Reklama

Mała kłótnia z samym sobą

redakcja

Autor:redakcja

18 maja 2020, 19:03 • 4 min czytania 30 komentarzy

Sporo miejsca poświęciliśmy już na decyzję PZPN-u, który, dość niespodziewanie, postanowił przedłużyć dziś kontrakt z Jerzym Brzęczkiem. Generalnie trudno się na taki obrót spraw wielce oburzyć. Nawet jeśli ból oczu po meczach prowadzonej przez niego kadry był tak duży, że trzeba było zainwestować w okulistę, to ta dolegliwość nie przeszkadza zauważyć, że selekcjoner powierzone zadanie wykonał. Można pokusić się o stwierdzenie, że tak po ludzku nowy kontrakt się za to należał. Dość ciekawe wydaje mi się natomiast samo wytłumaczenie tej decyzji. Okazuje się bowiem, że to, co dla Zbigniewa Bońka w kwietniu jest problemem, już w maju maleje do miana polskiej przywary, która kogoś tak światłego jak prezes PZPN-u po prostu nie dotyczy. 

Mała kłótnia z samym sobą

W związku z koronawirusem sytuacja jest rzecz jasna dynamiczna, okoliczności wyjątkowo sprzyjają zmienianiu zdania, ale żeby aż tak? No, sami rzućcie okiem na fragmenty wywiadów Bońka dla Super Expressu.

8.04.2020

– Zakładamy, że pan zostaje. A co z Jerzym Brzęczkiem?
– Kontrakt kończy mu się 31 lipca tego roku.

– To wiemy. I chyba sensowne jest jego przedłużenie w tej sytuacji… O rok, do EURO.
– Miałem zaufanie do Jurka Brzęczka i mam je nadal. Natomiast powiem tak jak Brunner do Klossa: ja zdania nie zmieniłem, ale zmieniły się okoliczności. Pamiętajmy, że jesienią mamy sporo meczów z silnymi rywalami. A co, gdybyśmy przegrywali wysoko? Mecz po meczu? Tak więc spokojnie z tym tematem, czy z długością przedłużenia.

Reklama

18.05.2020

– No dobrze, ale… Jesienią jest dużo meczów, zwłaszcza w Lidze Narodów. A co będzie jeśli – odpukać – będziemy przegrywać mecz za meczem?
– Prezentuje pan w tym momencie typowo polską mentalność, już się pan zastanawia, co będzie jeśli spadochron się nie otworzy. I tak u nas jest zawsze: jak powstanie jakiś plan, to zaraz Polacy szukają w nim słabych punktów, zastanawiają się jak można to obejść. Ja tak nie myślę. Podjąłem decyzję, co do której jestem przekonany. Natomiast wiadomo – kontrakt kontraktem, ale przecież wiemy, że piłkarz i trener po każdym meczu są pod obstrzałem…

No i weź tu bądź człowieku mądry, weź znajdź jakieś sensowne wytłumaczenie dla takiej wolty. Gdy o czymś mówi Zbigniew Boniek, można się kłócić co do meritum, ale generalnie nikt nie neguje tego, że ma to ręce i nogi. Gdy niemal dokładnie to samo Zbigniewowi Bońkowi mówi dziennikarz, ten oczywiście nie pamięta, że ledwie miesiąc temu takie słowa padły z jego ust. Albo udaje, że nie pamięta, bo akurat teraz jest mu tak wygodniej. By odwrócić uwagę od oczywistej sprzeczności, ucieka się do jednego ze swych retorycznych zabiegów, w których jest już tak biegły, że mógłby dawać wykłady biegającym od studia do studia politykom.

Po raz kolejny można zauważyć, że szef Polskiego Związku Piłki Nożnej nerwowo, alergicznie wręcz reaguje na temat Jerzego Brzęczka. Sam miałem okazję przekonać się o tym w czasie jednego z odcinków „Stanu Futbolu”, to samo może powiedzieć też kilku innych dziennikarzy, którzy mają czelność posiadać jakiekolwiek wątpliwości. Oceniajcie to, jak chcecie, ja muszę powiedzieć, że się Bońkowi… nie dziwię. Zatrudniając trenera z tak wątpliwymi kwalifikacjami, położył na szali bardzo wiele. Nie oszukujmy się – kibice w większości oceniają PZPN przez pryzmat wyników pierwszej reprezentacji. Gdy ich brakuje, nie ma znaczenia AMO, LAMO, ZAMO, nie docenia się korporacyjnych standardów i rekordowych kontraktów sponsorskich, a bywa, że i na reformy patrzy się wtedy jak na pozorowanie działań i tracenie czasu. Innymi słowy – czy to sprawiedliwe, czy nie, Boniek w dużej mierze zostanie zapamiętany tak, jak kadra zagra na Euro. Albo się uda i wyjdzie na wizjonera (ciągle możliwe), albo będzie tym, który zmarnował trzy lata całkiem mocnej grupie zawodników (dość prawdopodobne).

Mam wrażenie, że dotarło to do niego w trakcie eliminacji, najpewniej gdzieś między meczami ze Słowenią a Austrią. Wtedy uznał, że za późno na jakiekolwiek ruchy, choć nie zdziwiłbym się, gdyby będąc w innej pozycji, podpisał się pod wypowiedziami ekspertów, którzy jeździli po Brzęczku. We wrześniu nie mógł tego zrobić ze względu na to, że nie wypada. A jeszcze bardziej przez ego, które za nic nie pozwala przyznać się do błędu.

Pandemia koronawirusa i przełożone Euro niespodziewanie dały prezesowi jeszcze jedną okazję, by przemyśleć sytuację i ewentualnie podjąć jakieś kroki. Mimo zapewnień o pełnym zaufaniu, zawahanie było wyczuwalne. Nie zmieni tego odwracanie kota ogonem, nie zmienią tego jakieś opowiastki o spadochronie i naszej mentalności wypowiadane ze znawstwem profesora socjologii, nie zmieni tego nawet szeroki uśmiech na zdjęciu z selekcjonerem. Pewnie Brzęczkowi pewności siebie to nie doda, ale to już jego zmartwienie.

Reklama

Dziś zapadła klamka, zamurowano wyjście ewakuacyjne. Napisałbym, że współczuję prezesowi ponownego bólu głowy, ale nie napiszę, bo sam sobie zgotował ten los.

Mateusz Rokuszewski

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Michał Trela
4
Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?
1 liga

Czy zmiany trenerów miały sens? Ranking i ocena roszad na pierwszoligowych ławkach

Szymon Janczyk
16
Czy zmiany trenerów miały sens? Ranking i ocena roszad na pierwszoligowych ławkach

Komentarze

30 komentarzy

Loading...