Reklama

„To były trudne tygodnie. Ale nie pękałem”

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

07 lipca 2020, 09:07 • 10 min czytania 4 komentarze

– To były trudne tygodnie. Wiedziałem, że może być ciężko o miejsce w składzie, ale nie wyobrażałem sobie, żebym się nie załapał do dwudziestki. Jednak trener Slaven Bilić w obu przypadkach, gdy nie zabrał mnie na mecz, rozmawiał ze mną i powiedział, że ma ciężki wybór i za jego decyzjami nie kryje się nic innego, jak tylko duża rywalizacja w zespole. Nie poddałem się i ciężko pracowałem na treningach. W poprzednim meczu, wychodząc z ławki, zaliczyłem asystę, a przeciwko Hull wyszedłem od początku. Cieszę się bardzo, bo pokazałem, że nigdy nie pękam w walce o miejsce w składzie – mówi Kamil Grosicki na łamach „Super Expressu”

„To były trudne tygodnie. Ale nie pękałem”

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

Zadyszka Legii – lider Ekstraklasy nie wygrał od trzech kolejek, a dzisiaj wygrać musi. O ile oczywiście chce zdobyć finał Pucharu Polski. Na drodze staje Cracovia.

Marko Vešović i Vamara Sanogo nie zagrają do końca roku, pierwszy zerwał więzadło w kolanie, drugi ścięgno Achillesa. Zabraknie także Jose Kante, Arvydasa Novikovasa oraz Williama Remy’ego. – Pewnie, że kilku zawodnikom przydałby się odpoczynek, ale z wiadomych powodów musieli grać więcej, niż powinni – mówił wczoraj podczas konferencji prasowej trener Vuković. Nazwisk nie wymienił, ale wystarczy spojrzeć w statystyki, by było jasne, kogo miał na myśli. Michał Karbownik, Walerian Gwilia i wspomniany wyżej Antolić – jako jedyni – w każdym z dziewięciu meczów rozegranych po wznowieniu rozgrywek zawsze wychodzili w podstawowej jedenastce. Tylko młody obrońca nie zszedł z murawy nawet na sekundę, Gruzin i Chorwat byli zmieniani w drugich połowach. Poza tym mocno eksploatowani są: Luquinhas – raz wszedł z ławki, osiem razy grał od początku, a Igor Lewczuk i Paweł Wszołek opuścili tylko po jednym spotkaniu. Skrzydłowy był pominięty jedynie z konieczności – musiał pauzować za żółte kartki.

Jarosław Jach raczej nie zostanie w Rakowie. Szanse na wykupienie go są małe, bo ma kilkumilionową klauzulę wpisaną w umowę.

Reklama

Niedawno rozmawialiśmy z właścicielem beniaminka ekstraklasy Michałem Świerczewskim. Zapytaliśmy, czy prawdą jest, że kwota wykupu Jacha z angielskiego klubu to 650 tys. euro (ok. 3 mln złotych). – Jest to znacznie wyższa suma. Zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja – odpowiedział. Zanim w Rakowie zdecydują się wykupić Jacha, muszą pomyśleć, czy warto ponosić tak duży wydatek. W tym sezonie Jach zagrał w 21 meczach i strzelił dwa gole. Można się zastanawiać, czy zawodnik wyróżniał się na tyle, żeby klub zdecydowanie pobił swój transferowy rekord. Opcją może być ponowne wypożyczenie, ale nie wiadomo, czy angielska strona w ogóle będzie zainteresowana takim rozwiązaniem. W ostatnich tygodniach defensor stracił miejsce w wyjściowym składzie Rakowa. Wszystko zaczęło się od drobnego urazu kolana.

Zapowiada się intensywny czas dla reprezentacji Polski. Na przełomie września i listopada biało-czerwoni rozegrają osiem meczów, z tego pięć w kraju.

Na razie nie wiadomo, czy mecze na polskich stadionach odbędą się przy udziale kibiców. Polski Związek Piłki Nożnej poinformował, że decyzja w tej sprawie będzie „uzależniona od panującej sytuacji epidemiologicznej i obowiązujących rozporządzeń rządowych w tym zakresie”. Sekretarz generalny federacji Maciej Sawicki napisał jednak, że liczy, iż na spotkaniach zasiądzie komplet widzów. Warto dodać, że równolegle do meczów Ligi Narodów odbywać się będą spotkania barażowe o awans do EURO 2020. Te będą miały miejsce w dniach 7–8 października i 11–12 listopada. Do obsadzenia pozostają jeszcze cztery miejsca, w tym jedno w polskiej grupie. Naszym pierwszym rywalem na EURO będzie ktoś z czwórki: Irlandia Północna, Słowacja, Irlandia albo Bośnia, z którą zagramy w Lidze Narodów.

Według włoskich mediów Kamil Glik jest już o krok od transferu do Benevento. Beniaminek rusza na rynek i dopiero zaczyna wzmocnienia przed awansem.

Monaco chciało dostać za Kamila Glika 3,5 mln euro, Benevento Calcio było skłonne zapłacić 2,5 mln, więc jak to zwykle w takich przypadkach bywa, strony spotkały się w połowie drogi. Włoski dziennikarz Nicolo Schira podał, że beniaminek Serie A ostatecznie zaoferował za 32-letniego obrońcę reprezentacji Polski 3 mln euro. Propozycja została przyjęta i w ciągu najbliższych kilku dni transakcja ma zostać sfinalizowana. Glik już wcześniej porozumiał się z klubem, który w zeszłym tygodniu zapewnił sobie powrót do włoskiej ekstraklasy po dwóch sezonach nieobecności. Ma podpisać trzyletni kontrakt. Do końca sezonu zasadniczego Serie B zostało jeszcze sześć kolejek. Benevento ma rozegrać ostatni mecz 31 lipca. Drużyna, którą prowadzi były reprezentant Włoch Filippo Inzaghi, ma aż 21 punktów przewagi nad drugim w tabeli Crotone. W piątek Benevento przegrało z wiceliderem aż 0:3, co tylko dowodzi konieczności wzmocnień.

Reklama

Kamil Kosowski pisze o Wiśle i jej utrzymaniu im. Jakuba Błaszczykowskiego. Oraz o nadchodzącej przemianie zespołu w letnim oknie transferowym.

Mam przekonanie, że bez Kuby Błaszczykowskiego Wisła nie dałaby rady przetrwać. Kibice mogą mu zadedykować uratowanie klubu, może być to utrzymanie jego imienia. Choć wiadomo, że w tym wszystkim pomógł też trener, przed którym stało duże wyzwanie. Trzeba docenić, jak Skowronek ustawił drużynę, choć też się błędów nie ustrzegł. Dziś jest mądrzejszy o wiele nieprzespanych nocy, zszarganych nerwów. Ale tak się wykuwają piłkarskie i trenerskie charaktery. Mam nadzieję, że szkoleniowiec Białej Gwiazdy dostanie teraz do ręki oręż, z którym będzie mógł walczyć o wyższe cele niż tylko utrzymanie. I jeszcze jedna niezwykle istotna kwestia: bardzo mocno do przetrwania Wisły przyłożyli się jej kibice. Byli w tym sezonie niesamowici. Pokazali oddanie zespołowi, dopingując drużynę na boisku i ratując klub poprzez kupowanie akcji. Nie chciałbym, aby to musiało się powtarzać, ale wykazali się już dużą determinacją. Po piątkowym zwycięstwie z ŁKS wszyscy przy Reymonta odetchnęli z ulgą, ale nie na długo. Za dwa dni trzeba będzie się zastanawiać, kto w klubie zostanie, kto jest potrzebny. Na razie przyszłość tego zespołu jest jedną wielką niewiadomą.

„SPORT”

Piast ma losy wicemistrzostwa w swoich rękach. Jest przed Lechem, nie gra w Pucharze Polski, formą nie odstaje od reszty czołówki.

Lechem i Lechią, trener Waldemar Fornalik zwracał uwagę, że w zespole zawodzi skuteczność, bo okazji nie brakowało, ale bramek mistrz Polski nie strzelał. W zremisowanym spotkaniu z Legią już okazji tak wiele nie było. Ze Śląskiem gliwiczanie znów zaprezentowali ofensywniejsze oblicze, ale… ponownie razili nieskutecznością. Zespół uratował Piotr Parzyszek, który dał naoczną lekcję, jak wykańczać dośrodkowania głową. Podręcznikowy gol dał trzy punkty, ale sam napastnik nie był do końca zadowolony, bo choć na swoim koncie ma 11 goli w tym sezonie, to mógł mieć ich zdecydowanie więcej. – Cieszy taki dorobek, ale nieraz powtarzałem, że odrobina szczęścia, odrobina spokoju i koncentracji, i na swoim koncie miałbym teraz nie jedenaście, a z piętnaście bramek. Na pewno dobrze, że to trafienie dało zwycięstwo, ale mogło być jeszcze lepiej. W drugiej połowie miałem świetną okazję, ale chciałem za szybko strzelać i nie trafiłem w piłkę. Można było szybciej zamknąć ten mecz – mówił po spotkaniu z wrocławianami napastnik Piasta, który zdawał sobie sprawę, że Śląsk wysoko zawiesił poprzeczkę. – To był trudny mecz. W tym sezonie wcześniej graliśmy dwa razy i w tych spotkaniach to my im wysoko zawiesiliśmy poprzeczkę, a oni wygrali. Teraz w tym najważniejszym meczu było odwrotnie – komentuje snajper gliwiczan.

Nerwówka w Sosnowcu na własne życzenie. Zagłębie miało walczyć o powrót do Ekstraklasy, tymczasem samo może jeszcze spaść z ligi.

Do rozegrania pozostały cztery mecze: z Wartą Poznań, Chojniczanką, Stalą Mielec oraz Wigrami Suwałki. Dwa odbędą się w Sosnowcu, dwa na boiskach rywali. Stadion Ludowy nie stanowi dziś jednak handicapu. Wiosną, wliczając w to pojedynek z Puszczą Niepołomice za kadencji trenera Dariusza Dudka, Zagłębie z pięciu rozegranych u siebie spotkań aż trzy przegrało, a z murawy „podniosło” raptem cztery punkty na piętnaście możliwych. Znacznie lepiej Zagłębiacy radzili sobie na wyjazdach. W pięciu spotkań dwa wygrali, dwa zremisowali i raz przegrali gromadząc osiem punktów. I to właśnie gra na wyjazdach to dziś jedyny pozytyw, na którym kibice Zagłębia mogą opierać nadzieje na pomyślne zakończenie sezonu…

Świetny mecz Jana Bednarka z Manchesterem City zaowocował tym, że został porównany do… Paolo Maldiniego. 

Bednarek zaliczył 23 celne podania, z 27 wykonanych. Wygrał dwa z trzech pojedynków, 15 razy wybijał piłkę, zablokował 2 strzały i zaliczył 3 przechwyty. Zagrał wręcz bezbłędnie, a noty brytyjskich mediów mówią same za siebie. Od SkySports nasz obrońca dostał „dziewiątkę”. Podobnie zresztą jak jego partner ze środka defensywy, Jack Stephens. Media społecznościowe oszalały. Parę stoperów Southamptonu zaczęto porównywać do Alessandro Nesty i Fabio Cannavaro albo do Gerarda Pique i Carlesa Puyola. Najcenniejsze było jednak określenie – odnoszące się oczywiście do Jana Bednarka – „Polish Maldini”. Nie trzeba tłumaczyć nikomu, kim był legendarny obrońca AC Milanu, który pięć razy zdobył Puchar Europy, a na najwyższym poziomie rozegrał, we wszystkich rozgrywkach klubowych i reprezentacyjnych, ponad 1000 spotkań. Co taki występ może oznaczać dla dalszej kariery Jana Bednarka? Otóż już jakiś czas temu pojawiły się informacje, że wobec nadciągającego kryzysu Southampton zdecyduje się na sprzedaż czołowych zawodników.

Nie Leszek Ojrzyński, a Bogdan Zając ma zostać nowym trenerem Widzewa Łódź.

Kandydatura Ojrzyńskiego jest już nieaktualna (podobno zadecydowały rozbieżności finansowe), a głównym pretendentem jest teraz Bogdan Zając, dwukrotny mistrz i zdobywca Pucharu Polski z Wisłą Kraków oraz zawodnik klubów z Austrii, Cypru i Chin, mający za sobą epizod w Widzewie, ale chylącym się wówczas (jesień 2003) ku upadkowi. Nie licząc niespełna miesięcznego zastępstwa w Górniku Zabrze, byłaby to jego pierwsza samodzielna praca z seniorami, bo dotąd bywał tylko asystentem, choć nawet w reprezentacji i to u boku samego Adama Nawałki. To właśnie 48-letni szkoleniowiec ma otrzymać zadanie uratowania tego sezonu. Byłby nim bezpośredni awans, bo dwustopniowych baraży wszyscy związani z Widzewem woleliby uniknąć.

„SUPER EXPRESS”

Rozmowa z Kamilem Grosickim – o trudnych początkach w WBA, ostatnim golu, szansach na awans i relacjach z Brzęczkiem.

W dwóch pierwszych meczach po restarcie ligi nie znalazłeś się w 20-osobowej kadrze WBA. Co sobie wtedy pomyślałeś?

To były trudne tygodnie. Wiedziałem, że może być ciężko o miejsce w składzie, ale nie wyobrażałem sobie, żebym się nie załapał do dwudziestki. Jednak trener Slaven Bilić w obu przypadkach, gdy nie zabrał mnie na mecz, rozmawiał ze mną i powiedział, że ma ciężki wybór i za jego decyzjami nie kryje się nic innego, jak tylko duża rywalizacja w zespole. Nie poddałem się i ciężko pracowałem na treningach. W poprzednim meczu, wychodząc z ławki, zaliczyłem asystę, a przeciwko Hull wyszedłem od początku. Cieszę się bardzo, bo pokazałem, że nigdy nie pękam w walce o miejsce w składzie.

Pierwszy mecz w wyjściowym składzie i pierwszy gol cieszy szczególnie?

Oczywiście. We wcześniejszych wchodziłem z ławki, ale to wynikało z konkurencji w zespole. Właśnie dzięki niej jesteśmy, gdzie jesteśmy, czyli walczymy o awans do Premier League. Mamy kilka punktów przewagi, ale inne zespoły z czołówki też wygrywają. Wszystko w naszych nogach.

„GAZETA WYBORCZA”

W Hiszpanii ciąg dalszy tropienia spisków. Według niektórych zawodników sędziowie i VAR sprzyjają Realowi Madryt.

Po meczu Ramos mówił, że gra Realu nie ma nic wspólnego z arbitrami i że sezon rozstrzyga się na boisku. Kogo przekonał? Na pewno nie Baska Ikera Muniaina, który powiedział: „VAR ciągle faworyzuje tych samych”. Skorzystał z tego prezes Barcy, który powtórzył dokładnie to samo. Zespół z Camp Nou zagrał wreszcie wspaniały mecz w Villarreal, pokonując czołowy zespół ligi 4:1. Świetnie wypadł Antoine Griezmann, zdobył wspaniałą bramkę po asyście Leo Messiego. A przecież dwa poprzednie spotkania oglądał z ławki, co wywołało burzę pretensji pod adresem trenera Quique Setiena. Przy stanie 3:1 dla Barcelony na Estadio de la Cerámica gola zdobył Messi. Po analizie VAR bramka została anulowana, bo na samym początku akcji był milimetrowy spalony. Barcelona poczuła się skrzywdzona przez sędziów. Real jest o krok od odzyskania mistrzostwa. Dla Katalończyków, którzy od dekady bezdyskusyjnie dominują w rozgrywkach, to cios bolesny. W debatę wmieszał się Dani Alves, były obrońca Barcy, najbardziej utytułowany piłkarz w historii (43 trofea). Mówi, że nauczono go złotej zasady: „Jeśli chcesz wygrywać z Realem, nie wystarczy, że jesteś lepszy. Musisz być dużo lepszy”. Alves mierzył się z Królewskimi 45 razy jako piłkarz Sevilli, Barcelony, Juventusu i PSG. W ankiecie madryckiego dziennika „Marca” aż 41 proc. głosujących uważa, że faktycznie arbitrzy wspierają drużynę Zidane’a.

 

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Bartosz Lodko
1
Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”
1 liga

Zagłębie mogło wygrać po raz pierwszy od września, ale wypuściło dwubramkową przewagę

Bartosz Lodko
0
Zagłębie mogło wygrać po raz pierwszy od września, ale wypuściło dwubramkową przewagę

Komentarze

4 komentarze

Loading...