Reklama

A dlaczego nie na podium Złotej Piłki?

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

06 lipca 2020, 16:52 • 6 min czytania 29 komentarzy

Choć wiele lig jeszcze gra, choć nie znamy jeszcze ostatecznych rozstrzygnięć choćby w Hiszpanii czy we Włoszech, trzeba pamiętać – weszliśmy tydzień temu w drugie półrocze, a więc za nami półmetek rywalizacji w wyścigu po Złotą Piłkę. Tak, przez dwa miesiące cały światowy futbol stanął w miejscu. Tak, powrót do występów reprezentacyjnych to na razie odległa przyszłość. Ale to przecież nie sprawia, że świat przestał tworzyć rankingi, porównywać osiągnięcia i dokonania. A skoro tak, to ktoś musi zadać to pytanie. Gdzie widzielibyśmy Roberta Lewandowskiego w najbliższym plebiscycie Złotej Piłki?

A dlaczego nie na podium Złotej Piłki?

Nieprzypadkowo zadajemy je właśnie dziś, gdy napastnik Bayernu Monachium jest świeżo po wzniesieniu kolejnego trofeum. Tym razem król strzelców Bundesligi dołożył do kolekcji kolejne zwycięstwo w Pucharze Niemiec, dorzucając jeszcze już piąty tytuł najskuteczniejszego zawodnika w walce o DFB-Pokal.

Na ten moment rok 2020 w wykonaniu Lewandowskiego wygląda tak:

  • mistrzostwo Niemiec z Bayernem Monachium
  • tytuł króla strzelców Bundesligi
  • Puchar Niemiec z Bayernem Monachium
  • tytuł króla strzelców Pucharu Niemiec

A trzeba pamiętać, że i w Lidze Mistrzów Robert wygląda „przyzwoicie”. „Przyzwoicie” w tym wypadku oznacza, że w jedynym rozegranym w 2020 roku meczu Champions League, „Lewy” strzelił gola i dołożył dwie asysty w meczu Chelsea – Bayern na Stamford Bridge.

Rywale wcale nie tacy mocni

Jeden z brytyjskich bukmacherów przesunął właśnie Roberta Lewandowskiego na szczyt listy faworytów do zwycięstwa w Złotej Piłce, przy kursie 5 do 2. Kolejni są oczywiście Leo Messi i Cristiano Ronaldo, z kursem w okolicach 4,00. Podobnie sprawę widzi choćby Goal.com, który regularnie tworzy ranking faworytów w tym konkursie – w najnowszej odsłonie Lewandowski wyprzedza obu kosmitów, a pierwsze miejsce poza podium zajmuje Kevin De Bruyne.

Jak na dłoni widać, że wśród najpoważniejszych konkurentów brakuje argumentu, który posiada Lewandowski. Kevin De Bruyne w najlepszym wypadku skończy sezon z Pucharem Ligi i Pucharem Anglii – oba trofea są na Wyspach traktowane z ograniczoną powagą. W Premier League Belg musiał przez cały sezon oglądać plecy rozpędzonej maszynerii z Liverpoolu – króciutki rewanż Citizens mogli wziąć na The Reds dopiero, gdy ci drudzy wyszli na mecz nieco zmęczeni świętowaniem. Wiele wskazuje na to, że „zero tituli” na koniec sezonu będzie miał również Leo Messi. W Pucharze Króla Barcelona już odpadła, szanse na mistrzostwo Hiszpanii są niewielkie, karty rozdaje Real Madryt. Tylko Cristiano Ronaldo idzie pewnie po kolejne mistrzostwo i nie odstaje pod tym kątem od Polaka – choć przegrał w Pucharze Włoch, który wzniosło Napoli.

Reklama

Pamiętajmy jednak, że to przede wszystkim nagroda indywidualna. Tytuł jedynego piłkarza z krajowym dubletem wśród faworytów do nagrody to cenny, ale jednak: tylko dodatek. Dlatego też warto spojrzeć na ten najbardziej wymierny sposób oceny zawodników ofensywnych, a tylko takich mamy na szczycie bukmacherskich list.

  • Lewandowski: 21 goli, 4 asysty
  • Ronaldo: 17 goli, 5 asyst
  • Messi: 12 goli, 15 asyst
  • De Bruyne: 6 goli, 7 asyst

W obu przypadkach nie ma wątpliwości – Robert nie tylko gra w tej samej lidze, co wyżej wymienieni, ale nawet wygląda z tego grona najsolidniej. Oczywiście, dorobek jego konkurentów może się jeszcze powiększyć, ale nie w sposób, który byłby dla Roberta dyskwalifikujący. Poza tym pamiętajmy o tym najtrudniejszym do zmierzenia czynniku – wrażeniach z gry. Gdy popatrzymy na sposób, w jaki Lewandowski zdobywa kolejne bramki, zobaczymy jak potężnie się rozwinął w ostatnich latach. Od typowego egzekutora, do gościa który ma bardzo szeroki wachlarz zagrań – z odpalaniem rakiety ziemia-powietrze włącznie, wystarczy obejrzeć powtórkę meczu z ubiegłego weekendu.

Lewy w świadomości masowej

Być może podchodzimy do sprawy nieco zbyt idealistycznie, ale wyczyny Lewandowskiego zaczynają się też przedzierać do świadomości masowego obrońcy. A nie ma co się oszukiwać – reguły głosowania są takie, że bez statusu idola tłumów za wiele się nie zdziała. Pod kątem budowania popularności świetną informacją dla „Lewego” mógł być terminarz lig – Bundesliga wróciła najwcześniej i przez parę ładnych tygodni właściwie nie miała konkurencji. Francja? Zakończona bardzo wcześnie, nieobecna w oczach kibiców, ten rok w wykonaniu Kyliana Mbappe będzie trudno zapamiętać. Hiszpania i Włochy wciąż desperacko walczące z koronawirusem, gdy Lewandowski już pakował kolejne bramki. Anglia też zwlekała dość długo z zielonym światłem, świat ekscytował się meczami Borussii, Lipska i Bayernu.

Niemcy zagarnęli estradę dla siebie, a Lewandowski w pełni to wykorzystał. Oczywiście istnieje prawdopodobieństwo, że do momentu głosowania publika zdąży już o tym zapomnieć, ale jednak – Bundesliga miała swoje pięć minut, może nawet trochę więcej.

Gdyby decyzje zapadały 1 lipca, Lewandowski po prostu musiałby się znaleźć na podium, nie widzimy innego rozwiązania.

Ale jest jeszcze drugie półrocze, a w drugim półroczu między innymi ekspresowe dogranie Ligi Mistrzów. I wiele wskazuje na to, że to właśnie na tych arenach rozegra się finałowa batalia o kolejność w plebiscycie. W grze są wszyscy najważniejsi gracze, Ronaldo, Messi, Lewandowski, De Bruyne. Odpadł już za to Liverpool, który mógłby wylansować na zwycięzcę kogoś z tercetu Mane, Salah, van Dijk. Czy wzorem lat mundialowych zwycięzcą Złotej Piłki okaże się ktoś z drużyny wygrywającej najważniejszy turniej? To nie jest takie oczywiste, ale z pewnością ten szalony finisz sezonu zapadnie mocno w pamięć wszystkim głosującym. Zwłaszcza, że futbol reprezentacyjny poza spotkaniami niskiej wagi w tym roku już nie powróci.

Obecną sytuację porównalibyśmy do wyścigu – w połowie Lewandowski jest w czołówce, ale przed całą grupą bardzo trudny odcinek specjalny. Można na nim wyprzedzić rywali, ale też wypaść z trasy, choć nawet wtedy istnieje szansa dojechania na metę w pierwszej piątce, no, maks pierwszej dziesiątce.

Reklama

W czym upatrujemy szansy, by Robert wreszcie zajął w tym plebiscycie takie miejsce, jakie przyznałby mu polski kibic? Cóż, spójrzmy na formę Barcelony. Na formę Manchesteru City. Nawet na Juventus, który przegrał z Napoli w finale Pucharu Włoch, w jedynym meczu z trudniejszym rywalem w erze post-pandemicznej. Tutaj wracamy do bukmacherów. Totolotek nie ma wątpliwości – Bayern z kursem 3,70 to faworyt do zwycięstwa w Lidze Mistrzów, przed Manchesterem City (4,00) i Barceloną (6,00). Z drużyn, które na papierze wyglądają najmocniej, Bawarczycy są prawdopodobnie w najlepszej pozycji – z jednej strony wciąż w rytmie meczowym, świeżo po wygraniu ligi i Pucharu Niemiec. Z drugiej – z odpowiednim zapasem czasu, by solidnie przed Ligą Mistrzów odpocząć. PSG? Powrót do formy po tak długiej przerwie może potrwać. City i Barcelona? Będą po wyniszczającej walce ligowej.

Zdecyduje Liga Mistrzów?

Zakładamy, że jesień nie przyniesie istotnych przetasowań – Messi nadal będzie najlepszym piłkarzem w Hiszpanii, De Bruyne będzie ciągnął Manchester City, Ronaldo będzie pakował gole w Juventusie, a „Lewy” w Bayernie. Przewagę nad rywalami trzeba będzie wypracować w sierpniu, w Lidze Mistrzów. To tam też może się pojawić jakiś nieoczywisty faworyt – na przykład jeśli wykorzystane karne Sergio Ramosa przyniosą triumf nie tylko w La Liga, ale też w Lidze Mistrzów, jego kandydaturę też trzeba będzie potraktować jako realną.

Na ten moment? Trudno ułożyć takie podium, by nie znalazł się na nim Lewandowski. Mamy nadzieję, że ten stan utrzyma się również w drugim półroczu.

Fot. FotoPyK

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

29 komentarzy

Loading...