Reklama

Handzlik: Idąc do Legii popełniłem błąd. Potem nawet myślałem, żeby rzucić piłkę

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

06 sierpnia 2020, 17:01 • 11 min czytania 7 komentarzy

Pięć lat – tyle musiał czekać Konrad Handzlik na to, żeby powiększyć swój dorobek występów w Ekstraklasie. Kiedy przechodził z Wisły Kraków do Legii Warszawa, wokół jego osoby było dużo szumu. Za dużo, bo sam przyznaje, że wcale mu to nie pomogło. Ostatecznie do ligi trafił nie dzięki temu, że przebił się przy Łazienkowskiej, a dzięki odbudowie w niższych ligach. W rozmowie z nami podsumowuje ten czas i przyznaje, że miał ochotę zakończyć karierę, nim na dobre ją zaczął. Mówi też o tym, co go zmieniło i co jeszcze musi poprawić, żeby nie zmarnować szansy. Zapraszamy na rozmowę z pierwszym letnim wzmocnieniem Warty Poznań.

Handzlik: Idąc do Legii popełniłem błąd. Potem nawet myślałem, żeby rzucić piłkę
Pytanie pewnie retoryczne – oglądałeś mecz Warty z Radomiakiem?

Oglądałem, oczywiście. Było sporo stresu na początku. Podpisałem z Wartą kontrakt jeszcze przed tym, gdy było wiadomo, że zagrają w Ekstraklasie. Pojechałem na testy medyczne, podpisałem umowę przed pierwszym meczem barażowym i nawet nie myślałem, że zagram w najwyższej lidze. Po barażu z Bruk-Betem pomyślałem: może awansują i… udało się.

Przy karnych Kupczaka…

Nawet nie patrzyłem, jak strzelał!

Czyli stres musiał być. A co w ogóle zdecydowało o tym, że wybrałeś Wartę? Z całym szacunkiem, ale to nie jest klub, o którym mówi się, że w młodości miało się plakaty jego piłkarzy nad łóżkiem.

Zaczęło się w przerwie zimowej. Wtedy zadzwonił do mnie dyrektor Robert Graf i pytał o moje plany na przyszłość, bo w Grudziądzu kończył mi się kontrakt. Znaliśmy się z tego, że dyrektor Graf był wcześniej w Olimpii. Patrzyłem na to, jak współpracował z trenerem Mariuszem Pawlakiem, jakich zawodników ściągnął do Grudziądza. A ściągnęli np. Tiago Alvesa czy Omrana Haydary’ego. Bardzo dobrze montował drużynę, podobało mi się to, że ściągał zawodników, którzy nie byli oczywistymi kozakami. Często byli to piłkarze niewysocy, wątłej budowy, ale potrafiący grać w piłkę. Wiedziałem, że potrafi zbudować drużynę, zachować odpowiednie proporcje między doświadczonymi i młodymi zawodnikami. U nas udało mu się zrobić awans i pomyślałem, że to fajna opcja, ale zobaczymy, co będzie dalej. Utrzymywaliśmy kontakt od zimy do czerwca, gdy podpisałem z nimi umowę. Śledziłem też mecze Warty i podobało mi się to, że tam nie było piłkarzy z nie wiadomo jaką karierą – poza Kupczakiem czy Trałką – tylko są tam zawodnicy młodzi, ambitni, potrafiący grać w piłkę. Dlatego to dla mnie optymalny krok, z takimi ludźmi jestem w stanie się rozwinąć, pójść do przodu i zdobyć doświadczenie w Ekstraklasie.

Po drodze były jednak pewne perturbacje. Nie jest też tajemnicą, że byłeś krok od Miedzi Legnica.

Tak, miałem taką opcję, ale nie chciałbym tego za bardzo komentować. Nie chcę sobie palić mostów, źle to wyszło. Ale z perspektywy czasu mogę im tylko podziękować.

Reklama
Jest jakiś zawód? Zakładam, że oferowali na pewno lepsze warunki indywidualne. Ale z drugiej strony, byłbyś w pierwszej lidze.

Nie ma. Jest wyższy poziom sportowy, a na tym mi zależało. Wyszło idealnie, to jest naturalny krok do przodu. Wchodzi beniaminek, dostaję od nich szansę i zaufanie. Miałem kontuzję, o której trener i dyrektor Warty wiedzieli, mogli sobie szukać kogoś innego na moje miejsce. Zamiast tego zapewnili mnie, żebym był spokojny, wyleczył uraz i droga będzie otwarta. Zachowali się super i jest we mnie dodatkowa chęć odwdzięczenia się za to zaufanie.

Długo czekałeś na tę Ekstraklasę. Niby masz 22 lata, ale na pewno myślałeś, że trafisz do niej dużo wcześniej.

Inaczej sobie to wyobrażałem, gdy przechodziłem z Wisły do Legii, wtedy był wielki szał. Z perspektywy czasu uważam, że popełniłem duży błąd. Nie byłem gotowy na taki klub, jakim jest Legia Warszawa. Gdybym mógł cofnąć czas, podjąłbym inną decyzję. Natomiast patrząc na to, jak to się później potoczyło, to nabrałem tyle doświadczenia, że myślę, że to będzie kolejny krok do przodu i pokażę tym, którzy postawili na mnie krzyżyk, że nigdy nie jest za późno. Nawet gdy jest pod górkę, nie ma co się poddawać. Miałem moment w swojej przygodzie, że zastanawiałem się, czy nie dać sobie spokoju z piłką. Jako 17-latek byłem uważany za kozaka. Nagle trafiłem do Legii, tam nie grałem, byłem w trzeciej lidze, w Centralnej Lidze Juniorów. Człowiek sobie myśli – co jest nie tak, co zrobiłem źle?

Gdy jesteś na wysokim poziomie, jest szum, a potem on znika i nie wiadomo, co robić. Ciężej jest znaleźć klub, a ambicje są duże, chciałoby się coś osiągnąć, pograć na przyzwoitym poziomie, a wszystko zaczynało się układać coraz gorzej. Nie mogłem się pozbierać, ale trafiłem na swojej drodze na wielu dobrych trenerów, którzy pomogli mi się pozbierać. Trafiłem też na dobrego człowieka, jakim jest mój agent Rafał Szczypczyk, który nie chciał mnie zabierać z Grudziądza po pierwszej lepszej rundzie. Plan był taki, żeby zrobić awans z drugiej do pierwszej ligi, pograć na tym poziomie, być tam ważnym zawodnikiem i dopiero myśleć o tym, co dalej. Trochę mi w głowie poukładał i wszystko zaczęło iść w dobrym kierunku.

Czyli miałeś jakiś żal do poprzednich agentów za to, jak kierowali twoją karierą?

Nie mam do nikogo żalu, nigdy nie będę miał. Najwyżej do siebie. Byłem młody, podjąłem złą decyzję, ale dzięki niej stałem się bardziej odpowiedzialny. Inaczej patrzę na piłkę, wiem, że nie wszystko przychodzi łatwo.

Co zawiodło w Warszawie?

To długa historia…

Reklama
Śmiało, mamy czas.

Największym problemem było to, że nie grałem pół roku w Wiśle. Podpisałem kontrakt z Legią zimą i zostałem zesłany do „Klubu Kokosa”. Nie mogłem grać nigdzie, a z orlika ciężko podbić taki klub, jak Legia. To był chyba najcięższy moment, pojechałem na obóz z Legią, potrenowałem i podjąłem decyzję, że o skład będzie ciężko, więc może jakieś wypożyczenie? Dostałem ofertę od trenera Jacka Magiery z Zagłębia Sosnowiec i zadebiutowałem w pierwszej kolejce pierwszej ligi. Dostawałem jednak często powołania do młodzieżowej reprezentacji Polski. Ja sobie wyjeżdżałem, liga trwała, wracałem z kadry, za dwa tygodnie znowu się na nią pakowałem, bo zgrupowania były dość często. Nie miałem nawet kiedy grać meczów w Sosnowcu. Później doznałem urazu, naderwałem więzadła strzałkowe w tym samym kolanie, w którym teraz miałem kontuzję. Miałem dwa miesiące przerwy, skończyła się runda, wyleczyłem się w zimę i stwierdziłem, że czas wracać do Legii, bo straciłem kolejne pół roku. Zostałem w „dwójce”, grałem raz w rezerwach, raz w CLJ, gdzie zdobyliśmy mistrzostwo Polski. W końcu była ciągłość meczów. Potem dostałem już telefon z Grudziądza i trafiłem do trenera Jacka Paszulewicza i wszystko zaczęło się układać. Zacząłem regularnie grać.

Nie miałeś ochoty zostać w Warszawie i zamiast iść do Olimpii, wspiąć się przez drugi zespół do „jedynki”?

Nie, stwierdziłem, że to nie jest droga dla mnie. Chciałem spróbować czegoś innego, przejść przez mniejszy klub. Pomyślałem, że jak będę dobrze wypadał w pierwszej lidze, to może dostanę gdzieś szansę. Miałem 20 lat, to nie jest dużo i może z niższej ligi, dzięki regularnej grze, jestem w stanie zrobić coś fajnego dla siebie.

Coś z tej Legii wyniosłeś, czy to był zbyt krótki epizod?

Dla mnie to jest czas do zapomnienia. Nie wracam do tego, bo wiem, że popełniłem błąd. Nie ma dla mnie tego tematu, było minęło.

A obóz z pierwszym zespołem? Praca z Besnikiem Hasim? Wiele osób uważa go za najgorszego w najnowszej historii Legii.

(śmiech) Pamiętam, że wymagał abstrakcyjnych rzeczy. Trzeba było bardzo szybko biegać od szesnastki do szesnastki. Pasowałoby mu chyba, gdybyśmy ten dystans biegali w pięć sekund. Specyficzny trener, ale może tak się za granicą trenuje…

Mówisz, że transfer do Wisły był błędem, ale starsi koledzy z Wisły sugerowali ci, żebyś z niej odszedł, bo widzieli, co zaczyna się tam dziać. Czy uważasz, że faktycznie pozostanie w niej byłoby lepsze?

To nie było też tak, że dostałem propozycje z Legii i stwierdziłem: o kurde Legia, idę tam! Chciałem zostać w Wiśle, nie chodziło o pieniądze, tylko o to, że nie mogłem się dogadać z ówczesnymi władzami. Umawialiśmy się na rozmowy i… nie wyglądało to dobrze, nie szło się dogadać.

Przychodziło paru chłopaków w koszulkach z rekinami i składało propozycje nie do odrzucenia?

(śmiech) Aż tak, to nie! Ale nie tylko ja to będę mówił – wtedy inaczej traktowano wychowanków. Gdybym został i zgodził się na tamte warunki, to może inaczej potoczyłaby się moja droga. Natomiast nie ma co gdybać, nie doszliśmy do porozumienia, drugą opcją była Legia. Miałem tam sporo znajomych z reprezentacji, dużo z nimi rozmawiałem i skłoniłem się ku temu, że może warto spróbować. Chłopaki grali na dobrym poziomie, mieli okazję trenować z bardzo dobrymi zawodnikami z pierwszego zespołu i poszedłem w tym kierunku. Ale pierwszym moim wyborem było przedłużenie umowy z Wisłą.

Nie byłeś tylko zawodnikiem Wisły, kibicowałeś jej i byłeś emocjonalnie związany z tym klubem.

Jeżeli się jest od małego w akademii, to nie kibicuje się innemu klubowi. Jeździło się na mecze, podawało się piłki. Cieszę się, że po tych sporych zawirowaniach potrafili sobie poradzić i wyszli na prostą.

Czułeś, że twoja kariera rozpoczyna się od zera, gdy już trafiłeś do Grudziądza?

Podszedłem do tego tak, że to jest dla mnie czysta karta. Nie spodziewałem się, że na wejściu dostanę od trenera Paszulewicza tyle szans. Stałem się podstawowym zawodnikiem, zagrałem u niego pierwszą pełną rundę. Bardzo się cieszę, że mogłem poznać tego trenera. Wielu na niego narzekało, że ciężkie treningi… Dla mnie to był idealny moment, potrzebowałem kogoś do ciężkiej pracy i wzmocniłem się fizycznie. Nie wiem, czy gdybym spotkał kogoś innego, to bym się tak pozbierać. Potrafił zarządzać szatnią. Był bardzo impulsywny, ale to pozytywnie wpływało na zespół.

Były suszarki?

Tak! Po spadku do drugiej ligi pojawił się trener Mariusz Pawlak. Graliśmy fajną piłkę, ten trener lubił długo utrzymywać się przy piłce. Stwarzaliśmy mnóstwo sytuacji na mecz i dużo mu zawdzięczam. Potrafił zmienić mój styl gry, bo nie ukrywam, że lubiłem przytrzymać piłkę, zrobić kółeczko. Często wyprowadzałem go z równowagi… (śmiech) Ale miał do mnie cierpliwość, dawał mi kolejne szanse i z czasem udało mi się to zmienić, choć długo mi z tym zeszło. Parę rzeczy jednak w głowie zmieniłem, zaczęły pojawiać się liczby, asysty, szybciej operowałem piłką i poprawiałem cechy indywidualne.

Żałuję tylko tego, że nie strzeliłem bramki, tego mi brakowało. Byłbym inaczej postrzegany, gdybym strzelił w pierwszej lidze te cztery bramki, ale z asyst też się cieszę. W drużynie, która walczy o utrzymanie osiem asyst to niezły wynik. U trenera Jacka Trzeciaka też miałem duży kredyt zaufania, trafiałem na fajnych trenerów. Przez Grudziądz przewinęło się też paru fajnych zawodników, którzy byli anonimowi, ale teraz zaczynają gdzieś grać. Mieliśmy bardzo dobrą ekipę i szkoda, że nie udało się jej utrzymać.

W Grudziądzu chyba zeszła z ciebie ta cała presja. Nie ciągnęli się za tobą kibice Wisły, którzy źle ci życzyli. Nie było już presji związanej z zakładaniem koszulki Legii. Miałeś czystą głowę, mogłeś bawić się piłką, a to jest chyba ważne dla ofensywnego zawodnika.

Niby się mówi, że się nie czyta komentarzy, ale czyta się. Do każdego to dociera, jest szydera w szatni, ale jako młody zawodnik nie mogłem się z tym pogodzić. Trochę to na mnie ciążyło, natomiast później to się zmieniło. Przestałem myśleć o tym, co było, zacząłem się zastanawiać nad tym, co może być. To mi pomogło. Trenerzy i zmiana nastawienia do przeszłości.

No dobra, to co może być? Czego się właściwie po tej Ekstraklasie spodziewasz?

Na początek chcę pokazać, że zasługuję na szansę. Mam dużo do poprawy, na pewno. Przede wszystkim skuteczność, to chcę poprawić najpierw, bo z samej gry nic nie ma, liczą się bramki i asysty. To taki moment, gdy mogę spokojnie wejść do drużyny. Warta jest po awansie, każdy ma czystą kartę. Skoro miałem już tyle szczęścia, że podpisałem kontrakt z Wartą, nie wiedząc, że będzie w Ekstraklasie i w końcu się w niej znalazła, to chcę wykorzystać tę szansę.

Jakieś cele liczbowe sobie stawiasz na ten sezon?

Zapiszę sobie w zeszycie i jak spełnię, albo nie spełnię, to wyślę ci zdjęcie i pokażę, jaki to był cel (śmiech). Wtedy to podsumujemy.

Trenowałeś z pierwszym zespołem Wisły i Legii, z doświadczonymi ligowcami. Myślisz, że znasz poziom Ekstraklasy, czy jednak co innego jest na boisku, rytm meczowy jest szybszy niż w pierwszej lidze i może cię zaskoczyć?

Na pewno gra się tu szybciej, ale też nie jest tak, że to jakiś ogromny przeskok. Mieliśmy okazję grać z zespołami z Ekstraklasy w Pucharze Polski, sparingach i uważam, że jestem w stanie sobie poradzić na tym poziomie. Z każdym meczem będę nabywał doświadczenia, wiadomo, że nie będzie tak, że wskoczę do składu i pozamiatam za pierwszym strzałem. Każdy będzie miał tak, że z meczu na mecz będzie się czuł coraz pewnie.

Wciąż jesteś młodym piłkarzem, a grałeś już w trzech dużych polskich miastach – Kraków, Warszawa, teraz Poznań. Lista powoli się kończy, gdzie w takim razie widzisz siebie w przyszłości?

Każdy ma marzenie, żeby wyjechać zagranicę, ale na razie o tym nie myślę. Chcę się skupić na wykorzystaniu tej szansy, którą dostaję

Większe emocje będą w meczu z Wisłą, czy z Legią?

Chyba jednak z Wisłą…

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

Fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami

Bartek Wylęgała
2
Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami
1 liga

Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Piotr Rzepecki
5
Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Komentarze

7 komentarzy

Loading...