Reklama

Jóźwiak w kieszeni Jędzy, Karbownik szybki jak Davies. Pojedynek młodych dla Legii

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

31 maja 2020, 10:32 • 5 min czytania 15 komentarzy

Na kilka dni przed pierwszym gwizdkiem, starcie Lecha Poznań z Legią Warszawa zapowiadano w jeden sposób. Kamil Jóźwiak kontra Michał Karbownik. Starcie dwóch polskich talentów, być może najlepszych młodych zawodników, jakich obserwujemy dziś w Ekstraklasie. Oczekiwania były ogromne, a jak zweryfikowała je rzeczywistość? Sprawdzamy, jak w bezpośredniej rywalizacji – pewnie jednej z ostatnich w karierze – wypadły nasze dwie przyszłe, eksportowe gwiazdki.

Jóźwiak w kieszeni Jędzy, Karbownik szybki jak Davies. Pojedynek młodych dla Legii

To, że Kamil Jóźwiak będzie miał kłopoty, można było spostrzec już po lekturze składów. Aleksandar Vuković stronę czołowego piłkarza Lecha przykrył dwoma żołnierzami, którzy nie pytają cię o imię walcząc z ostrym cieniem mgły znają się na robocie – Marko Vesoviciem i Arturem Jędrzejczykiem. Mając takie krycie na swojej stronie, Jóźwiak szybko potwierdził stare piłkarskie powiedzenie. Gra się na tyle, na ile przeciwnik pozwala. A że Jóźwiakowi przeciwnik w pierwszej połowie pozwalał na niewiele, to piłkarz Lecha niewiele pograł. Nic więc dziwnego, że nie brakuje głosów o „schowaniu Jóźwiaka do kieszeni” przez byłego reprezentanta Polski.

Najbardziej w oczy rzucał się brak miejsca, z którego przecież Jóźwiak żyje i ochoczo korzysta. Tak było choćby w ostatnim meczu pucharowym, po którym skrzydłowy usłyszał mnóstwo peanów. Nie ganimy – sami przecież chwaliliśmy go za to spotkanie. Ale tym bardziej widać, dlaczego Ekstraklasie potrzebne jest jak najwięcej takich meczów, jak starcia Legii z Lechem. Być może dla przeciętnego kibica nie był to hit nad hitami, jednak pod względem taktycznym, to weryfikacja dla wielu zawodników. Oczywiście nie odbijemy teraz w drugą stronę i nie powiemy, że Jóźwiak nadaje się do tarcia chrzanu. Ale też nie będziemy ukrywać, że jego bilans w meczach z Legią – 0 goli i zaledwie jedna asysta, nie wygląda na przypadkowy.

Z drugiej strony liczby mimo wszystko trochę Jóźwiaka bronią. Tak, lepiej spisywał się po przerwie, zwłaszcza w końcówce, gdy zdołał w końcu zejść ze skrzydła i oddać groźny, choć nadal niecelny strzał. Ale w ostatecznym rozrachunku patrzymy w jego raport i widzimy, że chłopak tradycyjnie już odjechał swoim kolegom z zespołu. 30 stoczonych pojedynków – ponad dwa razy więcej niż trzeci pod tym względem Butko. Zresztą „Józio” wygrał 16 z nich, czyli o dwa więcej niż Butko w ogóle stoczył. Dryblingi? Klasa, jak zawsze. Siedem wygranych z ośmiu, co rzecz jasna jest najlepszym wynikiem w drużynie i drugim najlepszym na boisku.

To jak to z tym Jóźwiakiem w końcu było? Cóż, stwierdzimy, że gdzieś dzwoniło, ale nie do końca wiadomo, w którym kościele. Gdyby do swoich ponadprzeciętnych liczb dołożył jakiś konkret – gola, asystę, asystę drugiego stopnia, nawet i czwartego. Gdyby po prostu skorzystał na tym cały Lech, na pewno jego ocena – i cena – poszybowała w górę. A niestety dla młodego skrzydłowego – nie da się też napisać, że koledzy wybitnie marnowali taśmowo tworzone przez niego okazje strzeleckie.

Reklama

Karbownik, czyli pędziwiatr z Warszawy

Jóźwiak drugim najlepszym dryblerem, w takim razie kto był najlepszym? Nie zaskoczymy was chyba mówiąc, że Michał Karbownik. Osiem udanych dryblingów na 10 prób – lewy obrońca zdystansował pod tym względem wszystkich skrzydłowych. To robi wrażenie, bo jeśli na boisku spotykają się Luquinhas i Kamil Jóźwiak, naprawdę ciężko wskoczyć chociaż na podium wśród dryblerów. Zwłaszcza że jest jeszcze Marko Vesović, który wczoraj nie tylko do spółki z Jędrzejczykiem wyłączał „Józia”, ale przede wszystkim robił dużo wiatru na prawym skrzydle.

A Karbownik, jak to Karbownik, w ogóle się tym nie przejął i grał swoje.

Druga z postaci, której nazwiskiem sygnowano wczorajsze starcie, była przede wszystkim bardzo aktywna. To lewy obrońca Legii był tym, który wymienił najwięcej podań w drużynie gości. Jasne – wykręcił wynik niemal dwukrotnie niższy niż Pedro Tiba, ale zależało to już od stylu gry. Zresztą wolimy docenić aktywność Karbownika niż bezużyteczne klepanie dla podbicia statystyk, a takie zafundowali nam Satka z Crnomarkovicem. Serio, kiedy widzimy, że dwaj stoperzy stali najwyżej w rankingu podań Lecha, przestaliśmy się dziwić, że długimi fragmentami poznaniacy wpadali wprost w defensywną pułapkę zastawioną na nich przez Legię.

Ciężko oczekiwać, żeby Lech miał coś więcej do zaoferowania, skoro Pedro Tiba musiał schodzić po piłkę tak nisko, że mógł pod drodze przybić piątkę z van der Hartem (o ile ten by trafił). Czemu Portugalczyk to robił? Musiał wyręczać kolegów, którzy wydygali na placu boju i zostawili mu coś takiego.

Wracając natomiast do Karbownika – być może wizualnie nie dostarczył nam efektu wow, ale liczby jak najbardziej to robią. Pojedynki? „Karbo” wygrywał trzy z czterech starć z rywalami – 12/16. Wśród tych, którzy zaliczali ich najwięcej, to jego wynik procentowy jest najlepszy. Perełka Legii była też naocznym dowodem na to, że Łukasz Bortnik odwalił kawał dobrej roboty, jeśli chodzi o przygotowanie motoryczne. Karbownik był najszybszy na boisku, osiągając maksymalną prędkość 33,16 km/h. Co ciekawe, drugi wynik należy do Artura Jędrzejczyka – 33,12 km/h, więc boki obrony Legii jak najbardziej należy pochwalić. Jak powiedziałby Romelu Lukaku: he is fast as fuck.

Reklama

Czy czegoś nam u Karbownika zabrakło? Zapewne tego samego, czego u Jóźwiaka, czyli mocnego konkretu. Z drugiej strony, mówimy przecież o bocznym obrońcy, więc wypada patrzeć na działania w defensywie. Czy powiemy, że Tymoteusz Puchacz mógł sobie poszaleć z Karbownikiem w roli plastra? No nie. Wręcz przeciwnie, Puchacz zagrał koszmarnie, a jego najlepszą akcją była pomeczowa wypowiedź, w której stwierdził, że być może zagrali poniżej oczekiwań, ale jeśli tak, to Legia musiała zagrać jeszcze słabiej, bo byli od niej lepsi.

Ta najlepsza akcja miała oczywiście charakter komediowy.

***

Werdykt końcowy? Ani Kamil Jóźwiak, ani Michał Karbownik nie rzucili nas na kolana. Zapewne też żaden nowy fan Ekstraklasy z drugiego końca Europy nie zakochał się w nich od pierwszego wejrzenia. Ale jeśli mamy wybierać zwycięzcę tego pojedynku, wygrana wędruje na konto piłkarza Legii, czyli podobnie, jak w starciu drużynowym. Można niby kręcić nosem, ale „Karbo” spełnił swoją rolę, czyli był ważnym elementem układanki. Po Jóźwiaku oczekiwano czego innego – że to on poniesie drużynę do zwycięstwa. I – nie będziemy się bawić w półśrodki – ta misja kompletnie mu nie wyszła.

SZYMON JANCZYK

Tekst powstał w oparciu o oficjalne dane statystyczne publikowane przez Ekstraklasę

Fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

15 komentarzy

Loading...