Reklama

Kierunek: pierwsza liga

Szymon Podstufka

Autor:Szymon Podstufka

10 czerwca 2020, 23:37 • 4 min czytania 19 komentarzy

Nie ma lepszej alegorii do sytuacji ŁKS-u w tym sezonie niż drugi stracony dziś gol. Maciej Makuszewski uderza na bramkę, a konkretniej – w słupek. I wydaje się, że nie jest tak znów źle. Ale piłka odbija się od konstrukcji bramki tak, że wali w głowę leżącego Malarza i wtacza się do siatki. Powolutku, niby tli się nadzieja na wybicie, ale jednak o tych kilka metrów na godzinę za szybko, by cokolwiek zrobić.

Kierunek: pierwsza liga

ŁKS dostaje w łeb cały czas. Nieprzerwanie, nieustannie. Michał Kołba zawieszony za stosowanie dopingu, koszmarne błędy defensywy na czele z przypominającym raczej tombak niż piłkarskie złoto Jankiem Sobocińskim, zimowe odejście Daniego Ramireza, by cokolwiek jeszcze na nim zarobić. ŁKS dostał w łeb i dziś. Od Jagiellonii, która nie była najlepszą Jagiellonią w tym sezonie. Ale okazała się Jagiellonią wystarczającą, by wrzucić rywalom trójkę i niemal kompletnie uciszyć ich ofensywę.

Niemal, bo w bramce Jagi stał piekielnie niepewny Damian Węglarz. W meczu z Wisłą Płock interwencją na Merebaszwilim dał sygnał do odrabiania strat, utrzymał swój zespół przy życiu? No to dziś okazał się elektryczny tak, że można by było podpiąć do niego laptopa, smartfon i telewizor. Zasiliłby. Gdy piąstkował, robił to w stylu prime van der Harta z meczu z Legią. Niepewnie, ze złą komunikacją z obrońcami. Raz pod nogi Trąbki tak, że gdyby na drodze strzału nie stanął Puljić, to mogłoby się w tym meczu jeszcze zrobić parno.

Puljić uratował Jagę przed stratą gola, ale Puljić dziś znów kończy mecz z bramką. Przepiękną, może nawet golem kolejki. Jak dostał piłkę od Makuszewskiego przy linii bocznej, to mało kto mógł przypuszczać rajd zakończony bombą w okienko. Pewnie on sam też nie. Ale skoro ŁKS rozłożył czerwony dywan, o doskok nie pokusił się kompletnie nikt – aż do wślizgu na alibi Sobocińskiego – to pognał w kierunku celu i zapakował sztukę, jakiej nie powstydziliby się najwięksi świata piłki.

Jaga nie była efektowna i nie próbowała nawet prowadzić gry. Była za to pragmatyczna. Jak już szła z akcją, to robił się w strefie obronnej ŁKS-u smród. Białostoczanie jakby chcieli pokazać: patrzcie, tak się to robi. Uderzenie Puljicia było więc odpowiedzią na strzał z podobnego dystansu Guimy – mocny, ale w sam środek. Gol na 2:0? Chwilę nim padł, kompletnie spudłowanym przerzutem (choć Filip Surma pochwalił za pomysł!) „popisał się” Trąbka. Nie mijają dwie minutki – na nos Makuszewskiego przez pół boiska gra Martin Pospisil. „Maki” wjeżdża w szesnastkę ŁKS-u na podobnej bezczelności, co wcześniej wbił się przed pole karne Puljić. Resztę znacie, macie ją we wstępie.

Reklama

I nic to, że ŁKS wymienił grubo ponad dwa razy więcej podań. Że grał celniej, biegał więcej, strzelał więcej, a w rzutach rożnych wygrał z Jagą tak, że Antoni Piechniczek cmokałby z zachwytu. Jagiellonia dawała się wyszumieć, spychała do boku, skąd ełkaesiacy wrzucali raz za razem. Nie miało to większego sensu, skoro Jaga miała w szesnastce Tiru, Runje czy Romanczuka. Ale próbowali, bo środkiem się przedrzeć nie umieli. Wymowne, że Janek Sobociński miał więcej celnych kluczowych podań niż wszyscy jego partnerzy razem wzięci. Włącznie z rezerwowymi.

Jeśli kibic ŁKS-u miałby w tym spotkaniu choć przez moment być optymistą, to w pierwszym kwadransie drugiej połowy. Ratajczyk za Domingueza to zdecydowanie była dobra zmiana. Najbliżej dania konkretu Hiszpan był, gdy ustawił rzut wolny, którego ostatecznie i tak nie wykonał. Polak zaś w charakterystycznym dla siebie stylu próbował szarpać, dodał grze nieco szerokości.

Z tym, że po tym kwadransie widać było, że Adrian Klimczak nie jest na dziś piłkarzem na pełne 90 minut biegania. I pokłady optymizmu szybko się ulotniły, a za wentyl posłużył Tadej Vidmajer. W 66. minucie wszedł, w 68. sfaulował Zorana Arsenicia we własnym polu karnym, w 69. Pospisil zamienił karnego na 3:0. Jedyna dobra wiadomość z całej tej sytuacji? Słoweniec dostał czwartą żółtą kartkę i w następnej kolejce nie będziemy musieli go oglądać.

Od gola numer trzy mecz siadł już na dobre i woli walki było w obu zespołach tyle, co mięsa pod panierką na hot wingsach. Nawet rezerwowy Imaz, który w teorii mógłby chcieć poszarpać, gdy miał okazję się zerwać do piłki, nie zaszczycił widowni nawet sprintem.

Jagiellonia ma więc wynik. Imponujący liczbowo, choć trudno powiedzieć, by osiągnięty po rewelacyjnym występie. Za to osiągnięty w trybie ekonomicznym, bo choć Maciej Makuszewski dziwił się szybkiej zmianie, my nie dziwimy się wcale. Po co było jednego z najlepszych na boisku jakoś szczególnie męczyć, skoro sezon jeszcze dość długi, intensywny, a ŁKS-owi można sobie było dać radę i bez niego.

A łodzianie? Mogą już oszczędzać siły na I ligę. Sezon ekstraklasy skończy się później niż zwykle, czasu na wakacje będzie mniej niż standardowo. Nadziei po takim występie jak dziś szukać doprawdy trudno.

Reklama

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Ekstraklasa

Komentarze

19 komentarzy

Loading...