Reklama

Powrót kibiców na trybuny, czyli kolejne ogromne wyzwanie

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

19 czerwca 2020, 09:06 • 11 min czytania 16 komentarzy

Na początku był wielki entuzjazm, może wręcz euforia – kibice wracają na polskie trybuny, jako pierwsi w Europie! Potem okazało się, że krzywe zachorowań wprawdzie są dość płaskie, ale jesteśmy nadal bardzo daleko od końca walki z epidemią w Polsce. Debatowano nad sposobem oraz trybem, w jakim sympatycy polskiej piłki mają powrócić na swoje miejsca, następnie również nad tym, który organ ma podjąć ostateczną decyzję. Do sterty wyzwań dorzucono kolejne – na przykład jak wybrać spośród 16 tysięcy karnetowiczów na Widzewie 4500 szczęśliwców, którzy obejrzą mecz. Sytuacja na dziś jest taka, że… każdy sobie rzepkę skrobie. 

Powrót kibiców na trybuny, czyli kolejne ogromne wyzwanie

Byliśmy świadomi, że to nie jest Serbia, gdzie kibice Crvenej Zvezdy zdążyli już nawet odpalić pirotechnikę na derbowym meczu z Partizanem, ale jednak – oczekiwania dość mocno rozjeżdżają się z realiami. Miała być manifestacja siły i odpowiedzialności, tymczasem wiele wskazuje na to, że po prostu bliżej nam cały czas do Niemiec, niż państw takich jak Węgry czy Serbia.

Na początku może zerknijmy, jak to przebiega w Serbii. Tu mecz Partizana z Crveną, z kolei na gigantycznej Marakanie udało się wpuścić 25 tysięcy kibiców…

Podobne obrazki oglądaliśmy w Budapeszcie, gdzie Ferencvaros świętował mistrzostwo Węgier. Jak widać na zdjęciu, prośba o zachowanie dystansu nie do końca się sprawdziła i mamy wrażenie, że w Polsce pod tym względem o wiele lepiej nie będzie.

Reklama

CZAS TO PIENIĄDZ

Jaka jest skala trudności wyzwań, przed którymi stanęły polskie kluby? Hm, wyobraźmy sobie, że przez dziurkę od klucza trzeba przepchnąć 25 kilogramów cementu. Rozrobionego. Zaczynając o trzeciej w nocy, kończąc piętnaście po czwartej.

Wszystko, co mogło zostać skomplikowane, zostało skomplikowane. Przede wszystkim do końca nie był znany terminarz rundy finałowej, co w niektórych klubach oznaczało gigantyczną niepewność. 19 czerwca zaczynasz kolejkę z kibicami, ale jeszcze 14 czerwca nie jesteś pewny, czy zagrasz ją u siebie, czy też na wyjeździe. Oczywiście wyniki na murawach w 29. kolejce nieco uprościły sprawę. Gdyby rozstrzygnięcia boiskowe ułożyły się trochę inaczej, Raków nie byłby pewny, czy przyjdzie mu gościć u siebie kogoś z ligowego dżemiku, czy może jechać na wyjazd na Cracovię. Zagłębie Lubin jeszcze po 28. kolejce miało szansę zarówno ugościć u siebie Koronę Kielce czy ŁKS, jak i zagrać w 31. kolejce z Jagiellonią czy Pogonią.

Szczęście w nieszczęściu, że większość rozwiązań znaliśmy już przed multiligą, ale nawet w takim układzie czasu na organizację meczu z udziałem publiczności było bardzo mało. Zwłaszcza, że pomiędzy multiligą a rozpoczęciem kolejnej serii spotkań trzeba było ustalić zasady z wojewodami, prezydentami poszczególnych miast oraz sanepidem. W tydzień należało opracować nie tylko procedury wejścia, ale przede wszystkim – otrzymać zgodę na organizację całej imprezy.

GÓRNY ŚLĄSK Z KIBICAMI

Najwięcej wątpliwości było wokół zespołów z Górnego Śląska. W całej Polsce nie ma regionu bardziej narażonego na atak koronawirusa. To właśnie tam mamy największe ogniska, nie ma co do tego wątpliwości. Wirus w kopalniach rozprzestrzenia się bardzo szybko, a od jakiegoś czasu właściwie codziennie połowa nowych zakażeń z całego kraju to górnicy oraz ich rodziny. Biorąc pod uwagę, że w tym regionie co drugi klub to GKS, a co trzeci Górnika nosi w nazwie – żadna niespodzianka, że długo zanosiło się na przedłużenie zakazu organizacji imprez masowych w tym regionie. Przełom nastąpił tak naprawdę dopiero dzisiaj. Wojewoda Jarosław Wieczorek wygasił swoją decyzję, co w praktyce oznacza zielone światło dla meczów z kibicami w Zabrzu, Gliwicach czy Katowicach. Oczywiście każdy klub musiał poza trzymaniem kciuków za pozytywną decyzję wojewody dodatkowo otrzymać tradycyjną zgodę na imprezę masową od własnych prezydentów.

Kluby miały bardzo mało czasu na reakcję, ale widać, że były przygotowane już wcześniej. Górnik o 14.00 ruszył ze sprzedażą biletów dla kibiców uczestniczących w programie Trójkolorowi. Sytuacja tutaj była dość jasna. Już wcześniej zabrzanie odpalili lojalnościową akcję, w której za niewielką opłatą otrzymywało się gwarancję pierwszeństwa zakupu biletów czy karnetów. W naturalny sposób wykorzystano to obecnie – pozostałe wejściówki trafią do wolnej sprzedaży. Oczywiście pula miejsc została pomniejszona o posiadaczy karnetów – ci oczywiście mogą wejść na stadion, choć ich miejsca ulegną zmianie – zgodnie z wytycznymi dotyczącymi zachowania odstępów.

Podobnie sprawę rozwiązał Piast Gliwice. – Bilety za zero złotych będą mogli nabyć w pierwszej kolejności karnetowicze. Jeśli nie wykorzystają tego limitu, 2220 miejsc, do sprzedaży trafi dana liczba biletów do otwartej sprzedaży. W pierwszej kolejności wtedy będą dostępne dla kibiców Piasta, którzy pojawili się w tym sezonie na Stadionie Miejskim. Mamy sprzedaną porównywalną liczbę karnetów do 25% miejsc na stadionie – tłumaczy Karol Młot, rzecznik prasowy Piasta.

Reklama

ŁÓDŹ ZE ZGODAMI, ALE I PROBLEMAMI

Drugim regionem typowanym do „odstrzelenia” przez wojewodów oraz sanepid było województwo łódzkie. Tam ogniska epidemii są trzy, w dodatku nieco bardziej rozproszone niż na Górnym Śląsku. Jeszcze we środę wydawało się, że łodzianie mogą mieć problem z obejrzeniem na żywo meczów Ekstraklasy i II ligi, ale czwartek przyniósł pozytywne informacje. I ŁKS, i Widzew mogą wpuścić na stadion grupę kibiców adekwatną do pojemności obu stadionów.

Tu jednak kończą się dobre wiadomości dla łodzian. O ile bowiem w większości klubów karnetowicze to zaledwie ułamek całej publiki na stadionie, o tyle w Łodzi stanowią główną siłę. Zacznijmy od ŁKS-u, który już wcześniej miał duże problemy z dzieleniem biletów. Obecna trybunka to trochę ponad 5 tysięcy miejsc, co przy sprzedaży przeszło 4 tysięcy karnetów oznaczało bardzo ograniczoną pulę biletów dla osób bez wejściówki sezonowej. Co więcej, sytuację skomplikował system sprzedaży na ten sezon. ŁKS bowiem przed rozgrywkami zaoferował kibicom wyłącznie wejściówki na 15 domowych spotkań – a więc jedynie do 30. kolejki.

To zaś oznaczało, że od początku planowana była sprzedaż osobnych karnetów na ostatnie 3 mecze domowe w grupie spadkowej. W ŁKS-ie stanęli przed poważnymi wątpliwościami – prawo pierwokupu zaoferować kibicom z karnetem? Wówczas i tak wejściówkę otrzyma tylko co czwarty, reszta będzie musiała obejść się smakiem. Postanowiono nagrodzić lojalność w okresie pandemii. Wówczas klub rozkręcił akcję sprzedaży tekturowych podobizn oraz wirtualnych karnetów, które stanowiły rodzaj „cegiełki” w tym trudnym dla piłki okresie. Łącznie na pomoc Rycerzom Wiosny ruszyło ponad pół tysiąca kibiców, którzy dziś otrzymali prawo pierwokupu karnetu na ostatnie trzy domowe mecze. Pozostałe wejściówki – około 200-300 sztuk – trafią do sprzedaży po dwóch dniach.

Widzew wybrnął z tematu z podobną gracją. Zostały cztery mecze domowe, a na stadion może wejść co czwarty kibic. Rozwiązanie? Każdy posiadacz karnetu może wejść na jeden mecz. Dzięki temu przeszło 16 tysięcy wiernych fanatyków ma równe prawa – każdy z nich obejrzy 90 minut gry swoich ulubieńców, nie będzie żadnego wyścigu po wolne miejsce, czy co gorsze – dzielenia kibiców na uprzywilejowanych i owych przywilejów pozbawionych.

Najciekawsza była sytuacja Rakowa Częstochowa.

Rozstrzeleni między Górnym Śląskiem a Łodzią, mecze rozgrywają w Bełchatowie, który oczywiście podlega wojewodzie łódzkiemu. Wobec pozytywnej decyzji dotyczącej wejścia na obiekt GKS-u, Raków odpalił równocześnie dwie akcje. Po pierwsze – posiadacze karnetów wchodzą na obiekt. Po drugie – rusza sprzedaż karnetów na sezon 2020/21, a kto zdecyduje się na zakup – ostatnie mecze domowe tego sezonu obejrzy za darmo. Idealny sposób, by docenić zarówno lojalność, jak i konkretne wsparcie finansowe, bo za takie trzeba uznać nabycie wejściówki już na kolejny sezon. Zwłaszcza w sytuacji Rakowa. Nie wiadomo ani kiedy przyszły sezon się rozpocznie, ani na jakim stadionie Raków będzie grał.

ZAGŁĘBIE LUBIN NA START

Wśród tych, którzy musieli się solidnie nagimnastykować było Zagłębie Lubin. Decyzja na szczeblu politycznym wpłynęła do klubu we środę wieczorem, ostateczny kształt terminarza Zagłębie poznało w niedzielę. Start meczu? Piątek, godzina 18.00. Czasu było niewiele, ale klub zdążył dopiąć techniczne szczegóły. Mecz z ŁKS-em – pierwszy z udziałem kibiców po pandemicznej przerwie – odbędzie się w bardzo specyficznych warunkach. Wynajęcie ochrony praktycznie na cały obiekt. Stanowiska dezynfekcyjne. Służby informacyjne, które mają nie tylko dbać o to, by każdy znał swoje miejsce na stadionie, ale też zachował zasady bezpieczeństwa.

Około 75% miejsc zajmą posiadacze karnetów, o ile oczywiście wszyscy przyjdą na stadion. Pozostałe 25% plus te miejsca, z których zrezygnują posiadacze karnetów, trafią do wolnej sprzedaży. Zagłębie spodziewa się, że nawet po wyłączeniu trybuny stanowiącej na co dzień sektor buforowy, liczba miejsc pozwoli na pokrycie większości zapotrzebowania fanów. Największym wyzwaniem była z pewnością zmiana miejsc karnetowiczów na takie, które odpowiadają wytycznym sanepidu i epidemiologów. Prace nad oprogramowaniem, które zmieniało miejsca w bazie danych zakończyły się dosłownie na kilkadziesiąt godzin przed meczem. Jesteśmy zresztą pewni, że podobne wyzwania stają przed resztą klubów. Problemy z bazami danych pojawiają się wszędzie w Polsce, szczególnie przy meczach, gdzie chętnych jest więcej niż miejsc.

Teraz takich meczów będzie prawdopodobnie 5-6 w każdej z ostatnich siedmiu kolejek.

Skoro jesteśmy już na Dolnym Śląsku – spory komfort mają wrocławianie. Śląsk na swoim gigantycznym obiekcie być może wpuści wszystkich chętnych, z kwitkiem spod kas odejdzie prawdopodobnie niewielka grupa ludzi. Zasady są podobne jak w większości klubów Ekstraklasy – pierwokup dla posiadaczy karnetów oraz tych, którzy uczestniczyli w akcjach „pandemicznych”. Następnie otwarta sprzedaż aż do wyczerpania zapasów. Te jednak są we Wrocławiu spore, dlatego nie wykluczamy, że wszyscy chętni kibice Śląska znajdą się ostatecznie na stadionie.

KRAKOWSKA NIEPEWNOŚĆ

W Krakowie znacznie mniejszy ból głowy pod tytułem „kogo wpuścić?” ma Cracovia dysponująca mniejszą bazą kibicowską. Wszystko złożyło się dla „Pasów” idealnie – 25% pojemności oznacza około 3600 krzesełek, a karnety wykupiło około 3800 osób. W klubie liczą na to, że trybuny zapełnią się więc w stu procentach karnetowiczami. Pozostało pytanie co z dwusetką, która „nie zmieści” się na trybunach. W Cracovii wierzą, że wśród wszystkich karnetowiczów znajdzie się po prostu dwieście osób, które i tak z naturalnych powodów nie będzie mogło przyjść na stadion. Jeśli zadeklaruje się zbyt mała liczba karnetowiczów, „Pasy” odpalą sprzedaż biletów.

W Wiśle Kraków z kolei wciąż głowią się nad tym, jak pomieścić wszystkich zainteresowanych i póki co nie komunikują w tej sprawie niczego oficjalnie. Przy Reymonta ten tydzień to ogólnie gorący okres, bo choćby wczoraj odbywało się historyczne Walne Zgromadzenie, które skupia dziewięć tysięcy akcjonariuszy. Jak wiadomo – wszyscy jednocześnie na stadion wejść nie mogą.

HEGEMONI MAJĄ JUŻ PLANY

Jeśli chodzi o ligową czołówkę, nie tylko pod względem frekwencji, mamy jasność. I Legia Warszawa, i Lech Poznań dysponują sporymi obiektami, na które będzie można wpuścić liczbę kibiców nieosiągalną dla Wisły Płock czy Pogoni Szczecin. Z drugiej strony liczba kibiców też jest tak duża, że nawet przy naprawdę przyzwoitej liczbie miejsc, nie wszyscy chętni zdołają wejść na stadion.

Lech postanowił sprzedawać bilety w trzech etapach, premiując przy tym tych najbardziej zaangażowanych kibiców. „Kolejorz” wielkiego dylematu nie ma – 25% pojemności stadionu przy Bułgarskiej oznacza ponad dziesięć tysięcy krzesełek. W pierwszej kolejności wejściówki mogli kupić za 0 złotych posiadacze karnetów na jesień i wiosnę. W drugiej – kibice, którzy brali udział w akcji #wGóręSerca i uczestnicy programu LECHICI z rangą młodzika. W ramach akcji #wGóręSerca Lech sprzedawał wirtualne bilety, które będą odbierane przez kibiców w przyszłości. W trzecim etapie pozostała pula zostanie rozdzielona w normalnej, wolnej sprzedaży.

Nie jesteśmy w stanie zapewnić na stadionie miejsca wszystkim kibicom, dlatego chcemy oprócz posiadaczy karnetów wyróżnić także i tych, którzy regularnie pojawiają się na obiekcie przy Bułgarskiej. Chcielibyśmy podziękować również wszystkim osobom, które wsparły naszą akcję #wGóręSerca i pomogły nam wtedy, kiedy tego naprawdę potrzebowaliśmy. To ci wszyscy kibice będą mieli pierwszeństwo przy wejściu na trybuny poznańskiego stadionu – mówi Daniel Zieliński, kierownik działu sprzedaży biletów. 

Podobną politykę wyznaje Legia – w pierwszej kolejności wpuści karnetowiczów, a gdy posiadacz karnetu nie będzie w stanie pojawić się na Łazienkowskiej, może odstąpić swoje miejsce drugiej osobie po uprzednim poinformowaniu klubu. Stali kibice zostali też uhonorowanie obniżeniem ceny karnetu na przyszły sezon i gratisowym dostępem na miesiąc do aplikacji Canal+.

Trójmiasto akurat do hegemonów zaliczyć trudno, ale zarówno Arka jak i Lechia są w przyzwoitej sytuacji. Mają spore obiekty, wpuszczają karnetowiczów, reszta w otwartej sprzedaży – żadnych niespodzianek ani rewolucji. Tak samo sytuacja prezentuje się w Białymstoku.

PANDEMIA, KRYZYS, BUDOWA

Ciekawie przedstawia się też sytuacja w Płocku oraz Szczecinie, bo w obu przypadkach pojemność obiektów jest zdecydowanie ograniczona przez trwające prace budowlane. Wisła Płock nie będzie nawet musiała organizować imprezy masowej. Obecnie maksymalna pojemność to 3000 miejsc. Płocczanie mogą wpuścić poniżej 1000 kibiców, dokładnie 750, dlatego ostatnie mecze zostaną rozegrane w ramach imprez niemasowych. Podział biletów? – Pierwszeństwo wejścia mają osoby, które zakupiły karnety. Poprosiliśmy, by zgłosiły się do nas drogą mailową. Przeznaczyliśmy też pulę 100 biletów dla naszych sponsorów i wszystkich partnerów. 75 biletów przekazaliśmy do osób zrzeszonych w Stowarzyszeniu Sympatyków Klubu Wisła Płock. Każda z tych grup musiała do dzisiaj wysłać informację, żebyśmy wiedzieli, ile osób z tych grup chce się pojawić na stadionie. Cała pozostała część wejściówek będzie przeznaczona do wolnej sprzedaży przez internet – mówi nam Michał Łada, rzecznik prasowy „Nafciarzy”.

W Szczecinie jest podobnie, klub zapewnia 999 miejsc. W pierwszej kolejności prawo zakupu wejściówek mają posiadacze wiosennych karnetów oraz ci z kibiców, którzy mają 100% obecność na meczach domowych. Do tego seniorzy 70+, którzy do tej pory korzystali z bezpłatnych abonamentów, gwarantowanych przez klub.

***

Tyle teorii. Teraz czas na praktykę, która wchodzi na scenę jutro o godzinie 18.00. Zagłębie idzie na pierwszy ogień i wszyscy chyba trzymamy kciuki, żeby Lubin sprostał wyzwaniu. W dużej mierze powrót kibiców w większej liczbie – a przede wszystkim utrzymanie obecnej zgody na grę przy zajętej ćwiartce miejsc – zależy właśnie od najbliższej kolejki. Kluby już zrobiły sporo, teraz czas na fanów. Jak to się ładnie przyjęło w klasyce polskiego kina – za bezpieczny weekend!

Fot. Newspix

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
4
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

16 komentarzy

Loading...