Reklama

„Piast nawet nie rozmawiał o nowej umowie. Nie byłem rozczarowany, ale zdziwiony”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

22 sierpnia 2020, 11:09 • 10 min czytania 4 komentarze

Uros Korun po pięciu sezonach odszedł z Piasta Gliwice i wrócił do Słowenii, zasilając szeregi Olimpiji Ljubljana. 33-letni stoper od dłuższego czasu nastawiał się, że to już koniec jego pobytu przy Okrzei, choć był trochę rozczarowany, że nawet nie podjęto z nim rozmów na temat nowego kontraktu. Czasu w Polsce nie stracił. W pierwszym sezonie został wicemistrzem, a dwa ostatnie sezony to mistrzostwo, trzecie miejsce i powołania do reprezentacji, o której przestał już myśleć. Rozmawiamy z nim o tym, co było i co jest teraz. Kiedy dotarło do niego, że raczej nie zostanie w Piaście? Dlaczego wrócił do ojczyzny, choć wcześniej nie brał tego pod uwagę? Z czego jest dumny za ostatni sezon? Jak wyjaśnić sensacyjne mistrzostwo Słowenii dla NK Celje? Jakim piłkarzem jest Stefan Savić, który przeszedł z Olimpiji do Wisły Kraków? W jaki sposób koronawirus utrudnia dziś życie jego drużynie? Zapraszamy. 

„Piast nawet nie rozmawiał o nowej umowie. Nie byłem rozczarowany, ale zdziwiony”
Gdyby nie koronawirus, byłbyś teraz w Chinach lub Japonii? Na początku roku twój agent nie ukrywał, że masz stamtąd propozycje.

Trudno powiedzieć. Miałem latem kilka ofert i w końcu podjęliśmy decyzję, że wracamy do Słowenii i przechodzę do Olimpiji Ljubljana. Myślę, że to najlepsze wyjście dla mnie i mojej rodziny. Sam koronawirus nie był aż tak dużym problemem. Nadal były jakieś sygnały z Azji, ale musiałbym jeszcze trochę poczekać, żeby coś się wyklarowało. Również ze względu na najbliższych wolałem wszystko wyjaśnić szybciej, żeby już spokojnie móc grać i trenować.

Mówiłeś nam w lutym, że w kontekście dalekiego wyjazdu czekałaby cię z żoną poważna analiza, bo to nie byłaby łatwa decyzja.

W razie czego żona z dziećmi na pewno pojechałaby ze mną. Gdzie bym nie zagrał, tam byłaby moja rodzina. Skoro jednak musiałbym czekać przez kolejne 2-3 tygodnie nie mając żadnej pewności, że finalnie cokolwiek się wydarzy, wolałem iść do Olimpiji. Dostałem w niej kontrakt na dwa lata z opcją przedłużenia o rok, co dla piłkarza w moim wieku ma spore znaczenie.

Pozostanie w Polsce było realne?

Mógłbym zostać, ale nie w Gliwicach. Piast nie prowadził ze mną żadnych rozmów na temat przedłużenia umowy. Parę innych klubów się odezwało, spędziłem jednak w Piaście tyle lat, że nie chciałem iść do jakiejś słabszej drużyny. W Słowenii nie walczyłem jeszcze o najwyższe cele, a w Olimpiji dostaję taką możliwość.

Czułeś się rozczarowany faktem, że Piast nawet nie próbował cię zatrzymać?

Rozczarowany może nie, ale na pewno byłem zaskoczony. To chyba lepsze określenie. Mniej więcej już cztery miesiące temu wiedziałem, co się wydarzy latem. Mogłem się nastawić, że nie zostanę w Piaście. Jeśli mogę być w jakimś kontekście rozczarowany, to w takim, że za mną i drużyną super sezon, mieliśmy najlepszą obronę w lidze, grałem wszystko, a nawet nie rozpoczęto negocjacji. Nie dano mi możliwości, żebym się określił. Nie ukrywam jednak, że gdyby Piast zaoferował mi tylko roczny kontrakt, to powiedziałbym „nie”. Zależało mi na dłuższej umowie i stabilizacji.

Reklama
W klubie powiedziano ci jasno, że nie przedłużycie kontraktu czy po prostu panowała cisza, z której można było wszystko wywnioskować?

Jakoś cztery miesiące temu dyrektor sportowy Bogdan Wilk pogadał ze mną dwie czy trzy minuty. Mówił, że teraz mamy ważne mecze, ale generalnie są zadowoleni i chcą, żebym został. Takie ogólne rzeczy, nic wiążącego. No i później… nic się nie działo, żadnych sygnałów z klubu. Po ostatnim meczu podaliśmy sobie ręce i usłyszałem, że widzimy się za 14 dni. Ale za 14 dni to już wygasał mi kontrakt. Tak jak jednak mówiłem, byłem przygotowany, że nadchodzi czas na odejście. Nie byłem spanikowany na zasadzie „o kurczę, i co teraz?”.

Z Piastem rozstałeś się w zgodzie?

Tak, bez wzajemnego żalu czy coś takiego. Po ostatnim meczu mieliśmy kolację dla całej drużyny, pogadaliśmy, że super sezon, wszystko fajnie, ale o kontrakcie nie było ani słowa. Dzień przed pierwszym treningiem w nowym sezonie zadzwonił do mnie trener Waldemar Fornalik i zapytał, czy na nim będę. Został mi wtedy jeszcze dzień do końca kontraktu. Odpowiedziałem, że to nierealne, wszystko już się wyklarowało i odchodzę. Trener odpowiedział, że jak będę kiedyś w Gliwicach, musimy się spotkać i jeszcze raz pożegnać. I tyle.

Jeśli chodzi o kwestie sportowe, w ostatnim sezonie oglądaliśmy Urosa Koruna w najlepszym wydaniu?

Tak. To był mój najlepszy sezon w Piaście. Byłem konsekwentny, utrzymywałem miejsce w składzie. Czułem zaufanie trenera, a to bardzo ważne dla zawodnika. Nawet gdy mógł zakładać, że latem odejdę, nadal na mnie stawiał. Za to mu dziękuję. Wiadomo, że zawsze można grać lepiej, ale uważam, że za mną bardzo dobry sezon.

Czułeś presję związaną z tym, ile od ciebie zależało? Musiałeś najpierw zastąpić odchodzącego Sedlara, a potem stać się liderem defensywy po poważnej kontuzji Czerwińskiego.

Nie czułem. Od razu, gdy Sedlar odszedł, wiedziałem, że trener będzie teraz na mnie mocniej liczył. Odczuwałem pozytywne nastawienie z jego strony. Mam satysfakcję, że nawet bez Kuby Czerwińskiego, który wypadł praktycznie na całą jesień, daliśmy radę. Czy grałem z Malarczykiem, czy z Hukiem, przeważnie stanowiliśmy monolit. Ale nie ma co ukrywać: po powrocie Kuby była inna historia. Zawsze powtarzałem, że z nim gra mi się najłatwiej. Super chłopak i super piłkarz.

Gdyby rok temu Sedlar przedłużył kontrakt, ciebie w Piaście pewnie już byśmy nie oglądali.

Tak by to wyglądało. W sezonie mistrzowskim występowałem rzadko, a jak już pojawiałem się na boisku, nie czułem, że mogę zostać w składzie na dłużej. Nie było takiego zaufania, które miałem przez ostatni rok. Gdyby Sedlar został, ja na pewno bym odszedł.

Reklama
Gdy rozmawialiśmy w lutym, mówiąc o swojej przyszłości zdawałeś się rozważać tylko warianty zagraniczne. Brałeś wtedy w ogóle pod uwagę powrót do Słowenii?

Nie zakładałem takiego scenariusza, miałem inne plany. Ale tak jak mówiłem, jak przyszło co do czego, oferta Olimpiji okazała się najlepsza i najbardziej konkretna. Podjęcie tej decyzji było łatwe. Dzwonił do mnie trener, dzwonił dyrektor sportowy. Wiedziałem, że mocno tam na mnie liczą. Do domu mam teraz 20 minut jazdy samochodem. Córka od września idzie do pierwszej klasy i wiemy, że nie będzie musiała zmieniać szkoły za rok. To był bardzo ważny czynnik.

Pytam, bo pamiętam, co mówiłeś pół roku temu. Nie ukrywałeś, że liga słoweńska nie jest zbyt atrakcyjna dla zawodnika, że często brakuje otoczki, a problemem takiego klubu jak Olimpija jest uzależnienie od osoby właściciela. Milan Mandarić w każdej chwili mógłby odejść i pojawiłyby się duże zawirowania.

Z niczego się nie wycofuję, ale mówiłem o lidze jako całości, nie o Mariborze czy Olimpiji. To inna półka i inne realia niż pozostałe słoweńskie kluby. Warunki kontraktu mam naprawdę dobre, będę zarabiał więcej niż w Piaście. Dostałem zapewnienie, że pan Mandarić nigdzie nie zamierza odchodzić, że klub z dnia na dzień nie znajdzie się na lodzie i ma zagwarantowane stabilne funkcjonowanie. Olimpija to obok Mariboru największy klub w kraju, gra tutaj to też duża sprawa.

W ostatnim sezonie obu gigantów pogodził jednak twój były klub NK Celje, który niespodziewanie sięgnął po mistrzostwo.

Totalne zaskoczenie. To co najmniej taka sama sensacja, jak mistrzostwo Polski dla Piasta. Celje od dawna kręciło się w górnej części tabeli, ale nikt na nich nie stawiał w kontekście tytułu. Skorzystali ze słabego finiszu Olimpiji, która nie wygrała czterech ostatnich meczów i braku konsekwencji Mariboru, któremu przytrafiały się serie gorszych występów. Podobnie jak my w Gliwicach, chwilami Celje miało też dużo szczęścia i efekt końcowy przerósł oczekiwania wszystkich.

Olimpija w ostatniej kolejce mierzyła się właśnie z Celje i gdyby wygrała, sięgnęłaby po mistrzostwo. Skończyło się jednak remisem 2:2.

Oglądałem ten mecz, były zwroty akcji. Celje to młoda drużyna, ma kilku zawodników, którzy wystrzelili w tamtym sezonie i wszystko idealnie się zgrało. Podobnie było w Piaście. Parę meczów przed końcem sezonu już wiedziałem, że raczej nikt inny nie zdobędzie tytułu.

Sądzisz, że to jednorazowy wystrzał czy Celje może znów walczyć o najwyższe laury?

Będzie o to bardzo trudno. Jak mówiłem, w zespole wyróżniło się kilku młodych, a w Słowenii takich zawodników przeważnie szybko się sprzedaje, żeby przeżyć. Sądzę, że z Celje będzie tak tamo. W środę grają swój pierwszy mecz w eliminacjach Ligi Mistrzów [rozmawialiśmy we wtorek, Celje wygrało 3:0 z Dundalk, PM] i zapewne potem zacznie się wyprzedaż.

W Olimpiji spotkasz kilku kolegów, którzy grali w Polsce: Romana Bezjaka, Maticia Finka i Ante Vukusicia, który w Olimpii Grudziądz niedawno okazał się niewypałem, a w ostatnim sezonie został królem strzelców słoweńskiej ekstraklasy. Jak to wyjaśnić?

Przed przyjściem do Olimpii miał dużo problemów zdrowotnych, długo nie grał. Rozmawiałem o nim z Patrykiem Królczykiem, który był z Ante w Grudziądzu, a rok temu wziął go Piast. Mówił, że Vukusić nie zdążył odbudować się fizycznie, ciągle widać było, że ma zaległości. Dopiero w Olimpiji odżył, rozegrał super sezon i na pewno ma jeszcze ambicje, by pójść wyżej. Na razie jednak jest z nami i wierzę, że nadal będzie mocno pomagał zespołowi.

Z Finkiem i Bezjakiem grałeś w Ekstraklasie.

Tak, znamy się już długo. Fink jest świetnym zawodnikiem, ale też dopadały go kontuzje. Ostatnio grał w Domżale, a teraz wrócił do Olimpiji. Kontrakt podpisywaliśmy tego samego dnia. Jestem przekonany, że będzie z niego równie dużo pożytku co w czasach Cracovii, w której grał naprawdę dobrze. Byle zdrowie mu dopisywało.

Stefan Savić – co możesz o nim powiedzieć? Tego lata zamienił Olimpiję na Wisłę Kraków i to chyba z jego transferem kibice „Białej Gwiazdy” wiążą największe nadzieje.

Widziałem go w kilku meczach w telewizji. Szybki zawodnik, potrafiący grać jeden na jeden, praktycznie każda akcja przechodzi przez niego. Myślę, że okaże się dużym wzmocnieniem Wisły.

Po powrocie do Słowenii czujesz, że masz inny status niż przed wyjazdem?

Sporo się przez tych pięć lat zmieniło. W Gliwicach trzykrotnie stawałem na podium, z czego raz na najwyższym stopniu. Wreszcie zauważył mnie selekcjoner, w ubiegłym roku regularnie dostawałem powołania. Ludzie tutaj znają polską ligę, śledzą ją i na pewno jestem postrzegany inaczej przez dziennikarzy i kibiców. Ekstraklasa wiele mi dała.

Jak u was wygląda sytuacja z koronawirusem? Widzę, że w poprzednim sezonie liga też wróciła do gry i zdołała finiszować.

Obecnie niestety nie jest najlepiej. Przebywam teraz na kwarantannie, tak jak cała Olimpija. Przed startem ligi mieliśmy badania i trzy wyniki okazały się pozytywne: u dwóch młodych i jednego fizjoterapeuty. Już ósmy dzień siedzę w domu, więc został niecały tydzień do końca. Trenuję jak mogę i czekam na rozwój wypadków. 22 sierpnia powinniśmy grać pierwszy mecz w lidze, ale pewnie nam go przełożą i dadzą trochę czasu, żeby nadrobić zaległości. Nie będzie go w eliminacjach Ligi Europy. 27 sierpnia mamy spotkanie z Vikingurem Reykjavik, a kwarantannę zakończymy kilka dni wcześniej. W praktyce odbędziemy może ze dwa czy trzy normalne treningi i trzeba będzie grać. Trudna sytuacja, zwłaszcza że latem w zespole zaszły duże zmiany, przyszło wielu nowych zawodników. Nie wiem, jak to wyjdzie. Uważam, że musimy iść śladem tych krajów, w których izolowani są tylko zakażeni, a reszta normalnie funkcjonuje. Inaczej ten sezon potrwa trzy lata, nie będzie to miało sensu.

Żegnasz się z Polską, ale zakładam, że jakieś kontakty pozostaną.

Na sto procent. Spędziliśmy w Gliwicach pięć wspaniałych lat. Nie chodzi mi tylko o piłkę, ale również codzienne życie. Dobrze się w tym mieście czuliśmy, to był nasz dom, mamy tam wielu przyjaciół. Każdego lata podczas urlopu zamierzamy zaglądać na Okrzei. Będziemy przypominać synowi, gdzie się urodził, córka zostawiła w Gliwicach znajomych. Polska pozostanie ważną częścią naszego życia.

To może Olimpija wylosuje jakiś polski klub w tym sezonie?

Mam nadzieję, że trafimy na Piasta, byłoby super!

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

4 komentarze

Loading...