Reklama

Znakomite 25 minut Lecha i Korona na łopatkach. Hat-trick Gytkjaera

redakcja

Autor:redakcja

14 czerwca 2020, 20:45 • 3 min czytania 17 komentarzy

Mecz Korony Kielce z Lechem Poznań dobrze pokazał, co znaczy klasa poszczególnych piłkarzy w momencie, gdy jedni i drudzy w aspektach typu cechy wolicjonalne i bieganie są na podobnym poziomie. Do przerwy mogło się nawet wydawać, że bezbramkowy remis jest z lekkim wskazaniem na gospodarzy, ale „Kolejorz” szybko po wznowieniu gry pozbawił kielecką ekipę wszelkich złudzeń. Z przyjemnością się to oglądało.

Znakomite 25 minut Lecha i Korona na łopatkach. Hat-trick Gytkjaera

Lechowi wystarczyło koncertowe 25 minut, żeby rozstrzygnąć losy rywalizacji. Wszystko za każdym razem idealnie finalizował Christian Gytkjaer. Duńczyk dobił właśnie do dwudziestu goli w sezonie. Wydaje się, że w praktyce losy snajperskiej – nomen omen – korony są przesądzone. W tym momencie Gytkjaer ma sześć bramek przewagi nad leczącym ostatnio kontuzję Jorge Felixem.

Można mówić, że napastnik Lecha dwa razy wsadzał piłkę do pustaka i wykorzystał rzut karny, ale to byłoby uproszczenie. Tak dobrą pozycję, żeby na koniec strzał był finalizacją, trzeba sobie najpierw wypracować. Świetnie widzieliśmy to na przykładzie pierwszej bramki. Gytkjaer pokazał, jak należy grać bez piłki, z łatwością w decydującej fazie akcji gubiąc Adnana Kovacevicia. Bośniak nie popisał się także przy trafieniu na 0:3, gdy nawet nie wykonał wślizgu, który mógłby zablokować podanie wzdłuż bramki.

Inna sprawa, że prawa strona Korony niemiłosiernie przeciekała.

Mateusz Spychała dwukrotnie był na grzybach, a koledzy nie potrafili zaasekurować. Efekt? Najpierw znakomity po przerwie Pedro Tiba, a potem Tymoteusz Puchacz wykładali piłkę Gytkjaerowi. W obu przypadkach otwierające podania w swoim stylu notował Dani Ramirez. W międzyczasie po wrzutce Tiby Grzegorz Szymusik nierozważnie zagrał ręką i Tomasz Musiał po obejrzeniu powtórek podyktował jedenastkę.

Lech fajnie zaczął. Przez kilkanaście minut zdawał się kontrolować grę, ale potem spuścił z tonu i to podopieczni Macieja Bartoszka byli groźniejsi. I nie mamy wcale na myśli próby Mateja Pućki z ostrego kąta, po której usłyszeliśmy od komentatorów, że to „świetna interwencja” Van der Harta. Jak dla nas – raczej byłby to skandal, gdyby wtedy skapitulował. Holendra można natomiast pochwalić za zdecydowane wyjście do Jacka Kiełba, który w efekcie lekko spanikował i nie trafił w bramkę. A była to najlepsza akcja Korony w całym meczu, Petteri Forsell znakomicie go odnalazł podaniem bez przyjęcia. Lech w tym czasie odpowiedział tylko sytuacją jeden na jeden Jakuba Kamińskiego z Markiem Koziołem. Doświadczony bramkarz również nie zwlekał z interwencją na przedpolu i obronił strzał młodego skrzydłowego.

Reklama

Skrzydła „Kolejorza” nas dziś nie zachwyciły, chyba że mówimy o ofensywnych wejściach Tymoteusza Puchacza w drugiej odsłonie. Kluczem była postawa środka pola – zwłaszcza Tiby – skuteczność Gytkjaera i – poza naprawdę nielicznymi wyjątkami – pewna obrona, sprawnie dowodzona przez Thomasa Rogne. Korona do stanu 0:0 grała typowy dla siebie futbol pod wodzą Bartoszka, ale później została rozstrzelana. Do jakichkolwiek okazji ponownie dochodziła dopiero po utracie trzeciej bramki. Nic jednak nie wchodziło. Forsell nawet z rzutu wolnego z dobrej odległości kopnął tak niedokładnie, jakby pierwszy raz w życiu się za to zabierał.

Wygrała drużyna lepsza i dojrzalsza.

Lech przełamał się po pięciu meczach bez zwycięstwa na terenie rywali i dał sygnał, że zamierza powalczyć co najmniej o najniższy stopień podium. Korona nie ma co rozpaczać, teraz czekają ją boje z równymi sobie. Trzeba się szybko spiąć, bo strata do Wisły Kraków wynosi już pięć punktów.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Komentarze

17 komentarzy

Loading...