Reklama

Skrobacz: Szczęścia nie mieliśmy za grosz. Odszedłem dla dobra zespołu

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

08 lipca 2020, 08:27 • 7 min czytania 5 komentarzy

1524 dni – dokładnie tyle trwała praca Jarosława Skrobacza w GKS-ie Jastrzębie. Ponad czteroletnia kadencja to pasmo sukcesów klubu, który w roli underdoga zaliczył awans z trzeciej do pierwszej ligi. Jeszcze niedawno jastrzębianie po cichu myśleli o awansie do Ekstraklasy. Teraz muszą jednak powalczyć o utrzymanie i nie będzie to walka łatwa. Czy rezygnacja trenera Skrobacza im to ułatwi? Zdaniem samego zainteresowanego… tak. Z byłym już szkoleniowcem górniczego klubu porozmawialiśmy o powodach tej decyzji, o tym, co w GKS-ie nie zagrało oraz o tym, jak wspomina czas spędzony z tym zespołem.

Skrobacz: Szczęścia nie mieliśmy za grosz. Odszedłem dla dobra zespołu

Gdy dochodzi do zmiany trenera po tak długim czasie, powód musi być wyjątkowy. I tak też było w przypadku GKS-u, bo porażka ze zdegradowanymi już Wigrami Suwałki, przelała czarę goryczy. Ciekawostką jest jednak to, że szatnia do samego końca trenera… broniła. Zawodnicy z Jastrzębia przyznają nam, że woleliby żegnać się z Jarosławem Skrobaczem wtedy, gdy ten otrzyma ofertę pracy w wyższej lidze, w nagrodę za dobry wynik z GKS-em. To znamienne, bo rzadko kiedy szkoleniowiec może liczyć na takie wsparcie w obliczu kryzysu. Dlaczego więc Skrobacz uznał, że czas na zmianę? Oddajmy głos trenerowi, który był gościem audycji „Pierwszoligowiec” w Weszło.FM.

***

Spytamy po prostu – dlaczego? Nie co się stało, że tak słabo punktowaliście, ale czemu pan sam zrezygnował z trenowania GKS-u Jastrzębie, czemu pan sam nie chciał tych błędów ponaprawiać?

Przyszedł taki moment. Końcówka sezonu, co można było zrobić? Próbowaliśmy rozmów, chcieliśmy wstrząsu, próbowaliśmy coś pozmieniać, ruszaliśmy tym… Być może był efekt zadziałał na Stal Mielec. Na Wigrach natomiast było mnóstwo sytuacji, jak ktoś oglądał ten mecz, to może powiedzieć, że niemożliwe było, żeby go przegrać. A jednak przegraliśmy. Dziś nie mamy szans, żeby pozyskać dwóch-trzech zawodników, ruszyć składem. Jedyna możliwość ruchu personalnego, dla dobra tego zespołu, to było to moje odejście. Jeśli mamy to rozpatrywać, to tylko pod tym względem. Być może nowa miotła zadziała i będzie miała więcej szczęścia. Bo w tej rundzie nie mieliśmy go za grosz.

Czyli pan kierował się dobrem klubu? Dobrze to odbieramy?

Bardzo dobrze. Myślę, że to jest szansa. Niewiele brakuje, jesteśmy cały czas nad drużynami, które są w strefie spadkowej. Wszystko zależy od nas, 41-42 punkty wystarczą do utrzymania, bo te drużyny grają jeszcze ze sobą. Liga jest taka, że każdy może z każdym wygrać, a kto tylko podnosi głowę, to momentalnie jest temperowane. Sami o tym wiecie, bo dopiero co skazywany na spadek Chrobry wygrywa trzy mecze i mówi się o nim w kwestii barażów. Tak jak powiedziałem, jeśli ten zespół można czymś poruszyć, to może być to bodziec, który zadziała. Wierzę, że problemów z utrzymaniem nie będzie.

Czy gdyby ostatnia porażka nie była porażką z Wigrami Suwałki, tylko z innym, wyżej notowanym zespołem, to pańska decyzja byłaby inna? Mamy wrażenie, że trochę przeważył fakt, że to właśnie ostatnie w tabeli, już zdegradowane Wigry, GKS ograły.

Nie zastanawiałem się nad tym. Absolutnie nie traktuję Wigier jako zespół, który wyraźnie odbiega od ligi. Zobaczcie ich mecze z Miedzią Legnica u siebie, z Tychami, Puszczą Niepołomice, gdzie mają sytuację na 2:1, nie strzelają i tracę bramkę z kontry… Też można powiedzieć, że personalnie nie jest to zła drużyna. Jeśli chcemy rozliczać mecz za meczem, to okaże się, że mamy niesłusznie podyktowany rzut karny z Sandecją, przegrywamy 1:2. Pechowo tracimy bramki w końcówkach. Staraliśmy się zrobić wszystko, opadła psychika. Nie byliśmy takim zespołem, jak wcześniej, że potrafiliśmy wychodzić z opresji, strzelać, gdy traciliśmy, a potem niesieni przez trybuny iść za ciosem i wygrywać przegrane mecze. Zmiana była konieczna.

Reklama
Ma pan żal, że rozstano się z Jakubem Wróblem? Po jednym z meczów nawiązał pan do tego, że tego kluczowego zawodnika mocno wam brakuje, mocniej niż pan się spodziewał.

Mówię to otwarcie, gdyby Kuba był u nas na wiosnę, gralibyśmy w barażach. Zmarnowaliśmy tyle stuprocentowych sytuacji… Jeśli wezmę samego Kamila Adamka, z którym o tym rozmawiałem po ostatnim meczu. 0:0 na Wigrach, sam na sam, nie trafia w bramkę. Stal Mielec, przegrywamy 0:1, zmarnowane sam na sam. Bełchatów, 0:0, zmarnowane sam na sam. To są sytuacje, które trzeba wykorzystywać. Rozumiem, że można zmarnować jedną, ale gramy mecze na styk i nie wykorzystujemy takich okazji. Oczywiście było też kilku innych, oprócz Kamila, którzy zatracili skuteczność. Kuba to był taki zawodnik, który miał mocny posłuch w szatni, miał posłuch, potrafił powiedzieć kilka mocnych słów, gdy było trzeba i tego też zabrakło w ostatnim czasie.

Chyba pan nie wątpił w zaangażowanie zawodników? Wsparcie piłkarzy dla pana i wiara w to, że to pan odwróci wyniki, była duża.

Tak, dawali mi to odczuć. Nie mogę powiedzieć, że ten zespół nie chciał, bo bym ich skrzywdził. Ale morale opadło, porażka jedna, druga, trzecia, niechlubna passa porażek u siebie (pięć z rzędu – przyp.)… Gdzieś to w głowach siedziało i wiele razy prezentowaliśmy się poniżej możliwości. Nogi były spętane, najprostsze podania nie dochodziły, była rażąca niedokładność. To właśnie to, trochę nerwów, trochę presji, ciśnienia… Nie bazowaliśmy nigdy na gwiazdach. Nie mieliśmy zawodników, którzy sami potrafili pociągnąć mecz. To zawsze był zespół, drużyna, atmosfera. Jeśli to funkcjonowało dobrze, potrafiliśmy wygrywać, mimo że często nie byliśmy faworytem.

Ale mimo wszystko – ten zespół był przyzwyczajony do zwycięstw. Teraz przyszła seria trudna, nawet bardzo. Zimą było bardzo głośno o awansie, szczególnie w Jastrzębiu. Starałem się tonować nastroje, uważam, że pierwsza szóstka to byłby dla nas wynik ogromny, docenienie pracy, której wykonujemy. Ale też wynik bardzo zawyżony. Jeśli ktoś mówił o Ekstraklasie, to też nie pomagało. To takie moje przemyślenia, bo jest jeszcze wiele czynników, o których się nie wypowiem nigdy, bo to są nasze sprawy wewnętrzne. Rozmawiałem też z drużyną przed odejściem, wszystko szło w tym kierunku, żeby zostać. Ale myślę, że podjąłem dobry krok.

W zeszłym sezonie po rundzie jesiennej rozmawiałem z prezesem Stanaszkiem i mówił, że w tym sezonie o awansie nie myśli, ale planuje tryb trzyletni. Po trzecim sezonie w pierwszej lidze GKS miałby awansować do Ekstraklasy. Czy takie plany były?

Szczerze mówiąc, słyszałem o tych planach zimą, po dobrej jesieni. Mieliśmy niewielką stratę, potrafiliśmy zapunktować z drużynami z góry, wygraliśmy z Podbeskidziem, zremisowaliśmy z Wartą, były powody, żeby mierzyć wysoko. Sami sobie wyznaczyliśmy wewnętrzny cel w szatni – zajęcie miejsca w szóstce. Więc też mogę powiedzieć, że tego celu nie zrealizowałem.

Jak pan oceni swoją czteroletnią kadencję? Utrzymanie w trzeciej lidze, dwa awanse, piąte miejsce w pierwszej lidze…

Z ocenianiem siebie jest tak, że im mniej powiesz, tym lepiej! (śmiech) Nie ma chyba o czym rozmawiać, chociaż mam oczywiście swoje spostrzeżenia. Na pewno to było olbrzymie doświadczenie, każdy mecz, zachowanie zawodników. Nie jest tajemnicą, że momentami było ciężko. Pamiętam, jak kiedyś jadąc na wyjazd nie dostaliśmy od wiceprezesa pieniędzy, żeby kupić trzy kilogramy bananów, bo stwierdził, że zarabiamy tak dużo, że możemy je sobie kupić sami. I trzeba było się z tym zgodzić. Może miał rację? Bo chłopcy zarabiali po 2000 zł, więc stać ich było, żeby sobie kupić po bananie! (śmiech)

To oczywiście forma żartu, ale tak faktycznie było. Mówię to, żeby pokazać, z czym trzeba było się zmierzyć, do czego ludzi przekonywać, żeby coś zmienić. Pod tym kątem na pewno ktoś, kto przyjdzie po mnie, nie będzie musiał się spotykać.

Reklama
Ale nie trzeba być w tej ocenie skromnym, bo gablota mówi sama za siebie. Te sukcesy wystawiają panu i pana pracy laurkę.

Wyniki są i wiadomo, że po tym się trenera ocenia. Mówię tylko o tych drobnych rzeczach, na które nikt nie zwracał uwagi. Kiedy tu przychodziłem, nie było tu salki konferencyjnej, projektora, nikt nie wiedział, co to jest analiza meczu. Same odprawy taktyczne, sprawy infrastrukturalne, które udało się wychodzić, załatwić z dyrektorami MOSiR-u, czy panią prezydent… Jest dużo pracy, która została wykonana, której może nie widać, ale która tam już zostanie.

To na koniec zapytamy, jakie plany na teraz, na przyszły sezon?

Panowie, cztery lata nie miałem nawet czasu wyjechać na tygodniowy urlop. Chce odpocząć, bardzo tego potrzebuję. Nie było dyrektora sportowego, więc te sprawy też zalegały na mnie i przerwy między rundami trzeba było poświęcać na dopinanie takich kwestii. Potrzebuję wypoczynku i te dwa-trzy tygodnie złapię z radością oddech. Włączę telewizję, obejrzę sobie mecze bez wielkich nerwów, ciśnienia. Oczywiście będę też GKS-owi kibicował.

Rozmawiali Samuel Szczygielski, Szymon Janczyk i Szymon Piórek w „Pierwszoligowcu”. Całą audycję możecie odsłuchać poniżej:

Fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...