Reklama

PRASA. „Teraz jest dobry moment na wybicie się. Ekstraklasę ogląda wielu ludzi”

redakcja

Autor:redakcja

06 czerwca 2020, 09:01 • 9 min czytania 2 komentarze

W sobotniej prasie nietypowy wywiad z Rafałem Boguskim, rozmowy z Jesusem Imazem i Domagojem Antoliciem, sylwetka Jadona Sancho, tekst o kolejnych problemach w Barcelonie i o zawodnikach, którzy mają imiona od wielkich piłkarzy. 

PRASA. „Teraz jest dobry moment na wybicie się. Ekstraklasę ogląda wielu ludzi”

PRZEGLĄD SPORTOWY

Nietypowy wywiad z pomocnikiem Wisły Kraków, Rafałem Boguskim. Pytania zadawali mu byli i obecni koledzy z Wisły Kraków oraz trenerzy.

Patryk Małecki (były piłkarz Wisły): „Boguś”, masz jeszcze gitarę, którą zabierałeś na obóz? Z nią jest związane pytanie, bo ciekawi mnie, kiedy zagrasz z Andrzejem Sikorowskim? Pustą salą się nie martw, bo ja na pewno kupię bilet.

Rafał Boguski: Gitara wciąż jest, ostatnio dość często na niej gram. Znaczy „gram” to może za dużo powiedziane. Próbuję grać, ale z takim wirtuozem jak Sikorowski nie odważyłbym się wystąpić. Gitarzystą był mój tata, grał w kilku zespołach występujących na dyskotekach, zabawach, weselach. Kiedy byłem dzieckiem próbował mnie nauczyć, ale nie połknąłem bakcyla. Już jako dorosły długo przymierzałem się do nauki, aż półtora roku czy dwa lata temu w końcu zapisałem się na lekcje. Złapałem zajawkę, łaknąłem jak najwięcej praktyki, a za kadencji trenera Carrillo zabrałem gitarę na obóz. Nie chciałem zapomnieć tego, czego się nauczyłem. Patryk może więc pamiętać odgłosy brzdękania między treningami. Dziś na lekcje już nie chodzę, ale gram nadal. Co na przykład? Kilka prostych przebojów, choćby „Zawsze tam, gdzie ty”.

Maciej Stolarczyk (były piłkarz i trener Wisły): Jaka była twoja reakcja i co czułeś, gdy w czasie treningu w GKS Bełchatów ostro potraktował cię Orest Lenczyk?

Rafał Boguski: Oj, muszę powiedzieć, że początki u tego trenera były bardzo ciężkie. Co bym nie zrobił, to miał pretensje. Nie wiedziałem, o co mu chodzi. Któregoś dnia po prostu poszedłem do jego gabinetu. Generalnie niewielu zawodników na to się decydowało. Do trenera raczej się nie chodziło, bo wszystkich odprawiał z kwitkiem. Zapytałem o powód tak ostrego traktowania. Odpowiedział jednym zdaniem: „Bo chcę, żebyś grał”. I koniec dyskusji. Wyszło, że trener miał rację, bo już wiedziałem, czego oczekuje i inaczej się zachowywałem.

Reklama

Jesus Imaz uważa, że teraz jest dobry moment, żeby wybić się poprzez Ekstraklasę. Zapewnia jednak, że nie chce odchodzić za wszelką cenę.

Jak blisko był pan zmiany klubu w zimowym oknie transferowym? Miał pan propozycje np. z Arabii Saudyjskiej czy Kazachstanu.

Do klubu dotarło sporo ofert, ale szefowie Jagiellonii uznali, że to nie jest dobry moment na transfer. Zrozumiałem to i zaakceptowałem tę decyzję. Jestem szczęśliwy w Białymstoku. Zresztą decyzję władz potraktowałem jako komplement. Na stole leżało sporo kasy, szczególnie w przypadku oferty z Arabii. Odrzucając tę propozycję, działacze pokazali, że jestem według nich naprawdę ważną częścią zespołu. Nie ma już co tego rozgrzebywać. Trzeba przejść dalej.

To pana ostatnia runda w Jagiellonii?

Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Teraz jest dobry moment na wybicie się. Ekstraklasę ogląda wielu ludzi. Jeśli będę się wyróżniał, pewnie jakiś klub latem o mnie znów zapyta. Ale w identycznej sytuacji będą wszyscy wyróżniający się piłkarze. Parcia na transfer nie mam.

W Magazynie Lig Zagranicznych kilka ciekawych tekstów.

Reklama

Gdy Jadon Sancho drybluje, przeciwnicy wychodzą na głupków. Techniki Anglik nauczył się, namiętnie podglądając zwody Ronaldinho.

(…) Kto go zna, nie jest zdziwiony. Sancho jest bowiem taki od zawsze. – Tak ogrywał rywali i kolegów na treningach, że tamci wychodzili na głupków. Niektóre jego triki były wręcz oburzające. Po prostu zawstydzał wszystkich – wspomina trener Anglika z wczesnych lat, Sayce Holmes-Lewis. W juniorach Watfordu trener podczas gierek zarządzał konkursy: jeden punkt za podanie do kolegi, a trzy za wejście w drybling z przeciwnikiem. Sancho nigdy nie wybrał opcji łatwiejszej, zawsze dryblował.

Sam przyznaje, że w tym elemencie czuje się bardzo pewny siebie, uczył się go od najmłodszych lat, namiętnie podpatrując Ronaldinho. Z Brazylijczykiem właściwie się nie rozstawał, każdą możliwą chwilę poświęcał, by oglądać na telefonie zagrania byłej gwiazdy Barcelony. – Pamiętam, jak jeden z jego nauczycieli opowiedział mi, że zauważył Jadona z telefonem podczas lekcji. Podszedł do niego i zapytał: „Czy możesz wreszcie odłożyć aparat?”. Spojrzał na ekran, a tam filmik ze sztuczkami Ronaldinho. Sancho niby posłuchał, ale jak na chwilę nauczyciel się odwrócił, Brazylijczyk znów widniał na wyświetlaczu – opowiada Louis Lancaster, były szkoleniowiec reprezentanta Anglii z Watfordu.

Oscar Boniek Garcia wystąpił w mistrzostwach świata. Diego Maradonę stać było tylko na grę w niższych ligach w Anglii. Z kolei w meczu ligi brazylijskiej Michael Jackson zmienił Johna Lennona, a patrzył na to Mahatma Gandhi. Fikcja? A skąd. Wszystko to miało miejsce.

(…) Opisywane przez nas zjawisko najczęściej ma miejsce w Ameryce Południowej, gdzie ludzie uwielbiają futbol i ubóstwiają największych graczy. Overath Breitner da Silva Medina to 30-letni pomocnik z Wenezueli, znany z występów w brazylijskim Santosie. Później grał w Portugalii, a obecnie pozostaje bez klubu. Zafascynowany niemieckim futbolem jego ojciec początkowo chciał wybrać imię Beckenbauer, ale stwierdził, że to mogłoby nałożyć na syna zbyt dużą presję. – Moje imiona motywowały mnie przez całą karierę. Gdy byłem mały, tata pokazał mi, jak Wolfgang Overath i Paul Breitner fantastycznie grali w piłkę i doprowadzili niemiecką reprezentację do mistrzostwa świata w 1974 roku. Stwierdziłem, że byli znakomici. Dla mnie też są legendami – opowiada Overath Breitner, któremu udało się zostać zawodowym piłkarzem, w przeciwieństwie do brata, który nie przebił się z młodzieżowej drużynie Santosu. Brat nazywa się Robert Prosinečki da Silva Medina.

Magazyn „FourFourTwo” w dużym tekście z 2019 roku, zatytułowanym „The bizarre history of football-inspired names”, zwraca uwagę na wpływ, jaki na mieszkańców Ameryki Południowej wywarł Gary Lineker. Słynny reprezentant Anglii zachwycił kibiców z tego kontynentu, gdy w 1986 roku strzelił sześć goli i został królem strzelców mistrzostw świata w Meksyku. „W Brazylii jest 606 osób, mających na imię Lineker (stan na wrzesień 2019 roku – przyp. red.). Wszyscy urodzili się najwcześniej w latach 80. Imię Lineker pod względem popularności jest na 5511. miejscu w tym kraju” – czytamy w artykule. W brazylijskich ligach występował pomocnik Liniker, był też Lynneeker, a najbardziej znany gracz nazwany na cześć legendy angielskiej kadry – Lineker Augusto – wspomina: – Grałem kiedyś w Brazylii przeciwko Linikerowi. Dziennikarze pytali, czy jesteśmy kuzynami.

SPORT

Prowadzący jeszcze GKS Tychy Ryszard Komornicki także do siebie ma pretensje po meczu z Zagłębiem Sosnowiec.

Od czego zaczął pan analizę meczu z Zagłębiem Sosnowiec?

– Od pytania, które zadałem samemu sobie: co mogłem zrobić lepiej? W rozmowie z samym sobą zawsze jestem szczery, więc nie czarowałem, że trafiłem z wyjściową jedenastką, bo pierwsza połowa w naszym wykonaniu była słaba. Nie potrafiliśmy skonstruować groźnej akcji ofensywnej, a strzały z dystansu w wykonaniu Sebastiana Stebleckiego czy Łukasza Grzeszczyka były niecelne.

Czy powiedział pan sobie, że powinien inaczej zestawić podstawowy skład?

– Mamy szeroką kadrę, z której na mecz z Zagłębiem z powodu drobnych urazów wypadli Bartosz Szeliga i Keon Daniel. Z pozostałych piłkarzy wybrałem dwudziestkę, na z niej jedenastkę, która w konfrontacji z aktywnie grającym przeciwnikiem, próbującym stwarzać sytuacje, nie potrafiła złapać odpowiedniego rytmu. Graliśmy jakbyśmy byli autem z zaciągniętym hamulcem ręcznym i na pewno nie było to optymalne ustawienie. Mimo to nic nie wskazywało na to, że stracimy bramkę. Ze strzałami z dystansu Konrad Jałocha radził sobie spokojnie, a w polu karnym broniliśmy się skutecznie, aż do momentu kontry po wykonywanym przez nas rzucie rożnym.

Jeśli zagrożenie było dotąd duże, to z powodu koronawirusa stanie się gigantyczne. Kierowanie klubu przez Josepa Bartomeu skończy się tragicznie – uważa Victor Font, kandydat na nowego prezesa Barcelony.

Podobnie jak inne kluby Barcelona odczuje konsekwencje pandemii i działając prewencyjnie już w marcu obniżono pobory piłkarzy o 70 procent. Zawodnicy protestowali, ale ostatecznie osiągnięto porozumienie, a zorganizowana potem telekonferencja z udziałem prezesa klubu Josepa Bartomeu i kilku piłkarzy miała być dowodem na to, że „Barca” jest nadal jedną wielką rodziną. Oszczędności z tego tytułu wyniosły 43 miliony euro, ale okazuje się to za mało. Pod koniec maja na treningu pojawił się Bartomeu i oświadczył, że konieczne są dalsze cięcia płac, które pozwolą zaoszczędzić 10 mln euro. Tym razem piłkarze nie są skłonni do ustępstw.

List otwarty do mediów wystosował Victor Font, kontrkandydat Bartomeu do fotela prezesa w zbliżających się wyborach. Przedstawił katastroficzny obraz przyszłości Barcelony pod rządami Bartomeu, dając do zrozumienia, że powinien on już ustąpić, nie czekając na wybory, bo z każdym dniem sytuacja się pogarsza. W klubie rzeczywiście źle się dzieje. Odeszło sześciu dyrektorów, niezadowolonych z polityki Bartomeu. Wśród nich Emili Rousaud i Enrique Tombas. – Dotarliśmy do punktu bez wyjścia. Nie możemy zmienić kierunku, w którym zmierza klub i z pewnością nie jest tak ze względu na wpływ obecnej pandemii – oświadczyli. 47-letni Font jest współzałożycielem i dyrektorem generalnym Delta Partners, firmy konsultingowej z siedzibą przy Avenue Louise w Brukseli. Wcześniej przez ponad dwadzieścia lat działał w branży TMT (technologia, media i telekomunikacja), w tym jako członek zarządu i menedżer amerykańskiego giganta konsultingowego Oliver Wyman. Na zarządzaniu zna się bardzo dobrze, w każdym razie uważa, że na pewno lepiej od… Bartomeu.

SUPER EXPRESS

Rozmówka z Domagojem Antoliciem z Legii przed meczem z Wisłą Kraków.

– Dostaliśmy sporo pytań, co z twoją przyszłością. Ale najpierw inaczej: musisz mieć dużą satysfakcję, że wielu kibiców tak zmieniło o tobie zdanie. Na początku było: „człapak”, człowiek Jozaka, po co go tu sprowadzano. A teraz nerwowość, czy przedłużysz umowę…

– (śmiech). Jestem świadomy, że tak było. Potrzebowałem trochę czasu, żeby do siebie przekonać…

– Bolały te opinie, czy się odcinałeś?

– Pewnie, że bolały, jestem przecież człowiekiem. Ale… Mam mocną mentalność i wielkie wsparcie rodziny. Te dwa elementy sprawiają, że potrafię przetrwać trudniejszy okres.

– To wracając do kontraktu, który wygasa w grudniu. Będziesz chciał odejść na cieplejszą emeryturę, gdzieś do Grecji
czy może w egzotycznym kierunku, czy chciałbyś zostać w Legii?

– W Legii czuję się bardzo dobrze, jestem z rodziną zaaklimatyzowany i chętnie zostanę tu dłużej.

– Z moich informacji wynika, że Legia chce rozmawiać o przedłużeniu kontraktu, ale po zakończeniu sezonu. To dobry czas, czy wolałbyś wyjaśnić to wcześniej?

– To dobry moment. Teraz lepiej się skupić na zdobyciu dubletu.

GAZETA WYBORCZA

Jeśli Legia nie da się dopaść Piastowi Gliwice i zdobędzie w tym roku tytuł mistrza Polski, dodatkową premią będzie miejsce na czele listy wszechczasów.

(…) Tak jak kiedyś Cupiał tak teraz Mioduski odbiera swoją lekcję pokory na piłkarskim boisku. Od trzech lat bramy europejskiego futbolu są przed Legią zatrzaśnięte. W Polsce wciąż jest jednak najbogatsza, jako jedyna ma budżet w wysokości powyżej 100 mln zł i wyznacza trendy. Toteż porażka w ubiegłym sezonie z dysponującym zaledwie jedną czwartą budżetu Legii Piastem Gliwice była szokująca i dla warszawskiego klubu bolesna.

W niedzielę drużyna Aleksandara Vukovicia zagra w Krakowie jako faworyt w starciu z podupadłym rywalem, który przez lata nosił większy rozmiar kapelusza. Przewaga Legii nad Piastem to 8 pkt, ale do końca sezonu zostało jeszcze 10 kolejek. Najbogatszy klub w kraju będzie robił, co w jego mocy, by zespół z Gliwic nie ośmieszył go na finiszu jak 12 miesięcy temu.

Legia i Wisła zdobyły po 13 tytułów mistrzowskich, w tabeli wszech czasów wyprzedzają je z 14 triumfami tylko śląscy giganci: Ruch Chorzów i Górnik Zabrze – obydwa dalekie od dawnej potęgi po zmianach ustrojowych 1989 roku. Jeśli klub ze stolicy wygra w tym roku mistrzostwo, obejmie prowadzenie w klasyfikacji historycznej, częściej bowiem zajmował drugie miejsca niż oba śląskie kluby.

Fot. Newspix

Najnowsze

Inne kraje

Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Damian Popilowski
2
Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Komentarze

2 komentarze

Loading...