Reklama

Lechia, Lech, a może Raków? Kto został królem zimowego polowania

redakcja

Autor:redakcja

09 lipca 2020, 09:23 • 14 min czytania 7 komentarzy

Jak już kilka razy w ostatnich tygodniach wspominaliśmy, całkiem nieźle wyszło ekstraklasowym klubom zimowe okienko transferowe. Oczywiście nie zabrakło zwożenia szrotu (zakaz wjazdu do Hiszpanii dla Krzysztofa Przytuły, natychmiast!), oczywiście to nie tak, że nagle nasze zespoły zbudowały prawdziwe działy skautingu i teraz nadepniemy pedał gazu w pościgu za Europą. Nic z tych rzeczy. Ale gdy porównujemy to sobie do poprzednich zimowych okienek, musimy przyznać, że teraźniejszość wygląda nawet znośnie. Zdarzały się przecież takie, w trakcie których sensowne wzmocnienia mogliśmy policzyć na palcach jednej ręki. Dziś do zabawy trzeba włączyć nogi, a i tak będzie na styk. 

Lechia, Lech, a może Raków? Kto został królem zimowego polowania

Dowodem niech będzie ten ranking, w którym wybraliśmy najlepsze zimowe transfery. To oczywiście bardziej zaproszenie do dyskusji i zabawa. Szczególnie w przypadku ruchów transferowych takie zestawienia to czysta rozrywka. Nie ma bowiem zgody nawet co do tego, kiedy należy sprowadzenie piłkarza zweryfikować. Jedni (szczególnie agenci) twierdzą, że kluczowy jest moment przyklepania transakcji, bo na późniejszy sukces zawodnika wpływa zbyt wiele czynników. Drudzy podkreślają, że najważniejszy jest czas i dłuższa perspektywa, która pozwoli zobaczyć, jak klub ostatecznie wyjdzie na transferze (na przykład sprzedając zawodnika dalej). Trzeci… Trzecimi jesteśmy my, bo skupiliśmy się głównie na pierwszej rundzie nowych nabytków, oceniając to, co dali swoim klubom tu i teraz, a w mniejszym stopniu doceniając przeszłość. I w jeszcze mniejszym zgadując, jak będzie wyglądała przyszłość.

Co to oznacza w praktyce? Ano na przykład to, że kupno Bartosza Slisza przez Legię naprawdę może okazać się kozackim posunięciem, bo chłopak najpierw dużo da klubowi na boisku, a później odejdzie za wielokrotność zainwestowanej sumy. Na razie jednak zaliczył on cztery mecze ligowe mecze w barwach klubu ze stolicy, tylko raz wychodząc w pierwszym składzie, więc nie bardzo mamy co analizować. I z nieco innej mańki. Taki Kristopher Vida, który trafił do Piasta, na papierze był materiałem na ligową gwiazdę, zresztą tyle mistrz Polski na niego wydał. W momencie dokonania transakcji widzieliśmy i ręce, i nogi. Węgier z Dunajskiej Stredy wtedy byłby w czołówce podobnego rankingu. Na razie jednak dość zdecydowanie zawodzi.

Jasne? Jasne. To jeszcze tylko szybka wyliczanka i lecimy.

Byli najmocniej brani pod uwagę: Mateusz Cholewiak (Legia Warszawa), Maciej Makuszewski (Jagiellonia Białystok), Paweł Cibicki (Pogoń Szczecin), Hebert (Wisła Kraków), Bogdan Tiru (Jagiellonia Białystok), Kenny Saief (Lechia Gdańsk), Georgios Giakoumakis (Górnik Zabrze), Jakov Puljić (Jagiellonia Białystok), Carlos Moros Gracia (ŁKS Łódź), Mark Tamas (Śląsk Wrocław).

Reklama

15. Krzysztof Kamiński (Wisła Płock)

Czujemy się trochę nieswojo, gdy obserwujemy Wisłę Płock mającą w klatce bramkarza. Chyba głupio musi być dziś ludziom, którzy kolportowali plotki o tym, że broni Daehne, bo Kamiński fatalnie wygląda na treningach. Na razie wszystko wskazuje na to, że Niemiec nie stracił miejsca od razu tylko dlatego, że sztab Nafciarzy coś sobie ubzdurał. Oczywiście to tylko sześć spotkań, były bramkarz Jubilo Iwata może jeszcze sobie zepsuć opinię, ale dość wymowny jest fakt, że już zaliczył trzy czyste konta. Dodatkowo w meczach z Cracovią (tu jeden gol puszczony, ale był bez szans), ŁKS-em i Górnikiem ratował skórę kolegom z pola.

Statystyczna ciekawostka.

Ech, kilka punktów Wisła straciła przez to, że ktoś próbował być mądrzejszy od wszystkich.

14. Erik Jirka (Górnik Zabrze)

Znaliśmy wcześniej tego gościa, co w przypadku zawodników trafiających do naszej ligi nie jest normą. Skąd? Ano stąd, że napsuł Legii mnóstwo krwi, grając dla Spartaka Trnava. Jakiś czas później dworowaliśmy sobie, że graczy tej ekipy podzielić możemy na tych, którzy już w Polsce byli (Godal, Sloboda, Grendel, Rusov, Vlasko) i tych, którzy do nas przyjadą (Toth, Gressak, Kadlec, Chudy). Ale Jirkę miała taka przyjemność ominąć. Z prostego powodu – za dobry, więc za drogi. I rzeczywiście – za chwilę Crvena zvezda rzuciła na stół 750 koła papieru i nie było tematu.

Szczęście Górnika polegało na tym, że 22-letni piłkarz nie do końca tam sobie poradził, więc szukał szczęścia na wypożyczeniach. Najpierw był Radnicki Nis, teraz jest zabrzański zespół – w obu przypadkach pokazał się z dobrej strony. I fajnie, i niefajnie, bo dał coś Górnikowi, ale trudno będzie go zatrzymać na dłużej. Walnął cztery bramki, ale stać go na dużo więcej. Jeśli coś mamy mu zarzucić, to nierówną formę. Raz błyszczy, raz znika na całe spotkania.

Reklama

13. Stavros Vasilantonopoulos (Górnik Zabrze)

Wydawało się, że trudniej będzie Górnikowi zasypać dziurę po sprzedaży Borisa Sekulicia do MLS. Tym bardziej, że Vasilantonopoulos przychodził w ostatnim dniu okienka, bez przepracowania przygotowań z drużyną, w dodatku po straconym czasie (tylko 3 mecze w AEK-u w sezonie) oraz w pakiecie z Georgiosem Giakoumakisem, co zawsze budzi podejrzenia. Tymczasem okazało się, że:

Udana transakcja, na razie na zasadzie wypożyczenia. Niezbyt ufnie podchodzimy do Greków w Ekstraklasie, bo zazwyczaj niewiele wnosili, ale może przyjdzie przełamanie.

12. Gieorgij Żukow (Wisła Kraków)

– Miałem wiele momentów, gdy byłem szczęśliwy, ale nigdy przez pieniądze. Tak samo wielokrotnie czułem się źle i zarobki nie poprawiały mojego humoru. Patrzę tylko na piłkę. Gdy mój agent zadzwonił do mnie, że pojawiła się opcja podpisania kontraktu z Wisłą, nawet się nie zastanawiałem. Szybko odpowiedziałem: – Tak, zróbmy tomówił nam piłkarz z Kazachstanu w lutym i to, oraz chęć pokazania się klubom z Europy, sporo tłumaczyło. Co konkretnie? Ano to, że Żukow zgodził się grać w Wiśle za dziesięć razy mniejszy hajs niż ten, który miał w Kajracie.

I jeszcze miesiąc później – ba, nawet jeszcze niedawno – wydawało się, że to piłkarski biznes życia dla nowych władz Wisły. Bowiem chłop był nie tylko tani, ale też po prostu wymiatał. Sami pisaliśmy przed pandemią, że ze wszystkich nowych piłkarzy wygląda najlepiej. Zapierdzielał w środku pola aż się paliło, w dodatku grał bardzo mądrze. Ksywa „Generał” pasowała nie tylko ze względu na nawiązanie do radzieckiego dowódcy. Sęk w tym, że druga – opóźniona przez koronawirusa – część rundy wygląda już w jego wykonaniu kompletnie inaczej. W zasadzie przypominamy sobie tylko jeden udany mecz (z Rakowem), a w pozostałych sześciu to nawet nie był dżem. Tajemnicza sprawa, ale stąd zjazd na 12. pozycję.

11. Tomas Pekhart (Legia Warszawa)

Transfer, który wzbudził mieszane uczucia – i w momencie przeprowadzenia, i później przy ocenie występów rosłego Czecha. Ale koniec końców chyba trzeba postawić plus przy jego nazwisku. W kluczowym momencie sezonu, gdy po wybryku Jose Kante warszawski klub w zasadzie został bez napastnika, wszedł do składu i był tam, gdzie być powinien. Najpierw przeciwko Lechowi, a potem w meczu z Wisłą Kraków, gdy walnął dublet. Do tego dochodzi dobicie Jagiellonii i udział przy dwóch kolejnych bramkach. Ostatnio wygląda słabiej, ale – po pierwsze – tak wygląda cała Legia, a to napastnik uzależniony od dobrych wrzutek, a – po drugie – ma kłopoty zdrowotne. W powietrzu ciężko go pokonać, gorzej z grą po ziemi. Można się zastanawiać, jaki typ napastnika bardziej do tej Legii pasuje, ale tego, że Czech walnie przyczynił się do zdobycia mistrzostwa (no, prawdopodobnie), nie negujemy.

10. Alon Turgeman (Wisła Kraków)

Może trochę na wyrost. Albo inaczej – jest w tym element „gdybania”. Wydaje nam się bowiem, że gdyby Izraelczyk nie wypadł na siedem spotkań z powodu kontuzji, to powalczyłby o czołowe lokaty tego rankingu. Zarówno przed tą przerwą, jak i po niej, pokazał, że jest materiałem na snajpera strzelającego w naszej lidze kilkanaście goli w sezonie (na razie walnął cztery). Wszędzie go pełno, fajnie się to ogląda. Czy będziemy mieli okazję robić to również w nowym sezonie? Kończy się jego wypożyczenie z Austrii Wiedeń. Trzeba będzie zapłacić blisko pół miliona euro, w dodatku zainteresowane są kluby z Izraela, ale agent piłkarza w rozmowie z „Super Expressem” zapewniał, że jego klient jest zdecydowany na zostanie.

9. Dejan Drazić (Zagłębie Lubin)

Zawodnik wypożyczony do Zagłębia ze Slovana Bratysława pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie. Reklamowany był bardziej jako skrzydłowy. Okazało się jednak, że można mu znaleźć miejsce obok Filipa Starzyńskiego i pomiędzy Damjanem Boharem a Saszą Żivcem. Oczywiście najpierw trzeba było zabezpieczyć tyły (do czego wrócimy), ale fajnie to zahulało. Facet z przeszłością między innymi w La Liga (6 meczów w barwach Celty) dużo dobrego zrobił dla samej gry Miedziowych, a do tego dorzucił 2 gole i asystę. Znów: fajnie by było, gdyby został w Ekstraklasie na dłużej. Na razie piłkarz wrócił na Słowację, bo i tak odniósł wykluczającą go z gry kontuzję, ale Zagłębie poinformowało, że rozmowy trwają. Trzeba będzie sięgnąć do kieszeni i wyciągnąć z niej zapewne setki tysięcy euro, ale w obliczu ewentualnego odejścia Bohara 24-latek z Serbii byłby ciekawą opcją na zastępstwo.

8. Bohdan Butko (Lech Poznań)

Najwyżej sklasyfikowane wypożyczenie. Modelowe wręcz rozegranie sytuacji, w której trzeba poczekać na Czerwińskiego, a Gumny nie jest w pełni gotów do gry. Przyszedł gotowy piłkarz, wszedł do składu i zrobił swoje. Bez opowiastek o aklimatyzacji, bez bajdurzenia o potrzebie poznania nowych kolegów i zgrania. Oczywiście warto zauważyć, że nie mówimy o przypadkowym gościu, bo bardzo przyjemny kontrakt w Szachtarze Donieck nie wziął się znikąd. Tak samo jak gra w reprezentacji Ukrainy – łącznie 32 mecze, w tym na Euro 2016 (z Polską na lewej obronie, nie przeszkodził nam zbytnio przy golu Błaszczykowskiego). A propos pieniędzy usłyszeliśmy ostatnio, że Poznaniu zgodził się, że na taki kontrakt, że po obniżeniu go o połowię… wychodzi na zero, bo przepada za luksusem i koszty życia ma dość wysokie. Ale tu kończymy zaglądanie do kieszeni, bo ewidentnie nie bierze hajsu za nic.

7. Conrado (Lechia Gdańsk)

Mamy ograniczone zaufanie, gdy widzimy transfer do Ekstraklasy z takiego miejsca jak druga liga brazylijska. Doświadczenie mówi nam wtedy tyle, że może  trafił się menedżer z niezłą bajerką lub przysługą, którą trzeba oddać. Ale Conrado to przykład na to, że czasami warto spróbować siegnąć również po gościa z innego kontynentu.

23-latek nie cacka się w tańcu. Potrzebował całych sześciu minut, by zaliczyć pierwszą asystę na polskich boiskach. Później dorzucił jeszcze cztery, jednego gola, a także wywalczonego karnego. Świetne liczby, udział przy bramce średnio co około 82 minuty. Znamy przyzwoitych skrzydłowych, którzy przez cały sezon wykręcili gorsze statsy. W dodatku Conrado był cichym bohater Lechii w derbach, to jego zmiana odmieniła drużyna z Gdańska. Wiedział, kiedy się pokazać.

6. David Tijanić (Raków Częstochowa)

Niespodzianka. Być może nawet największa w całym zestawieniu. Dla 22-latka ze Słowenii to drugie podejście do naszego kraju. Za pierwszym razem przyjechał do Krakowa, by grać dla Wisły, ale wrócił do siebie po testach medycznych. W świat poszedł przekaz, że te dały niepokojące rezultaty. Ale strona piłkarza trzymała się wersji, że Wisła, będąca w trochę innej sytuacji niż dziś, nie była gotowa na ten ruch pod względem finansowym. Tę wersję uwiarygadnia fakt, że w Rakowie uznali, że Tijanić jest zdrów jak ryba, co potwierdza runda wiosenna. Gra i gra bardzo dobrze. To wygrany pandemii. Przed nią siedział na ławce (wstał tylko na kilkanaście minut), co dało się wytłumaczyć tym, że każdy potrzebuje chwili, by skumać taktykę Marka Papszuna. Ale gdy zaraz po wznowieniu treningów kontuzji doznał Miłosz Szczepański, trzeba było pokazać go światu, by nie męczyć ludzi Babenką czy innym Poletanoviciem. No i okazało się, że Tijanić jest pojętnym uczniem.

Obecnie ma serie sześciu meczów z rzędu z udziałem przy bramce:

  • Wisła Kraków – asysta,
  • Zagłębie Lubin – asysta i asysta drugiego stopnia,
  • Wisła Kraków – gol i asysta drugiego stopnia,
  • Korona Kielce – asysta drugiego stopnia,
  • Arka Gdynia – asysta,
  • Zagłębie Lubin – asysta.

Jego łączny bilans na polskich boiskach to osiem wypracowanych goli w dziewięciu meczach. W kolejnym sezonie po powrocie Szczepańskiego panowie mogą stworzyć kozacki duet.

5. Petteri Forsell (Korona Kielce)

Gruby człowiek, a może. Po raz drugi z rzędu spadł z Ekstraklasy, ale – parafrazując klasyka – Fina winilibyśmy najmniej. Przecież przychodził w momencie, w którym kielczanie byli już pod kreską, w dodatku dość wyraźnie. Do drużyny z beznadziejną ofensywą. I tę ofensywę Forsell trochę rozruszał. Walnął cztery gole, zaliczył asystę i dwa kluczowe podania przy golach. Jak na trzynaście spotkań to fajny wynik. Uwzględniając te trzy statystyki, trzeba powiedzieć, że wręcz dający tytuł najbardziej produktywnego gracza Korony! Tak, tak, żaden inny piłkarz tego klubu, włączając tych, którzy grają w nim od startu rozgrywek, nie maczał paluchów przy siedmiu golach (drugi Kovacević maczał przy sześciu – 5 goli plus asysta). Wymowne.

Inny wymiar to oczywiście uroda strzelonych goli. Trzy razy sieknął z rzutów wolnych. W całej lidze nie ma piłkarza, który byłby lepszy (jeden jedyny Nalepa ma dwa trafienia). A przecież Forsell ze stojącej piłki obił też poprzeczkę, słupek i dwa razy w kapitalny sposób został zatrzymany przez bramkarzy. Jest powtarzalność.

 

Być może nie powinniśmy przymykać oczu na jego wygląd. Być może działa to destrukcyjnie na jego drużyny. Ale lubimy, gdy nas bawi, więc fajnie byłoby, gdyby został w lidze. Skoro do Korony przyszedł ze względu na Euro, a te zostało przełożone, byłoby to logiczne. W przyszłym sezonie spada tylko jedna drużyna, więc szanse na pierwsze utrzymanie będzie miał spore. Do trzech razy sztuka!

4. Jewgienij Baszkirow (Zagłębie Lubin)

Bardzo fajny gość. Powiecie, że nie ma na boisku takiej pozycji i rzeczywiście – gdy ostatnio sprawdzaliśmy, nie było. Ale to jest w Baszkirowie najlepsze, że prócz dziarskiego wąsa i bardzo szerokich horyzontów, ma też duże umiejętności piłkarskie. Potrzebowało Zagłębie Lubin właśnie kogoś takiego do środka pola. Choćby po to, by Starzyński, Drazić, Żivec i Bohar mogli robić swoje w kreacji. Slisz był trochę za bardzo rozbiegany, zresztą i tak zimą zawinął się do Legii. Porębie brakowało ogrania, a Tosik… to Tosik. Baszkirow mądrze się ustawia, zamyka strefy, ale też nie odrzuca zaproszenia do gry. Miły dodatek to także gole, które wychowanek Zenitu zapakował Koronie. Poniżej pierwszy z nich, ale niekoniecznie ładniejszy, bo oba były piękne.

 

Nic dziwnego, że przedłużono z nim kontrakt w trakcie pandemii po ledwie trzech meczach. Można było mieć w stosunku do niego obawy.W Rosji zasłynął choćby tym, że został zatrzymany, gdy prowadził po pijaku. Ale na razie okazują się bezpodstawne.

3. Fran Tudor (Raków Częstochowa)

– Gdy zbliżało się zimowe okienko transferowe, powiedziałem sobie: „Dość czekania. Biorę pierwszą ofertę z klubu, który naprawdę będzie mnie chciał”. I wtedy pojawił się Raków – tak Fran Tudor tłumaczył w rozmowie z TVP Sport to, że wylądował w zespole beniaminka Ekstraklasy. A tłumaczyć było co, gdyż mówimy o trzykrotnym reprezentancie Chorwacji, który dopiero wchodzi w najlepszy dla piłkarza wiek (ma 24 lata), i który tak wyróżniał się w Hajduku Split, że chciały go znacznie większe marki. Skąd więc Ekstraklasa i to nie żaden z czołowych klubów? Przez różne zawirowania Tudor trochę się przeliczył w poszukiwaniach nowego pracodawcy i pół roku spędził na bezrobociu.

Okazało się jednak, że to żaden problem. Do Rakowa trafił szybko, więc ogarnął się pod względem fizycznym i błyszczy. Widać zarówno dynamikę, jak i jakość oraz mądrość w grze. To prawe wahadło jest dla niego w zasadzie stworzone. Trochę trudno kosić na nim świetne liczby, bo sporo jest tyrki w obronie. Ale z drugiej strony gol i trzy asysty to przyzwoity wynik. Tym bardziej, że według ekstrastats.pl stworzył kolegom aż dziesięć dogodnych sytuacji, a to oni mieli problem ze skutecznością.

2. Dani Ramirez (Lech Poznań)

Przykład, że warto inwestować w graczy wyróżniających się w słabszych zespołach na krajowym rynku. Nawet jeśli taki klub ma finansowe wymagania i zamierza negocjować, zamiast obwiązać gościa kokardką i cieszyć się, że Lech czy Legia w ogóle zwróciły na niego uwagę. Za Ramireza Kolejorz musiał zapłacić nieco ponad pół miliona euro. Zgodził się na to po długim męczeniu buły w trakcie negocjacji, ale już z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że było warto. Bo to też nie tak, że Lech wziął pewniaka.

My stawialiśmy przede wszystkim dwa znaki zapytania. Pierwszy – jak Hiszpan odnajdzie się w otoczeniu innym niż ŁKS, bo przecież trzeba pamiętać, że wcześniej spalił podejście do Stomilu? Drugi – jak będzie wyglądał w drużynie, w której cała gra nie będzie ułożona pod niego? Okazało się, że nadspodziewanie szybko złapał wspólny język z nowym kolegami. I że współpraca z gośćmi, którzy też chcą grać w piłkę (choćby z Pedro Tibą) wychodzi mu zdecydowanie na dobre. Nie zawsze jest pierwszoplanową postacią Kolejorza, ale też potrafi rozpychać się łokciami między wspomnianym Portugalczykiem, Jóźwiakiem, Moderem czy Gytkjaerem. Ma 3 gole i 4 asysty w nowych barwach. W lidze, bo kolejne dwa dorzucił w Pucharze Polski. Na minus zmarnowany karny z Lechią, ale cóż – zdarza się.

Darko Jevtić to oczywiście bardzo dobry piłkarz, ale patrząc wiosną na Lecha, tak szczerze mówiąc, nie zastanawialiśmy się, co u niego.

1. Łukasz Zwoliński (Lechia Gdańsk)

W związku z dostępem do internetu i możliwością śledzenia w zasadzie każdej przyzwoitej ligi, nie ma sensu udawać, że jesteśmy zaskoczeni tym, iż Łukasz Zwoliński odżył w Chorwacji. Wystarczyło odpalić jeden z portali lubiących przepisywanie każdej pierdoły z zagranicznej prasy, by wiedzieć, że mu się tam wiedzie.

Dziwnym trafem były napastnik Pogoni po wbiciu dla Goricy 23 goli w 1.5 sezonu trafił nie do Serie A lub Bundesligi, a do Lechii Gdańsk. Ale tu musimy zakończyć złośliwości, bo Zwoliński z czystą głową gra nadspodziewanie dobrze. Znów na poziomie Ekstraklasy wygląda jak ten facet, który w sezonie 2014/15 imponował seriami strzeleckimi, ale i tym, jak zachowuje się na boisku pod względem piłkarskim. Dla Lechii strzelił już 7 ligowych bramek. A należy pamiętać, że Piotr Stokowiec częściej wprowadzał go z ławki, niż wystawiał z podstawowym składzie. W ten sposób „Zwolak” odegrał zresztą ogromną rolę przy zwycięstwach nad Arką, Jagiellonią i Górnikiem Zabrze. W przeliczeniu na minuty na boisku trafia średnio co około 78. Spośród graczy z przyzwoitym dorobkiem bramkowym minimalnie lepszy jest jedynie Jarosław Niezgoda.

No, trafiło się Lechii. Tym bardziej, że rynek napastników jest cholernie trudny, a zimą to już w ogóle. Gdyby nie mecze w Szczecinie, w trakcie których zmarnował trzy wyborne sytuacje (w tym rzut karny), napisalibyśmy, że to strzał w dziesiątkę. Ale i pocelowanie blisko środka tarczy wystarczyło, by można mówić o najlepszym zimowym transferze.

Fot. newspix.pl/FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

7 komentarzy

Loading...