Reklama

Za IV ligi smak… Kibice odbudowali Radomiaka i znów mu pomagają

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

06 maja 2020, 14:03 • 15 min czytania 12 komentarzy

Całkiem niedawno, kiedy na naszym portalu informowaliśmy o problemach Radomiaka, wywołaliśmy ogromne poruszenie w Radomiu. Klub, który w XXI wieku przeżył „twardy reset” i spadek do IV ligi, znów znalazł się w kłopotach. Bardzo szybko na pomoc ruszyli kibice ze Stowarzyszenia „Tylko Radomiak”, którzy wzięli los drużyny we własne ręce. Nie po raz pierwszy zresztą, bo to oni odbudowali klub, kiedy zadłużenie było tak ogromne, że komornicy zajmowali każdą złotówkę wpływającą na konto. Nic dziwnego, że nauczeni doświadczeniem, wolą w porę zainterweniować i nie dopuścić do powtórki sytuacji sprzed lat. Ich walka o Radomiaka to dowód, że zawsze jest światełko w tunelu. Dlatego też postanowiliśmy przybliżyć tę historię i pomóc im w obecnej bitwie o ocalenie klubu, który w tym roku świętuje 110-lecie istnienia.

Za IV ligi smak… Kibice odbudowali Radomiaka i znów mu pomagają

>Zbiórkę kibiców na wsparcie klubu znajdziecie tutaj<

***

25 sierpnia 2008 roku. Radomiak rozgrywa pierwszy domowy mecz nowego sezonu. Rywal? Mało atrakcyjny. Piast Piastów. Nie ma co się dziwić – to w końcu IV liga. Kilka lat po tym, jak Zieloni rywalizowali na zapleczu Ekstraklasy, kibice trafili w zupełnie nową rzeczywistość. Wyjazdy na Amur Wilgę, Zryw Sobolew czy Spartę Jazgarzew nie wyglądają już tak ciekawie, jak gra z Widzewem czy Śląskiem Wrocław o pierwszoligowe punkty. Fani z Radomia wiedzą jednak, że tak będą wyglądały ich najbliższe miesiące. Wspomniane wycieczki do Łodzi czy Białegostoku może i były ciekawe, jednak wpakowały drużynę w ogromne długi. Żeby złapać oddech i rozpocząć nowe życie, trzeba było odciąć się od tamtych spraw. – Od początku skupialiśmy się na tym, żeby pomóc w trudnej sytuacji, w której klub znalazł się po czasach pozornej prosperity, gry na zapleczu Ekstraklasy – mówi Łukasz Podlewski, ówczesny prezes klubu, dziś lokalny polityk.

Podlewski był jedną z osób, która reprezentowała Stowarzyszenie Kibiców „Tylko Radomiak”. W 2006 roku kibice zorganizowali się, żeby wprowadzić do zarządu swoich ludzi. Nie po to, żeby rządzić. Po to, żeby ratować, bo Radomiak złożył wówczas wniosek o upadłość z postępowaniem układowym. – Chcieliśmy w ciężkim czasie zadbać o interesy klubu. Zaczęło się od 15 osób, które założyły stowarzyszenie, potem grupa ewoluowała i było w niej coraz więcej osób. Każdy dokładał swoje trzy grosze, działał z różnymi tematami, mieliśmy swoich znajomych. Głównie chodziło o to, żeby na walnym zebraniu wprowadzić nowy zarząd. Mocno się zorganizowaliśmy i to się udało – tłumaczy nam Dawid Zwierzyk, reprezentujący SK „Tylko Radomiak”.

Jak zła była wówczas sytuacja? – Nie było nawet ciepłej wody, trzeba było się kąpać w zimnej. Na pieniądze się czekało – wspomina Maciej Lesisz, dziś asystent, wtedy piłkarz Radomiaka. – Pamiętam, że zastanawialiśmy się z chłopakami, czy zostać w klubie. Większość została, bo nam wychowankom zależało na tym, żeby pomóc – dodaje.

Reklama

Kiedy kibice robią transfery

Ludzie związani ze Stowarzyszeniem przejęli klub jeszcze w trzeciej lidze. Dlaczego więc rok później Radomiak znalazł się na niższym szczeblu? Okazało się, że twardy reset był jedynym logicznym rozwiązaniem. Długi były tak ogromne, że nie było czego ratować. – Klub zalegał praktycznie w każdej instytucji i podmiocie, z którym współpracował. Pogotowie, ochrona, rachunki za wodę i telefon… Umów czy ugód zawartych z piłkarzami oraz sztabem nikt nie spłacał. Dzięki działaniom Stowarzyszenia udało się rozpocząć sezon 2007/2008, ale nie dało się tego kontynuować rok później. Pieniądze od sponsorów, które pozyskiwaliśmy, od razu zajmował komornik. Poprzednie władze zostawiły rachunki z niezapłaconym VAT-em na 20 tys. zł. Każdy, kto orientuje się w ekonomii, wie, że skoro tak, to przychód był. Kiedy poszliśmy do Urzędu Skarbowego po ugodę, usłyszeliśmy, że nie możemy jej dostać, bo cztery poprzednie zostały zerwane, to była już recydywa – opowiada Podlewski.

Na kibicowskiej stronie Radomiaka znajdujemy notkę z tego okresu. Informuje ona o tym, że w 2007 roku nowe władze postanowiły założyć Spółkę Akcyjną, która była jedyną szansą na uratowanie klubu. Mirosław Hernik, ówczesny właściciel Zielonych miał wyłożyć potrzebne pół miliona złotych. Dzięki temu ruchowi długi wobec piłkarzy czy PZPN przejąłby nowy podmiot, a zobowiązania wobec ZUS czy US ciążyłyby na poprzednim. – Wtedy prawo stanowiło tak, że osoby, które doprowadziły do zadłużenia, odpowiadały za nie swoim majątkiem – mówi nam ówczesny prezes klubu.

Nie było w klubie kompletnie nic, trzeba było to położyć, innego wyjścia nie było. Prowadziliśmy wtedy mnóstwo działań przy ROZPN, żeby nie trzeba było zaczynać od B Klasy. To się udało i zaczęliśmy w IV lidze – tłumaczy Dawid Zwierzyk.

Stowarzyszenie Kibiców „Tylko Radomiak” zorganizowało wtedy wszystko. Od strojów dla piłkarzy po nawet… transfery. To dzięki kibicom udało się sprowadzić do klubu Pawła Tarnowskiego czy Dariusza Mortkę. Każdy uruchamiał swoje kontakty, znajomych i tak do klubu dołączali sponsorzy czy darczyńcy. W Radomiu grała wtedy drużyna głównie złożona z lokalnych piłkarzy, którzy nie mieli żadnych problemów z wygraniem IV ligi. – Mogę się pochwalić, że za moich czasów w Radomiaku 90 proc. zawodników pochodziło z regionu. To była też zasługa tamtej młodzieży, wtedy graliśmy o mistrzostwo Polski juniorów z Koroną Kielce. Udało się też awansować do trzeciej ligi – mówi Podlewski.

Spokój? Tylko na chwilę

Radomski klub odciął się od przeszłości. Kiedy Podlewski w 2010 roku odchodził ze stanowiska, długów już praktycznie nie było. – Do dziś mam dokumenty, w których stoi, że na koniec 2010 roku nie zalegamy z żadnymi składami. Mieliśmy ok. 100 tysięcy długów, ale to była bieżąca działalność, coś nieodczuwalnego – zdradza były prezes.

Reklama

Za pracę, którą wykonali Podlewski z Hernikiem, przyszło im… stanąć przed sądem. Poprzedni właściciele próbowali zrzucić z barków długi, które wygenerowali i obciążyć nimi dopiero co uratowany klub. – To była działalność złośliwa – ocenia Podlewski. Hernik natomiast, po szczęśliwym zakończeniu sprawy nie krył, że kosztowała go ona dużo zdrowia.

Kibice wiele zrobili dla podniesienia klubu, także pod względem marketingowym. Radomiak zaczął być kojarzony dobrze, ale jak się okazało, nie był to koniec problemów. Już w 2011 roku dało się wyczuć wzajemną niechęć między Stowarzyszeniem a Mirosławem Hernikiem. Kilka miesięcy wcześniej właściciel klubu chciał sprzedać kibicom akcje, jednak ci uznawali, że przejęcie przez nich Radomiaka to ostateczność. Niemniej nie pasowało im to, jak wyglądał klub.

Troszkę inaczej wyobrażaliśmy to sobie w momencie zmian strukturalnych. Jesteśmy wdzięczni, że wyciągnął do nas rękę, ale na niektóre rzeczy musimy ponarzekać. Radomiak to miała być nowa jakość na każdej płaszczyźnie, w co włożyliśmy wiele działań. Radomiak nie poszedł do przodu, tak, jak tego oczekiwaliśmy. Tułamy się po niskich ligach. Gdzie dziś jesteśmy, dlaczego ciągle popełniamy te same błędy? Powstała jakaś hermetyczna bańka, w której funkcjonuje kilka osób, zamkniętych na współpracę z inwestorami i sponsorami – tłumaczył wówczas Rafał Rezulski, prezes Stowarzyszenia Kibiców w rozmowie z portalem „SportRadom.pl”.

Ostatecznie, w sezonie 2012/2013 Radomiak pojawił się w drugiej lidze, więc krok do przodu został wykonany. Ale jednocześnie był to ostatni rok, w którym klub był w rękach Hernika. Znów trzeba było zmierzyć się z długami. – Każdy wie, że za Hernika było wiele problemów, to nie był high life. Szanujemy podaną nam rękę, ale to człowiek, który, choć jest miłośnikiem sportu, miał ograniczone horyzonty w wielu sprawach. Kiedy odchodził znów były długi, ale to trzeba zaznaczyć: znacznie, znacznie mniejsze niż poprzednio – mówi nam Zwierzyk.

Jak trwoga to do… kibiców

Stowarzyszenie znów zabrało się do pracy, żeby Zieloni zostali w lidze, do której tak długo próbowali się dostać. Widmo reorganizacji rozgrywek sprawiało, że był to cel niezwykle trudny do wykonania. Zwłaszcza dla klubu, który musiał znaleźć nowego właściciela. – Zaczęły się działania, żeby sprowadzić tutaj kogoś, kto tę sytuację ogarnie. Dzięki kontaktom czy znajomościom udało się przekazać klub w ręce pana Piotra Nowocienia – przybliża sprawę przedstawiciel SK „Tylko Radomiak”.

Niestety, utrzymać ligi się nie udało. W zasadzie nic dziwnego, skoro po pierwszym sezonie w drugiej lidze większości zawodników wygasały kontrakty, a kadrę trzeba było budować od nowa. Oczywiście znów stawiano w dużej mierze na ludzi z regionu. Spadku nikt nie miał Zielonym za złe, wręcz przeciwnie. Kibice zaprezentowali wtedy pamiętną oprawę: robimy krok w tył, żeby się rozpędzić. – Wsparcie kibiców odczuwaliśmy zwłaszcza po reorganizacji, wtedy ponieśli nas do awansu – wspomina Maciej Świdzikowski, obecny kapitan Radomiaka. – Trener Magnuszewski zmontował wtedy świetny zespół, stworzył kolektyw. Trzymaliśmy się ze sobą poza boiskiem i na nim, to byli ludzie stąd. Dzięki temu udało się szybko powrócić do drugiej ligi. Choć powiem szczerze, nie było to zakładane przed sezonem, nie było takiej presji. Tamta trzecia liga też była silna, był tam ŁKS czy Polonia – dodaje.

„Banda Magnolii” do dziś jest w Radomiu wspominana jako jeden z najlepszych zespołów ostatnich lat. Rzeczywiście ciężko było znaleźć wówczas osoby, które nie były zżyte z Radomiakiem. Nawet Nigeryjczyk Chinonso Agu szybko stał się częścią rodziny i niedługo potem przyjął obywatelstwo polskie. Z drużyną pełną piłkarzy z regionu utożsamiali się kibice. Na wyjazdowy baraż do Sandomierza, gdzie decydowały się losy awansu, pojechały setki osób, mimo że klub nie dostał biletów. Stali pod bramą i stamtąd dopingowali drużynę. Piłkarze natomiast odwdzięczyli im się później, wspólnie fetując awans.

A jak to wyglądało od strony organizacyjnej? Świdzikowski twierdzi, że żadnych problemów z płynnością w klubie nie było. Kiedy klub przejmował Piotr Nowocień, nie dało się tego nawet odczuć. Zresztą do właściciela dołączył Paweł Redestowicz i jego firma Windoor, która jako główny sponsor zadbała o stabilność Radomiaka.

Nowe rozdanie

Miłe chwile szybko trzeba było jednak puścić w niepamięć, bo przed klubem stanęło duże wyzwanie. Gra w scalonej drugiej lidze niosła za sobą wyższe koszta. Dlatego grono współwłaścicieli miało się powiększyć. Na horyzoncie pojawili się Grzegorz Gilewski oraz Sławomir Stempniewski, byli sędziowie, a obecnie biznesmeni, którzy mieli zagwarantować nie tylko to, że Radomiak przestanie balansować między trzecią a drugą ligą, ale też, że zacznie piąć się w górę. – Kiedy wchodzili nowi właściciele, Piotr Nowocień wszystko już wyprostował. Klub był na zero, zaczynał z czystą kartą. Przekształcono go wtedy ze spółki akcyjnej w spółkę z.o.o. Władze rozszerzono po to, żeby pójść do przodu – mówi Dawid Zwierzyk.

Twarzą klubu został Stempniewski, który utworzył jednoosobowy zarząd. Kibice byli pełni nadziei, bo „sympatyczny pan Sławek z Canal+” dobrze się kojarzył i pozytywnie wpływał wizerunkowo na drużynę. Czynił też odważne zapowiedzi. – Dlaczego Radomiak? Jestem biznesowo związany z Radomiem od ładnych paru lat, to nie powinno dziwić. Dwaj współwłaściciele poszukiwali nowych opcji, chcieli wdrożyć kogoś nowego, podnieść potencjał. Postanowiłem więc pomóc również ja: logistycznie, mentalnie i finansowo – tłumaczył na konferencji prasowej. – Fakt, mówi się, że na piłce nie można zarobić, ale czy tu chodzi o konieczny zarobek? Można przecież w piłkę się pobawić, a za dobrą zabawę się płaci – dodał i zwłaszcza te ostatnie słowa warto zapamiętać.

Drużyna przeszła wtedy przebudowę i powoli zaczęła tracić regionalność. – Faktycznie, roszad było sporo, jeszcze kiedy pracował trener Magnuszewski. Ale tak to chyba wygląda, że im wyżej, tym ciężej opierać się tylko na chłopakach z regionu – uważa Świdzikowski.

Kibicom nie zawsze jednak to pasowało. Początkowo nie było jeszcze najgorzej, ale z czasem zarząd coraz mocniej przebudowywał klub. Zaczęło się od zwolnienia trenera Magnuszewskiego, którego miejsce zajął Werner Liczka. Znany szkoleniowiec z równie znanymi wadami. Po pierwsze, ciężko było posądzać jego drużynę o efektowny futbol. Po drugie, ciężko było posądzać go o nowoczesne metody. W drugim sezonie w drugiej lidze Radomiak miał już walczyć o awans, jednak wyłożył się w rundzie wiosennej. Drużyna wspominała po latach, że Liczka kompletnie ich zajechał zimą. Podobnie mówił zresztą trener Robert Podoliński, który w kwietniu otrzymał misję uratowania awansu. Nie udało się, w barażach radomianie przegrali 0:4 i 0:2 z Bytovią. Po domowym meczu kibice byli sfrustrowani, za co werbalnie oberwało się wielu piłkarzom. Pretensji nie kierowano jedynie do „ludzi stąd”, bo co do ich zaangażowania nikt nie miał wątpliwości.

Piękne pozory

Wspominamy o tym dlatego, że kolejny etap czystki dotknął m.in. Szymona Stanisławskiego, który mocno przeżywał tamto niepowodzenie. Napastnik, chcąc nie chcąc, stał się symbolem zmian w Radomiaku. W jego miejsce sprowadzono Czecha Jakuba Rolinca, z którego żartowano, bo… w żaden sposób nie mógł trafić do bramki. Stanisławski natomiast w żaden sposób nie mógł udowodnić, że jest lepszy, bo grał tyle, co kot napłakał. Zimą trener Jerzy Cyrak zakomunikował przed kamerami, że jeśli chce grać, powinien znaleźć sobie inny klub. To tylko pogorszyło podejście kibiców do wyplewiania z Radomiaka lokalnych akcentów. Zwłaszcza że potem Zieloni znów zawalili awans, przyklejając sobie łatkę wiosennych niepowodzeń i wykładania się na ostatniej prostej. Zmienił to dopiero Dariusz Banasik, który podobnie jak Magnuszewski postawił na kolektyw. Być może bardziej warszawski, bo do klubu trafiło sporo osób, które współpracowały z tym szkoleniowcem w Legii, jednak zmianę atmosfery dało się wyczuć i zaowocowała ona awansem do pierwszej ligi.

Pewien krąg został więc domknięty – Radomiak po latach tułaczki i podnoszenia klubu przez kibiców, wrócił na zaplecze Ekstraklasy. W mieście zapanowała euforia, tym bardziej że zapowiedzi znów były odważne. Prezes Stempniewski stwierdził, że „nie chce być efemerydą”, a znaczna podwyżka miejskich stypendiów pozwoliła radomianom na transfery, o jakich inni beniaminkowie mogli pomarzyć. Za tym poszły rzecz jasna wyniki. Nie bez przyczyny Zieloni po jesieni mogli szykować się do bitwy o awans. Udany rok 2019 sprawił, że trochę w cień odsunęły się czarne chmury, które wisiały nad drużyną.

Po latach zakończonych nieudaną bitwą o awans kibice często podawali w wątpliwość funkcjonowanie klubu, zwłaszcza pod względem finansowym. Tajemnicą poliszynela były też nieporozumienia nawet na szczeblu właścicielskim. Tam też nie wszystko było jasne i czytelne, co nie wszystkim pasowało. Sukcesy przykryły te dyskusje, jednak wróciły one ze zdwojoną siłą w 2020 roku.

Jeśli dotarliście do tego momentu, pewnie dobrze wiecie, kiedy wszystko się zaczęło. Jeśli nie, opisywaliśmy to szerzej m.in. w tym tekście. Doszło do tego, że w kwietniu demony ze starych lat powróciły. Miasto ogłosiło zamrożenie stypendiów, o zaległości zaczęli upominać się obecni oraz byli piłkarze. Kiedy pisaliśmy tekst o tym, że Radomiak może nawet nie otrzymać licencji, sytuacja była naprawdę zła. Zobowiązania, które trzeba było natychmiast spłacić, sięgały kilkuset tysięcy złotych. Przed oczami niektórych osób znów mogły przelecieć wyjazdy na Amur Wilgę i bitwy o wydostanie się z trzeciej ligi. I wtedy weszli oni, cali na biało.

Za dobrą zabawę trzeba zapłacić

Stowarzyszenie Kibiców „Tylko Radomiak” znów ruszyło klubowi na pomoc. Przede wszystkim zorganizowano zbiórkę, która ma na celu zebranie 100 tysięcy złotych, żeby przetrwać trudny okres i nie zatracić płynności. Oczywiście nie będzie tak, że te pieniądze zostaną po prostu przekazane klubowi, bez upewnienia się, na co zostaną one wydane. Na Facebooku Stowarzyszenie zaznacza, że nie wyobraża sobie, że nie będzie miało na nic wpływu. To samo słyszymy od Dawida Zwierzyka. – Mimo że klub to obecnie spółka prawa handlowego, społeczność i kibice oczekują jasności związanej z funkcjonowaniem i przyszłością, przede wszystkim pod względem finansowym. Czynimy starania, żeby wyjaśnić sytuację. Na tę chwilę nie możemy mówić o szczegółach choćby jeśli chodzi o zadłużenie, ale zapewniamy wszystkich, że każda złotówka będzie odpowiednio wydana.

Starania fanów Radomiaka to jednak nie tylko zbiórka. Stowarzyszenie mocno pomogło w tym, żeby załatwić najpilniejsze potrzeby i zobowiązania. Kiedy okazało się, że sytuacja klubu nie jest zbyt wesoła, nawet osoby nie do końca dogadujące się z prezesem Stempniewskim, zaczęły pomagać, właśnie dzięki zaangażowaniu kibiców.

Co to zmieniło? Dużo. Dogadano się m.in. z piłkarzami, którzy wcześniej nie chcieli rozmawiać z zarządem o obniżkach pensji, bo czuli się niesprawiedliwie potraktowani w sprawie zaległych premii. Teraz w końcu dostali konkretne informacje i zapewnienia, dzięki czemu najbliższe miesiące w Radomiu będą znacznie łatwiejsze. Co ciekawe, nawet piłkarze spoza regionu, bardzo się przejęli możliwością upadku klubu. Zresztą to nic nowego – podczas zbierania wieści o zaległościach od wielu osób słyszeliśmy: „Szkoda, że tak to wygląda. Świetne miasto, świetni kibice, tylko to zarządzanie…” Tak jak pisaliśmy w poprzednich artykułach, niektórzy zawodnicy byli nawet gotowi do rozmów, ale mieli dość milczącego telefonu i olewania prób kontaktu z ich strony.

I właśnie to udało się wyprostować, dzięki interwencji Stowarzyszenia. Znamienne zresztą, że kiedy jeden z zawodników niezwiązanych poza piłkarsko z Radomiem usłyszał, że klub może upaść, był gotów zrzec się zobowiązań, byle tylko czarny scenariusz się nie sprawdził. Nazwiskami sypać nie będziemy, ale miejscowi fani zapewne domyślą się, o kogo chodzi.

Płatności pilnej potrzeby udało się już załatwić, więc z przyznaniem Radomiakowi licencji nie powinno być problemu. Teraz Stowarzyszenie w porozumieniu ze współwłaścicielami zajmie się prostowaniem bieżących spraw. Niewykluczone też, że do pomocy włączy się rada miejska w Radomiu. Stypendia dla klubu cofnął prezydent, który tłumaczył to pilniejszymi wydatkami. Po tym, jak okazało się, że zespół wróci do gry i podstaw prawnych do wycofania stypendiów nie ma, miasto zobowiązało się do wsparcia klubu w inny sposób. W tej sprawie brakuje jednak konkretów, a przecież do gry Zieloni wrócą za niespełna miesiąc. Dlatego można powalczyć o to, żeby stypendia jednak zostały wypłacone.

Najszybszą drogą dostarczenia pieniędzy jest jednak wsparcie zbiórki, o co apeluje również radny Łukasz Podlewski. – Renoma Stowarzyszenia, które tę zbiórkę prowadzi, jest chyba wszystkim dobrze znana. Osobiście mogę poręczyć, że ci ludzie każdą złotówkę obejrzą nawet nie dwa, a trzy razy i pomogą klubowi. Dlatego każda wpłata, nawet ta symboliczna, jest bardzo ważna.

Stowarzyszenie zachęca do wpłat i dziękuje za wsparcie. – Chcielibyśmy z tego miejsca podziękować wszystkim niewymienionym z nazwiska członkom za zaangażowanie i walkę o to, żeby Radomiak trwał i był jak najwyżej na mapie piłkarskiej Polski – mówi nam Dawid Zwierzyk.

Jako media zajmujemy się przede wszystkim informowaniem, ale skoro nagłośniliśmy to, że ktoś doprowadził do tak nieciekawej sytuacji w Radomiaku, sprawiedliwie jest też powiedzieć, że ktoś chce to naprawić. Historia upadku i odbudowy radomskiego klubu to materiał na mocną książkę. W niej wzmianka o tym, jaki udział w akcji ratunkowej miało Stowarzyszenie Kibiców „Tylko Radomiak”, pojawiałaby się zapewne w każdym rozdziale. Dlatego teraz, wspólnie z nimi, warto zadbać o to, żeby ta książka nie doczekała się kontynuacji.

Link do zbiórki znajdziecie TUTAJ.

SZYMON JANCZYK

Fot. Aleksandra Krzemińska/Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
0
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Weszło

Polecane

Czasy się zmieniają, on wciąż na szczycie. O’Sullivan walczy o ósme mistrzostwo świata

Sebastian Warzecha
6
Czasy się zmieniają, on wciąż na szczycie. O’Sullivan walczy o ósme mistrzostwo świata
Polecane

W objęciach Skarbu Państwa. Sprawdzamy wkład państwowych spółek w polskie kluby

Szymon Szczepanik
34
W objęciach Skarbu Państwa. Sprawdzamy wkład państwowych spółek w polskie kluby
Polecane

Czy każdy głupi może wejść na Mount Everest? „Bilet lotniczy i wio”

Kacper Marciniak
18
Czy każdy głupi może wejść na Mount Everest? „Bilet lotniczy i wio”
Inne kraje

Życie i śmierć w RPA. Dlaczego czarni są rozczarowani wolnością i partią Mandeli?

Szymon Janczyk
69
Życie i śmierć w RPA. Dlaczego czarni są rozczarowani wolnością i partią Mandeli?

Komentarze

12 komentarzy

Loading...