Reklama

Crnomarković faktycznie powtarza casus Arajuuriego?

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

08 lipca 2020, 11:04 • 4 min czytania 12 komentarzy

Władze Lecha Poznań lubują się w wykorzystywaniu przykładu Paulusa Arajuuriego przy zawodnikach, którzy na początku w Kolejorzu zawodzą. Przypomnijmy – Fin przez pierwsze miesiące w Poznaniu wyglądał jak parodia piłkarza, a z czasem wyrósł na czołowego stopera ligi. I wydaje się, że dziś podobną ścieżkę przechodzi Djordje Crnomarković. Do miana jednego z najlepszych obrońców Ekstraklasy nadal mu jeszcze sporo brakuje, ale Serb po kompromitującym początku sezonu ostatnio wygląda lepiej niż solidnie.

Crnomarković faktycznie powtarza casus Arajuuriego?

Często do tych argumentów typu „ale Arajuuri też potrzebował czasu!” podchodziliśmy bardzo ostrożnie, bo przecież doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że skauting Lecha mylił się ostatnio często. I z brzydkiego kaczątka częściej wyrastała brzydka kaczka, a nie piękny łabędź. Nikola Vujadinović na początku wyglądał słabo i odchodził z klubu jako słabiak. Elvis Kokalović przyszedł, złapał kontuzję, odszedł. Rafał Janicki ani przez moment nie wyglądał jak gość, który był powoływany do reprezentacji Polski (choć w kadrze nie zadebiutował). Lasse Nielsen nigdy nie wybił się ponad przeciętność (chociaż w trakcie meczów japę darł tak, że słychać go było na Junikowie).

Problem ze stoperami w Lechu istniał od kilku dobrych sezonów. Od odejścia Bednarka i Arajuuriego lechici nie potrafili skleić pary stoperów, która byłaby wyróżniającym się duetem na tle ligi. „Wyróżniająca się na tle ligi” pod względem jakości, bo jeśli chodzi o zdolności cyrkowe, to Vujadinović z Janickim w zeszłym sezonie prezentowali naprawdę wysoki poziom.

No i przyszło lato 2019 roku. Po Lubomirze Satce od początku było widać, że to kawał obrońcy jak na Ekstraklasę – pewny w odbiorze, dobry w powietrzu, jeden z najlepiej wprowadzających piłkę stoperów w lidze (albo i najlepszy). Tutaj nie mieliśmy wątpliwości – Kolejorz ściągnął kozaka. Tylko czy ten kozak miał z kim grać?

Mógł grać z Rogne, ale dobrze wiecie, jak to jest z Norwegiem – stanie w przeciągu, za szybko wstanie z fotelu, za długo rozgląda się po lodówce i kontuzja gotowa. Obrońca dobry, ale cholernie szklany. Trudno na takim budować pewność w tyłach. Zatem Lech musiał dokooptować kogoś do Satki.

Reklama

Problem w tym, że Crnomarković na początku sezonu wyglądał jak sequel Vujadinovicia. Biegająca elektryka, wiecznie spóźniony, ociężały w ruchach. Za słabą grą szły konkrety, bo przecież już w debiucie wyglądał tragicznie. Z Lechią wyleciał z boiska. Z Zagłębiem dramatyczny występ. Usiadł na ławce, wrócił na mecz z Arką i znów parodia stopera.

I przyszła zima. Może Serb miał czas, żeby przemyśleć sobie pewne sprawy. Być może to casus legendarnego „pół roku na aklimatyzację”. Natomiast fakty są takie, że Crnomarković się ogarnął i w tym roku nie zagrał słabego meczu. W rundzie wiosennej wystąpił w dziewięciu spotkaniach, z nim na boisku zespół stracił tylko siedem bramek. Czy za którąś odpowiadał bezpośrednio? Pewnie niektórzy zaliczą mu to trafienie z meczu przeciwko Legii Warszawa, ale dla nas sytuacja jest jasna: van der Hart krzyknął „moja”, obrońca się uchylił, dostał piłką w plecy i Pekhart władował ją do pustej bramki. Błąd bramkarza, a nie stopera.

Od czerwca Lech zaliczył czyste konto z: Pogonią, Koroną, Piastem, znów z Pogonią – w każdym tym meczu grał Crnomarković, choć z Koroną wszedł dopiero na ostatni kwadrans. W starciu ze Śląskiem Wrocław (2:2) obie bramki dla gospodarzy padły po stałych fragmentach gry, Legia w miniony weekend też strzeliła gola po rzucie rożnym. A letni nabytek Kolejorza od kilku dobrych spotkań nie maczał paluchów w stracie bramki.

Gdzie upatrywalibyśmy tej odmiany? Mamy wrażenie, że po części zwyżka formy Crnomarkovicia jest po prostu pokłosiem zgrania z resztą zespołu. Wiele z jego początkowych błędów wynikało z nadaktywności – to jest obrońca typu „doskocz, skasuj, wybij”. I jeśli już przy doskoku jest spóźniony, to z akcji nici, a za plecami zostawia lukę. Dziś w parze z Satką tworzą modelową parę stoperów z jasnym podziałem ról. Słowak jest mniej aktywny w starciach bezpośrednich, bardziej jest obrońcą do krycia i rozgrywania. Z kolei Serb ma za zadanie ciosać, oddawać piłkę Satce, uprzykrzać życie napastnikowi rywala w pojedynkach główkowych.

Wciąż ostrożni jesteśmy w tym, by Crnomarkovicia wnosić na piedestał i ustawiać go obok Jablonskiego, Jędrzejczyka czy Czerwińskiego w gronie czołowych stoperów w Ekstraklasie. Natomiast trudno nie zauważyć tej przemiany. W przypadku ostatnich transferów Lecha na pozycję środkowego obrońcy samo wyzbycie się łatki parodysty to już osiągnięcie. A przy Serbie widzimy potencjał na coś więcej niż zostanie ligowym dżemikiem.

fot. FotoPyk

Reklama

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

12 komentarzy

Loading...