Reklama

„Kurde, bańka za mnie… A kiedyś tylko chciałem być w pierwszym zespole Podbeskidzia”

redakcja

Autor:redakcja

05 maja 2020, 17:01 • 8 min czytania 0 komentarzy

Milion złotych. Tyle jest warte 12 dobrych odpowiedzi w Milionerach albo – jak się okazuje – 58 obiecujących meczów w pierwszej lidze. Wiadomo: na warunki zachodnich klubów to żadne pieniądze, one nieco ponad 200 tysięcy euro potrafią trzymać w tylnej kieszeni i czasem zapomnieć wyjąć przed praniem. Ale w Polsce? Bardzo solidna kasa za nastolatka. Teraz wszystko zależy od Kacpra Kostorza, czy ciężar tej gotówki będzie umiał unieść, czy też ona jednak go przygniecie.

„Kurde, bańka za mnie… A kiedyś tylko chciałem być w pierwszym zespole Podbeskidzia”

Zapraszamy na kolejny odcinek Patrzymy w Przyszłość, cyklu, który tworzymy wraz z PKO Bank Polski.

– Pomyślałem: kurde, bańka… – wspomina Kostorz ofertę Legii. – Kiedyś chciałem być w pierwszym składzie Podbeskidzia, a tutaj przyszła oferta na milion złotych. To na pewno dało mi energię i kopa do jeszcze większej pracy, bo przecież nie jest tak, że ktoś przychodzi i wyciąga bańkę bez większego przemyślenia. Bardzo się ucieszyłem, że Legia się mną zainteresowała. To jest wielkie wyróżnienie. Kiedyś ktoś mi powiedział, że z Legii można odejść, ale już niekoniecznie do niej przyjść. Były oferty z innych klubów, natomiast dyrektor Kucharski przedstawił mi cały plan, swoją wizję i to mnie przekonało, że Warszawa jest właściwym kierunkiem.

Nie ma wątpliwości, że w momencie przeprowadzania tego transferu, miał on ręce i nogi. Kostorz robił kolejny, naturalny krok, a Legia pokazała, że chce trochę zmienić swój profil. Jasne, niedługo później ściągnęła 30-letniego Pekharta, natomiast transfery Pyrdoła, Slisza czy Kostorza pokazywały chęć Wojskowych do stawiania na młodych. I nie zmienia tego nawet fakt wypożyczenia Kostorza zimą do Miedzi, bo choć on na chwilę Legię opuścił, to Vuković korzysta przecież z Macieja Rosołka.

Reklama

– Trener jest bardzo sprawiedliwy. Powiedział mi na przykład, że dostanę swoją szansę jesienią, jeśli będę tak dalej pracował i tak się stało. Nie rzuca słów na wiatr. Zimą pojechaliśmy na obóz, gdzie walczyłem o swoje. Mogłem zostać w Legii, ale według klubu i też według mnie najlepszą decyzją była ta o zbieraniu doświadczenia piętro niżej. W Legii trudno byłoby mi dostawać po 90 minut w meczu, tak jak miało to miejsce na początku rundy w Miedzi. Maciek Rosołek po prostu zaprezentował się na obozie lepiej. Nie traktuję tego jako ciosu, tylko jako możliwość, by wrócić do Legii i grać więcej – przyznaje Kostorz.

Dominik Nowak, trener Miedzi: – My byliśmy mocno zainteresowani Kacprem i nie był to transfer last minute, że nagle ktoś wpadł na taki pomysł. Chcieliśmy mieć dynamiczną, szybką dziewiątkę, chłopaka, który będzie umieć wychodzić na prostopadłe piłki i wpasuje się w styl naszego grania. Kacper spełnia te nasze oczekiwania, mimo że w Podbeskidziu grał głównie na skrzydle. Kiedy było wiadomo, że Kacper w Legii nie zostanie, przekonałem go do tego, że warto przyjść do Miedzi. Legia też powinna z tego skorzystać, będzie miała ogranego zawodnika. Kacper nie kręcił nosem na powrót do pierwszej ligi, nasza rozmowa była bardzo fajna. Sam powiedział, że dla niego nie jest problemem zrobić krok w tył, by potem zrobić dwa do przodu. Na pewno pomocne jest to, że gramy podobnym ustawieniem jak Legia, napastnik gra podobnie, jest dużo prostopadłych piłek, zagrań za linię obrony. Kacper się w to wpasowywał i to go też z pewnością przekonało.

I dalej: – Z tak szybkim piłkarzem jeszcze nie pracowałem. Ma dobry timing, jest często nieuchwytny dla obrońców, to jego bardzo duży atut. Ma też umiejętność znajdowania się w sytuacjach strzeleckich. Nad czym z kolei musi pracować? Nad wykorzystywaniem sytuacji, nad spokojem. Myślę, że on o tym wie i my mu też w tej pracy pomożemy. To świetny chłopak pod względem mentalnym. Nie było widać, że przyszedł z Legii. Miałem zawodników, którzy przychodzili z większych klubów i różnie to bywało, a w przypadku Kacpra jest duża skromność i pokora. On jest nastawiony na pracę, wie, że musi się dużo nauczyć i poprawić, jest skromny. Choć oczywiście wysoko mierzy. Ekstraklasa, wyjazd za granicę, kadra Polski. W tych młodszych grupach Kacper ma swoje występy, więc jeżeli nic nie zatrzyma jego rozwoju, mówię tu o kontuzjach, to może być piłkarz, który będzie na topie.

Wypożyczenie powrotne do Podbeskidzia, pół roku w Legii, wypożyczenie do Miedzi. Dużo ostatnio się dzieje w życiu Kostorza, ale to chyba nie powinno stanowić dla niego problemu. Już w juniorach często zmieniał zespoły. „Zwiedził”:

– Mieszko Piast Cieszyn
– Pasjonat Dankowice
– Podbeskidzie
– MFK Karvina
– Górnik Zabrze
– Piast Cieszyn
– by „na końcu” wrócić do Podbeskidzia.

– Często brałem udział w turniej halowych. Przyjeżdżały większe kluby i obserwowały zawodników. To były dla mnie fajne opcje, Górnik czy Pasjonat biły się o mistrzostwo Śląska. Oczywiście, ciężko jest zmieniać zespoły co pół roku, ale ja się szybko aklimatyzuje. Dlatego nie miałem też problemu, by grać w Czechach. Karvina zaprosiła mnie na trening, ja miałem blisko, 20 minut. Zdecydowałem się tam przejść, były bardzo fajne warunki do treningu, na sto procent lepsze niż w Polsce, to mnie przekonało. Wówczas Karvina miała dwa naturalne boiska, jedno sztuczne, halę. Super, wszystko co jest potrzebne zawodnikowi. Myślałem, czy nie warto tam zostać dłużej, ale jednak dużo Polaków poodchodziło, atmosfera się popsuła i przeszedłem do Górnika – wspomina Kostorz.

Reklama

Co ciekawe, ta jego kariera mogła się skończyć szybciej, niż się w ogóle zaczęła. – Jak poszliśmy na pierwszy trening z bratem, to nie było miejsca w grupie wiekowej. Trener nie tyle, że nie chciał, ale nie mógł nas przyjąć. Moi rodzice jednak zareagowali, pojechali do klubu, w końcu dostaliśmy zgodę i można powiedzieć, że nas wepchnięto. W Cieszynie się wyróżniałem, ale jak przeszedłem do Podbeskidzia, to miałem umiejętności, jednak nie wybijałem się. Im dalej w las, tym bardziej się nie wyróżniałem. Natomiast cały czas pracowałem nad sobą i byłem skupiony na piłce.

To wepchnięcie na pierwszy trening to „małe szczęście” w życiu Kostorza, bo pewnie prędzej czy później i tak znalazłby sobie miejsce, ale było też „duże szczęście”. Chodzi o wypadek samochodowy, z którego piłkarz wyszedł cało. Tak wspominał tę sytuację na oficjalnej stronie Legii:

– Jechałem z mamą i bratem samochodem, wpadliśmy w poślizg. Samochód zjechał na drugi pas, gdzie uderzyło w nas drugie auto. Wpadliśmy do rowu. Wypadłem przez okno i przygniótł mnie samochód. Trafiłem do szpitala z diagnozą mówiącą o pękniętej śledzionie. Na całe szczęście obyło się bez operacji. Zostałem przewieziony do Katowic i lekarze zdecydowali o kuracji lekami. Ostatecznie okazało się, że śledziona jest cała. Ucierpiały natomiast płuca, które zostały odbite. Na szczęście nie ma już po tym śladu, ale nie są to dla mnie wspomnienia, do których lubię wracać.

Jak sam twierdzi, piłka zawsze była dla niego najważniejsza, więc można się zastanowić, kiedy po raz pierwszy uwierzył, że z futbolu może być chleb, a nie tylko sympatyczna rozrywka?

– Uwierzyłem w tę możliwość, gdy pojawiła się propozycja, że mogę przejść do pierwszego zespołu Podbeskidzia. Dostałem szansę i moim celem było to, żeby tam zostać. Wtedy zrozumiałem: mogę zostać profesjonalnym zawodnikiem. Jestem za to wdzięczny trenerowi Janowi Kocianowi, bo to on dał mi szansę w dorosłej piłce. Bardzo spokojny trener, poukładany taktycznie. Świetnie go wspominam, dużo mi pomagał, wiele podpowiadał wraz z trenerami Fornalakiem i Michalskim. Natomiast muszę przyznać, że miałem lekkie zderzenie z rzeczywistością, bo nie byłem przygotowany fizycznie. Gdy debiutowałem, byłem chucherkiem. Odbijałem się od zawodników. Technicznie nie odstawałem, ale fizycznie na pewno. Da się pograć w pierwszej lidze w piłkę, ale zgodzę się, że tam piłka może przejść, ale piłkarz nie.

75 minut w pierwszym sezonie. 594 w drugim. 1767 w kolejnym. Kostorz rósł w pierwszej lidze i wpadł w oko Legii. Czego nieco zabrakło? Liczb, bo dwie bramki i asysta to jednak nie jest fenomenalny wynik, ale też pamiętajmy, że Kostorz grał na skrzydle (choć i tak wówczas powinien kręcić lepsze cyfry). Natomiast rozwój widać, gdyż po ledwie dwóch meczach w Miedzi ma już gola i ostatnie podanie. A wracając do Podbeskidzia – pewnie żal braku awansu, Górale ambicje ekstraklasowe przecież wciąż mają.

– Mieliśmy problemy z bramkami w ostatnich minutach, dużo ich traciliśmy, to miało wpływ na to, że nie awansowaliśmy. Nie czuliśmy natomiast ciśnienia na awans. Chcieliśmy go, chcieli go kibice i zarząd, ale bez wielkiej napinki, po prostu moim zdaniem nie ma klubu w pierwszej lidze, który nie chce przejść piętro wyżej. Każdy o tym marzy – tłumaczy Kostorz.

O czym marzy on sam?

– Twardo stoję na nogach, wiem, jaki mam cel. Zagrać dobrą rundę w Miedzi, wrócić do Legii i walczyć tam. Będę też pracował na powołanie do młodzieżówki. Rozmawiałem już z trenerem Michniewiczem na obozie w Turcji, stwierdził, że jeśli się pojawią minuty, to mnie powoła.

Gdy futbol wróci, taka szansa może się pojawić, bo póki co trudno wierzyć w regularną grę Klimali w Celtiku, a i Paweł Tomczyk nie zbiera zbyt wielu minut w Lechu.

I jeśli wszystko pójdzie według planu, to dzięki grze w Miedzi, potem Legii i młodzieżówce, bańka złotych za Kostorza nie będzie już robić takiego wrażenia. Z prostego powodu – Kacper będzie wart dużo więcej.

TEKST: PAWEŁ PACZUL

VIDEO: ADAM ZOSZAK

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...