Reklama

Andrzej Iwan: „Transfer Peszki do Wieczystej ma też wymiar wizerunkowy”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

16 czerwca 2020, 19:58 • 7 min czytania 25 komentarzy

Transfer Sławomira Peszki do Wieczystej Kraków odbił się szerokim echem w piłkarskiej Polsce. Trudno się dziwić, skoro jeszcze niedawno był on reprezentantem, w tym sezonie Ekstraklasy grał i strzelał gole, a teraz poszedł do klubu z okręgówki. Dyrektorem sportowym Wieczystej jest Andrzej Iwan, z którym przy tej okazji porozmawialiśmy. O Peszce, próbach ściągania uznanych nazwisk, rozwoju klubu, braku awansu w tym sezonie i planach na przyszłość. Zapraszamy. 

Andrzej Iwan: „Transfer Peszki do Wieczystej ma też wymiar wizerunkowy”
Kiedy po raz pierwszy pojawił się w Wieczystej pomysł z zatrudnieniem Sławomira Peszki?

Wtedy, gdy Sławek został wolnym zawodnikiem, czyli pod koniec marca. To była gruba sprawa, rozmowy toczyły się na szczeblu właścicielskim. Panowie znali się już od lat i sprawnie się porozumieli.

Czyli rozmowy odbywały się bez pana udziału?

Tak. Jeżeli chodzi o finanse, większość negocjacji ma miejsce beze mnie. Ja oceniam zawodników pod względem sportowym, natomiast kwestie finansowe to już nie moja domena. Decyduje ten, kto ma te pieniądze do wydania.

W przypadku Peszki ważniejsze były finanse czy znajomość z łożącym na klub Wojciechem Kwietniem?

Wszystko po trosze. Również  – nie ma co ukrywać – wartość pijarowa Sławka odgrywała istotną rolę. Sportowa oczywiście jeszcze bardziej. Sławek bez problemu mógłby nadal z powodzeniem grać na najwyższych szczeblach. Udało się go jednak sprowadzić i cieszymy się z tego. Pasuje do tego projektu, mimo swojego dorobku nie zadziera nosa i praktycznie już się wkomponował w zespół. Chłopaki doceniają i jego walory czysto sportowe, i sposób bycia, pomagający stworzyć dobrą atmosferę.

Reklama
Czyli ten ruch ma także pokazać środowisku, innym zawodnikom, że to poważny projekt i nawet prosto z Ekstraklasy można przejść do Wieczystej?

Zdecydowanie. Klub jest prowadzony na wskroś profesjonalnie, również w aspekcie samego treningu. Przemysław Cecherz prowadzi zajęcia na bardzo wysokim poziomie. Nie został wzięty przypadkowo. Znamy się i wiedziałem, że mimo tak niskiego poziomu rozgrywkowego powiąże ze sobą wszystkie sznurki i odnajdzie się w nowej rzeczywistości. Wbrew pozorom, to nie takie łatwe, żeby pracując wiele lat w I i II lidze przestawić się na okręgówkę. Przemek czekał na propozycje, nasza wydała mu się sensowna. Obie strony są bardzo zadowolone z tej współpracy, chłopaki też. To istotne, bo nie jest łatwo pozyskiwać nam zawodników z potencjałem, zwłaszcza młodych. Większość patrzy wyżej, więc czymś musimy ich do siebie zachęcać. Robimy to nie tylko pieniędzmi, ale także organizacją klubu i jakością sztabu szkoleniowego.

Jak piłkarze „z nazwiskiem” w pierwszym odruchu reagują na propozycje Wieczystej?

Różnie. Na pewno nie są to proste rozmowy, szczególnie z zawodnikami w sile wieku. Mimo to otrzymujemy też wiele telefonów z ofertami zatrudnienia chłopaków z nieodległą przeszłością w Ekstraklasie czy I lidze. Kadrę jednak praktycznie już zamknęliśmy. Teraz szukamy głównie młodzieżowców. To muszą być piłkarze, którzy bez problemów poradzą sobie w tak doborowym towarzystwie, jakie w Wieczystej mamy. Nie chcemy iść na ilość, tylko na jakość.

Zdarza się, że zawodnik od razu odmawia czy przeważnie chce trochę poczekać na rozwój wydarzeń?

Jeżeli ktoś być może kiedyś byłby gotowy przyjść z łaski, raczej od razu go skreślamy. Chyba że sami decydujemy o daniu sobie trochę czasu, żeby zawodnik się określił. Dla niektórych warto byłoby poczekać. Nie wykluczam, że kiedyś zdarzą się takie sytuacje.

Na Peszkę nie czekaliście? Rozmawiał z Wisłą Płock i Termaliką.

Sławek dość szybko dał nam do zrozumienia, że chce w to wejść. W jego przypadku mieliśmy więcej czasu niż normalnie. Od marca był wolnym zawodnikiem, ligi nie grały. Gdyby tamte kluby złożyły mu poważne oferty, być może mielibyśmy małe szanse, ale wiele przemawiało za tym, że uda nam się go pozyskać. I tak się stało.

Jakie liczby w jego przypadku będą was satysfakcjonować? Skrzydłowy z takim dorobkiem, w okręgówce tworzy oczekiwania na jakieś 25 goli i jeszcze więcej asyst.

Szczerze mówiąc, koło dwudziestu goli może mieć u nas nawet 4-5 chłopaków. Co do liczby asyst, oczekujemy, że Sławek potwierdzi swoje walory, umiejętność dobrego dośrodkowania i uzbiera ich dużo. Sądzę, że będziemy usatysfakcjonowani, ale to też nie jest tak, że będzie on rozstawiony jeszcze przed pierwszym meczem. Wiadomo, po co tu przyszedł, ma jednak konkurencję, która może go naciskać.

Wspominał pan, że wam też są polecani piłkarze. Wcale nie tak łatwo się do Wieczystej dostać.

Jasne, zawodnik musi nam pasować do drużyny, wiek i forma muszą się zgadzać. Sam wpis w CV nie załatwia wszystkiego. Teraz musiałaby to być już naprawdę bomba co najmniej taka jak ze Sławkiem, żebyśmy jeszcze kogoś pozyskali.

Reklama
Mignęła mi gdzieś plotka, że rozważacie kandydaturę Szymona Matuszka z Górnika Zabrze.

Nie słyszałem, żeby był taki temat. Matuszek raczej nie wchodzi w grę. Środek pola mamy obstawiony, nie musimy tu intensywnie szukać wzmocnień. Powtarzam: chyba że trafi się jakiś super piłkarz. Mateusz Gamrot będąc jeszcze zawodnikiem Hutnika Kraków doznał kontuzji. Jutro będzie operowany, a to miał być nasz lider w drugiej linii. Myślę jednak, że spokojnie go zastąpimy, inni zawodnicy gwarantują odpowiedni poziom – znacznie wyższy niż zawodnicy rywali.

Mówił pan, że musicie zachęcać piłkarzy nie tylko pieniędzmi. Na jakim poziomie organizacyjnym się znajdujecie?

Na pierwszoligowym na pewno, a wszystko cały czas będzie szło do przodu. Jasne, w jakiś sposób jesteśmy ograniczeni, ale nawet przez pryzmat liczby juniorów, którzy zostali dokooptowani do szkółki, możemy być dumni. Przekonujemy się, że to możliwe, żeby piłkarski narybek z określonym potencjałem już dziś wybierał Wieczystą, mimo że niedaleko są przecież kluby o dużej renomie. Na razie mamy jeszcze problem z bazą, ale ona będzie sukcesywnie powstawała. Wieczysta znajduje się na terenach miejskich, nikt nie ma zamiaru zagospodarowywać tego terenu inaczej niż na potrzeby piłkarskie, czyli boiska i tak dalej. Jesteśmy po słowie z miastem. Liczymy na szeroko pojętą współpracę. Myślę, że będzie ona owocna dla każdej strony. Z bazy korzystaliby także seniorzy i drużyna rezerw, którą zakładamy.

Koronawirus niestety wszystko spowolnił. Jestem przekonany, że bez pandemii bylibyśmy już w IV lidze. Jeden punkt straty do Garbarni przy naszych wzmocnieniach to praktycznie nic. Podejrzewam, że w cuglach wygralibyśmy komplet meczów.

Krótko mówiąc, nie chodzi jedynie o sklecenie mocnego składu na tu i teraz, ale również o postawienie fundamentów na lata.

Tak. Być może ta piramida zaczęła być budowana w innej kolejności, od góry i nie zawsze tak powinno być. Na efekty szkolenia musimy jednak trochę poczekać, dopiero za jakiś czas będziemy mogli wprowadzać wychowanków do pierwszego zespołu. Nie ukrywamy, że taki jest cel. Póki co, pozostaje nam posiłkowanie się ludźmi z zewnątrz. Żeby było jasne: status wychowanka nie będzie oznaczał, że ktoś gra z automatu. Na koniec zawsze decydują umiejętności i przydatność dla drużyny. Wyłącznie tacy zawodnicy nas interesują, starannie ich selekcjonujemy. Szkoda, że wiosną nie mogliśmy ich oglądać w akcji. Jak mówiłem, gdybyśmy dokończyli sezon, jestem przekonany o naszym awansie.

Brak awansu w takich okolicznościach chyba nie jest u was odbierany jako wielka klęska? Koronawirus to siła wyższa, choć z drugiej strony, mając już wcześniej w składzie kilku zawodników z Ekstraklasą w CV…

…powinniśmy jesienią wygrać wszystkie mecze i nie musielibyśmy się teraz martwić. To prawda. Powiem tak: głośno było w Krakowie, że Garbarnia odda nam miejsce, że odkupimy licencję. Trochę te plotki denerwowały. Chcemy wywalczyć awans na boisku. Nie interesuje nas załatwianie spraw przy zielonym stoliku, nic na siłę. Ze spokojem patrzymy w przyszłość, choć oczywiście przez chwilę odczuwaliśmy dość dużo czysto sportowej frustracji. Jedziemy dalej. Jestem przekonany, że za rok będziemy świętować wejście do IV ligi.

Sławomir Peszko mówi o dwóch awansach w ciągu dwóch lat. Jakie są dalekosiężne cele klubu, gdzie sięga wasza wizja rozwoju?

Jako takiej wizji nie ma. Nie zakładamy, że do któregoś tam roku musimy być w takiej czy takiej lidze. Będziemy się starali, żeby każdy sezon oznaczał postęp i pięcie się w górę.

W pełni odnalazł się pan w roli dyrektora sportowego?

Jak najbardziej, czerpię satysfakcję z tej pracy. Pracę w Weszło wspominam równie miło, ale muszę powiedzieć, że teraz jest naprawdę dobrze. Częściej jestem na miejscu, mniej jeżdżę, też pracuję z ludźmi, których znam i lubię. Same plusy.

Pana obowiązki wykraczają poza transfery i opiniowanie zawodników?

Raczej nie. Są tu ludzie, którzy pracują między innymi na to, żebym nie musiał zajmować się sprawami okołosportowymi. Robią świetną robotę. Staram się wykorzystywać swoje znajomości przy okazji załatwiania zabiegów medycznych. Mamy bardzo dobrego fizjoterapeutę, który potrafi szybko doprowadzić chłopaków do stanu używalności, ale w razie wyższej potrzeby korzystamy z usług profesora Ficka, czyli uznanej klasy fachowca.

A u pana jak ze zdrowiem?

W porządku. Czasami coś dolega, nogi pobolą, ale generalnie nie mogę narzekać, zwłaszcza że zbyt daleko do pracy nie mam. W moim przypadku kluczowa jest psychika, a w tym aspekcie czuję się bardzo dobrze.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. Newspix/Wieczysta Kraków

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Jakub Białek
0
Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Komentarze

25 komentarzy

Loading...