Reklama

Puchar Męczenia Buły dla Milka i Zielińskiego. Napoli znów lepsze od Juve

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

17 czerwca 2020, 23:40 • 3 min czytania 23 komentarzy

Włosi to chyba nie palili się do powrotu na boisko. Mecze półfinałowe Coppa Italia nie powalały, ale finał je przebił. Cóż, obydwie drużyny odegrały jedną z kultowych scenek ze „Świata według Kiepskich”, gdy Ferdek i Boczek puszczali się przodem, by spożytkować fakt, że już grubo po siódmej. Właśnie tak Juventus i Napoli walczyły o trofeum – jedno puszczało w drzwiach drugie, a żadne nie chciało wyjść przed szereg.

Puchar Męczenia Buły dla Milka i Zielińskiego. Napoli znów lepsze od Juve

Dopiero kiedy innej opcji już nie było, bo o zwycięstwie decydowały rzuty karne, ekipa z południa stwierdziła – dobra, idziemy. Sygnał ku temu dał Alex Meret, który w pierwszej serii „jedenastek” zatrzymał strzał Paulo Dybali. Potem Danilo zabawił się w Sergio Ramosa i zdobył podwyższenie huknął nad poprzeczką. Napoli takich błędów nie popełniło – wszystkie strzały z wapna wpadły do sieci Buffona. I cyk, do gabloty.

Aha, miły akcent dla nas jest taki, że decydujący rzut karny na gola zamienił Arkadiusz Milik.

Stranieri bez błysku

Chociaż jeśli mamy być szczerzy, to był pierwszy pozytywny moment Polaka w tym spotkaniu. Wcześniej zdecydowanie pracował na transfer do Turynu. Kiedy jeden, jedyny raz, piłka znalazła go w polu karnym, gdy już pojawił się na boisku, przestrzelił, marnując całkiem niezłą okazję. Natomiast w doliczonym czasie gry, kiedy zakotłowało się polu karnym Gigiego Buffona po strzale Maksimovica, Milik nie trafił z bliska w piłkę. Trafił w nią co prawda Elmas, ale zrobił to tak, że ta odbiła się jeszcze od bramkarza Juventusu i od słupka. Mistrzowie Włoch odetchnęli więc z ulgą.

A jak spisał się Piotr Zieliński? Także wypadł dość przeciętnie. Jego największym plusem były dziś wywalczone rzuty wolne. Jeden z nich, gdy został powalony tuż przed polem karnym, mógł nawet przynieść Napoli bramkę. Lorenzo Insigne trafił jednak tylko w słupek. Potem „Zielek” błysnął jeszcze raz, gdy przytomnie wycofał piłkę do Fabiana Ruiza. Ale że Hiszpan okazję zmarnował, Polak asysty sobie nie dopisał.

Reklama

Niewiele do zapamiętania

Czy na coś jeszcze, poza występem Polaków, warto zwrócić uwagę? Wielu tych rzeczy na pewno nie będzie. Nie oszukujmy się, to był Puchar Męczenia Buły. Ani jedna, ani druga drużyna nie prezentowały swojej optymalnej formy. Ten mecz wyglądał zupełnie inaczej niż styczniowy mecz ligowy, który mógł się podobać. Mógł też przede wszystkim emocjonować. Tu emocji było niewiele, bo ciężko o emocje, gdy tempo gry przypomina rozgrywki szachowe żółwi niż mecz dwóch czołowych drużyn we Włoszech.

Oddamy jednak Napoli to, że jeśli już ktoś podtrzymywał nasze powieki przed opadnięciem, to właśnie oni. Zrobił to Diego Demme, który próbował przechytrzyć Buffona i puścić mu kanał. Udało się to Insigne, nie tylko gdy trafił w słupek, ale i gdy zmusił weterana włoskiej bramki, by wyciągnął się po strzale z dystansu. I wreszcie zrobił to Matteo Politano, który raz jeszcze przetestował rezerwowego bramkarza Juventusu.

Sukces długo wyczekiwany

Jeśli więc mamy odpowiedzieć na pytaniem, czy Napoli wygrało zasłużenie, odpowiadamy: tak. Ale z odtworzenia sobie raczej tego meczu nie puścimy. W Neapolu też pewnie nie będą wspominać go latami, choć nie ma co ukrywać – dla Partenopei to duża rzecz. Każde zwycięstwo z Juventusem to powód do kilku dni urlopu w pracy. A co dopiero takie, w którym uda się podkraść bogatej północy puchar?

Pewne jest jeszcze jedno. Przed meczem pisaliśmy, że Gattuso może wreszcie raz na zawsze dać dowód na to, że nie jest tylko gościem od motywacji. Było nie było, jego szachy i pragmatyzm, dały Neapolowi to, czego nie dała mu ofensywa Maurizio Sarriego. Bo dzisiejsze trofeum to nie tylko pierwszy włoski sukces Milika i Zielińskiego. To także pierwszy sukces Napoli od 2014 roku, kiedy po puchar i superpuchar kraju sięgał Rafa Benitez.

Fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”

Jakub Radomski
2
Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”

Weszło

Komentarze

23 komentarzy

Loading...