Reklama

Wisła może wrócić do walki o mistrzostwo w ciągu pięciu lat

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

20 maja 2020, 07:24 • 10 min czytania 46 komentarzy

– Za pięć lat Wisła będzie mogła znów włączyć się w walkę o mistrzostwo Polski. Myślę, że to realny horyzont czasowy. Za pięć lat można racjonalnie zarządzając klubem spłacić długi, a zyski przy dzisiejszym stanie reinwestować tak, żeby móc bić się o mistrzostwo Polski. Oczywiście w założeniu, że nie dojdzie do radykalnych i drastycznych zmian. Mając ten potencjał kibicowski, ten potencjał rozpoznawalności marki i ten potencjał chęci przychodzenia piłkarzy do klubu, vide Żukow, vide Hebert, to naprawdę wydaje się wizja możliwa – mówił były prezes Wisły Kraków, Piotr Obidziński, w rozmowie z Krzysztofem Stanowskim w Hejt Parku na antenie Kanału Sportowego. Spisaliśmy najciekawsze fragmenty. Zapraszamy. 

Wisła może wrócić do walki o mistrzostwo w ciągu pięciu lat

***

Piłka a biznes: – Piłka jest wspaniałym biznesem, bo łączy wiele rzeczy – od najmocniejszych sportowych emocji i dzikiej konkurencji po prawdziwy biznes z poważnymi umowami międzynarodowymi, sponsorskie kontrakty i prowadzenie zaawansowanych negocjacji z rozumieniem tego, jak działa tej rynek. Piłka nożna to wielkie przedsiębiorstwo eventowe. Klub piłkarski, i to chyba udało mi się zaszczepić w piłce, to maszyna, która ma dostarczać event, rozrywkę i wartość sponsorom. Jesteśmy po to, żeby pełnić usługi – kreować i budować wartość. I jest też element biznesowy. A jako, że jest tak duże publicity piłki to jest też element natury politycznej. Jest styk z sektorem publicznym, relacje przez to nie mogą być aż tak czysto i twardo biznesowe, bo trzeba mieć cały czas wzgląd na stronę społeczną. Wisła jest świetnym przykładem, jak bardzo ludzką i społeczną organizacją jest klub piłkarski.

Czy piłka nożna może przynosić właścicielowi pieniądze rok w rok: – Nie chcę nikomu patrzeć w portfele i porównywać, kto jest biedakiem, a kto nie. Jeśli ktoś uważa, że Wisła Kraków to biedny klub, to znowu to jest ten element co innego PR, a co innego real life. Jak poczytasz sprawozdania finansowe niektórych klubów, to poziom zadłużenia jest u nas taki, że to niebo a ziemią między Wisłą a innymi klubami. Myślę, że klub piłkarski jest normalnym biznesem, na którym można i trzeba zarabiać. Kluby mają potencjały, żeby być dobrym biznesem. Natomiast futbol ma, przez element dużego ryzyka, wysoką amplitudę płynności biznesowej tego wszystkiego. Czyli, porównując z normalnym biznesem, musisz mieć większy bufor. Musisz być gotowy na to, że dwa lata z rzędu przegrywasz, bo jest pech sportowy, bo nie trafiłeś z trenerem przygotowania motorycznego, bo coś nie zagrało w drużynie. W konsekwencji przez wiele miesięcy nie idzie ci w biznesie, jedziesz poniżej potencjału i musisz dokładać albo zjadać swój bufor. A potem przez dwa kolejne lata jedziesz na fali. Generalnie średnia z tej wysokiej amplitudy jest wzrostowa. Dobrze poukładany klub będzie zarabiał na siebie długofalowo. Trzeba jednak liczyć się z tym, że dołek może być dłuższy niż w normalnym biznesie i zupełnie niespowodowany ruchami czysto biznesowymi.

Wisła, przy założeniu funkcjonowania bez długów, wchodzenia do górnej ósemki i przy dzisiejszych stawkach z praw telewizyjnych, wychodziłaby na zero i nie trzeba byłoby do niej dokładać. Gwarantuje to nawet przy tych kosztach utrzymaniu stadionu, które są absurdalne w skali kraju. Grając regularnie w górnej ósemce Wisła jest samowystarczalna i sama się finansuje.

Reklama

„Bad Boy” Patryka Vegi: – Film ma luźny związek z rzeczywistością. Jak to dzieła Patryka Vegi – tak naprawdę w tej kategorii, a kilka tych filmów widziałem, i tak „Bad Boy” jest w miarę spójny logicznie. Ludzie interesujący się piłką wiedzą, że nie należy na ten film patrzeć dosłownie, a ludzie interesujący się polską kinematografią, a ja do takich ludzi się zaliczam i to szczególnie po kwarantannie, znają to i wiedzą, że to bajeczka. I w sumie tyle w sprawie tego filmu.

Nieprzyjemności z noszeniem koszulek Wisły w mieście: – Jedna historia jest znana – kiedyś nie zostałem wpuszczony do klubu, bo miałem koszulkę retro Wisły. W środku nocy, niepotrzebnie to nagłośniłem. Ale generalnie może ze dwa razy, gdzieś pod Mostem Zwierzynieckim, ktoś za mną krzyknął przyrównując mnie do czworonożnego przyjaciela ludzkości, natomiast zwykle nieprzyjemności mnie nie spotykają. Dla mnie nie do pomyślenia jest, żeby nie można było chodzić w koszulce swojego ulubionego klubu po mieście. Ma to podwójne negatywne implikacje. Po pierwsze, tworzy złą atmosferę, która napędza negatywne emocje, bo to jest taki trochę ewenement w Polsce, że ktoś może bać się manifestować swojego przywiązania do jakichś barw. Uczymy nawet dzieci takiego niezdrowego klimatu, że przykładowo, jeśli dwóch chłopców idzie do szkoły i jeden ma piórnik Cracovii, a drugi piórnik Wisły, to istnieje realna obawa, że zaczną się bić. To jest chore i to powinniśmy eliminować. Ja starałem się z tym walczyć. Przyjechał chłopak z Warszawy, żeby pomagać Wiśle i chce coś zmienić – przynajmniej zasygnalizować szerszemu gronu, że tak nie może być. Tym bardziej, że taka wojna ogranicza realny biznes – klub nie sprzedaje masowo swoich pamiątek, bo ludzie boją się je nosić.

Może powiem coś niepopularnego dla kibiców z Warszawy, ale jestem z Bielan i często musiałem się przemieszczać do centrum przez Muranów, co nie było w tamtych czasach bezpieczne, bo dwa razy w oko dostałem, i też od początku uważałem to za chore. Jeśli rozkręci się Polonia i będzie na dobre reaktywowana, to uważam, że trzeba zadbać, żeby konflikt międzyklubowy się nie zaogniał.

Dlaczego Jakub Chodorowski odszedł z Wisły: – Taki był wspólny plan. Tak byliśmy umówieni. Kuba miał wziąć urlop z PKO Banku Polskiego, gdzie zajmował się sponsoringiem sportowym, w tym tym dealem z Ekstraklasą, a jako że w Wiśle był potrzebny ktoś taki, bo Arek Głowacki jest świetnym skautem, ale nie ma parcia w kierunku bycia menadżerem, a jednoosobowy zarząd ma za dużo obowiązków codziennych, to był potrzebny nam ktoś z kontaktami, doświadczeniem i wykształceniem. Kuba ma te kompetencje. Umówiliśmy się między radą nadzorczą, mną i Kubą, że przychodzi do Wisły na trzy miesiące, żeby zrobić to okienko.

Czy miał kontakt z Sharksami: – Nie wiem. Przychodzili różni ludzie w różnych sprawach. Nie wiem, czy ktoś z nich należał do Sharksów. Tam było carte blanche od strony porozumienia z kibicami, którzy za czasów mojej kadencji, z wyjątkiem jednego transparentu, nic nie robili – to byli wzorowi kibice, również na wyjazdach, gdzie można dostawać więcej biletów i wtedy jest piękny doping. Rozumiem też, że to okres przejściowy, że nie będzie to trwało wiecznie, że stawiasz granicę twardo i ona minimalnie oscyluje, ale nie ma miejsca dla bandytyzmu na stadionie. Ale co kto robi poza stadionem, to nie jest interes klubu – nie jesteśmy od ścigania bandytów.

Czy ma ulubionego piłkarza w Wiśle Kraków: – Zawsze bardzo dobrze z oczu patrzyło i zawsze zbijałem szczere piątki z Lukasem Klemenzem. Chłopak z ogromnym potencjałem, który bardzo fajnie się rozwija. Na początku były do niego pretensje, ale wtedy w ogóle Wisła słabo działała, na całej linii. Teraz jest konkurencja w defensywie, na każdej pozycji, jest trzech podstawowych stoperów, a jak ta konkurencja weszła, to Rafał zaczął bardzo fajnie się w tym teamie prezentować. Bardzo mu kibicuję, żeby zrobił karierę w Wiśle, a może gdzieś dalej – żeby to był dobry deal zarówno dla klubu, jak i dla zawodnika. To pozytywny i pracowity chłopak, który bardzo pozytywnie podchodzi do trudnych sytuacji.

Reklama

Kto ma większe długi Wisła Kraków czy Tomasz Hajto: – Nie wiem, jakie długi ma Tomasz Hajto, ale wielkość tego zadłużenia jest nieznana, więc nie jestem w stanie tego porównać – myślę, że na razie Wisła. Mam nadzieję. Dobrze życzę ludziom. Wisła ma perspektywę spłacenia tego długu. Dług wynosi 23 miliony złotych. To nie są straszne sumy. Zaczynaliśmy od 38 milionów. To całość zadłużenia, część jest już rozłożona w czasie, wymaganych i uderzających regularnie w płynność jest już bardzo niewiele.

Buksa a Barcelona: – Za mojej kadencji takiego sygnału nie było, to już stało się za nowego prezesa. Wcześniej tematu nie było, ale myślę, że to dobre dla całej polskiej piłki, nie tylko dla Olka. 4 miliony euro to cena, która dziś wydaje się realna za niego. Wszystkie czynniki wskazują na to, że to jest mądre dla wszystkich, żeby Olek rozwijał się w naszej Ekstraklasie.

Możliwość powrotu Marcelo do Wisły: – Pojawiały się nawet rozmowy podczas okienka zimowego, natomiast myślę, że tego tematu chwilowo nie ma. W ramach trudnej sytuacji coś tam się pojawiało, ale sportowo chwilowo nie ma nawet takiej potrzeby – strategia sportowo-biznesowa klubu, przynajmniej ta, którą ustalaliśmy z Dawidem Błaszczykowskim, raczej jest bardzo fajną ewolucją w stronę koncepcją niż rewolucją. Zakładam więc, że idea polegająca na konsekwentnym spłacaniu długów, zarządzając wszystkimi filarami klubu, to nie jest ta strategia.

Negatywne emocje kibiców wobec Szymona Jadczaka: – Staram się rozumieć negatywne emocje kibiców Wisły do redaktora Jadczaka. W ogóle staram się zrozumieć świat. Mamy tu do czynienia z bardzo rozpiętą amplitudą kibicowskich emocji – faktycznie z Szymonem było tak, że raz było Szymon zły, potem Szymon bohater, a teraz znowu Szymon zły. Tak po prostu jest. Podobnie było w przypadku Nikoli Kuveljicia – dostawałem już taki hejt na siebie, że odpaliliśmy świetnego zawodnika, bo odpadł na badaniach. A tam faktycznie był element ryzyka. Nocami siedziałem wtedy z jego agentem, żebyśmy skonstruowali takie rozwiązanie, które pogodzi i klub macierzysty, nas, dwóch agentów i samego zawodnika. Wszystko w świetle sporego ryzyka, a w międzyczasie wysypywał się duży hejt. Staram się to rozumiem. Pozytywnie da się zbudować super flow, sprzedać 6 milionów akcji, bo ludzie chcą być częścią Wisły, ale to wiąże się tez z biegunowymi reakcjami. Przy tym uważam, że na pewno każdy, kto mieni się kibicem Wisły powinien tę książkę Szymona Jadczaka przeczytać.

Czy grupa Vanny Ly jeszcze w jakikolwiek sposób kontaktowała się z Wisłą: – Pojawiło się jedno pismo ze strony przedstawicieli Vanny Ly, twierdzące, że akcje klubu należą do nich i oni są właścicielami klubu. To było w początkowej fazie, jeszcze jakoś w styczniu 2019 roku. Ale Wisła się z tego śmieje w rozumieniu, że natychmiast za pomocą tytanicznej pracy prawników i współpracy kilku kancelarii warszawskich i jednej krakowskiej udało się bardzo szybko doprowadzić do zarejestrowania i potwierdzenia, że oni zabrali tylko świstki papieru, a nie realne akcje, które odtwarzamy z księgi akcyjnej zgodnie z prawem. I że Rafał Wisłocki jest prezesem wpisanym do KRS, a ja prokurentem. To był jedyny kontakt z Vanną Ly. Czy on istnieje? Nie wiadomo, czy on się tak nazywał, pełna dowolność. Nigdy się nie dowiemy. Nie chcę nawet gdybać, po co to było robione, jakie to miało konsekwencje dla późniejszych negocjacji, bo to było poza moim obszarem zainteresowań.

Kiedy Wisła może wrócić do walki o mistrzostwo: – Za pięć lat. Myślę, że to realny horyzont czasowy. Za pięć lat można racjonalnie zarządzając klubem spłacić długi, a zyski przy dzisiejszym stanie reinwestować tak, żeby móc bić się o mistrzostwo Polski. Oczywiście w założeniu, że nie dojdzie do radykalnych i drastycznych zmian. Mając ten potencjał kibicowski, ten potencjał rozpoznawalności marki i ten potencjał chęci przychodzenia piłkarzy do klubu, vide Żukow, vide Hebert, to naprawdę wydaje się wizja możliwa.

Zerwane rozmowy z Airamem Cabrerą: – Nie dawał gwarancji. Okno transferowe to jest tysiąc rzeczy. Wracaliśmy z Jakubem Chodorowskim samolotem z Turcji, lądował o piątej rano w Berlinie, skąd jechaliśmy do Krakowa i patrzyliśmy, co się dzieje, bo cały czas spływały do nas jakieś informacje – dowiadywaliśmy się o dostępności Alona Turgemana, porównywaliśmy sytuację z całym działem sportu. Przyglądaliśmy się, jakie statystyki ma Alon, a jak wygląda Cabrera. Staraliśmy się oddzielić emocje radości z tego, że były piłkarz Cracovii przejdzie do Wisły, bo to nie było to, że super news, dużo lajków, musisz takie rzeczy odłożyć na drugi plan, nie o to w tym chodzi. Ale w którymś momencie, nad ranem, podjęliśmy tę decyzję, że mamy to i musimy to w kulturalny sposób zaryzykować, że może nawet później nie dopniemy Alona, ale trudno, trzeba zaryzykować i podziękować Cabrerze. Mniejszym ryzykiem było negocjowanie z Turgemanem, ale miałem doświadczenie w negocjowaniu z Izraelitami i wiedziałem, że trzeba cierpliwie dobę negocjować, każdy szczegół przegadać i dopiero wtedy dopiąć deal. Wyszła niefortunna kontuzja, ale myślę, że kolejne mecze pokażą jego potencjał. Ma bramkę na koncie… Moim zdaniem to było lepsze i tańsze rozwiązanie dla Wisły.

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

46 komentarzy

Loading...