Reklama

Wisła Kraków wystawiła drużynę w blind footballu, Piast Gliwice skorzystał

redakcja

Autor:redakcja

30 maja 2020, 20:52 • 3 min czytania 17 komentarzy

Wisła Kraków posiada swoją sekcję blind footballu. Marcin Ryszka (pozdrawiamy!) i koledzy robią wspaniałe rzeczy, przełamują własne bariery. Wiadomo jednak, że w starciu z rywalami bez ich ograniczeń nie mieliby najmniejszych szans. Czasami zastanawialiśmy się, jak by to wtedy wyglądało, gdyby piłka została pozbawiona dźwięku sygnalizującego jej lokalizację. Dziś już znamy odpowiedź: właśnie tak jak u ekipy, którą Artur Skowronek wystawił w Gliwicach. Przy Okrzei Wisła zagrała z Piastem do jednej bramki – swojej.

Wisła Kraków wystawiła drużynę w blind footballu, Piast Gliwice skorzystał

Wytężamy pamięć, próbując sobie przypomnieć, kiedy jakiś zespół popełnił w jednym spotkaniu tyle rażących błędów indywidualnych. To chyba musiałby być występ „Białej Gwiazdy” na stadionie Legii, gdzie dostała 0:7. Możliwe, że nawet wtedy liczba „wielbłądów” nie była aż tak duża. Trudno zrozumieć, co się stało, zwłaszcza że najmocniej zawiedli ci, których dotychczas wymieniano jako mocne punkty zespoły. Gieorgij Żukow i Vullnet Basha nie rozróżniali koszulki czerwonej od niebieskiej, sabotowali grę w środku pola. Pierwszy bardzo niedokładnym wycofaniem sprezentował gospodarzom gola na 2:0. Wniosków nie wyciągnął, bo później znów tak zagrał. Na jego szczęście, Piotr Parzyszek akurat za długo zwlekał z decyzją i na strachu się skończyło. Basha zawalał w podobny sposób, tyle że na jego szczęście bramki z tego nie padały.

Wiślacy w pewnym momencie mieli problem z absolutnie najprostszymi elementami. O co tutaj chodziło Michałowi Buchalikowi, nie wie pewnie nikt, z nim samym włącznie.

Reklama

Wisła błyskawicznie leżała na deskach, szybko nadstawiła drugi policzek i przed przerwą nie zrobiła sztycha. Przez kilka minut drugiej połowy mogło się wydawać, że goście jednak powalczą. Zrobili wówczas więcej niż wcześniej przez trzy kwadranse. Zaczęło się trochę kotłować pod bramką Frantiska Placha. Piast to spokojnie przeczekał, a krakowianie nadal rozdawali prezenty. Fajnie, że Kamil Wojtkowski jeździł na dupie wracając do defensywy. Gorzej, że zapomniał jeszcze o wybiciu piłki. Zamiast tego wystawił ją Martinowi Konczkowskiemu, który asystował Piotrowi Parzyszkowi przy jego drugiej bramce. Jeżeli napastnik mistrzów Polski łudził się, że w takiej formie rozegra wreszcie premierowy mecz ligowy w pełnym wymiarze, to się przeliczył. Na kwadrans przed końcem zluzował go Patryk Tuszyński, który na bramkę w Ekstraklasie czekał od 26 kwietnia 2019 roku. Zdobył ją jeszcze w barwach Zagłębia Lubin. Tak, oczywiście, Tuszyński się dziś przełamał. Trzeba mu oddać, że z dużym spokojem wykorzystał sytuację sam na sam.

No dobra, skupiliśmy się na krytyce Wisły, to teraz trochę pochwalmy. To, że Piast będzie miał siły do biegania przez pełne 90 minut było w zasadzie oczywiste. Waldemar Fornalik reprezentuje przecież szkołę śp. doktora Jerzego Wielkoszyńskiego, co niemalże gwarantuje dobre przygotowanie fizyczne. Gliwiczanie wykorzystali totalną nieporadność przeciwnika (akcję na 1:0 można było przerwać z jakieś dziesięć razy) i spokojnie kontrolowali przebieg wydarzeń, czekając na ruch drugiej strony. Efektywność imponująca: pięć celnych strzałów, cztery gole.

Bohater meczu? Z pewnością jest nim Jorge Felix.

  • świetnie odnalazł się w zamieszaniu w 42. sekundzie (!) i uderzeniem czubkiem buta zaskoczył Buchalika
  • idealnie wystawił piłkę Parzyszkowi na 2:0
  • błyskotliwie dograł do Tuszyńskiego, który ustalił wynik
  • kilka razy popisał się efektownymi i skutecznymi zagraniami

Przyznacie, że jak na jeden mecz w polskiej lidze, to bardzo bogata lista.

Parzyszkowi do pełni szczęścia zabrakło jedynie hat-tricka. Po podaniu Kristophera Vidy Hebert minimalnie trącił piłkę i to sprawiło, że strzał napastnika gospodarzy przeleciał tuż obok słupka. W obronie, szczególnie w drugiej odsłonie, ustawieniem imponował Uros Korun. Praktycznie cały Piast wypadł bardzo solidnie, może jedynie wspomniany Vida lekko odstawał. Poza tym podaniem do Parzyszka niczym się nie wyróżnił.

Podopieczni Waldemara Fornalika dali sygnał, że nie zamierzają składać broni i Legia musi mieć się na baczności. A Wisła… Cóż, musi ponownie zacząć grać jak drużyna z Ekstraklasy.

Reklama

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

17 komentarzy

Loading...