycji na stałe. Jego rozwój przyspieszył dopiero dwa-trzy lata później. Bardzo szybko urósł i stał się dziesięć razy lepszy niż jego rówieśnicy. Wtedy jego kariera nabrała tempa, został nawet kapitanem młodzieżowej reprezentacji Brazylii.

Rzeczywiście Marquinhos z przytupem wskoczył do brazylijskiej kadry U17. Choć wcześniej nie uchodził za największy talent we własnym domu, bo więcej obiecywano sobie po jego bracie. Wygrał nawet w barwach młodzieżowej drużyny Canarinhos mistrzostwo Ameryki Południowej. No i już w wieku osiemnastu lat zaczął d0nośnie pukać do pierwszej drużyny Corinthians. Zasiadał na ławce rezerwowych, gdy Time do Povo zdobywała w 2012 roku Copa Libertadores. I to nie z byle jakim przeciwnikiem, bo Corinthians pokonali wówczas w dwumeczu ekipę Boca Juniors z samym Juanem Riquelme na dziesiątce. W półfinałach drużyna Marquinhosa okazała się natomiast lepsza od Santosu, gdzie dokazywał już młodziutki Neymar.

Corinthians 2:0 Boca Juniors (Copa Libertadores 2012)

Ewentualne zwycięstwo w Lidze Mistrzów uczyni Marquinhosa dwunastym piłkarzem, któremu udało się wygrać zarówno Ligę Mistrzów, jak i Copa Libertadores. Wcześniej dokonali tej sztuki Rafinha, Danilo, Neymar, Ronaldinho, Walter Samuel, Carlos Tevez, Cafu, Roque Junior, Dida, Santiago Solari oraz Juan Pablo Sorin.

Szkoleniowcem Corinthians w tamtym czasie był Tite, późniejszy selekcjoner reprezentacji Brazylii. Po latach media doszukiwały się napiętych relacji między trenerem a Marquinhosem. Sugerowano nawet, że Tite niekoniecznie wierzył w talent swojego młodego podopiecznego, ponieważ uważał, że ten jest za niski i zbyt wątły, by skutecznie grać na środku obrony. Podobne opinie krążyły wokół mierzącego 183 centymetry wzrostu Marquinhosa jeszcze przez dość długi czas, więc może i coś w tym jest. Choć sam piłkarz dementował podobne pogłoski i twierdził, że jego relacje z Tite zawsze były dobre. Niemniej, z faktami trudno dyskutować. Już latem 2012 roku wciąż nastoletni piłkarz trafił na wypożyczenie do AS Romy. Niedługo potem zamieniło się ono w transfer definitywny.

Rzymianie zapłacili za Brazylijczyka około trzech milionów euro. Plus bonusy. Ówczesny prezydent Corinthians, Mario Gobbi, opowiadał po latach z żalem: – Marquinhos to jeden z największych talentów jakie w życiu widziałem. Śledziłem go w juniorskich zespołach Corinthians. Widziałem jak grał w Pucharze Sao Paulo… Ale co miałem zrobić, gdy przyszli do mnie przedstawiciele sztabu szkoleniowego i powiedzieli, że ten chłopak to słabeusz? Że potrzeba co najmniej trzech lat, żeby zaczął grać na odpowiednim poziomie? Twierdzili, że Marquinhos nigdy nie zrobi kariery w Europie i pięć milionów dolarów za takiego gracza to doskonała okazja na zarobek. Potrzebowaliśmy pieniędzy na zastępcę dla Paulinho, który odchodził do Tottenhamu. Co miałem zrobić, jeśli taka była opinia trenerów? To jedno z moich największych rozczarowań na stanowisku prezesa.

– Czy Tite osobiście rekomendował sprzedaż Marquinhosa? Zostańmy przy „sztabie szkoleniowym” – dodał dwuznacznie Gobbi.

„Do Romy przyszedłem z wielką pokorą. Byłem trochę zmieszany tym, co się wokół mnie dzieje. Nagle okazało się, że muszę opuścić klub, w którym spędziłem dziesięć ostatnich lat życia. Wylądowałem na innym kontynencie. W nowym otoczeniu, nie nawet znając języka”

Marquinhos

Marquinhos nie wylądował w Wiecznym Mieście w najbardziej fortunnym okresie. Przez lwią część sezonu 2012/13 drużyną Giallorossich dowodził kultowy Zdenek Zeman, o którym można powiedzieć wiele dobrego, ale na pewno nie to, że jest on fachowcem w dziedzinie odpowiedniego organizowania gry defensywnej swoich zespołów. W swoim pierwszym sezonie na Starym Kontynencie brazylijski obrońca odebrał więc kilka bolesnych lekcji futbolu, bo Roma nie raz i nie dwa zebrała manto od rywali w Serie A. Lecz trzeba przyznać, że generalnie Marquinhos prezentował się obiecująco. Na pewno lepiej od wielu bardziej doświadczonych kolegów.

– Moim wzorem jest Thiago Silva. On jest zresztą punktem odniesienia dla wszystkich młodych brazylijskich obrońców – mówił były piłkarz Corinthians tuż po przeprowadzce na Stadio Olimpico. Nie mógł się wówczas domyślać, że po zaledwie roku spędzonym w Rzymie przyjdzie mu dołączyć do swojego idola. Marquinhosem zainteresowało się wtedy kilka klubów z Premier League, podobno na czele z londyńską Chelsea, ale wyścig o podpis defensora wygrało Paris Saint-Germain. Rzymianie zrobili zatem na Brazylijczyku kapitalny interes, bo PSG zapłaciło za niego aż 32 miliony euro. Tym samym Marquinhos, choć nie skończył nawet dwudziestu lat, a w Serie A rozegrał tylko jeden sezon, wskoczył na piąte miejsce na liście najdroższych defensorów w historii futbolu. Oczywiście obecnie jego pozycja w tym zestawieniu jest już znacznie niższa, ale kwota wydana na tak nieopierzonego piłkarza wciąż robi spore wrażenie.

Marquinhos

Marquinhos po przeprowadzce to Paryża otrzymywał sporo szans, ale nie tak wiele, jak by sobie tego życzył. Problem pojawił się latem 2014 roku, gdy do zespołu dołączył David Luiz. Niełatwo było wychowankowi Corinthians wyszarpać swoje minuty, gdy konkurencję stanowili dwaj podstawowi obrońcy brazylijskiej drużyny narodowej. Thiago Silva pozwolił sobie nawet na krytykę agentów młodszego rodaka. – Jak mogli dopuścić do tego, by dwóch zawodników z ich stajni [David Luiz i Marquinhos] walczyło o miejsce w składzie w tym samym klubie? Tym bardziej, gdy trzecim obrońcą jest kapitan zespołu. Czyli ja. Nie dziwię się, że Barcelona chce skorzystać z okazji i wyciągnąć od nas Marquinhosa. Całe szczęście, że to porządny chłopak. Ja bym się wściekł na jego miejscu- mówił Silva.

Ostatecznie jednak do transferu nie doszło. Od 2016 roku pozycja Marquinhosa jako zawodnika pierwszego składu PSG jest już właściwie niepodważalna, niezależnie od zmian na stanowisku szkoleniowca. Aż trudno uwierzyć, że Brazylijczyk ma zaledwie 26 lat, bo osiągnięciami mógłby obdzielić kilku weteranów. Triumfy święci również z kadrą Canarinhos. W 2016 roku wywalczył z nią upragnione, olimpijskie złoto, a trzy lata później wygrał Copa America. Podczas mistrzostw świata w Rosji był jednak tylko rezerwowym.

Przejęta pałeczka

Zimą Marquinhos przedłużył swoją umowę z PSG do 2024 roku. Niejako ucinając tym samym spekulacje transferowe wokół swojej osoby, których od lat nie brakuje. Jest jednocześnie pewne, że nowej umowy z paryskim klubem nie podpisze zbliżający się do trzydziestych szóstych urodzi Thiago Silva. Nietrudno połączyć kropki. Kapitan odchodzi, wicekapitan przejmuje ster. Zresztą już teraz Marquinhos jest często tym zawodnikiem, który reprezentuje drużynę na spotkaniach z zarządem czy przedstawicielami środowisk kibicowskich. Choć może brak mu naturalnej charyzmy, ultrasi PSG darzą go znacznie większą sympatią niż Neymara. – Atmosfera w zespole jest wspaniała. To robi różnicę na boisku, bo gdy dochodzi do straty piłki, każdy jest gotów, by poświęcić się za kolegę z drużyny. Bronimy wszyscy, pomagamy sobie na wzajem. Łączy nas wspólny cel. Nie tylko w dobrych czasach, bo przeszliśmy też przez trudniejsze momenty. Teraz jesteśmy na fali i musi podtrzymać tę atmosferę – mówił Brazylijczyk po wyeliminowaniu Lipska.

Dziennikarze zbliżeni do PSG nie mają wątpliwości, że Marquinhos chce powrócić do defensywy po odejściu Silvy. Były piłkarz Romy akceptuje pomysły Tuchela i nie grymasi, ponieważ przynoszą one znakomite rezultaty, ale wciąż czuje się środkowym obrońcą.

Pojawiają się sugestię, że jeśli Niemiec będzie uparcie umieszczał Marquinhosa w drugiej linii, to Brazylijczyk spróbuje wymusić odejście z klubu. Chętnych nie zabraknie. Brzmi to jednak na ten moment dość nieprawdopodobnie, bowiem piłkarz doskonale się czuje nie tylko w PSG, ale w ogóle w Paryżu. Sprowadził już do Europy całą rodzinę. W jego domu nigdy nie jest spokojnie. Marquinhos ma na swoim utrzymaniu rodzinę i wielu krewniaków, z których część po prostu z nim mieszka bądź pomieszkuje.

Marquinhos i Neymar

Paris Saint-Germain to klub, w którym w ostatnich latach wiele potrafiło się zmienić nawet podczas jednego czy dwóch okienek transferowych. Zmieniali się trenerzy, koncepcje budowy zespołu. Tymczasem Marquinhos stanowi w tym całym zamęcie pewien element stabilizacji i ciągłości. Świętował w barwach PSG kolejne triumfy na krajowym podwórku. Ale przeżywał też seryjne upokorzenia w Lidze Mistrzów. Szokującą porażkę 1:3 z Manchesterem United. Przegrany 2:5 dwumecz z Realem Madryt. Klęskę 1:6 z FC Barceloną. Odpadnięcia z Manchesterem City, Chelsea FC i raz jeszcze z Barcą. We wszystkich tych starciach brał udział i, co tu dużo mówić, co najmniej kilka razy mocno rozczarował. Jednak teraz, podczas turnieju w Lizbonie, Brazylijczyk udowadnia swoją dojrzałość. Nie tylko robi robotę w destrukcji, ale i zdobywa kluczowe bramki. Bez niego nie byłoby upragnionego finału Champions League. We francuskich mediach obwołano go ostatnio „nowym merem Paryża”.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ:

Przypomina się historia Marcela Desailly’ego. Fabio Capello ściągnął Francuza do AC Milanu w 1993 roku i również przerobił go na defensywnego pomocnika, niekoniecznie ku zadowoleniu samego zainteresowanego. Efekt? Rossoneri wywalczyli mistrzostwo Włoch, tracąc zaledwie piętnaście bramek w całym sezonie Serie A. No i wygrali również Ligę Mistrzów, a Desailly zdobył bramkę najpierw w półfinale, a potem również w finale rozgrywek. Milan sprał wówczas Barcelonę aż 4:0.

Czy Paryż zdoła równie gładko poradzić sobie z Bayernem Monachium? Na to się nie zanosi. Jednak pierwszy raz od dawna nie ma też powodu, by zakładać, że paryżanie pękną jeszcze przed meczem. Że spotkanie przegrają w szatni. Kłócąc się ze sobą, albo grzesząc przesadną pewnością siebie. Wydaje się, że wraz z Marquinhosem do wielkich triumfów dojrzała cała drużyna PSG.

MICHAŁ KOŁKOWSKI

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Komentarze

1 komentarz

Loading...