Reklama

Koncert Banegi, dramat Lukaku. Sevilla wciąż ma patent na Ligę Europy

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

21 sierpnia 2020, 23:38 • 5 min czytania 17 komentarzy

Sześć finałów, sześć zwycięstw. Skuteczność Sevilli w finałach Ligi Europy jest niemożliwa. Niezależnie od tego, kogo trzeba wyjaśnić, Andaluzyjczycy to robią. Tym razem padło na Inter, który poległ przez stałe fragmenty gry, po których Los Nervionenses strzelili dwie z trzech bramek. Niezwykłe? Być może. Ale jeszcze bardziej niezwykłe jest to, że Sevilla praktycznie powtórzyła finał z Warszawy.

Koncert Banegi, dramat Lukaku. Sevilla wciąż ma patent na Ligę Europy

Maj 2015 roku. Sevilla gra w finale Ligi Europy z Dnipro i szybko traci bramkę. Nic sobie jednak z tego nie robi, bo bardzo szybko odrabia straty i wydaje się, że do szatni zejdzie z przewagą. A jednak rywal odpowiada i mamy 2:2. Kwadrans przerwy i po zmianie stron tempo maleje. Los Nervionenses potrafią jednak wykrzesać z siebie jeszcze kilka iskier i w 73. minucie gry zdobywają bramkę. 3:2,  Dnipro nie odpowiada, puchar znów jedzie do Hiszpanii.

Sierpień 2020 roku. Sevilla gra w finale Ligi Europy z Interem i szybko traci bramkę. Nic sobie jednak z tego nie robi, bo bardzo szybko odrabia straty i obejmuje prowadzenie. Czy do szatni zejdzie z przewagą? Nic z tego, Inter odpowiada i mamy 2:2. Kwadrans przerwy, tempo gry wyraźnie zwalnia, ale Sevilla jeszcze walczy i w 74. minucie spotkania zdobywa bramkę na 3:2. Inter nie odpowiada, puchar znów jedzie do Hiszpanii.

Romelu Lukaku – od bohatera do zera

Przypadek? Być może, ale to, że Sevilla potrafi wygrać w finale niezależnie od tego, z kim gra, przypadkiem już nie jest. Faworytem przecież nie byli, bo nie ma co ukrywać, że Inter na papierze wyglądał potężnie. A jednak znów udało się utrzeć nosa większym i to w koncertowym stylu. Trzy gole, z których każdy był mocną szpilą wbitą rywalowi. Niech świadczy o tym fakt, że Nerazzurri w tym roku tylko raz skapitulowali po strzale głową. A tu dwukrotnie ukarał ich w ten sposób Luuk de Jong. Ten sam Luuk de Jong, który lata temu odbił się od Bundesligi i któremu nikt już nie wróżył sukcesu poza Holandią. Ale najbardziej musiał zaboleć fakt, że decydującego gola dla Sevilli strzelił Romelu Lukaku.

Ten sam Lukaku, który po pierwszych 45 minutach mógł śmiało porównywać się do Ronaldo. I nie byłyby to porównania nietrafione.

Reklama

Analogia nasuwała się sama. Ostatnim piłkarzem, który strzelił 34 gole dla Nerazzurrich w swoim pierwszym sezonie był właśnie Brazylijczyk. Kropkę nad i, bramkę numer 34, Fenomeno zdobył w finale Pucharu UEFA. Tym samym, który był jego popisem. I faktycznie, w tym roku szykowało się na to, że Belg zaliczy kalkę tamtego wspaniałego występu.

  • Na starcie kapitalna akcja, gdy wypuścił sobie piłkę i wyprzedził Diego Carlosa, dała rzut karny, który zamienił na bramkę
  • Potem był jeszcze duży udział przy drugim golu – to on wywalczył rzut wolny, po którym bramkę zdobył Diego Godin
  • W międzyczasie Lukaku dorzucił jeszcze kilka indywidualnych popisów, takich jak ten, gdy w polu karnym nabrał dwóch rywali

Ale po zmianie stron piękny sen belgijskiego napastnika zupełnie się posypał. Winda zjechała z nieba do piekła. Najpierw przegrany pojedynek z Bono, który powinien dać Interowi prowadzenie. Potem koszmarna 74. minuta i niefortunna interwencja, która skierowała niecelny strzał Diego Carlosa do bramki. Tak, tego samego Carlosa, który faulował go na początku spotkania.

Ever Banega, czyli artysta futbolu

Niesprawiedliwością byłoby jednak zapisanie całego sukcesu Sevilli na rzecz kiksu Lukaku. Nie, to nie on był głównym bohaterem tego widowiska. Dzisiejsze spotkanie zapowiadaliśmy jako starcie Belga z Banegą. I bohaterem był właśnie Ever Banega. Ten sam zawodnik, który kilka lat wcześniej opuścił Andaluzję, żeby spróbować swoich sił w Serie A właśnie w barwach Interu. Z Włoch pomocnik wrócił jednak z podkulonym ogonem. – Niektóre decyzje są powodowane głosem serca. Tak było z moim odejściem z Sevilli, ale popełniłem błąd. Teraz nadszedł czas, aby zapomnieć o przeszłości i pomóc kolegom z drużyny mówił, gdy już wrócił do klubu, z którym osiągnął najwięcej. Ale chyba nawet wtedy nie wyobrażał sobie, że tuż przed kolejnym odejściem z Sevilli, udekoruje tort taką wisienką, jaką był dzisiejszy występ.

  • Asysta przy golu Luuka de Jonga
  • „Asysta” przy bramce samobójczej, bo to on dograł piłkę Diego Carlosowi
  • 5 kluczowych podań
  • 4 wywalczone rzuty wolne
  • 82 kontakty z piłką, najwięcej na boisku

Dyrygent. Reżyser. Inter kompletnie Banegę zlekceważył, bo Sevilla miała tyle okazji do dorzucenia kolejnych goli ze stałych fragmentów, że Argentyńczyk mógł śmiało skompletować hattricka asyst. Zwłaszcza że miał komu dogrywać. Co prawda Jules Kounde bramki dziś nie zdobył – jego strzał głową poszybował nad poprzeczką – ale byli jeszcze inni. Strzał Lucasa Ocamposa wybronił Samir Handanović, ale Luuk de Jong  rządził w powietrzu. Pięć wygranych pojedynków powietrznych, z czego dwa zamienione na gole. Holender najpierw przechytrzył Diego Godina, a potem przeskoczył Roberto Gagliardiniego, posyłając dwa perfekcyjne strzały.

Tym razem Słoweniec nie miał żadnych szans.

Reklama

Antonio Conte znów przegrywa

Czy komuś jeszcze należą się wyróżnienia? Chyba zasłużył na nie Bono, który w ostatnich minutach spotkania wyjął strzał Antonio Candrevy. W dobrym miejscu i czasie był też Kounde, gdy Alexis Sanchez strzelał z bliska, wykorzystując chaos w polu karnym. Obrońca przypilnował słupka i wybił piłkę zmierzającą do bramki. Nie było więc mocnych – Inter po prostu nie mógł dziś wygrać. Nerazzurri mogą się obrażać, że Diego Carlos ich zdaniem powinien wylecieć z boiska. Że tak naprawdę sprokurował jeszcze jeden rzut karny, gdy piłka odbiła mu się od nogi, a następnie od ręki, po jednym ze strzałów, a sędzia tego nie dostrzegł.

Ale prawda jest taka, że Sevilla była po prostu lepsza. Konkretniejsza. Miała „to coś”. Być może miała też lepszego trenera, bo kamyczek do ogródka Conte trzeba mimo wszystko wrzucić. To już czwarty finał europejskiego pucharu przegrany przez Antonio, w tym drugi w roli szkoleniowca. To też czwarte rozgrywki, w których Conte nie podołał zadaniu – nie wygrał. Trzeba sobie chyba powiedzieć wprost, że nie jest to pech, ani słabość wynikająca z braków kadrowych, co Włoch często sugerował swoim pracodawcom.

Po prostu zbyt łatwo jest go rozszyfrować.

Inter Mediolan – Sevilla 2:3

Lukaku 3′, Godin 35′ – de Jong 12′, 33′, Lukaku 74′ (sam.)

Fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Europy

Komentarze

17 komentarzy

Loading...