Reklama

Bjoergen znów pobiegnie – śladami Kowalczyk

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

27 maja 2020, 21:35 • 4 min czytania 0 komentarzy

Jeśli chodzi o sporty zimowe, jest jedną z największych postaci w historii. Na podium olimpijskim stała 15 razy. Ośmiokrotnie jako mistrzyni. Medali z mistrzostw świata ma za to 26. Do tego cztery Kryształowe Kule za zwycięstwo w Pucharze Świata. Nic dziwnego, że wiadomość o powrocie Marit Bjoergen do sportu zelektryzowała świat biegów. Norweżka nie wróci jednak do rywalizacji w PŚ – zamiast tego pójdzie drogą Justyny Kowalczyk i na cel obierze zimowe maratony.

Bjoergen znów pobiegnie – śladami Kowalczyk

Bjoergen ma już dwójkę dzieci, a niedawno świętowała 40. urodziny. Z nartami rozstała się pierwotnie dwa lata temu, kończąc karierę po mistrzostwach kraju. Teoretycznie wszystko to mogłoby świadczyć na jej niekorzyść. Warto jednak pamiętać, że zaledwie kilka miesięcy wcześniej, na igrzyskach w Pjongczangu, zdobyła pięć medali. Wiek nie był dla niej wówczas żadną przeszkodą, podobnie jak to, że już w 2015 roku zawiesiła karierę przez ciążę. Urodziła syna, wróciła na śnieg i znów robiła to, co potrafi najlepiej – wygrywała.

Teraz też chce to zrobić. Ale że w Pucharze Świata i na imprezach mistrzowskich zgarnęła już wszystko, ma inny cel – Bieg Wazów. To jedna z najsłynniejszych imprez biegowych na świecie. Perła w koronie długodystansowców. Co roku zjawia się tam kilkanaście tysięcy narciarzy. Justyna Kowalczyk stanęła na jego starcie pięć lat temu i wygrała. Potem mówiła, że to była katorga dla ramion, bo po płaskim terenie nie tyle się biegnie, co jedzie, bez ustanku odpychając kijkami.

Ta długość oraz ogromne zainteresowanie kibiców i mediów, przyciągają chyba wszystkich. Chcę się z tym zmierzyć. Wszystkie kobiety, które już to zrobiły, mi imponują – mówiła Bjoergen. Zresztą trasę i samą imprezę zna. Przed czternastu laty wyjątkowo włączono ją do kalendarza Pucharu Świata. Choć zawodowcy nie biegli wówczas na pełnym dystansie, a dostosowanym do ich potrzeb. Żeby było jeszcze ciekawiej – najlepsza wśród kobiet była wtedy właśnie Marit.

Za powrotem Norweżki do biegania stoją jej rodacy – Anders i Joergen Aukland. Ten pierwszy to m.in. mistrz olimpijski z Salt Lake City, który z Biegiem Wazów zmierzył się w 2004 roku i go wygrał. Trzy lata później założył własny zespół do rywalizacji na długich dystansach. Od tamtego czasu kilkukrotnie zmieniał on nazwy. W 2015 roku funkcjonował jako Team Santander i wtedy w jego barwach… startowała Justyna Kowalczyk. Dziś to już Team Ragde Eiendom, ale i tak po raz kolejny napisać możemy, że Marit Bjoergen stąpa po śladach Polki.

Reklama

– Marit traktuje to jak zabawę. Zgodziła się po jednym SMS-ie. Gdy tylko dowiedziała się o tym Therese [Johaug], od razu też potwierdziła swój udział. Z tymi dwiema paniami mamy naprawdę bardzo mocny zespół – mówił Anders w norweskiej telewizji. I dodawał, że wierzy w podbicie oglądalności Biegu Wazów za sprawą udziału Bjoergen w imprezie. Czy Johaug tam wystartuje – nie wiadomo. Impreza koliduje bowiem ze startem na 30 kilometrów w trakcie mistrzostw świata. Obie Norweżki na pewno szykują się jednak na Marcialongę, inny wielki biegowy maraton.

– Zbyt długo siedziałam, nic nie robiąc i oglądałam biegi w telewizji. Nadal trenuję, głównie, by utrzymać formę i czerpać z tego przyjemność. Nie mogę jednak wytrzymać na startów, więc wracam na chwilę. Czuję, że mogę wytrzymać 90 kilometrów. Jeśli już wystartuję, chcę odnieść sukces. Mam ambicje. Zobaczymy, jak będzie to wyglądać w najbliższym czasie – mówiła Bjoergen. Ale z pierwszego treningu na nartorolkach zeszła w połowie dystansu – po 30 z 60 zaplanowanych kilometrów. Miała problem z odciskami i bolącym łokciem. Wolała nie ryzykować.

Na treningi powinna mieć w najbliższej przyszłości więcej czasu. Jej syn już chodzi do przedszkola, córka prawdopodobnie zaraz tam trafi. Sama mówi, że zadowoli ją dziesięć godzin w tygodniu i że to powinno wystarczyć, by odpowiednio się przygotować. Choć już teraz spekuluje się, że może dodatkowa motywacja skusi ją, by spróbować swoich sił we wszystkich czterech największych biegach długodystansowych na świecie – są to: Bieg Wazów, Marcialonga, Jizerská Padesátka i Birkebeinerrennet. Gdyby wygrała wszystkie jednej zimy, osiągnęłaby coś, czego nie dokonał do tej pory nikt.

Czym jest wspomniana dodatkowa motywacja? Cóż, poza przejściem do historii chodzi o kasę. Ta, którą otrzyma się, za wygrane w tych klasykach, ma być rekordowo dużo i łącznie wynieść dobrze ponad milion koron. Zwycięstwo w samym Biegu Wazów to zresztą ponad pół miliona. To jednak nie tak, że kasa miała skusić właśnie Norweżkę. Po prostu podniesiono nagrody, by wzrósł i prestiż imprez. Ale skoro w grze już są spore pieniądze, to dlaczego Marit Bjoergen miałaby nie spróbować ich zgarnąć? W końcu kogo jak kogo, ale ją na pewno na to stać.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
0
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Inne sporty

Komentarze

0 komentarzy

Loading...