Reklama

Limit płac w Bundeslidze? Szef DFL jest za

redakcja

Autor:redakcja

11 maja 2020, 10:08 • 4 min czytania 10 komentarzy

– Jestem zwolennikiem pomysłu, żeby przynajmniej spróbować ustalenia górnego progu zarobków. Nie wiem, czy to się uda, ale rozmowy trwają i widzę światełko w tunelu – stwierdził Christian Seifert, szef DFL (Deutsche Fußball Liga). Trzeba przyznać, że jest to bardzo odważna deklaracja, biorąc pod uwagę realia współczesnego futbolu. Oczywiście wspomniane przez Niemca „światełko” to na razie tylko mały błysk, iskierka. Ale sam fakt, że za Odrą rozważa się tego rodzaju rozwiązania nakazuje się na dłużej nad tematem pochylić.

Limit płac w Bundeslidze? Szef DFL jest za

Oczywiście słowa Seiferta wypowiedziane na antenie ZDF mają ścisły związek z kiepską sytuacją, jaka dotknęła światową gospodarkę przez pandemię koronawirusa. Bundesliga z niezmąconym zapałem prze w kierunku wznowienia rozgrywek i wszystko wskazuje na to, że w całkiem żwawym tempie Niemcom uda się powrócić na boiska, ale to oczywiście nie oznacza, że wszelkie straty finansowe poniesione podczas przymusowej kwarantanny uda się bezproblemowo nadrobić. Po tyłku nie dostały przecież wyłącznie kluby, ale również ich sponsorzy, włącznie ze strategicznymi partnerami. Poza tym – przerwa w rozgrywkach dobitnie dowiodła, jak mocno niektóre z niemieckich klubów uzależniły się od pieniędzy z praw telewizyjnych. Możemy się zachwycać – i słusznie – porządkiem panującym w Bundeslidze, ale także i tam nie brakowało działaczy, którym zaczęło w ostatnich tygodniach zaglądać w oczy widmo bankructwa. I to nawet biorąc pod uwagę fakt, że najpotężniejsze kluby zadziałały błyskawicznie i skrzyknęły się w interesie ekip z niższych poziomów futbolowej piramidy.

Niemcy uważają, że aby zapobiec takiej sytuacji w przyszłości, należy posłużyć się narzędziami systemowymi. Dlatego po raz kolejny na tapecie pojawia się temat wprowadzenia w Bundeslidze – mówiąc z angielska – salary cap, czyli maksymalnej kwoty, jaką dany klub w sezonie może wydać na wypłaty dla zawodników.

Ustalenie górnego progu zarobków to nie jest nowość w niemieckich dyskusjach na temat przyszłości ligi. Temat był dość szeroko omawiany choćby przed trzema laty, generalnie powraca on jak bumerang. Lecz chyba jeszcze nigdy dotąd nie był traktowany aż tak poważnie. Głos zabierają działacze kolejnych klubów i są to generalnie wypowiedzi pełne aprobaty, choć nie brakuje wątpliwości. Sprawy nie omieszkał skomentować między innymi Karl-Heinz Rummenigge z Bayernu Monachium. Bawarska ekipa bywa niekiedy oskarżana o skąpstwo, jeżeli chodzi o ruchy transferowe i rzeczywiście nie można jej działań zestawiać z posunięciami, dajmy na to, Paris Saint-Germain, ale w bundesligowej skali Bayern płaci zdecydowanie najwięcej.

– Kiedy kryzys się skończy, będziemy zobligowani do poważnego przedyskutowania niektórych kwestii i odwrócenia pewnych trendów. Ale do tego potrzebni będą nie niemieccy działacze, lecz europejscy politycy. W 2008 i 2009 roku byłem kilka razy w Brukseli, razem z panem Platinim i panem Infantino. Omawialiśmy pomysł europejskiego progu zarobków podczas obrad Komisji Europejskiej. Zostaliśmy poinformowani, że nasz pomysł nie jest kompatybilny z europejskim prawem. Niestety – powiedział Rummenigge. – Zasady Finansowego Fair Play to nie jest wystarczająco ostry oręż.

Reklama

– Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie chcę amerykańskich rozwiązań, bo nie uważam ich za dobre. Nasza kultura sportowa opiera się na systemie awansów i spadków. To realna rywalizacja. Niemniej, po kryzysie temat progu zarobków musi wrócić. Musimy uczynić piłkę nożną bardziej racjonalną i oprzeć ją na stabilnych podstawach – dodał prezes Bayernu na łamach TZ/Münchner Merkur.

W podobnym tonie wypowiedział się Horst Heldt, obecnie dyrektor FC Koeln. – Oczywiście takie działania byłyby bardzo dobre, ale nie wystarczy wprowadzić takich zmian w Niemczech. One musiałyby dotyczyć całej Europy, w innym wypadku nie ma to najmniejszego sensu. Jeżeli wprowadzimy coś tak w Niemczech, to Robert Lewandowski nie będzie już grał w Bayernie Monachium, a znajdzie sobie bardzo szybko nowy klub. Zakładam również, że Erling Braut Haaland nie trafiłby do Borussii Dortmund, gdyby istniały jakieś szczególnie obostrzenia. Dlatego nowe rozwiązania muszą wystąpić na poziomie europejskim, być może światowym.

Trzy grosze dorzucił również Thomas Röttgermann, działacz Fortuny Dusseldorf.

W jego opinii optymalnym rozwiązaniem byłoby dostosowanie górnego limitu zarobków do obrotów generowanych przez klub. Nie wysadziłoby to w powietrze obecnego układu sił w niemieckiej piłce i pozwoliłoby klubom, które przez całe dekady pracowały na swoją sportową i marketingową pozycję, na zachowanie przewagi nad ekipami będącymi dopiero na dorobku. – Nie możemy teraz tak po prostu wywłaszczyć klubów, które osiągnęły silną pozycję – mówi Rottgermann. Martin Kind, większościowy udziałowiec Hannoveru 96, jest podobnego zdania. On jest zwolennikiem ustalenia – właśnie w relacji do obrotów klubu – ogólnej sumy pieniędzy, jaką dany zespół może w trakcie sezonu przeznaczyć na wynagrodzenia. Kind uważa to za lepszy pomysł niż ustalanie maksymalnej wypłaty dla jednego piłkarza.

– To na pewno pozwoliłoby nadal opłacać gwiazdy odpowiednimi sumami, a takie kluby jak Bayern Monachium nadal mogłyby w miarę swobodnie poruszać się po rynku transferowym i płacić więcej od tych mniejszych – dowodzi Kind. Wspomniany już Christian Seifert zapewnia natomiast, że zagadnienie omawiał już nawet z obecnym prezentem UEFA, Aleksandrem Ceferinem. – To jest temat, którym powinna się zainteresować cała Europa – uważa Niemiec.

fot. NewsPix.pl

Reklama

Najnowsze

Niemcy

Niemcy

Prezes Bayeru: Możliwe, że Alonso pewnego dnia będzie trenerem Realu Madryt

Damian Popilowski
1
Prezes Bayeru: Możliwe, że Alonso pewnego dnia będzie trenerem Realu Madryt

Komentarze

10 komentarzy

Loading...