Reklama

Szybko poszło. Sarri wylatuje z Juventusu

redakcja

Autor:redakcja

08 sierpnia 2020, 16:17 • 8 min czytania 7 komentarzy

Jeszcze całkiem niedawno działacze Juventusu zarzekali się, że jest za wcześnie by recenzować dokonania Maurizio Sarriego i szkoleniowiec „Starej Damy” pozostanie na swym stanowisku niezależnie od wyniku dwumeczu w 1/8 finału Ligi Mistrzów. A potem przyszedł Olympique Lyon po paru miesiącach bez regularnej gry o stawkę i bezceremonialnie wyrzucił Juve z Champions League. Sprawiając, że wszelkie zapewnienia o lojalności względem trenera momentalnie straciły ważność. Doniesienia włoskich mediów potwierdzono już oficjalnie – Sarri żegna się z klubem.

Szybko poszło. Sarri wylatuje z Juventusu

Nietrafiony mariaż

Wokół zatrudnienia Sarriego w Juve od początku, czyli już latem 2019 roku, krążyły poważne wątpliwości. Wiadomo było, że jest to trener mocno przywiązany do konkretnych rozwiązań taktycznych. Niezbyt elastyczny. No i – delikatnie rzecz ujmując – niegwarantujący trofeów. Tymczasem wylądował w klubie, w którym sam triumf w rozgrywkach ligowych uważany jest za psi obowiązek. Natomiast sukces w Lidze Mistrzów stał się w ostatnich latach prawdziwą obsesją włodarzy „Starej Damy”. Sarriego trudno było jednak traktować jako szkoleniowca, który okaże się gwarantem Pucharu Mistrzów. No bo jakie były jego wcześniejsze dokonania na europejskich boiskach? Wygrana w Lidze Europy z Chelsea ma swój wymiar, ale akurat w Champions League ani razu nie udało się Sarriemu zanotować wartościowej, wartej wspomnienia przygody. A tutaj od razu stanęło przed kim konkretne wyzwanie – wygrać te rozgrywki.

Niesłychany przeskok. Jose Mourinho powiedziałby, że Sarri nie wniósł ze sobą do klubu odpowiedniego „piłkarskiego dziedzictwa”. Niewielu kibiców na wieść o zatrudnieniu Włocha powiedziało: „Tak, to jest ten gość. Teraz będziemy bezkonkurencyjni”. Aż roiło się od poważnych znaków zapytania.

Poza tym, spójrzmy choćby na kwestie czysto wizerunkowe. One nie mają realnego znaczenia, ale coś jednak symbolizują. Sarri. Człowiek z ogryzkiem papierosa między zębami. W wymiętolonej polówce i dresowej bluzie. W tak specyficznym miejscu, jakim jest Neapol, szkoleniowiec o takim obliczu – w końcu neapolitańczyk z krwi i kości, swój chłop – odnalazł się jak ryba w wodzie, ale już w futbolowej korporacji, jaką jest londyńska Chelsea, nie pokochano Sarriego. Ani od pierwszego, ani od drugiego wejrzenia. A przecież Juventus to również korporacja, w której trener staje się tylko trybikiem wielkiej machiny. Trybikiem ważnym, lecz na pewno nie najważniejszym. Co gorsza dla Włocha – do tych istotniejszych od niego elementów mechanizmu należy zaliczyć paru piłkarzy. I z tym Sarriemu z pewnością najtrudniej było się pogodzić. Być może dlatego już go w roli trenera „Starej Damy” nie zobaczymy.

W Neapolu do niego się dostosowywano, a w Turnie on musiał się dostosowywać. Wytracając przez to swoje taktyczne atuty.

Reklama

Niespełniona obietnica

Przesadą byłoby stwierdzenie, że Sarri poniósł w Juventusie całkowitą klęskę. Wygrał scudetto, zresztą pierwsze w swojej trenerskiej karierze. Jego pech polega na tym, że było to dla Bianconerich dziewiąte mistrzostwo kraju z rzędu. Przy takim stopniu dominacji, do sukcesów na krajowym podwórku można się po prostu przyzwyczaić. Nie mają one właściwego wydźwięku. Dość powiedzieć, że dwóch poprzedników Maurizio również żegnało się z posadą w glorii zdobywców scudetto. Na dodatek Sarri nie dołożył do ligowego tytułu żadnego innego sukcesu. Liga Mistrzów – wiadomo, klapa na całej linii. Odpadnięcie z jednym z najsłabszych rywali, jacy znaleźli się w fazie pucharowej rozgrywek. Ale trzeba dodać, że Juventus przegrał również finał Pucharu Włoch. W starciu o Superpuchar lepsze okazało się Lazio. Może potrójna korona w Italii sprawiłaby, że na kadencję Sarriego spoglądano by dziś nieco łaskawszym okiem? Próżno spekulować.

Zapewne Sarri nie wyleciałby z posady, gdyby Juventus z Lyonem poległ w jakichś wyjątkowo pechowych, niefortunnych okolicznościach. Czasem tak przecież bywa. Jedna ekipa ciśnie cały mecz, ale raz bramkarz wyciąga karnego, potem piłka dwa razy trafia też w poprzeczkę, a w ostatniej minucie rywale strzelają gola po jakimś wyciągniętym z czapki stałym fragmencie i pozamiatane. Ale turyńczycy nie odpadli z francuskimi oponentami w okolicznościach pechowych. Jasne – cisnęli, mieli swoje sytuacje. Trochę brakowało skuteczności. Summa summarum jednak, to wczorajsze starcie było idealnym podsumowaniem całej kadencji Sarriego.

Reakcja rezerwowych Juventusu na gola dla Lyonu.

Nieistniejący środek pola. Dziury w defensywie. Nieustanne poszukiwanie dośrodkowań, nawet z kompletnie nieprzygotowanych pozycji. I rozpaczliwa wiara w moc pojedynczych zawodników, a nie całego zespołu. Cristiano Ronaldo zdobył dwa gole, ale nawet on – wbrew pozorom – jest tylko człowiekiem. W paru sytuacjach zawiodła go skuteczność, bo przecież żaden napastnik nie zamienia wszystkich swoich okazji na gole. Drugi z napędowych zespołu, Paulo Dybala, na murawie spędził zaledwie kwadrans. Sarri wypuścił go do akcji w drugiej połowie i po paru chwilach musiał zorganizować ewidentnie cierpiącemu z powodu kontuzji Argentyńczykowi zmianę „powrotną”. To pokazuje skalę desperacji Juventusu. Desperacji i uzależnienia od przebłysków geniuszu u dwóch-trzech zawodników.

Sarri miał uczynić Juventus zespołem grającym i skutecznie, i pięknie. To miało go odróżniać od Massimiliano Allegriego, który do cyrku odsyłał kibiców domagających się od Juve spektakularnych widowisk. Jednak byłemu szkoleniowcowi Napoli nie udało się przekonać drużyny do swoich taktycznych ideałów. W końcu – takie można był odnieść wrażenie i tak wynikało z wypowiedzi samego Włocha – Sarri kompletnie zarzucił próby wprowadzenia w Juventusie taktyki zwanej wymownie „Sarri-ball”.

Reklama

Skapitulował. Co znów stawia pod znakiem zapytania sens zatrudnienia go w Turynie. Już ustaliliśmy, że Sarri nie trafił do Juve jako gwarant europejskich triumfów. Po paru miesiącach pracy okazało się, że nie jest również w stanie zainstalować w zespole rozwiązań, które rozsławiły jego nazwisko jeszcze za czasów Napoli. Jaką wartość dodaną Sarri wniósł zatem na Juventus Stadium?

Porównajmy statystyki:
  • Juventus w sezonie ligowym 2014/15 (pierwsze mistrzostwo z Allegrim): 87 punktów – 72 gole strzelone : 24 stracone
  • 2015/16: 91 – 75:20
  • 2016/17: 91 – 77:27
  • 2017/18: 95 – 86:24
  • 2018/19: 90 – 70:30
  • 2019/20: 83 – 76:43

Punktowo – słabizna. W defensywie – dramat. I, co gorsza, brak istotnego progresu jeżeli chodzi o dorobek strzelecki ofensywnych piłkarzy. Cristiano Ronaldo we wszystkich rozgrywkach sezonu 2019/20 zdobył 37 bramek, Paulo Dybala dorzucił 16 trafień, a Gonzalo Higuain 12. Następni na liście najskuteczniejszych zawodników Juve są Matthijs de Ligt i Aaron Ramsey. Z czterema golami na koncie. Krótko mówiąc – zbyt wielu było w składzie „Starej Damy” graczy, którzy wyłącznie wozili się w tym sezonie na plecach CR7 i Dybali. Bernardeschi z dwiema bramkami w 38 występach to chyba najbardziej dobitny przykład. Sarri z pojedynczych postaci potrafił więc wydobyć to, co najlepsze, ale jednocześnie reszta drużyny rozegrała w najlepszym razie przeciętny, a w najgorszych przypadkach kompletnie nieudany sezon.

Winnych jest wielu

Trudno jednak teraz czynić Maurizio Sarriego kozłem ofiarnym. Nieudacznikiem, który popsuł perfekcyjnie działający Juventus. Bo już w zeszłym sezonie „Stara Dama” zdecydowanie nie zachwycała i rozstanie z Massimiliano Allegrim wielu kibiców czy ekspertów przyjęło może nie z ekscytacją, ale ze zrozumieniem. W Lidze Mistrzów turyńczycy w wielkich bólach uporali się przed rokiem z Atletico Madryt. Potem zostali sprowadzeni do parteru przez rewelacyjny Ajax Amsterdam. Wszystkie gole w tamtej edycji Champions League zdobył dla Bianconerich nie kto inny, tylko Cristiano Ronaldo. Być może zatem to nie Sarri zepsuł drużynę, ale po prostu nie zdołał jej naprawić?

Można się zresztą zastanawiać, czy wręczono mu odpowiednie narzędzia do wykonania prac naprawczych. Nie jest tajemnicą, że transfery w Juventusie wykonywano w ostatnich oknach ponad głową managera. Pewnie działacze nie ściągali do Turynu zawodników wbrew kategorycznym protestom Włocha, ale dało się jednak odczuć, że na Juventus Stadium nie trafiają faworyci trenera.

Znów można postawić wymowne pytanie. Po co stawiać na szkoleniowca o tak sztywnych przekonaniach taktycznych, jeżeli potem nie układa się kadry zespołu w taki sposób, by mu jak najlepiej dogodzić?

Maurizio Sarri

W ogóle ile razy Juventus w ostatnich latach trafił w dziesiątkę z jakimś transferem? Z pewnością łatwiej wyliczać wątpliwe ruchy. Jeżeli spojrzymy sobie na finał Ligi Mistrzów z 2015 roku, to o sile „Starej Damy” stanowili tacy gracze jak Andrea Pirlo, Carlos Tevez, Claudio Marchisio, Arturo Vidal, Paul Pogba. Do tego młodsi Giorgio Chiellini (no, on akurat samym finale nie wystąpił, ale wiadomo o co chodzi), Leonardo Bonucci oraz Gianluigi Buffon. Nie będzie kontrowersyjnym stwierdzenie, że Juve przez pięć ostatnich lat po prostu w sposób znaczący się osłabiło. Umówmy się. Trzeba odrabiać straty z Lyonem, a z ławki wchodzą na boisko Danilo, Ramsey, 21-letni Marco Olivieri i kontuzjowany Dybala. Coś tutaj poszło zdecydowanie nie tak jeżeli chodzi o politykę kadrową. Boki obrony, środek pola, skrzydła – zdecydowanie za dużo słabych punktów jak na klub, który na rynku wydaje całkiem sporo forsy.

Prawdopodobnie dlatego z klubu wyleci także Fabio Paratici, dyrektor Juve. Chyba główny entuzjasta zatrudnienia Sarriego przed rokiem. To zrozumiała decyzja. Warto pamiętać, że Paratici latem 2019 roku starał się wypchnąć z klubu Paulo Dybalę. Tego samego, który dopiero co został wybrany najlepszym piłkarzem minionego sezonu Serie A.

***

Co dalej? Opcji jest – jak to zwykle bywa w takich sytuacjach – kilka. I tym razem Andrea Agnelli oraz jego współpracownicy nie mogą już chybić, bo dominacja na krajowym podwórku również wygląda na chwiejną, o europejskich ambicjach nie wspominając.

Włoskie media spekulują, że na posadzie szkoleniowca Juve jeden Maurycy zamieni drugiego. Głównym kandydatem do zastąpienia Sarriego jest bowiem rzekomo Mauricio Pochettino, były szkoleniowiec Tottenhamu. Często wymienia się też nazwisko Simone Inzaghiego, prowadzącego obecnie Lazio. Gdzieś w tle przewija się również temat powrotu Antonio Conte, który z Interem Mediolan wywalczył wicemistrzostwo Włoch, by zaraz potem wytoczyć ciężkie działa przeciwko swoim przełożonym, co postawiło jego przyszłość w klubie pod olbrzymim znakiem zapytania. Na razie nie padły jeszcze żadne konkrety, mówimy tylko o pogłoskach. Jeżeli pojawią się one już w najbliższych dniach, to można założyć, że tak naprawdę wyrok na Sarriego został podpisany już jakiś czas temu, a na Juventus Stadium czekano tylko na odpowiedni moment do dokonania egzekucji.

Trochę nam żal byłego już szkoleniowca Juve. Dlatego na koniec podkreślmy jedno – mówimy o człowieku, który przebył nieprawdopodobną drogę od trzydziestoletniego trenera-hobbysty do mistrza Italii. W wieku 61 lat i 198 dni został najstarszym szkoleniowcem w dziejach Serie A, jakiemu udało się sięgnąć po scudetto. Może i nie był trenerem stworzonym akurat dla Juventusu, ale nie mamy wątpliwości, że jego piękna przygoda jeszcze się nie zakończyła.

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Weszło

Komentarze

7 komentarzy

Loading...