Reklama

Mecze bez kibiców nie mają sensu. To jak bal manekinów

Szymon Podstufka

Autor:Szymon Podstufka

08 maja 2020, 08:08 • 11 min czytania 7 komentarzy

– Kiedy pracowałem w reprezentacji Polski, rozgrywaliśmy mecze towarzyskie na Cyprze i w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, na których na trybunach było co najwyżej 50 osób. Z obu tych spotkań były przeprowadzone transmisje telewizyjne, a na ławce było słychać tylko komentarze dziennikarzy… i rozmowy między zawodnikami. Dlatego uważam, że mecze piłkarskie bez udziału kibiców są podobne do balu manekinów. Na pewno nie są to igrzyska, bo te są organizowane głównie dla ludzi, a nie tylko dla uczestników zawodów – mówi w rozmowie ze „Sportem” Bogusław Kaczmarek.

Mecze bez kibiców nie mają sensu. To jak bal manekinów

SUPER EXPRESS

Kazimierz Moskal ofiarą epidemii. A przynajmniej tak twierdzi w rozmowie z „SE” sam zainteresowany.

Przeszedł pan do historii jako pierwszy trener zwolniony z klubu ekstraklasy w czasie przerwy w rozgrywkach wymuszonej przez epidemię.
– Dla mnie to też zaskoczenie. Można powiedzieć, że jestem ofiarą COVID-19. Kto wie, jak to wszystko by się potoczyło, gdyby nie było zawieszenia rozgrywek. Skupialibyśmy się na kolejnych meczach, a tak mieliśmy widocznie za dużo wolnego czasu…

To prawda, że zwolniono pana przez konflikt z dyrektorem sportowym Krzysztofem Przytułą?
– Nie ma sensu tego komentować. Słyszałem o wywiadzie pana Przytuły, w którym powiedział, że szefowie klubu są niezadowoleni z wyników w sześciu wiosennych meczach. Ja też nie byłem, ale z drugiej strony trudno było oczekiwać, że w sześciu meczach zdobędziemy 18 pkt. Lepiej by było, gdyby dyrektor przyszedł bezpośrednio do mnie i powie- dział mi prosto w oczy, że oczekiwał, powiedzmy, 15 pkt w tych spotkaniach, a nie rozmawiać poprzez media.

Reklama

Wielki ranking „Super Expressu” – 10 najbardziej wpływowych ludzi polskiej piłki. Na podium: Boniek, Mioduski, Morawiecki, tuż za nim Lewandowski, Brzęczek i Błaszczykowski.

1. miejsce – Zbigniew Boniek (64 l., prezes PZPN)
O inne miejsca można się spierać, ale pozycja numer 1 nie podlega dyskusji. Z nieoficjalnych informacji, które do nas docierały, wynikało, że Boniek zrobił świetne wrażenie również na premierze Morawieckim, co pomogło w rozmowach na temat powrotu piłki. Jesienią „Zibi” miał przekazać władzę następcy, jednak wiele wskazuje na to, że zostanie na stanowisku jeszcze rok.

2. miejsce – Dariusz Miodu- ski (56 l., prezes i właściciel Legii Warszawa)
Realizuje swoją idee fixe, czyli budowę akademii. Sportowo też na Ł3 sprawy poukładane. Prezes wytrzymał ciśnienie i nie zwolnił Vukovicia. Pobito klubowy rekord transferowy (Szymański), a następnie rekord ekstraklasy (Majecki). A w zanadrzu kolejny rekordzista – Michał Karbownik. Mioduski jest w zarządzie ECA (Europejskie Stowarzyszenie Klubów) obok Agnelliego z Juventusu, Jimeneza z Realu czy van der Sara z Ajaksu.

GAZETA WYBORCZA, RZECZPOSPOLITA

Reklama

Jedyny piłkarski tekst, to kilka krótkich akapitów o powrocie Bundesligi w „RP”. Lecimy dalej.

SPORT

Kuba Szmatuła z Piasta wykorzystał czas izolacji, by przypomnieć sobie historyczne mecze Piasta. W końcu w wielu sam brał udział.

Okres izolacji i kwarantanny przebiegał bez problemów, choć monotonia dnia codziennego próbowała zajrzeć do domu Szmatuły. – Na szczęście są dzieci, które bardzo cieszyły się, że tata jest z nimi na okrągło. Normalnie o tej porze roku mieliśmy gorący finisz rozgrywek i mecze były co trzy dni. Byliśmy w rozjazdach i nie było tyle czasu dla rodziny. Teraz można było to nadrobić. Inne plusy? Starałem się trochę odpocząć… psychicznie od piłki. Nie oznacza to jednak, że kompletnie odciąłem się od futbolu. Obejrzałem kilka spotkań z cyklu retro. Najchętniej zaglądałem na klubowy kanał, który przypominał pamiętne mecze z ostatnich sezonów. W większości z nich brałem udział, więc miło było popatrzeć – śmieje się Szmatuła, ale zaraz dodaje w poważniejszym tonie: – Z telewizją i internetem nie można było przesadzić, bo praktycznie na każdym kroku atakowały cię informacje o koronawirusie, liczbie zakażonych i kolejnych zgonach. Gdyby słuchać i czytać o tym non stop, można byłoby zwariować – mówi bramkarz Piasta.

Raków dołącza do kadry pierwszego zespołu dwóch ligowych wyjadaczy z rezerw – Przemysława Oziębałę i Artura Lenartowskiego.

Doświadczenie Oziębały może pomóc drużynie spod Jasnej Góry. Mimo że od kilku dobrych sezonów grał w drużynach z niższego szczebla, to może poszczycić się 81 spotkaniami w ekstraklasie. Pierwsze szlify zbierał w Sosnowcu. Następnie przez pięć lat grał dla łódzkiego Widzewa, by zakończyć ekstraklasowe boje w barwach zabrzańskiego Górnika. Kibice Rakowa doskonale pamiętają Oziębałę z występów w drugiej lidze. Rozegrał 29 spotkań, w których zdobył 10 goli, co pomogło w awansie. W I lidze już tak nie błyszczał. Opuścił Raków i wylądował na 1,5 roku w Tarnowskich Górach. Wrócił na Limanowskiego w styczniu tego roku po dwóch latach przerwy. Miał być skautem pierwszej drużyny i łączyć te obowiązki z pracą asystenta przy drużynie rocznika 2012 oraz grą w czwartoligowych rezerwach. Sytuacja potoczyła się inaczej i wychowanek Zielonych Żarki dołączył do pierwszej drużyny.

„Sport” sprawdza, jakie były losy trenerów, którzy awansowali z I ligi do ekstraklasy. Ostatnio w końcu jeden z nich został zwolniony – Kazimierz Moskal z ŁKS-u.

Nie ma żadnych racjonalnych przesłanek ku temu, by sądzić, że trener z niższej ligi w ekstraklasie sobie nie poradzi. Marcin Brosz jest tego najlepszym dowodem. W 2012 roku szkoleniowiec wprowadził na najwyższy poziom rozgrywkowy Piasta Gliwice, a następnie zajął z tą drużyną 4. miejsce. Na tamten czas był to największy sukces w historii klubu z ul. Okrzei i po raz pierwszy ekipa z Gliwic zagrała w europejskich pucharach. Ten sam manewr Brosz powtórzył pięć lat później. Awansował do ekstraklasy z Górnikiem Zabrze, który rozgrywki w niej skończył na 4. pozycji i po 23 latach przerwy wrócił na europejską arenę.

Jeszcze lepiej od Marcina Brosza spisał się Piotr Stokowiec, choć jego przypadek był nieco inny i w przeciwieństwie do pierwszego z omawianych – jednorazowy. Otóż trener ten objął Zagłębie Lubin pod koniec sezonu 2013/14, a „miedziowi”… spadli z elity. Szybko do niej powrócili, a kolejne rozgrywki były wręcz rewelacyjne. Zagłębie zakończyło zmagania na 3. miejscu, zaliczając później fajną przygodę w europejskich pucharach – przeszło Sławię Sofia i Partizana Belgrad, a zatrzymało się dopiero na duńskim SoenderjyskE.

O wznowieniu rozgrywek Bogdan Nather rozmawia z „Bobo” Kaczmarkiem. A Kaczmarek jak zwykle przemyca w swoich wypowiedziach kilka bon motów.

Pytanie z pozoru banalne: grać czy nie grać?
– Może to niestosowne porównanie, ale czy pamięta pan Kabaret Olgi Lipińskiej? Tam niejaki pan Czesio pytał: „Czy ja mam grać?” Teraz wprost nie odpowiem panu na to pytanie, bo sytuacja zmienia się co kilka godzin, jak u Spielberga w filmie akcji. Mamy do czynienia z falą newsów, wśród których nie brakuje fakenewsów. Informacja goni informację i trudno się w tym wszystkim połapać. To bardzo delikatna materia, więc trudno znaleźć takiego bohatera, który w stu procentach weźmie na siebie odpowiedzialność za to wszystko. Ja przynajmniej takiego nie znam.

Prezes PZPN Zbigniew Boniek jawi się jako człowiek, który bierze byka za rogi.
– Wiem doskonale, że to prezes Boniek powiedział: „Niech teraz piłkarze pokażą, że są gladiatorami”. Chyba zapomniał, że większość z gladiatorów długo nie pożyła; zazwyczaj kończyli życie na arenie w Koloseum.

Czy mecze rozgrywane bez udziału publiczności mają sens? Przy pustych trybunach słychać nawet własne myśli.
– Nie mają sensu, a moja opinia wynika z osobistego doświadczenia. Kiedy pracowałem w reprezentacji Polski, rozgrywaliśmy mecze towarzyskie na Cyprze i w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, na których na trybunach było co najwyżej 50 osób. Z obu tych spotkań były przeprowadzone transmisje telewizyjne, a na ławce było słychać tylko komentarze dziennikarzy… i rozmowy między zawodnikami. Dlatego uważam, że mecze piłkarskie bez udziału kibiców są podobne do balu manekinów. Na pewno nie są to igrzyska, bo te są organizowane głównie dla ludzi, a nie tylko dla uczestników zawodów.

Prawa telewizyjne kością niezgody. Piast walczy o kasę dla średnich i małych.

Z nieoficjalnych informacji wynika, że w interesie solidarności klubowej, uwzględniającej także zdanie średnich i małych, stanął Piast. Jego przedstawiciele zyskali wiele w opinii większości klubów, gdyż akurat gliwiczanie z ostatniej transzy dostaną sporo – są przecież wiceliderem, z szansą na obronę mistrzostwa Polski. Być może w Gliwicach patrzą bardziej dalekowzrocznie. Za rok kończy się kontrakt, który ekstraklasowym klubom za sezony 2019/20 oraz 2020/21 gwarantuje po rekordowe 250 mln złotych za każde rozgrywki (plasuje to ekstraklasę na 8. pozycji w Europie pod względem praw mediowych) i może przynieść jeszcze korzystniejsze rozwiązania z uwagi na fakt, że z powodu koronawirusa kibice będą musieli ślęczeć przed telewizorami.

Rozgrywki od IV ligi w dół zakończone, te od II ligi w górę zostaną wznowione. A co z III ligą?

Najwięcej emocji, z racji rangi rozgrywek, budzi oczywiście kwestia trzeciej ligi, pozostającej w rozkroku między piłką amatorską a zawodową i zawieszonej w próżni. Wiemy, że w tym zawieszeniu pozostanie jeszcze przynajmniej do wtorkowego zarządu PZPN, choć formalnie odpowiadają za nią wojewódzkie związki i to one powinny podjąć decyzję (Warmińsko-Mazurski – za grupę I, Wielkopolski – za grupę II, Śląski – za grupę III i Lubelski – za grupę IV).

– Sytuacja jest na tyle poważna, że decyzję musi podjąć PZPN, zwłaszcza w kontekście tego, że od przyszłego sezonu przejmuje zarządzanie tymi rozgrywkami. Musimy cierpliwie poczekać na rozstrzygnięcia trzecioligowe. Patrzymy, co dzieje się w pierwszej i drugiej lidze. Jeśli tam będzie odmrożenie, to może warto dać sobie czas do wtorku. Czy trzecia liga zagra? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć, bo sytuacja zmienia się z dnia na dzień – powiedział „Skarbom Miasta” Andrzej Padewski, wiceprezes PZPN i prezes Dolnośląskiego ZPN.

W Premier League ma być zabronione celebrowanie goli. Taki zapis z protokołu obostrzeń ujawnił „The Telegraph”.

Piłkarze otrzymają zakaz spluwania. Nie będą mogli również korzystać z tych samych butelek czy bidonów, a także zabroniona będzie wymiana koszulek po zakończeniu spotkania. Najwięcej kontrowersji wzbudził jednak zakaz wspólnego cieszenia się po zdobywanych bramkach. Od razu pojawiły się pytania, czy jeżeli piłkarze nie będą stosować się do tych restrykcji, to czy będą w jakiś sposób karani? Bo przecież trudno jest sobie wyobrazić, aby zawodnik za to, że podbiegnie do kolegi po golu decydującym o wyniku meczu w 90 minucie, ujrzał żółtą kartkę…

LASK Linz nie zgadza się na restrykcyjne rządowe przepisy, uderzające w piłkę nożną. I zwraca się z tą sprawą do Trybunału Konstytucyjnego.

Testy przeprowadzane tam są co 1-2 dni. Klub zwraca się do Trybunału Konstytucyjnego (VfGH) protestując przeciw zarządzeniom Ministerstwa Zdrowia w sprawie szkolenia w małych grupach. W środę zakomunikował to prezes LASK Siegmund Gruber na lamach dziennika „Oberösterreichische Nachrichten” i potwierdził wiceprezes Johannes Lehner w wypowiedzi dla agencji APA. Zarządzenia te stanowią, że 12 klubów Tipico Bundesligi i finalista pucharu, drugoligowa Austria Lustenau, mogą trenować w grupach maksymalnie sześciu osób w odstępach dwóch metrów.

– Uważamy, że przepisy są niekonstytucyjne, ponieważ naruszają różne prawa, takie jak podstawowe prawo do zatrudnienia – oświadczył Lehner. – Piłka nożna jest w Austrii gorzej traktowana od innych dziedzin życia. W rozporządzeniu każdy może uprawiać sport na świeżym powietrzu, ograniczenie dla małych grup dotyczy tylko futbolu. Jest to całkowicie niezrozumiałe, szkolenie odbywa się na boisku, nie jesteśmy w biurze, a nawet tam minimalna odległość między osobami to jeden metr. Jeśli wiem, że ktoś nie jest zarażony, nie ma powodu, aby zabraniać mu wykonywania zawodu.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Krajobraz po badaniach? Wszystkie zespoły wróciły do treningów, więc na ten moment jest dobrze.

– Wszystkie badania na COVID-19, zgodnie z wy- tycznymi instytucji państwowych, są raportowane przez laboratoria wykonujące badania bezpośrednio do odpowiednich jednostek sanitarnych. W przypadku stwierdzenia zakażania kontakt z sanepidem występuje automatycznie i taka osoba jest umieszczana w domowej izolacji – mówi człowiek, który wspólnie z przedstawicielami Komisji Medycznej PZPN wyrażał zgodę na grupowe treningi zespołów.

– Nawet w przypadku stwierdzenia obecności wirusa u kogokolwiek, dzięki zastosowanej dwutygodniowej izolacji sportowej, żadna z tych osób nie miała istotnego kontaktu z innymi pracownikami klubu, a w szczególności z za- wodnikami. Pewne podejrzenia co do infekcji pojawiały się również w trakcie izolacji, dzięki prowadzonym ankietom medycznym – dodał Wachowski.

Maciej Bartoszek jest idealny dla Korony, bo potrafi stworzyć w tym klubie rodzinną atmosferę. Raz to już udowodnił.

Wszyscy nasi rozmówcy zgodnie podkreślają: dla 43-latka ważny był nie tylko pierwszy zespół, ale klub jako całość. – Ten temat przewijał się nawet na odprawach. Trener podkreślał, że nasze dobre wyniki mają wpływ nie tylko na nas, ale też na dobro pozostałych ludzi Korony. Od sekretarki, przez księgową, aż po prezesów. Im lepszy wynik wykręcaliśmy, tym lepsza była sytuacja wszystkich. To też działało na wyobraźnię – zdradza Małkowski.

Na słowach się nie kończyło. Pozostali pracownicy klubu mogli się o tym przekonać podczas cypryjskiego zgrupowania. Po całym dniu harówki trener wydał polecenie służbowe, by – poza piłkarzami – wszyscy koroniarze codziennie spotykali się w hotelowej restauracji. Krótkie, bo przecież rano trzeba było wracać do pracy, Polaków nocne rozmowy miały wzmocnić więź i przypomnieć, że wszyscy pchają wózek w jedną stronę. – Kiedyś dwa stoliki obok siedziała reprezentacja Arki. Chcieliśmy zbierać się do pokojów, ale wtedy trener kazał nam jeszcze zostać. „Nie możemy wyjść wcześniej niż Arka. Niech wiedzą, że jesteśmy mocni, nawet w siedzeniu”, powiedział. No i poszliśmy spać później niż gdynianie – wspomina Jańczyk.

Czas sprytnych działań na transferowym rynku właśnie nadszedł.

– Będziemy oglądać zdecydowanie więcej wymian w stylu NBA – twierdzi Fabio Paratici, dyrektor sportowy Juventusu, jeden z najsprytniejszych menedżerów w futbolu. Turyńczycy na przykład już teraz negocjują z Barceloną transakcję, w ramach której Arthur Melo (na zdjęciu) przeniósłby się do Włoch, a w drugą stronę powędrowałby Miralem Pjanić i trochę gotówki. Katalończycy szukają sposobu na pozyskanie Lautaro Martineza. Inter oczekiwał, że zarobi na nim 111 mln euro, jednak Giuseppe Marotta, dyrektor generalny mediolańczyków, mówi, że „spodziewa się spadku cen”. Barca ma w składzie wielu niepotrzebnych piłkarzy (w tym np. Arturo Vidala, Philippe Coutinho czy Ivana Rakiticia), których chętnie zaoferuje Nerazzurim za argentyńskiego snajpera, dokładając przy tym parę euro. – Teraz trzeba być kreatywnym – przekonuje wiceprezydent Blaugrany Jordi Cardoner, który nie wyklucza nawet wymian między kilkoma drużynami.

fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Kolejny cios dla Chelsea. Enzo Fernandez nie zagra do końca sezonu

Bartek Wylęgała
0
Kolejny cios dla Chelsea. Enzo Fernandez nie zagra do końca sezonu

Komentarze

7 komentarzy

Loading...