Reklama

Stawowy: Byłem zaskoczony telefonem z ŁKS-u

Wojciech Piela

Autor:Wojciech Piela

05 maja 2020, 18:09 • 11 min czytania 10 komentarzy

Przez pięć ostatnich lat w środowisku piłkarskim Wojciech Stawowy kojarzył się niejednoznacznie. Mówiło się o nim: wizjoner, zwolennik gry opartej na krótkich podaniach, zdolny taktyk, ale również przypominało się jego nierealistyczne zapowiedzi gry w Lidze Mistrzów w Widzewie czy wściekłość kibiców po nieudanej przygodzie w GKS-ie Katowice. 54-letni szkoleniowiec, który ostatnie lata spędził na stanowisku dyrektora sportowego w Escoli Varsovia, dziś wraca, aby zapisać nową kartę w swoim CV. O wyciągniętych wnioskach, roli Krzysztofa Przytuły w jego sprowadzeniu oraz dziedzictwie Kazimierza Moskala opowiedział w naszym wywiadzie. Zapraszamy.

Stawowy: Byłem zaskoczony telefonem z ŁKS-u

***

Co się odwlecze to nie uciecze?

Rzeczywiście, dwa lata temu po awansie zespołu do I Ligi, pojawił się kontakt ze strony ŁKS-u. Prowadziliśmy z prezesem Salskim rozmowy, ale nie skończyły się one finalizacją. Nie ma co do tego wracać, dlaczego tak się stało. Zwłaszcza, że ŁKS wyszedł na tym dobrze, bo przyszedł Kazimierz Moskal i zrobił świetne wyniki. Nie jest powiedziane, że ja wywalczyłbym ten awans, a on tego dokonał. Na pewno chciałbym powtórzyć w jakimś procencie, to co wypracował mój poprzednik. Zawód trenera ma jednak to do siebie, że czasem coś się psuje i traci się pracę. Sam kilka razy byłem w takiej sytuacji.

Drugim momentem, gdy wydawało się, że wróci pan na karuzelę trenerską było jesienne zainteresowanie z Arki Gdynia.

Reklama

Temat był dosyć poważny, bo byłem nawet w Gdyni na długich i konkretnych rozmowach. Choć odbyły się one w miłej atmosferze, ostatecznie nie zostałem trenerem Arki.

Dlaczego?

Jeśli chodzi o szczegóły kontraktu, nie było z mojej strony żadnych problemów. Były jednak rozbieżności w kwestiach dotyczących wizji i celów klubu.

Bardzo był pan zaskoczony telefonem od prezesa Salskiego?

Nie będę ukrywał, że tak, choć oczywiście niespodzianka była przyjemna.

Gdyby nie osoba Krzysztofa Przytuły, nie pracowałby pan w ŁKS-ie?

Reklama

Tego nie wiem, choć zdaję sobie sprawę, że w ten sposób jest to komentowane. Znamy się wiele lat, ale od czasu, gdy rozmawialiśmy o moim poprzednim przyjściu do klubu w 2018 roku, nasz kontakt był bardzo ograniczony. Tak naprawdę sprowadzał się on do życzeń świątecznych czy imieninowych. Nie było żadnych sygnałów, abym baczniej obserwował grę ŁKSu, bo coś może się wydarzyć. Taka potrzeba zresztą nie istniała, bo trener Moskal robił naprawdę świetną robotę. Mocno im kibicowałem z tego względu, że bardzo podobał mi się styl gry łódzkiej ekipy. Nawet w ostatnim czasie, gdy wyniki się pogorszyły, nie spodziewałem się żadnego telefonu w tej sprawie.

Fakt, że wraca pan do ligi, po wielu latach, akurat do ŁKS-u, gdzie dyrektorem jest pana były podopieczny, trudno jednak uznać za przypadkowy.

Absolutnie rozumiem ten tok rozumowania i wiem, że życie pisze różne scenariusze. W wielu klubach pracujące ze sobą osoby znają się bardzo dobrze – nie ma w tym nic dziwnego. Ważne jest, aby kierować się nie kolesiostwem, a dobrem klubu. Władzom klubu przede wszystkim zależało na tym, aby nie doprowadzać do totalnej rewolucji. Sam prezes wypowiadał się przecież często, że tego dynamicznego rozwoju nie byłoby, gdyby nie trener Moskal. Jego odejście na pewno nie było przyjemne dla nikogo w klubie. Jestem w stanie zapewnić pewną kontynuację, choć na pewno dodam swoje elementy do całej strategii i filozofii gry. Gdybym wiedział, że tylko znajomości decydują o podjęciu przeze mnie pracy, to nigdy bym takiej oferty nie przyjął.

Jak wyglądały negocjacje?

Zbyt długo nie musiałem się zastanawiać. Na samym początku postawiłem tylko jeden istotny warunek. Chciałem wiedzieć, czy na pewno klub jest w stu procentach przekonany, aby dalej nie kontynuować pracy z trenerem Moskalem. Nie mam ochoty bowiem być postrzegany, jako osoba, która kogoś wygryzła. Dla mnie etyka zawodowa jest bardzo ważna. Dowiedziałem się jednak, że sytuacja była już uzgodniona we wzajemnej przyjaźni, więc podjąłem rozmowy, a do porozumienia doszliśmy bardzo szybko.

Kontaktował się pan z trenerem Moskalem, aby uzyskać od niego informacje odnośnie do poszczególnych zawodników i stanu drużyny?

Jeszcze nie, ale na pewno będę chciał to zrobić. Wiem jednak, jaka jest sytuacja, gdy ktoś odchodzi z danego miejsca pracy. Nie są to przyjemne chwile, dlatego na razie nie zamierzam mu zawracać głowy swoją osobą. Przyjdzie na to czas.

Dyrektor Przytuła ostrzegał, że widzewska przeszłość może być niemile widziana w nowych kręgach miasta?

Niezdecydowanych kibiców będę chciał po prostu przekonać dobrą grą i zwycięstwami. Przeszłość zostawmy już za sobą, tym bardziej, że nie był to łatwy okres. Starałem się pracować najlepiej, jak potrafiłem, ale skończyło się spadkiem. Miałem w sobie jednak tyle odwagi, aby wziąć całość na klatę, mimo, że nie wszystko ode mnie zależało. Teraz jednak skupiam się na ŁKS-ie i chciałbym osiągnąć tutaj sukces.

Jak podchodzi pan do kwestii sanitarnych? Choć przeszedł pan test na koronawirusa, to w ostatnim czasie nie musiał podlegać przymusowej kwarantannie, tak jak zawodnicy.

Od razu po przyjeździe do Łodzi przeszedłem wszystkie możliwe testy i wiem, że nie mam niczego, co mogłoby przeszkodzić mi w pracy. To na pewno pozytywna informacja. Bardzo przestrzegałem wszystkich instrukcji nawet nie wiedząc jeszcze, że zostanę trenerem ŁKS-u. Mam rodzinę i jestem dorosłym człowiekiem, więc nie mogłem sobie pozwolić na nieodpowiedzialne zachowania. Zalecenia zdrowotne padają przecież od osób znających się na rzeczy. Ja nie chcę być mądrzejszy od nich, więc moją rolą jest po prostu skupić się na pracy. Chciałbym mieć oczywiście zawodników zdrowych, a nie działać ze świadomością, że czekam na kolejnych zakażonych.

Obecna sytuacja stanowi utrudnienie?

Nie o to chodzi, aby narzekać, ale na pewno jest to pewien dyskomfort. Przynajmniej na początku nie będę miał do dyspozycji pełnej grupy, a treningi w kilka osób to na pewno inna formuła pracy. Przejmuję zespół w trudnym momencie, więc na pewno każdy dzień jest bardzo ważny. Ten czas nie dotyczy jednak tylko ŁKS-u, dlatego musimy sobie poradzić.

Skąd pomysł na Rolanda Thomasa w roli asystenta? Dla większości kibiców to postać anonimowa.

Każdy kiedyś był anonimowy. Mam jednak nadzieję, że Roland z każdym miesiącem będzie dawał dowody na to, że ma wysokie umiejętności trenerskie. Poznaliśmy się w Escoli Varsovia i bardzo dobrze zna moją filozofię prowadzenia gry. Taki szkoleniowiec jest mi niezwykle potrzebny, gdyż może bezpośrednio wejść w proces szkoleniowy bez żadnego przyuczenia. Tym bardziej jest to ważne w okresie, gdzie będziemy musieli prowadzić dużo zajęć taktycznych, aby zespół przystosował się do mojego pomysłu. Ma duży talent, który na pewno kiedyś doprowadzi go na wysoki pułap. Nie jest też rzucony na głęboką wodę. Nie będzie bowiem podejmował strategicznych decyzji, ale na pewno liczę na jego pomoc. Cieszę się również, że w klubie pozostali inni trenerzy również posiadający wysokie kompetencje.

Z prezesem i dyrektorem macie z tyłu głowy wizję klubu po spadku czy liczy się tylko walka o utrzymanie?

To drugie. Całą energię skupiamy na powrocie do rozgrywek ligowych. Przekazałem drużynie na pierwszym spotkaniu, że przed nami zupełnie nowy okres przygotowawczy i nowa tabela. Nie interesuje mnie, co będzie po sezonie. Najważniejszy jest zbliżający się mecz z Górnikiem Zabrze, bo dopóki są szanse na utrzymanie, trzeba o nie walczyć. Mocno wierzę w to, że uda się zachować ligowy byt. Chcemy również, aby ŁKS się utrzymał dla satysfakcji trenera Moskala. Śmiem twierdzić, że większa będzie w tym jego zasługa niż moja.

Powiesi pan krzyż w szatni ŁKS-u? Bez boskiej pomocy przy stracie 11 punktów może być trudno.

Na pewno jestem osobą wierzącą i misję utrzymania ŁKS-u również powierzam Panu Bogu. Myślę jednak, że kibica piłkarskiego interesuje najbardziej to, jak dana drużyna będzie prezentować się na boisku. Wiele historii słyszałem na swój temat, które były ubarwione i przekręcone. Ja do wiary nigdy nikogo nie zmuszałem i nie będę tego robił. Chcę się skupić na pracy na treningach, relacjach z zawodnikami w szatni i poza nią, a wtedy będzie większa szansa na osiągnięcie dobrych wyników. Bardzo chciałbym, aby ze mną rozmawiać o kwestiach piłkarskich, a nie przypominać o rzeczach wyrwanych z kontekstu. Cały czas ciągnie się za mną przecież Liga Mistrzów albo 10-letni kontrakt w Cracovii. Myślę, że jest wiele ciekawszych rzeczy, których można się ode mnie dowiedzieć.

Dobrze. To chciałbym się dowiedzieć w takim razie, co na dzisiaj wie pan o stanie posiadania ŁKS-u. Według wielu kadra zespołu jest najgorsza albo prawie najgorsza w lidze. Da się z takim zespołem utrzymać?

Oglądałem mecze ŁKS-u, ale najlepszą lekcję wiedzy o klubie będę miał teraz, gdy rozpocznę z nim pracę. Natomiast po tym, co zobaczyłem wcale nie uważam, że ŁKS ma piętnastą czy szesnastą kadrę w lidze. Tu są naprawdę zdolni piłkarze o wysokim poziomie zaawansowania technicznego. Trzeba ich po prostu podbudować mentalnie i uzmysłowić, że nie zawsze potrafili swój talent odpowiednio sprzedać. Wszystko nadal przecież zależy od nas.

Kiedyś motywował pan zawodników Cracovii przed derbami puszczając fragmenty filmu „Krzyżacy”. Ma pan przygotowane na podorędziu różne części „Rocky’ego”? Motywacja na pewno w takim momencie się przyda.

Akurat z tym „Rockym” to muszę przyznać, że pan przestrzelił. To, że kiedyś puszczałem różne filmy, nie oznacza, że robię to dzisiaj. Ze wszystkiego trzeba wyciągać wnioski. Na pewno nie czuję się jednak takim trenerem, który nie umiałby zmotywować zespołu. Czekam z niecierpliwością na odprawy z zawodnikami i wtedy je zaprezentuję. Zresztą na tyle, ile mogę już to czynię, bo pierwsze rozmowy się odbyły. Najlepiej niech oni się o nich wypowiadają, gdyż na pewno nie będę tego zabraniał.

Jest pan nową wersją siebie po kilku latach nieobecności w Ekstraklasie?

Mam taką nadzieję. Nie wyobrażam sobie, aby trener nad sobą nie pracował. Gdyby tak było, to stałby w miejscu. Sporo się u mnie zmieniło, ale przynajmniej chyba nie najgorzej o siebie dbam, bo nie mam problemów z nadwagą. Analizowałem swoje wpadki zarówno w procesie decyzyjnym, jak i w kontaktach z mediami. Wiem, że dzisiaj zachowałbym się w pewnych kwestiach inaczej. Mam dużo wiary w swoje umiejętności i chciałbym po ludzku pomóc ŁKS-owi w trudnej sytuacji.

Jest pan przygotowany na porażki? Mówiło się o panu w Cracovii, że bywa pan obrażalski.

Mężczyźni z reguły się nie obrażają. Chodziłem po prostu mocno zdenerwowany, a to są dwie różne rzeczy. Na pewno to mi nie minęło. Gdy widzę, że ktoś coś robi nie tak, to nie zachowuję się jak ciepła klucha, tylko reaguję w sposób, w jaki powinien to zrobić trener. Jestem w pracy trochę cholerykiem. Stąd może biorą się te opinie, bo współpraca ze mną na pewno do łatwych nie należy. Jest ona oparta po prostu o określone zasady i jeżeli ktoś umie ich przestrzegać, to pracuje nam się bardzo fajnie.

W wywiadzie dla Przeglądu Sportowego powiedział pan takie zdanie: „Jeśli się gra konsekwentnie, dobrze, to nie ma znaczenia, że rywal wie, co się prezentuje. Dlatego też jestem przeciwnikiem zamykania treningów. Dla mnie to śmieszne.” Rozumiem, że po okresie pandemii, dziennikarze będą zapraszani na zajęcia?

Jak najbardziej. Chciałbym tylko zweryfikować jedną rzecz. Mam na myśli przede wszystkim kwestie związane ze stałymi fragmentami czy stylem gry, które mają być znane tylko nam. Aż tak nie będziemy ułatwiać zadania przeciwnikom. Na pewno jestem jednak otwarty na różne staże trenerskie, wówczas nawet zajęcia strategiczne będę udostępniał. Kopiowanie pewnego stylu nie zawsze przyniesie bowiem pożądany efekt w innym środowisku. Czasami na treningach potrzebny jest też spokój, aby nie rozpraszać zawodników. To jest kwestia złożona, ale nie jestem osobą, która będzie na siłę zamykać się przed środowiskiem.

Pozwoli pan piłkarzom na piwo po wygranym meczu? Kiedyś również w tej kwestii bywał pan rygorystyczny.

Jeśli się utrzymamy, to pewnie nawet nie na jedno.

Wcześniej bez szans?

Przed nami wielka wojna, a każdy wygrany mecz będzie bitwą, po której nie będziemy mogli osiąść na laurach. Dla nas porażki niestety będą oznaczały spadek, więc punktować musimy do samego końca. Jeśli przyjdą dwa udane mecze, to potem musi pojawić się trzeci, czwarty i piąty. Nie ma innej drogi.

Sposób gry będzie determinował wynik?

Najlepiej byłoby połączyć ładną grę z wygrywaniem meczów. Trzeba jednak pamiętać o priorytetach. Dla mnie rzeczą najważniejszą na dziś jest to, aby ŁKS regularnie punktował. Chciałbym przede wszystkim wypracować taki styl, który pozwoli wygrywać mecze. Fajna dla oka gra nie da nam utrzymania. Zależy mi dodatkowo na tym, aby zespół był powtarzalny i przypadek nie stanowił dominującej cechy naszych działań. My nie możemy kalkulować i pozwolić sobie na to, że w meczu będziemy czekali na rozstrzygnięcie w końcówce. Od początku musimy walczyć, tak żeby każdy kibic widział, że pozostawiamy zdrowie na boisku.

Podobno w klubie nie do końca podobało się, że trener Moskal w ostatnim czasie mocniej postawił na obcokrajowców. Bywały momenty, podczas których aż sześciu jednocześnie przebywało na boisku. Dostał pan zadanie, aby mocniej postawić na młodych?

Będą grali najlepsi zawodnicy na daną chwilę. Nie będę się kierował tym, czy ktoś jest młody, doświadczony, albo ma w paszporcie Hiszpanię, Portugalię czy Polskę. Chodzi o to, aby w sposób zdrowy wygrać rywalizację, bo w naszej sytuacji nie ma miejsca na eksperymenty.

Wykreowanie napastnika to dla pana największe wyzwanie? Do tej pory liczby strzelonych goli Samu Corrala, Jakuba Wróbla czy Łukasza Sekulskiego nie powalają na kolana.

Można w ten sposób do tego podejść i dostosować taktykę pod napastnika, ale ja będę dążył do tego, aby liczba goli rozkładała się na większą liczbę zawodników. To kwestia odpowiedniego modelu gry, który pozwala na dużą kreatywność. Wierzę, że uda się go wypracować.

Będzie pan w dalszej perspektywie sięgał po młodych zawodników Escoli?

Nigdy na pewno nie zapomnę o tej akademii, gdyż bardzo dużo zawdzięczam panu Wiesławowi Wilczyńskiemu. Pracowaliśmy razem cztery lata i sprawiło mi to mnóstwo satysfakcji. Nie ukrywam, że jest tam wielu utalentowanych piłkarzy, którym będę chciał dać szansę. Przede wszystkim mamy jednak swoją akademię i planuję w niej dokonać szerokiego przeglądu zawodników. Chcemy szukać najpierw u siebie, a dopiero potem na zewnątrz. Najpierw celem podstawowym jest jednak ustabilizowanie sytuacji i utrzymanie w lidze.

Rozmawiał WOJCIECH PIELA

fot. Michał Chwieduk/Fotopyk/400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Dani Ramirez zabrał głos: Dziękuję za wsparcie. Z moim sercem wszystko w porządku

Piotr Rzepecki
3
Dani Ramirez zabrał głos: Dziękuję za wsparcie. Z moim sercem wszystko w porządku

Komentarze

10 komentarzy

Loading...