Reklama

Koniec tematu? Sąd podtrzymał decyzję: nie ma awansów i spadków w Holandii

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

15 maja 2020, 13:50 • 7 min czytania 4 komentarze

Kilka lig w Europie zakończyło już sezony z powodu koronawirusa, a z tego grona od początku najgłośniej jest o Holandii. W największym stopniu przez to, w jaki sposób uznano końcowe rozstrzygnięcia. Z jednej strony według miejsc w tabeli rozdzielono miejsca w europejskich pucharach (pokrzywdzonym FC Utrecht, który mając mecz zaległy tracił trzy punkty do piątego Willem II i miał rozegrać finał krajowego pucharu z Feyenoordem), a z drugiej zdecydowano, że w Eredivisie nie będzie spadków i awansów. Wywołało to burzę, ale dziś już wiadomo, że niemal na pewno nic z niej nie wyniknie i zostanie tak, jak ustalono na początku.

Koniec tematu? Sąd podtrzymał decyzję: nie ma awansów i spadków w Holandii

Trudno się dziwić wściekłości Cambuur i De Graafschap, które przewodziły stawce w drugiej lidze. Ci pierwsi mieli 66 punktów, drudzy 62. Trzeci Volendam tracił do De Graafschap aż siedem „oczek”. Z kolei będące w strefie spadkowej holenderskiej ekstraklasy RKC Waalwijk i ADO Den Haag wyraźnie odstawały od reszty stawki – odpowiednio 11 i 7 punktów straty do szesnastej Fortuny Sittard, która w normalnych okolicznościach grałaby w barażach o utrzymanie. Oczywiście ci, którzy skorzystali, podkreślali zasadność decyzji krajowego związku, bo przecież nadal mieli szansę powalczyć, zostało sporo meczów. Większość postronnych obserwatorów bardziej rozumiało jednak rozgoryczenie klubów z Leeuwarden i Doetinchem.

Kontrowersje były tym większe, że KNVB wcześniej konsultowało się z klubami pierwszego i drugiego szczebla. Na 34 głosy, 16 było za spadkami i awansami, dziewięć wstrzymało się od głosu i dziewięć było przeciw. Myk polegał na tym, że federacja głosy wstrzymujące doliczyła jako te nieopierające sportowego rozwiązania sprawy, a przy takim toku rozumowania wychodziło, że za tym rozwiązaniem opowiada się mniejszość (16 do 18). Później niektórzy przedstawiciele drużyn wstrzymujących się przyznawali, że gdyby wiedzieli, jaki będzie sposób interpretacji, również głosowaliby „za”.

Cambuur i  De Graafschap od razu zapowiedziały, że tak tego nie zostawią i pójdą do sądu. Tak też uczyniły. Wielu prawników od początku jednak podkreślało, że szanse na wskóranie czegoś są minimalne. Sąd bowiem nie analizowałby zbytnio, czy taka decyzja piłkarskich władz jest fair ze sportowego punktu widzenia, tylko czy zachowano wszelkie procedury i nie doszło tu do jakichś uchybień.

W czwartek wymiar sprawiedliwości podtrzymał werdykty KNVB. Sędzia Hans Zuurmond podkreślił, że związek był upoważniony do zastosowania takich rozstrzygnięć, ponieważ nie można mówić o normalnym sezonie, miano do czynienia z sytuacją wyjątkową, a przepisy nie określały z góry, co robić w takich przypadkach. Wszystko pozostawało więc w rękach federacji. Co do wideokonferencji, podczas której kluby wyrażały swoje stanowisko, Zuurmond stwierdził: – To była ankieta, nie głosowanie. Niemniej KNVB zwiększyło oczekiwania co do tego, że opinia klubów zostanie uwzględniona. Niepewność, która w związku z tym się pojawiła, jest niekomfortowa – przyznał sędzia, dodając jednak, że wynik tej konsultacji faktycznie nie dawał jasnego obrazu co do wyraźnego poparcia całego środowiska dla którejś z opcji.

Reklama

Trener Cambuur, Henk de Jong, który wcześniej mówił o największej hańbie w historii holenderskiego futbolu, rzecz jasna był niezadowolony z werdyktu, ale wydawał się już pogodzony z losem. O decyzji sądu dowiedział się podczas jazdy na rowerze. – To jasne, że jestem rozczarowany. Ciężko pracowaliśmy na swoje wyniki przez cały rok. Kruczki prawne wygrały ze sportem. To nie jest właściwy kierunek, ale sędzia jest uczciwą osobą i najwyraźniej tamta decyzja była prawidłowa. Musimy to zaakceptować. Teraz, kiedy mamy tę decyzję, nie powinniśmy już narzekać. Nadal możemy spróbować załatwić tę sprawę na walnym zgromadzeniu, ale kluby mają teraz własne problemy. Pozostaje nam myśleć o nowym sezonie i spróbować znów zająć pierwsze miejsce. Mam tylko nadzieję, że KNVB pomyśli nad rekompensatą dla nas i De Graafschap. Przez zablokowanie naszego awansu straciliśmy dużo pieniędzy – cytuje go portal vi.nl.

W De Graafschap nie ukrywają swojego rozgoryczenia, wskazując jednocześnie, że Den Haag poprzez wpływowych prawników bardzo mocno lobbowało w tej sprawie. – KNVB spowodowało, że cała procedura stała się bardzo chaotyczna. Do tego ADO cały czas wywierało niezdrową presję. Tuż przed 24 kwietnia prezes Eric Gudde nagle dokonał nieoczekiwanej zmiany. Coś musiało się wydarzyć i nie pachnie to dobrze. Mam nadzieję, że działacze z Den Haag będą mogli patrzeć w lustro bez stłuczenia go – ironizował właściciel „Super Farmerów” Martin Mos.

Stojący na czele KNVB Gudde starał się podkreślać dramaturgię okoliczności. – Nikt nie jest wygrany, są tu sami przegrani. To nic fajnego spotykać się w sądzie z dwoma członkami naszej organizacji. Co do konsultacji z klubami, rzeczywiście były nieporadne, tutaj sędzia ma rację. Teraz musimy się wszyscy wspólnie zastanowić, jak wyjść z tego kryzysu – próbował tonować nastroje.

Cambuur i De Graafschap optowały za powiększeniem Erevidisie do dwudziestu drużyn, ale ten pomysł od początku nie miał zwolenników we władzach federacji. Podkreślały one, że to niemożliwe z powodu późnego rozpoczęcia nowego sezonu i konieczności zakończenia go jak najszybciej ze względu na przełożone EURO.

Kluby te mogą się odwoływać, lecz chyba widzą, że nie ma to większego sensu. – Wiedzieliśmy, że mamy niewielkie szanse, ale uznaliśmy, iż doszło do tak dużej niesprawiedliwości, że musimy powalczyć. Sędzia jednak wyraźnie stwierdził, że to KNVB decyduje. Skupiamy się już na nowym sezonie, jednakże oczekujemy, że związek jakoś nam to wynagrodzi. Dokonaliśmy zimą transferów pod Eredivisie i zostaliśmy trafieni podwójnie – komentował dyrektor generalny Cambuur, Ard de Graaf. – Czuliśmy, że sąd traktuje nas poważnie i jest bezstronny, ale uznał decyzje KNVB. Jestem rozczarowany, że nasz związek jako jedyny w Europie nie zdecydował się na uznanie awansów – dodał dyrektor De Graafschap, Hans Martin Ostendorp.

Większym zmartwieniem dla holenderskiego środowiska piłkarskiego są dalsze losy całej branży. KNVB już wcześniej wyliczyło, że do końca roku straty mogą wynieść 400 mln euro i zwróciło się do rządu z prośbą o wsparcie. W odpowiedzi usłyszało, żeby najpierw przedstawiło dokładne wyliczenia i plan działania. Jeżeli będzie on wystarczająco dobry i wiarygodny, minister ds. opieki medycznej Martin van Rijn nie wykluczył, że piłkarze w Holandii wrócą na boiska wcześniej niż 1 września. Już jednak słychać głosy, żeby nie robić sobie w tym względzie niepotrzebnych nadziei.

Reklama

Tymczasem w klubach trwa walka o przetrwanie. Groningen na przykład zwolniło już jedenastu pracowników, a piłkarze, trenerzy i zarząd obniżają sobie pensje. Dyrektor Wouter Gudde poinformował, że w związku z przedwczesnym zakończeniem sezonu szacuje straty na 5 mln euro, a w przyszłym sezonie każdy kolejny mecz przy pustych trybunach to dla Groningen utrata 400 tys. euro. Klub chce negocjować z miastem obniżenie kosztów wynajmu stadionu, które w nowej rzeczywistości będą nie do udźwignięcia.

W PSV wyliczono, że sezon bez publiczności oznacza brak 30 mln euro w klubowej kasie. Ten scenariusz traktują w Eindhoven jako prawdopodobny, zwłaszcza że minister zdrowia, zabezpieczenia społecznego i sportu Hugo de Jonge powrót kibiców na trybuny wiąże z wprowadzeniem szczepionki na koronawirusa, co zapewne potrwa jeszcze wiele miesięcy. PSV rozmawiało już z piłkarzami na temat cięć w pensjach w granicach 8-10 procent, ale to pozwoli zaoszczędzić maksymalnie 10 procent ze wspomnianych trzydziestu milionów. Działania te spotkały się zresztą z krytyką organizacji reprezentujących zawodników. Uważają one, że potrzeba skoordynowanych działań, a PSV wyskakuje przed szereg, zamiast czekać na odpowiednie porozumienia z VVCS (holenderskim związkiem piłkarzy zawodowych) z FBO (organizacje pracodawców). Na razie wiadomo tyle, że wypracowano wstępnie układ zbiorowy pozwalający redukować wynagrodzenia od 2,5 do 20 procent, co łącznie może dać 35 mln euro oszczędności. W większości przypadków będzie to jednak kropla w morzu potrzeb.

Zasadniczo mamy takie przekonanie, że w Holandii sprawę sądzących się z federacją klubów załatwiono w mgnieniu oka. Przecież pamiętamy, jakby to było wczoraj – bo to prawie było wczoraj – że kluby idą do sądu z KNVB. A tu nawet się dobrze nie obejrzeliśmy – i cyk, wyrok zapadł, sprawa rozwiązana. Obawiamy się, że jeśli w Polsce rozgrywki zostałyby zakończone, a – dajmy na to – przykładowa Korona Kielce poszłaby się sądzić z PZPN i Ekstraklasą, to wyrok zapadłby po ośmiu latach, gdy Maciej Bartoszek wyprowadzałby ją z IV do III ligi po wcześniejszym bankructwie i spadku do A-klasy. Oczywiście z Jackiem Kiełbem na skrzydle.

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...