Reklama

Powiedz Mario Götze, co poszło źle? Złoty chłopiec opuszcza Dortmund

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

06 czerwca 2020, 09:08 • 16 min czytania 8 komentarzy

25 maja 2013 roku Bayern Monachium w finale Ligi Mistrzów pokonał 2:1 Borussię Dortmund, dodając tym samym dość przykrą puentę do bardzo pięknej opowieści, jaką w latach 2010 – 2013 napisali podopieczni Juergena Kloppa. Zarówno na krajowym, jak i europejskim podwórku. Charyzmatyczny szkoleniowiec BVB pozostał wprawdzie na Signal Iduna Park jeszcze przez dwa sezony, pierwszy z nich był zresztą zupełnie niezły, lecz nie ma co ukrywać, że jego mistrzowska drużyna uległa powolnemu rozkładowi. Przede wszystkim opuścił ją ten, który w finale Champions League nie wystąpił z powodu kontuzji, a który już wcześniej dogadał swój transfer właśnie z Bayernem. Mario Goetze przebąkiwał o wierności względem Borussii, lecz szybko zapomniał o swoich słowach i zwyczajnie dał się skusić bawarskiej ekipie, do której nie bez kozery przylgnęło swego czasu miano FC Hollywood.

Powiedz Mario Götze, co poszło źle? Złoty chłopiec opuszcza Dortmund

21-letni wówczas piłkarz z pewnością zakładał, że udźwignięcie presji związanej z bardzo kontrowersyjną zmianą barw klubowych to dla niego żaden kłopot. Dzisiaj widać już wyraźnie, że przecenił swoje możliwości. Niekoniecznie piłkarskie, ale przede wszystkim mentalne. W Monachium spędził zaledwie trzy sezony, nawet w połowie nie spełniając pokładanych w nim nadziei. Wreszcie z podkulonym ogonem powrócił do Dortmundu, ale nie był to bynajmniej powrót syna marnotrawnego zakończony happy-endem, tak jak w jednej z ewangelicznych przypowieści. Goetze opuszczał bowiem Borussię jako jeden z najgorętszych towarów na piłkarskim rynku. Gdy do niej wracał, choć miał wówczas zaledwie 24 lata, stanowił już tylko towar z przeceny.

Obecnie Mario ma lat 28. Teoretycznie powinien właśnie przeżywać w swój piłkarski prime-time. Tymczasem jego kariera znalazła się nawet nie tyle na zakręcie, co na równi pochyłej. I nie bardzo widać trampolinę, od której Goetze mógłby się w najbliższym czasie odbić, by znów wymieniano go choćby w gronie czołowych gwiazd niemieckiej ekstraklasy. O dorównaniu Lionelowi Messiemu nie ma nawet co wspominać, choć przecież Goetze miał być właśnie monachijskim odpowiednikiem genialnego Argentyńczyka w systemie gry Pepa Guardioli. Dzisiaj takie porównanie brzmi wręcz niedorzecznie. Aczkolwiek pewnym paradoksem jest, że w argentyńsko-niemieckim finale mistrzostw świata z 2014 roku to właśnie Goetze, a nie Messi wyprowadził decydujący cios.

Oficjalny skrót finału mistrzostw świata z 2014 roku.
Reklama

Tego już nikt mu nie odbierze. Jego nazwiska nikt nie wygumkuje z kart historii futbolu. Goetze pozostanie zapamiętany jako zawodnik, który swoim strzałem wprowadził reprezentację Niemiec na szczyt piłkarskiego Olimpu po raz pierwszy od dwudziestu czterech lat. Lecz nie ma najmniejszych wątpliwości, że błyskotliwy ofensywny pomocnik mógł ze swojej kariery wycisnąć znacznie, ale to znacznie więcej. Teoretycznie wciąż ma na to rzecz jasna czas, jeszcze wiele lat grania przed nim, aczkolwiek chyba nawet on sam już nie wierzy, że uda mu się kiedykolwiek sprostać oczekiwaniom, jakie stawiano przed nim, gdy odbierał kolejne nagrody przyznawane najzdolniejszym młodzieżowcom, na czele z tytułem Złotego Chłopca.

– Kiedy przestanę grać, bramka zdobyta na Maracanie będzie tym wspomnieniem, które będę najmocniej pielęgnował. Pierwszym, które przyjdzie mi do głowy – opowiadał piłkarz w rozmowie z The Athletic. – Nie ma nic bardziej niezwykłego. Nie sądzę jednak, by ten gol pomógł mi w rozwoju kariery. Wywołał wielkie oczekiwania. W umysłach kibiców utkwiło przekonanie, że jestem tym gościem, który już zawsze będzie zdobywał decydujące bramki w najważniejszych meczach.

Kontynuując handlową metaforę można stwierdzić, że Niemiec nie jest już w tej chwili ani towarem gorącym, ani przecenionym. Borussia wypuszcza go przecież za darmo, bez większego żalu. Trochę jak zbędny rupieć.

POD SKRZYDŁA GUARDIOLI

Nie ma najmniejszych wątpliwości, że to właśnie Pep Guardiola odegrał kluczową rolę przy przeprowadzaniu transferu Goetze do Monachium w 2013 roku. Można właściwie powiedzieć, że ich obu – trenera i zawodnika – połączyły nietypowe okoliczności, w jakich związali się z Bayernem. Działacze bawarskiej ekipy ogłosili bowiem zatrudnienie Guardioli na długo przed zakończeniem sezonu 2012/13. Niejako wypychając Juppa Heynckesa z klubu, choć ten osiągał akurat z Bayernem fantastyczne wyniki. Ostatecznie udało mu się sięgnąć po potrójną koronę. Niewielu trenerów w dziejach europejskiego futbolu może się pochwalić tym osiągnięciem.

Heynckes to facet z wielką klasą. Jego rozstanie z klubem przebiegło zatem w na tyle łagodnym stylu, na ile pozwalały na to skomplikowane okoliczności. Nie obyło się jednak bez zgrzytów. Jak choćby wówczas, gdy przed starciem z FC Barceloną dziennikarze zapytali szkoleniowca Bayernu, czy ten poprosił Guardiolę o radę. – Szanujcie mnie i moją pracę. Nigdy z nikim się nie konsultowałem, ani też nie prosiłem o radę. Nie potrzebuję, by ktoś za mnie studiował grę rywali – zezłościł się Heynckes.

Mimo wszystko – kontrowersje towarzyszące przybyciu Guardioli do Monachium to nic w porównaniu ze skandalem, jaki wywołał transfer Goetzego. Co właściwie może być nawet lekko zadziwiające. Wydawać by się mogło, że niemiecka opinia publiczna przywykła już do faktu, że Bawarczycy zatrudniają największych gwiazdorów z konkurencyjnych klubów. Kiedy w sezonie 2001/02 Bayer Leverkusen otarł się o potrójną koronę, przegrywając finał Ligi Mistrzów, finał Pucharu Niemiec, a także potykając się na finiszu Bundesligi, działacze Bayernu również dołożyli starań, by liderzy kapitalnej ekipy „Aptekarzy” prędko przeprowadzili się do Monachium. Do bawarskiej drużyny trafili Michael Ballack i Ze Roberto, a wkrótce dołączył do nich również Lucio. To tylko pierwszy z brzegu przykład.

Reklama

Dlaczego zatem akurat Goetze w mniemaniu nie tylko kibiców Borussii Dortmund, bo to akurat zrozumiałe, został okrzyknięty sprzedawczykiem, gdy w kwietniu 2013 roku ogłosił, że po sezonie wzmocni szeregi Bayernu za 37 milionów euro?

Cóż, niefortunny był sam timing ogłoszenia decyzji. Nowina o tym, że Bawarczycy mają zamiar pobić rekord transfery i uczynić Goetzego najdroższym niemieckim piłkarzem w historii (niedługo potem rekord ten został pobity przez Mesuta Oezila) wypłynęła na kilkadziesiąt godzin przed starciem BVB z Realem Madryt w półfinale Ligi Mistrzów. Można było zatem domniemywać, że ulubieniec trybun Signal Iduna Park bardziej koncentruje się na rozmowach z Bayernem niż na przyszłości swojego zespołu w Champions League. Ale władzom monachijskiego klubu bardzo zależało, by zrobić jak największy szum wokół tej transakcji. Miało to przykryć podatkową aferę, w jaką wplątał się Uli Hoeness. Dlatego sensacyjne wieści najpierw podał BILD, a dopiero potem potwierdzili je działacze obu klubów. Nie było to zachowanie fair ani wobec piłkarza, ani wobec BVB.

Goetze, choć wypłynął na szerokie wody w Borussii i szkolił się w dortmundzkiej akademii przez parę lat, przyszedł na świat w Memmingen, a zatem – w Bawarii. W dzieciństwie naturalnie kibicował Bayernowi. W pewnym sensie zatem jego odejście z Borussii było z góry do przewidzenia. A jednak sam piłkarz zdawał się nie domyślać, jaka czeka go przyszłość. Kilka razy chlapnął zupełnie niepotrzebnie o swojej rzekomej chęci pozostania w Dortmundzie. Gadał o przywiązaniu do klubu.

Wodził kibiców za nos, a fani na takie fałszywe zachowania są bardzo wyczuleni.

Na dodatek Goetze postępy w rozmowach z Bayernem zachował w tajemnicy przed kolegami z drużyny. Niejako z zaskoczenia został też wzięty Juergen Klopp, czyli szkoleniowiec, który szeroko otworzył przed młodym piłkarzem drzwi do wielkiego futbolu. – Można było tę decyzję ogłosić w lepszym momencie – gderał Klopp. – Poinformowano mnie wczoraj przed północą, że wiadomość ukaże się w mediach. O samych rozmowach wiem od meczu z Malagą w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Miałem więc tylko jeden dzień, żeby cieszyć się z tego triumfu… Teraz mogę powiedzieć tylko tyle – czas leczy rany. Trochę potrwa, zanim uleczy i moje. Informacja o odejściu Mario jest dla nas bardzo zła. Każdy może się domyślić, dlaczego temat wyciekł do mediów akurat teraz. Najważniejsze jest to, że wyciekł i musimy sobie z tym poradzić.

Mario Goetze w barwach Bayernu Monachium.

Goetze w Borussii nigdy nie aspirował do miana lidera szatni, nie identyfikował się też z klubem tak mocno jak kilku jego kolegów. Jeżeli po którymś z piłkarzy BVB można się było spodziewać, że postawi rozwój własnej kariery ponad szeroko pojęte dobro drużyny, to właśnie po nim. A jednak miano „sprzedawczyka” przykleiło się do niego właściwie w całych Niemczech. – Fani mają pełne prawo, by czuć się zdradzeni – grzmiał Lothar Matthaus. – Zachowanie Goetze uderza w cały niemiecki futbol i jego wizerunek. Ktoś złośliwy może teraz wrócić myślami do meczu z Malagą, skoro już wiemy, że w tamtym czasie trwał najważniejszy etap negocjacji. Goetze zmarnował w tym spotkaniu sześć albo siedem znakomitych okazji bramkowych. Był zdenerwowany, coś z nim było nie tak.

Klopp dodawał: – Długo rozmawiałem z Mario. Nie chciał swoją decyzją skrzywdzić kolegów z drużyny, a tym bardziej klubu, któremu wiele zawdzięcza. Wiem, że jest piłkarzem, którego bardzo chciał Pep Guardiola. Nie mógłby odpuścić okazji do współpracy z tym niezwykłym szkoleniowcem. A więc ten transfer to tylko moja wina. Nie mogę nagle skurczyć się o 15 centymetrów i zacząć mówić po hiszpańsku. Nie zmienimy naszego stylu gry z szybkiego ataku na tiki-takę.

Niby niemiecki trener obrócił sprawę w dowcip, niejako w swoim stylu, lecz trudno nie wydestylować z jego słów sporej porcji goryczy.

Jako się rzekło, Goetze pod skrzydłami Guardioli, do którego tak mu było pilno wiosną 2013 roku, rozegrał trzy sezony. Początkowo notował całkiem niezłe statystyki. 10 ligowych bramek w rozgrywkach 2013/14 to zupełnie przyzwoity wynik dla piłkarza nie będącego wszak klasyczną dziewiątką. W ogóle boiskowa rola i pozycja Niemca były i są trudne do określenia – zdarzało mu się grywać na skrzydłach, za plecami napastnika, niekiedy również na szpicy albo przeciwnie, głębiej w środku pola. Najlepiej czuł się chyba po prostu jako wolny elektron w ofensywie, przemieszczając się swobodnie między strefami i szukając sobie miejsca do dryblingu. Trochę jak wspomniany Messi, do którego go uparcie porównywano. No ale Messi w systemie gry Guardioli pełnił rolę kluczową, newralgiczną. Goetze natomiast stał się w układance Hiszpana zawodnikiem drugiej kategorii.

Im dalej w las, tym częściej zasiadał na ławce rezerwowych. Mimo to, w wywiadach raził nonszalancją, która zakrawała po prostu o gwiazdorzenie. Źle reagował na krytykę. Statystyki mogą być tu złudne. Bayern w tamtych latach rozjeżdżał Bundesligę z mocą rozpędzonego walca drogowego. Goetze dokładał więc swoje cegiełki do takich zwycięstw jak triumf 7:0 z Werderem Brema albo 8:0 z Hamburgerem SV. Kiedy jednak przychodziło do ostatecznych rozstrzygnięć w Champions League, grywał wyłącznie ogony.

Niewiele zresztą brakowało, a rozczarowująca forma w klubie przełożyłaby się na brak powołania na mundial w 2014 roku. Goetze miał jednak to szczęście, że Joachim Loew darzył go nie mniejszą estymą niż Juergen Klopp. Selekcjoner zabrał więc swojego pupilka do Brazylii, a 22-latek odwdzięczył mu się za zaufanie golem w finałowym starciu. Choć trzeba pamiętać, że wcześniej Goetze mocno zaufanie Loewa swoimi występami podczas turnieju nadszarpnął. Mario zaczynał mundial jako piłkarz wyjściowej jedenastki, zdobył nawet bramkę w starciu grupowym z Ghaną, lecz generalnie prezentował na tyle przeciętną dyspozycję, że w fazie pucharowej trener posadził go na ławce. W finale Goetze spędził na boisku niewiele ponad pół godziny. I to mu wystarczyło, by zyskać futbolową nieśmiertelność.

POWRÓT SYNA MARNOTRAWNEGO

Trafienie na wagę mistrzostwa świata nie sprawiło jednak, że Goetze odzyskał sympatię niemieckich kibiców. Wręcz przeciwnie – od piłkarza zdobywającego gola tego kalibru oczekiwano więcej i więcej. Tymczasem Mario wyglądał na coraz mniej skoncentrowanego na futbolu. Kiedy Loew dał mu szansę podczas mistrzostw Europy we Francji w 2016 roku, prasa za naszą zachodnią granicą pisała: „Goetze porusza się po boisku jak 37-latek w ciele 24-latka”. Cherubinkowata twarz Goetzego zdawała się coraz bardziej zaokrąglać, a jego instagramowe popisy, w których nieustannie towarzyszyła mu życiowa partnerka, modelka Ann-Kathrin Broemmel, zaczęły przykuwać znacznie więcej uwagi niż jego wyczyny na boisku. Niezbyt życzliwej uwagi.

W sezonie 2015/16 Niemiec rozegrał tylko 14 ligowych meczów w barwach Bayernu. Stało się jasne, że w klubie nie ma dla niego przyszłości.

– Goetze porusza się po boisku jak gdyby cały czas grał w piłce młodzieżowej. Przestaje się poruszać, gdy przegrywa pojedynek z obrońcą. To zachowania dobre dla dziecka, nie dojrzałego piłkarza – grzmiał Franz Beckenbauer. – Jego styl gry nie pasuje do Bayernu. Pora, żeby dorósł. Pokazał w Dortmundzie, do czego jest zdolny. Jak wielki ma potencjał. Ale wciąż mu czegoś brakuje.

Mario długo sprawiał wrażenie zawodnika, któremu odpowiada rola szwarccharakteru, bohatera brukowców i który za nic ma porównania do Justina Biebera. Ale trzy lata spędzone w Monachium dobitnie udowodniły, że zmasowana krytyka i niechęć wcale nie napędziły go do lepszych występów. Wręcz przeciwnie. Stłamsiły go. Goetze najlepiej na boisku czuł się jako beztroski dwudziestolatek, gdy każdy w Dortmundzie – na czele z trenerem-tatusiem Kloppem – chuchał na niego i dmuchał, a media rozpływały się nad jego nieziemskimi możliwościami. Zresztą Klopp latem 2016 roku próbował namówić Goetzego na transfer do Liverpoolu, chciał pomóc byłemu podopiecznemu w odbudowie. Piłkarz jednak wybrał powrót na stare śmieci. Przeniósł się znów na Signal Iduna Park. – Liverpool wydawał się dla mnie zbyt odległy – uzasadniał. – Czułem, że Borussia będzie na tym etapie właściwszym wyborem.

– Mieliśmy bardzo jasny pogląd na to, jakiego rodzaju piłkarza chcemy pozyskać i rozmawialiśmy na ten temat z Guardiolą. Tak naprawdę tylko dwóch zawodników pasowało do tego schematu i były to nasze realistyczne cele transferowe. Jednym z nich był Neymar, a innym Goetze – opowiadał Karl-Heinz Rummennigge w 2013 roku.  Znów: aż trudno w to teraz uwierzyć. Trzy lata później prominenty działacz Bayernu mówił już tak: – Goetze wie, co o nim myślimy i jakie miałby szanse na regularną grę w Bayernie. Nie poradził tu sobie. Ma 24 lata i musi sobie znaleźć klub, w którym będzie mógł regularnie występować.

Być może Goetze poczuł się tym wszystkim dotknięty, bo gdy jego transfer powrotny do Dortmundu został już oficjalnie dopięty, oświadczył w mediach społecznościowych: „Gdybym mógł podjąć tę decyzję jeszcze raz, nie zdecydowałbym się na transfer do Bayernu”.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ:

Trudno powiedzieć, do kogo kierował wówczas swoje oświadczenie. W stronę Monachium, żeby zrobić na złość swoim byłym pracodawcom? Jeżeli tak, to w jakimś sensie podziałało. – Łatwo przyszły mu te słowa, teraz łatwo ponownie identyfikuje się z Borussią. Okazuje się, że drugi raz nie przeniósłby się do Bayernu. Cóż, Bawarczycy również mogliby powiedzieć, że powtórnie nie pozyskaliby Goetze – pisali dziennikarze Abendzeitung Muenchen. Mimo wszystko jest jednak bardziej prawdopodobne, że Niemiec chciał swoim komunikatem podlizać się kibicom BVB. Na tym polu poniósł jednak klęskę. Łatka zdrajcy przylgnęła do niego na stałe. Po powrocie do Dortmundu nie spotykał się może z przejawami nieustannej wrogości, ale nie mógł też liczyć na zbyt wiele gestów sympatii.

Łaskawa obojętność – na tle mógł liczyć, nic więcej. Ale cóż, lepszy rydz niż nic. Zaczęło się przecież od transparentu: „Madryt czy Mediolan – nie ma znaczenia, byle nie Dortmund. SPIERDALAJ, GOETZE”.

Nie przekonał też do siebie kibiców na boisku. A to zawsze najskuteczniejsza metoda, by zapracować na przebaczenie dawnych grzechów i grzeszków. Kiedy grał, często zawodził. Na dodatek popadł też w problemy zdrowotne, w wyniku których potężnie przytył, jeszcze bardziej narażając się na drwiny i krytykę. Okazało się, że cierpi na miopatię metaboliczną. Schorzenie to polega na zaburzeniu prawidłowego funkcjonowania mięśni wskutek zakłóconego metabolizmu, a także utrudnia spalanie tłuszczu. – Jesteśmy szczęśliwi, że w końcu odkryliśmy przyczyny trudności Mario. Jesteśmy przekonani, że jego olbrzymie umiejętności dodadzą wiele jakości naszej grze, gdy tylko wyzdrowieje. Mario może liczyć na nasze wsparcie – skomentował krótko dla oficjalnej strony dyrektor sportowy BVB, Michael Zorc. – Przechodzę obecnie przez leczenie i zrobię wszystko, by jak najszybciej wrócić do treningów i pomagać drużynie w osiąganiu wspólnych celów – oznajmił z kolei sam zawodnik.

Uporanie się z metabolicznymi tarapatami niewiele jednak pomogło, jeżeli chodzi o pozycję Goetzego w drużynie. Niemiec powrócił do Dortmundu, by odzyskać tam dawny blask, tymczasem popadł w zupełną przeciętność. Piłkarz, którego siedem-osiem lat temu porównywano do Messiego nie może się obecnie równać z takimi zawodnikami jak Jadon Sancho, Thorgan Hazard czy Julian Brandt. Niegdyś Goetze imponował bowiem nie tylko wirtuozerią techniczną, ale i dynamiką, na kilku metach potrafił zgubić paru przeciwników. Teraz wręcz razi u niego brak przyspieszenia, a jego dryblingi też nie olśniewają jak dawniej.

W poprzednim sezonie Lucien Favre zaoferował Goetzemu sporo minut w Bundeslidze, dwukrotnie założył mu nawet na ramię kapitańską opaskę. Na niewiele się to jednak zdało. Niemiec – poza nielicznymi przebłyskami – grał po prostu średnio. Nie beznadziejnie, nie fatalnie, nie katastrofalnie. Do bólu przeciętnie. A to może być największa obelga dla piłkarza, od którego oczekiwano wielkich wyczynów.

DOKĄD TERAZ?

– Nie żałuję, że sprawy tak się dla mnie potoczyły – zapewnia Goetze w rozmowie z The Athletic. – W Monachium mogłem się rozwijać i uczyć. Jako człowiek, jako piłkarz. Poznałem nowe środowisko. Nowych piłkarzy, nowego managera. Pep kompletnie zmienił moje spojrzenie na futbol. Wywarł na mnie wielkie wrażenie sposobem, w jaki myślał o piłce. Było to jednak bardzo absorbujące mentalnie. Dla niego taktyka jest najważniejsza. Jeżeli jej nie pojmujesz, nie grasz. (…) Teraz najważniejsze jest dla mnie, by cieszyć się futbolem. Chcę się nim rozkoszować, mając świadomość, jak wiele rzeczy może się wydarzyć. Cała sztuczka polega na tym, by radzić sobie z tymi nieoczekiwanymi wydarzeniami.

Niezrealizowanie potencjału? Goetze nie przywiązuje wagi do takich spekulacji. – Nie jestem fanem gdybania. To nie ma sensu. Mogę tylko pozostać szczery sam ze sobą. Chcę rosnąć. Rozwijać się. Chcę osiągnąć tyle, ile mogę w danym momencie. Chcę samemu sobie powiedzieć, że kroczyłem własną ścieżką i wykorzystałem pełnię możliwości.

Mario Goetze w dresie Borussii Dortmund.

Obecnie dobiega końca czwarty sezon Goetzego po powrocie do Dortmundu. Już wiadomo, że ostatni. Przynajmniej na jakiś czas. Nie ma wątpliwości, że Niemiec nie będzie latem przebierał w ofertach z klubów podobnego kalibru co BVB. Czyli: występujących w fazie pucharowej Champions League. Czeka go dość przykra konieczność zejścia o półkę, albo i dwie niżej. Prawdopodobnie pierwszy raz w życiu Goetze nie będzie więc występował w zespole walczącym o tytuł mistrzowski.

Dużo mówi się o tym, że opuści ojczyznę. I to mogłoby całkiem dobrze mu zrobić. Transfer do włoskiego czy francuskiego klubu, nawet średniaka, w dużym stopniu odciąłby go od niemieckich mediów. Pozwoliłby mu bawić się futbolem. No i swobodnie pajacować w mediach społecznościowych. Tak jak ostatnio na TikToku, gdzie paradował w sukience swojej ukochanej. Mógłby funkcjonować bez tego całego napięcia, jakie towarzyszyło mu najpierw w Bayernie, a potem w Borussii. Napięcia, które poniekąd sam sprokurował, w taki, a nie inny sposób prowadząc swą karierę. Aż wreszcie padł jego ofiarą. Choć wróble ćwierkają, że obecnie Goetzemu najbliżej jednak, by przeprowadzić się do stolicy Niemiec. Miałby zostać jedną z twarzy Herthy Berlin, która na przestrzeni kilku najbliższych lat chce się stać klubem walczącym o najwyższe cele nie tylko na krajowej, ale i europejskiej arenie.

Cóż – kuszące wyzwanie. Również finansowo. Jeżeli ktoś ma jeszcze zafundować Goetzemu tłusty kontrakt na miarę jego niemałych oczekiwań, to prędzej będzie to Hertha niż OGC Nice. Czy nawet rzymskie Lazio. To tylko niektóre kluby, z którymi łączony jest ostatnimi czasy Niemiec. Pytanie tylko, czy Mario jest rzeczywiście właściwym kandydatem na lidera „Starej Damy”. Może to właśnie konieczność „liderowania” tak bardzo podcina mu skrzydła?

On chyba po prostu nie jest do tego stworzony.

Orson Welles, wybitny twórca teatralny i filmowy, który wyreżyserował między innymi „Obywatela Kane’a”, powiedział kiedyś znamienne słowa: „Każdy aktor w głębi serca wierzy we wszystkie złe rzeczy, jakie pisze o nim prasa”. Wydaje się, że Goetze w pewnym momencie swojej burzliwej kariery również wpadł w tę pułapkę. W bawarskim FC Hollywood miał być gwiazdą pierwszego formatu, bohaterem najbardziej kasowych produkcji filmowych. Szybko zepchnięto go tam jednak najpierw do roli drugoplanowej, a potem wręcz epizodycznej. I być może dziś Niemiec musi poszukać sobie po prostu chałtury w jakiejś operze mydlanej. Coraz więcej wskazuje na to, że wrota do świata tego naprawdę wielkiego kina – czytaj: wielkiej piłki – są już przed nim definitywnie zamknięte.

MICHAŁ KOŁKOWSKI

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Niemcy

Nagelsmann pozostanie selekcjonerem kadry Niemiec? Rozmowy po świętach

Szymon Piórek
1
Nagelsmann pozostanie selekcjonerem kadry Niemiec? Rozmowy po świętach
Niemcy

Hoeness: Zatrudnienie Xabiego Alonso będzie praktycznie niemożliwe

Szymon Piórek
1
Hoeness: Zatrudnienie Xabiego Alonso będzie praktycznie niemożliwe

Komentarze

8 komentarzy

Loading...