Reklama

„Nie płacz, to jest polski futbol”? Chyba jednak płacz

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

29 czerwca 2020, 15:26 • 5 min czytania 58 komentarzy

Krzysztof Mączyński wczoraj w meczu z Lechem mógł obejrzeć ze trzy żółte kartki. Upiekło mu się. Pozostał na boisku. Dorzucił dwie ładne asysty. Wydatnie pomógł Śląskowi zdobyć punkt, który utrzymuje wrocławian w walce o wicemistrzostwo.

„Nie płacz, to jest polski futbol”? Chyba jednak płacz

Jego faule jednak wciąż, co nie dziwi, wywołują dyskusję. Więc Krzysztof Mączyński postanowił przynieść do pożaru kanister benzyny.

Kluczowe jest wejście wślizgiem Mączyńskiego w Ramireza. Tu mamy stopklatkę…

…ale stopklatka lubi nie mówić całej prawdy. Choć trudno nazwać zagranie Mąki atakiem na piłkę. Piłkę to atakuje Ramirez, oba korki Mączyńskiego są bliżej kolana Hiszpana niż piłki.

Reklama

Ale obejrzyjmy ten fragment, co też istotne w tej opowieści, na Twitterze Daniego Ramireza.

As kier by się obronił, ale niech będzie nawet, że pomarańczowa. Że jakieś okoliczności łagodzące dałoby się od biedy znaleźć.

Jak reaguje Mączyński?

Chętnie podałbym wam kolejny film, bo po tym, jak Kwiatkowski pokazał żółtko, Mączyński na niego naskoczył. Nie byłem przy tej rozmowie, nie wiem jakie słowa padły, nie czytam z ust, nie chcę więc ferować nadmiernych wyroków. Ale emocje, delikatnie mówiąc, nie jak przy formie podziękowań za łagodny wymiar kary. Gdy całkiem niedawno mówiło się, że owszem, arbitrzy popełniają błędy, ale przesadne dyskusje z sędziami to nie jest droga do ich wyeliminowania. Utarło się w piłce, że kapitan ma jakieś specjalne prawa w rozmowach z sędziami. Sęk w tym, że żadne przepisy i żadne wytyczne nie uwzględniają immunitetu dla gościa z opaską na ramieniu. To nie jest tak, że Mączyński stojąc metr od Kwiatkowskiego może mu krzyczeć na pełen regulator. Obejmują go takie same przepisy, jak każdego innego ligowca. W tej sytuacji usprawiedliwialibyśmy go tylko wtedy, gdyby darł się „panie sędzio, dziękuję, że to tylko żółta, popełniłem błąd!”.

Nie minęło nawet kilka minut, a znowu Mączyński, znowu Ramirez. Tym razem stempel na stopie. Mączyński całkowicie spóźniony. Piłka już zagrana.

Reklama

Trzeba tu powiedzieć i o Kwiatkowskim. Lubię jak sędziowie przed meczem zawsze mówią kapitanom:

– Dobrego meczu i bez kontuzji.

Na pierwsze nie mają wpływu. Na drugie, i owszem. W Śląsk – Lech ewidentnie Kwiatkowski przysłużył się brutalniejszej grze. Nie mówię tylko o Mące, ale też o wejściu Puchacza w końcówce. Dorabiam teorię, ale jest możliwe, że jak widzisz, gdy twój kumpel jest wycinany, a kary za to nie ma, to i w tobie się budzi bunt. A, to ja też wejdę ostrzej, skoro takie reguły ustalił sędzia. Skoro uznał, że można. A Kwiatkowski uznał, że można, już dużo wcześniej, by wspomnieć faul Chrapka na Jóźwiaku.

A to była 33 kolejka wybitnie specyficznego sezonu. Tak naprawdę fragment ligowego maratonu. Gdzie Zbigniew Boniek nie pomógł, ustalając limit na trzech zmianach. A we wcześniejszym niedzielnym meczu Lechia kończyła spotkanie kulejącymi Saiefem i Zwolińskim. Gdzie w niektórych innych klubach rozkręca się przykry serial z kontuzjami.
Jak już, to te okoliczności każą mniej pobłażliwie traktować ostre zagrania.

Mączyński dograł do końca, a czysto piłkarsko, abstrahując od kartek, zagrał pewnie jeden z lepszych meczów w sezonie. Faule, szczególnie ten wślizg, żyją dalej swoim życiem, a Mączyński postanowił iść w zaparte. Oto komentarz do filmu wrzuconego przez Ramireza:

Gdy jeden z użytkowników pyta jaki futbol, Mączyński idzie dalej:

I dalej, gdy Szymon Jadczak stwierdza, że jego zdaniem wślizg był faulem na czerwoną kartkę.

Argumentacja o wygarniętej piłce absurdalna. Obserwujemy wjazd w kolano, który zwija Ramireza na boisku, potem przejęcie piłki. No, jakby atak korkami w kolano był dozwolony, to faktycznie o wygarnięcie niejednej piłki byłoby łatwiej.

Nie ma tu najmniejszej skruchy. A jeszcze hipokryzja, bo przecież Mączyński gra w polskiej lidze, delikatnie mówiąc, nie od wczoraj, i bywał po drugiej stronie barykady.

Wtedy nie mówił „don’t cry, this is football”.

Najbardziej w tym wszystkim irytuje mnie jednak łączenie takiego wślizgu, takiej gry, z polskim futbolem. Mówiąc wprost, wycieranie sobie nim mordy. Że taki jest. Że skoro, Ramirezie, trafiłeś do polskiej ligi, to kracz jak inni ligowcy zamiast płakać.

Bo to jest Ekstraklasa, tu się jeździ na dupie.

Daje z wątroby.

Robi sanki w nogi rywala.

Jedzie równo z trawą.

Wślizg, wślizg, wślizg i wiadomo co.

Zastanawiam się w ostatnich dniach: czy polska liga to jeszcze piłka nożna, czy jakaś jej odmiana, piłka wątrobowa? Gdzie wynik zależy od tego kto więcej dał z wątroby? Gdzieś tam coś się mówi w innych krajach o taktyce. O wyszkoleniu technicznym. Ale nie, my cały czas mówmy o tym komu się bardziej rzekomo chciało lub nie chciało. Kto podostrzył. A jak nie podostrzył, to przez to przegrał.

Tak jakby nawet optyczna przewaga w grze i kolejne sytuacje wynikały z determinacji. Że bardzo chcesz, bardzo walczysz, no to stwarzasz stuprocentowe sytuacje. A jak chce ci się umiarkowanie i nie dajesz z wątroby, no to tych okazji nie masz.

Gdzie tu futbol?

Sami wpędzamy się w narrację, w której wślizg Mączyńskiego jest na sztandarze polskiej piłki czy też polskiej ligi.

Kisimy się w swoim sosie nieustannego podostrzania i walki fizycznej, a potem przychodzą puchary i okazuje się, że dawanie z wątroby niewiele ci da, jak rywal, po prostu, lepiej gra w piłkę.  A my zostajemy z tym jeżdżeniem na dupie jak Himilsbach z angielskim.

Leszek Milewski

Fot. FotoPyK

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

58 komentarzy

Loading...