Reklama

Obroty spadły w Legii o ponad 90%. Nie mamy właściwie żadnych przychodów

Szymon Podstufka

Autor:Szymon Podstufka

18 maja 2020, 08:56 • 14 min czytania 15 komentarzy

— U nas obroty spadły względem 2019 roku o 90 procent. My właściwie nie mamy żadnych przychodów. Zachowujemy bardzo dobre relacje ze sponsorami, tylko to nie jest czas, w którym byłyby wielkie przychody ze sponsoringu. Zaczyna się okres, kiedy normalnie sprzedawalibyśmy karnety na przyszły sezon, ale widzimy, jaka jest sytuacja. Nie sprzedajemy, nie mamy przychodów z niczego — mówi Łukaszowi Olkowiczowi z „Przeglądu Sportowego” prezes Legii Warszawa Dariusz Mioduski.

Obroty spadły w Legii o ponad 90%. Nie mamy właściwie żadnych przychodów

GAZETA WYBORCZA

City Football Group się rozrasta (ostatnio przejęło belgijskie Lommel), co Rafał Stec nazywa ekspansją piłkarskiego Disneylandu.

Za transakcją stoi kolekcjonujący bratnie kluby holding City Football Group. Te, którym zazwyczaj zmienia barwy na błękitne i dodaje do nazwy słowo „City”, mają propagować markę i zarabiać – to Manchester City, New York City, Melbourne City, Mumbai City oraz Montevideo City Torque. Ale są też chińskie Shichuan Jiuniu oraz japońskie Yokohama F. Marinos.

Zostają wreszcie Lommel oraz nabyta wcześniej hiszpańska Girona, które służą raczej wychowywaniu młodzieży – współwłaścicielem tej ostatniej jest Pere Guardiola, brat i agent trenera Manchesteru City.

Reklama

Przedsięwzięcie jest najbardziej zaawansowanym przejawem XXI-wiecznego, ultrakomercyjnego trendu, którą nie uznaje tradycyjnej definicji klubu piłkarskiego – jako inicjatywy lokalnej, zrośniętej z sąsiedztwem i pełniącej nade wszystko funkcję społeczną. Stojący za Manchesterem City zagraniczni biznesmeni stale rozszerzają strefę wpływów, a opowiadają o nim językiem finansjery. Chcą „być na każdym rynku”, każdy kolejny klub staje się „częścią ich portfolio”. Za następny cel obrali sobie Afrykę, czyli ostatni nietknięty kontynent, przeczesują też Malezję, Francję i Portugalię. Rozbudowują futbolowy Disneyland.

Nowy piłkarski świat na przykładzie Bundesligi. W „GW” podsumowanie odczuć po powrocie ligi niemieckiej.

To kraina kibiców, z największą w Europie średnią widownią – prawie 44 tys. ludzi na mecz. Aż 45 milionów Niemców deklaruje zainteresowanie piłką. Stąd pomysły o ludzikach z kartonu na trybunach, o nagranych odgłosach trybun puszczanych w telewizji dla kibiców, których głowa boli od nienormalnej ciszy. Największe organizacje kibicowskie – Fanszenen Deutschlands i Unsere Kurve – pisały protesty: „Jak tak ma wyglądać nasz futbol, to bez nas!”. W Augsburgu – choć na stadiony dopuszczono zaledwie 300 osób z obu drużyn, piłkarzy, sędziów, obsługi, dziennikarzy, operatorów kamer – znalazł się ktoś, kto wywiesił banner: „Futbol przeżyje, to wasz biznes jest chory”. Nowa normalność czy też nowa nienormalność, będzie sprawdzianem ich „Echte Liebe”, prawdziwej miłości.

Cieszynki? Po golu Erlinga Haalanda dla Borussii, pierwszego w Bundeslidze po 66 dniach przerwy, piłkarze zebrali się w narożniku boiska, ale pierwszy raz ich w karierze było tam cicho jak makiem zasiał. A i oni sami cieszyli się z gola Norwega, stojąc w odstępach. Gdy w Berlinie Vevad Ibišević wskoczył na plecy Matheusa Cunhy, a Dedryck Boyata całował z radości Marko Grujicia, Hertha przepraszała za złamanie zasad.

RZECZPOSPOLITA

Reklama

Jaka ekstraklasa wróci z końcem maja? Na to pytania stara się odpowiedzieć w obszernej rozmowie z „RP” Kamil Kosowski.

Koronawirus zweryfikuje, jak kluby były zarządzane?

— Takie analizy i porównania byłyby wymierne, gdyby wszystkie kluby były wspierane przez miasta albo gdyby wszystkie miały prywatnych właścicieli. Sam mam znajomego, który jest kibicem Wisły i w pewnym momencie chciał się mocno zaangażować w pomoc klubowi. Rozmowa była jednak krótka: „Kamil, dam 50 mln, to w Zabrzu ktoś da 100, a w Lubinie – 200. Piłkarza skusi trzy razy większą pensją, bo nie finansowaną z prywatnych pieniędzy, tylko z budżetu miasta czy spółki Skarbu Państwa. Jak mam z takimi ludźmi rywalizować?”. To temat rzeka. Każdy z klubów, niezależnie od źródła finansowania, powinien mieć określoną strategię i konkretne cele: piąte miejsce, trzecie, gra w europejskich pucharach. A u nas większość mówi, że interesuje ją utrzymanie.

Piłkarze muszą zejść na ziemię i się przyzwyczaić, że kluby nie będą im już tak hojnie płacić?

— Ciężko mi o tym mówić, bo sam grałem w piłkę. Nie lubię zaglądać nikomu do portfela. Nie chciałbym opowiadać, że zawodnicy są przepłacani. Jeżeli ktoś jest w stanie spełnić ich oczekiwania, to podpisują umowę. Nasze kluby – zaczynając od Legii, a kończąc na ŁKS – płacą bardzo dużo w porównaniu z innymi europejskimi ligami na podobnym poziomie. Nie wiem, co by było, gdyby zawodnikom zaproponowano nagle niższe kontrakty i oni nie zgodziliby się ich zaakceptować. Jestem ciekawy, gdzie znaleźliby pracę. Za granicą musieliby się natrudzić, by kogoś przekonać, że zasługują na zarobki na poziomie 100 czy 200 tys. euro.

SPORT

Coraz mniej realne wznowienie Premier League 12 czerwca. Nowa prawdopodobna data? 26.06.

W Premier League wszystko odbywa się ze znacznym opóźnieniem w stosunku do Bundesligi. Rozgrywki przerwano dokładnie w tym samym momencie. Niemcom do gry udało się wrócić już teraz. Tymczasem aktualna, realna data powrotu do rywalizacji w angielskiej ekstraklasie to 12 czerwca. Przesunięcie wynosi zatem niespełna miesiąc, a może się zwiększyć. Mówi o tym, w rozmowie z „The Telegraph” Steve Bruce, były znakomity obrońca Manchesteru United, a obecnie menedżer Newcastle. – Potrzebujemy około sześciu tygodni, aby przygotować zespoły – powiedział szkoleniowiec „Srok”. Przypomnijmy, że od dziś zespoły Premier League mają zgodę na wspólne treningi.

Z wypowiedzi tej wynika, że powrót rywalizacji od 12 czerwca staje się coraz mniej realny, a na horyzoncie pojawiła się kolejna data – 26 czerwca. Brzmi to zdecydowanie bardziej realistycznie, a eksperci podkreślają, że potrzeba więcej czasu, aby przygotować piłkarzy do rozgrywek.

W krajach Beneluksu kolejne odwołania do sądu po decyzjach o zakończeniu sezonu, awansach i spadkach. W Belgii na wokandę ma trafić sprawa Beveren.

Liga już nie zagra, natomiast ma odbyć się finał Pucharu Belgii pomiędzy Club Brugge i Antwerpią. Planowany był w kwietniu, nowa data zostanie ustalona. Club Brugge postulował, żeby nikt z ligi nie spadł, a dołączono do niej dwa najlepsze zespoły z II ligi. Jednak powiększenie ekstraklasy nie zyskało aprobaty i przesądzono o degradacji Waasland-Beveren. W 30. kolejce, która miała zakończyć rundę zasadniczą, w przypadku zwycięstwa mógł przeskoczyć w tabeli Oostende. Tak się nie stanie i w Beveren są bardzo tym rozczarowani. – To cios w twarz, w rezultacie tracimy dużo dochodów i musimy obawiać się o swoją przyszłość. Druga liga to cmentarz dla belgijskich drużyn, pierwszy krok w kierunku bankructwa – oświadczył prezes klubu Dirk Huyck. Nie wiadomo która z trzech drużyn Beerschot, OH Leeuven i Westerlo zajmie miejsce Waasland-Beveren.

Profesor Uniwersytetu Opolskiego dr hab. Rafał Adamus twierdzi, że w związku z pandemią koronawirusa limit wynagrodzeń to już konieczność.

Szaleńczy wzrost wynagrodzeń piłkarzy może prowadzić do niebezpiecznego hazardu: wejście do elity albo śmierć. Kluby – niezależnie od wymogów licencyjnych – niekiedy kontraktują piłkarzy na więcej niż mogą wydać z posiadanych zasobów, licząc na przyszłe wpływy za wynik sportowy, który w piłce nigdy nie jest pewny. W popularnych ligach za ciągle rosnące koszty działalności klubów płacą też kibice: rosną koszty płatnych transmisji, koszty wejściówek meczowych. Np. liga angielska doświadczała zjawiska turystyki sportowej, elityzacji publiczności sportowej. Oczywiście nie wymieniono tu wszystkich negatywnych skutków hiperwyścigu na budżety sportowe.

(…)

Należy odrzucić argument, że wprowadzenie limitów wynagrodzeń piłkarzy czy limitów transferowych byłoby sprzeczne z prawem. Federacje piłkarskie mogą wprowadzić taką reglamentację gdyż dla zapewnienia jej skuteczności operują sankcją prywatną (np. niedopuszczenie do rozgrywek, punkty karne, itp.). Oczywiście regulacja limitów powinna być zrównoważona i proporcjonalna. Nie przemawia przeciwko postulatowi argument, że trzeba być może i dekady, aby dostrzec zmiany. Nikt przecież nie zatrzyma płynącego tankowca w miejscu. Kapitan musi włączyć „full stop” na wiele mil przed portem. Problem w tym aby w ogóle uruchomić procedurę hamowania.

„Sport” rozpisuje koszty wynagrodzeń w stosunku do budżetu klubu w ekstraklasie według raportu Deloitte. Wisła Płock w sezonie 2018/19 wydawała na płace 129% budżetu na sezon, blisko 100% była Miedź Legnica i Legia Warszawa.

Według raportu firmy Deloite za poprzedni sezon, najgorsza sytuacja była w Wiśle Płock, gdzie koszty wynagrodzeń piłkarzy w procentach wynosiły aż 129 procent klubowego budżetu! Te były też solidnie obciążone płacami graczy w Legii (90 proc.) czy w Koronie (86 proc.). Mocno przeinwestowały też ekipy beniaminków w sezonie 2018/19, czyli Miedzi Legnica oraz Zagłębia Sosnwiec. Tam koszty wynagrodzeń i obciążenia budżetów stanowiły odpowiednio aż 96 proc. w przypadku legniczan i 85 proc. klubu z Sosnowca. Zimowy zaciąg Zagłębia szarpnął budżet, ale nie przełożyło się to na wyniki. Taki zły scenariusz przerabiali już kiedyś w Odrze Wodzisław i Górniku Zabrze. W przypadku klubu spod czeskiej granicy skończyło się sportową katastrofą, z kolei za- brzanie swoje zobowiązania sprzed ponad dekady spłacają do dzisiaj i gdyby nie pomoc magistratu, to skończyłoby się pewnie jak w Wodzisławiu.

Trudny start Podbeskidzia po wznowieniu. Wszystko przez harmonogram transmisji Fortuna 1. Ligi.

Trzeba przyznać, że szczegółowy terminarz pierwszych dwóch kolejek po restarcie rozgrywek nie jest dla lidera I ligi zbyt fortunny. Mecz z Olimpią skończy się bowiem bardzo późnym wieczorem i należy liczyć się z tym, że w długą – niemal 500-kilometrową drogę powrotną do Bielska-Białej – ekipa wyruszy około północy. Pod Klimczokiem zamelduje się zatem w czwartkowy poranek, a dalszą część tego dnia poświęcona zostanie na regenerację i odpoczynek. Czasu na przygotowanie do kolejnego meczu z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza będzie mało, bo odbędzie się on w sobotę. W dodatku jego początek wyznaczono na godz. 12.40. Wychodzi zatem na to, że dzień poprzedzający spotkanie, czyli piątek 5 czerwca, będzie jedynym pełnym do dyspozycji trenera Krzysztofa Bredego. Wszystkie powyższe daty i godziny podyktowane są transmisjami telewizyjnym.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Trudna sytuacja Piątka, Gikiewicz polecany do Schalke. Rozmowa z Arturem Wichniarkiem.

Piątek gra zbyt statycznie?

— Raczej chodzi o to, jakie walory ma Ibišević, a jakich nie ma Krzysiek. Bośniak potrafi utrzymać się przy piłce, będąc tyłem do bramki. To ważne, gdy zespół się cofa, chce grać z kontry. Wtedy z przodu potrzebny jest zawodnik, który absorbuje obrońców, a kiedy dostanie piłkę, umie ją przetrzymać. Widocznie Ibišević lepiej się z tego wywiązuje. Ale nie możemy wyciągać daleko idących wniosków. Wszystko zależy od umiejętności i od głowy Krzyśka. Sytuacja jest trudna, ale musi przez to przejść.

Naprawdę polecał pan FC Schalke 04 Rafała Gikiewicza?

— Jest w tym trochę prawdy. Odpisali mi, że mają tę pozycję zabezpieczoną, bo z wypożyczenia do Norwich wraca Ralf Fährmann. Jednak patrząc na to, jak gra Markus Schubert, to na miejscu szefów Schalke i tak ściągnąłbym Gikiewicza, który latem jest do wzięcia za darmo. Na pewno byłby zdecydowanie lepszym bramkarzem niż Schubert, który w sobotę pokazał, że nie jest golkiperem na Bundesligę.

Cierzniak i Majecki kontuzjowani, otwiera się szansa przed Wojciechem Muzykiem?

Podstawowy, czyli Radosław Majecki, doznał urazu pod- czas piątkowych zajęć na obozie w Warce. Zderzył się z Williamem Remym, ma problem z mięśniem prostym uda. Trzy dni wcześniej z treningu zszedł natomiast drugi bramkarz Radosław Cierzniak, którego wyeliminował ból pleców. Sytuacja zupełnie niespodziewana, trzeba było wprowadzić plan awaryjny. W sobotnim wewnętrznym sparingu w jednym zespole bronił Muzyk, a w drugim 19-letni Mateusz Kochalski, zazwyczaj trenujący w zespole rezerw. Spotkanie, w którym nie padła żadna bramka, odbyło się już przy Łazienkowskiej. Zespół wrócił w sobotę rano ze zgrupowania w hotelu Sielanka w Warce, gdzie w całkowitym odosobnieniu przygotowywał się do wznowienia rozgrywek.

Jak duże są straty Legii w sytuacji pandemii? W rozmowie z „PS” między innymi o tym mówi prezes warszawskiego klubu, Dariusz Mioduski.

Legia, gdy wypływa na europej- skie wody, z rekina w warunkach polskich zmienia się w małą rybkę.

— Na posiedzeniach zarządu Europejskiego Stowarzyszenia Klubów (European Club Association – przyp. red.) rzeczywiście występuję w roli małego klubu. Ostatnio trwała dyskusja, podczas której prezydent Realu Madryt wypowiedział się, że tak naprawdę piłkarski system w Europie utrzymywany jest przez kilkanaście największych klubów. Od nich zależy rynek transferowy, rynek praw medialnych, ich atrakcyjność, Liga Mistrzów. Akcentował, żeby z pomocą skoncentrować się na tych dużych klubach po to, by cały system mógł funkcjonować.

I co pan na to?

— Uderzyły mnie te słowa, pierwszą reakcją było: „No jak to, co ty w ogóle opowiadasz?”. Natomiast gdy głębiej nad tym się zastanowiłem, uznałem, że on ma sporo racji. Może mówi w taki sposób, że brzmi to arogancko i egocentrycznie, w efekcie ludzie nie koncentrują się na sensie tych słów, tylko na tym, jak to mówi. W rzeczywistości tak jednak wygląda łańcuch pokarmowy. Jeżeli największe kluby by upadły czy mocno ograniczyły przychody i możliwość wydawania, wpłynęłoby to na całą resztę.

Jak ten czas spędzony w narodowej kwarantannie wpłynął na obroty Legii? Lechowi spadły o 82 procent, gdy marzec 2020 porównamy z marcem 2019.

— U nas to ponad 90 procent. My właściwie nie mamy żadnych przychodów. Zachowujemy bardzo dobre relacje ze sponsorami, tylko to nie jest czas, w którym byłyby wielkie przychody ze sponsoringu. Zaczyna się okres, kiedy normalnie sprzedawalibyśmy karnety na przyszły sezon, ale widzimy, jaka jest sytuacja. Nie sprzedajemy, nie mamy przychodów z niczego.

„PS” wybiera najlepszych sportowców 20-lecia XXI wieku. Na pierwszy ogień piłkarze, gdzie na swoich pozycjach wygrywają:

– wśród bramkarzy Artur Boruc,
– wśród prawych obrońców Łukasz Piszczek,
– wśród stoperów Kamil Glik,
– wśród lewych obrońców Artur Jędrzejczyk,
– wśród defensywnych pomocników Grzegorz Krychowiak,
– wśród ofensywnych pomocników Piotr Zieliński,
– wśród skrzydłowych Jakub Błaszczykowski,
– wśród napastników Robert Lewandowski.

A dalej – najlepsze mecze reprezentacji. Pierwsze miejsce – wygrana z Niemcami w eliminacjach Euro 2016.

11.10.2014 Warszawa, EL. ME 2016
POLSKA – NIEMCY 2:0 (0:0)
Bramki: Milik 51, Mila 88. Skład Polski:Szczęsny – Piszczek, Szukała, Glik, Wawrzyniak (84 Jędrzejczyk) – Grosicki (71 Sobota), Krychowiak, Jodłowiec, Grosicki – Milik (77 Mila), Lewandowski. Trener: Nawałka
Najważniejszy mecz i najważniejsze zwycięstwo reprezentacji Polski w tym wieku. Był jak dotknięcie czarodziejskiej różdżki, wszystkim pozwolił obudzić się w nowej, lepszej futbolowej rzeczywistości. Pokonanie aktualnych mistrzów świata było odtrutką na potwornego kaca z poprzednich lat – kibic nie zapomniał klęski i wstydu podczas EURO 2012 oraz katastrofalnych eliminacji do MŚ 2014, w których zespół Waldemara Fornalika zremisował nawet z Mołdawią. Zespół Adama Nawałki rodził się w bólach, piłkarze poznawali selekcjonera, on także uczył się obcowania z zupełnie innym światem oraz zawodnikami mającymi na co dzień do czynienia z innymi realiami niż ekstraklasa. Na szczęście był pojętnym uczniem. W wygraną z Niemcami wierzył od początku, w czym był dość osamotniony. Przekonywał, że ma pomysł i tak było. Miało być jak zawsze, a było jak nigdy. Październikowy wieczór na PGE Narodowym był piękny i magiczny.

Przemysław Osiak w tekście 100 lat po tym, jak urodził się Karol Wojtyła, pyta o to, co zostało po zjednoczeniu piłkarskiej Polski po jego śmierci.

Po mszy świętej na stadionie Cracovii, w której wzięło udział 25 tysięcy kibiców, ówczesny prezes PZPN Michał Listkiewicz powiedział: „Gdy widziałem rzekę ludzi, która płynęła od drugiej strony Błoń, gdzie znajduje się stadion Wisły, można było odnieść wrażenie, że jesteśmy bliscy zakończenia klubowych podziałów”. Kolejnego dnia przed warszawskim kościołem św. Anny kibice Legii i Polonii wiązali szaliki, zrobili to także liderzy drużyn – Artur Boruc, Tomasz Jarzębowski, Igor Gołaszewski i Dariusz Dźwigała. W piątek 1 kwietnia miłośnicy Lecha Poznań zaczęli opuszczać stadion, gdy rozniosła się przedwczesna informacja o śmierci papieża. Mecz z Pogonią Szczecin przerwano w 38. minucie. Zawodnicy wzięli się za ramiona, każdy przeżywał ten moment tak, jak chciał i potrafił. W całym kraju kibice uczestniczyli we wspólnych nabożeństwach, deklarowali zgodę, choć już wtedy było widać, jak trudno jest wziąć za te słowa pełną odpowiedzialność…

(…)

Były prezes PZPN Michał Listkiewicz: – Agresywne zachowania kibiców, czasami wręcz kryminalne czy bandyckie, niestety wróciły. Myślę jednak, że nawet jeśli tylko niewielka liczba uczestników tamtych wydarzeń zmieniła patrzenie na bliźniego i swoje zachowanie, to i tak stanowi to ogromną zdobycz i wartość. Zostały wspomnienia tego poczucia jedności, wielkiego wzruszenia. Myślę, że ludzie wracają do tych cudownych chwil. Tamte wydarzenia na stadionie Cracovii to jeden z najbardziej wzruszających widoków, jakie pamiętam z życia.

Dariusz Dziekanowski chciałby pięciu zmian w meczu, nie chce zaś, by sędziowie sędziowali tylko w swoich miastach.

Z jednej strony, wszyscy obserwują i sprawdzają rozwiązania niemieckie, ale zauważyłem, że w kilku kwestiach PZPN próbuje iść pod prąd. Prezes Zbigniew Boniek mówi, że chciałby znieść ograniczenia w sędziowaniu, to znaczy, żeby mecze drużyn z danego miasta mogli prowadzić arbitrzy z tych samych miast. Wy- daje mi się, że w całej logistyce związanej z organizacją gry w nowych warunkach problem podróży sędziów na mecze jest absolutnie nieproporcjonalnie mały w stosunku do kontrowersji, ja- kie może wywołać. Bo jaki kłopot może mieć Szymon Marciniak, żeby dojechać z Płocka do Warszawy czy Poznania? Akurat w przypadku sędziów można uniknąć wysyłania Pawła Gila z Lublina do Szczecina, ale wyjazd do Kielc czy Białegostoku raczej nie narazi go na jakiś uszczerbek na zdrowiu. Tak samo nie rozumiem bronienia się przed zaleceniem władz piłki i wprowadzeniem pięciu zmian w meczu. Trzeba zastosować ograniczenia, żeby przepis nie był wykorzystywany do gry na czas (przez robienie kilku zmian w ostatnich minutach), ale kiedy zaburzony został rytm sezonu i przygotowań, nie widzę powodu, aby zamykać furtkę dającą trenerom możliwość większego rotowania składem.

fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

15 komentarzy

Loading...