Reklama

Jak uratować rynek piłkarski od kryzysu? Dać pieniądze najbogatszym

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

05 maja 2020, 18:18 • 5 min czytania 24 komentarzy

Cała Europa liczy straty z tytułu zatrzymania rozgrywek. Media we wszystkich krajach zastanawiają się nie tylko kiedy ruszy liga, ale jak będzie wyglądało najbliższe okienko transferowe. Tak, każdy to wie, nie odkryliśmy Ameryki. Natomiast wielu może zdziwić fakt, jaki pomysł na podtrzymanie „łańcucha pokarmowego” wysnuł dyrektor Club Brugge, Vincent Mannaert. Zdaniem Belga kryzysu w świecie piłki unikniemy w jeden sposób – pompując pieniądze w… czubek piramidy.

Jak uratować rynek piłkarski od kryzysu? Dać pieniądze najbogatszym

Tak, jest to teza, która może wywołać zdziwienie. W większości przypadków każdy liczy przecież na pieniądze dla siebie. Ligi z „wielkiej piątki”? A po co pompować tam pieniądze z FIFA czy UEFA. Oni są bogaci, więc sobie poradzą. Uratujmy mniejszych, którym ledwo starczy od pierwszego do pierwszego. Zakładamy, że taki proces myślowy zachodzi w głowach wielu prezesów czy dyrektorów w ligach drugiego oraz trzeciego szeregu.

Ale nie w Belgii.

Belgowie, którzy co by nie mówić na robieniu interesów transferowych się znają, uważają, że jeśli światowe federacje mają komuś pomagać, to lepiej, żeby rozdali kasę bogatym. Taki Robin Hood, tyle że na opak. Skąd takie wnioski? „New York Times” rozmawiał z wysoko postawionymi ludźmi we wspomnianym wcześniej Brugge oraz w Genku. Obydwa kluby zarobiły w ostatnich latach miliony na transferach do Premier League. Ludzie, którzy zapewnili swoim drużynom rekordowe zyski, tłumaczą tę ideę tym, że najważniejszą rzeczą jest teraz utrzymanie przepływu gotówki. W „normalnych okolicznościach” wyglądało to tak.

1. Klub z Premier League płacił kupę kasy za transfer zdolnego piłkarza z Belgii, która była dobrym rynkiem do zweryfikowania umiejętności zawodnika.

Reklama

2. Belgijski klub zarobił, dzięki czemu zainwestował w akademię i skauting.

3. Brugge czy Genk kupowały piłkarzy ze Skandynawii, Europy Wschodniej, Ameryki Południowej czy Afryki, wydając część zarobionych pieniędzy.

4. Tamtejsze kluby robiły dokładnie to samo: zarabiały, inwestowały, szukały w jeszcze słabszych ligach, dając im zarobić.

Cytowany przez „NY Times” Mannaert mówi wprost: ludzie chcą, żeby skończyły się transfery za szalone kwoty. Tymczasem dzięki temu pieniądze spływają ze szczytu piramidy, aż na sam jej dół. – Zwykle na transfery wydawaliśmy od 1/3 do połowy zarobionych przez nas pieniędzy – zdradza dyrektor Brugii. Łatwo dojść do wniosku, że dzięki temu kluby z jeszcze niższej półki, też zyskiwały swój kawałek tortu. Tortu, który zaczęła kroić Premier League.

– Są dwie podstawowe zasady finansowania klubów w świecie futbolu. Pierwszy to sprzedaż praw telewizyjnych, z czego korzystają największe i najlepsze ligi. Drugi to pieniądze z transferów, które te ligi zostawiają tam, skąd łowią talenty – mówi Mannaert nowojorskiej gazecie.

Belgowie twierdzą, że jeśli FIFA i UEFA mają komuś pomagać, powinny zainwestować na szczycie. Dzięki temu, zamiast pakować pieniądze w jeden sektor, federacje zapewnią je wszystkim, bo po prostu spłyną one kaskadowo do pozostałych lig. Najgorsze byłoby natomiast zachwianie rynku. Jeśli więksi zaczną płacić mniej, mniejsi podążą ich śladem i dla klubów z najniższej półki zostaną marne ogryzki. Genk służy zresztą z życia wziętym przykładem. Jonathan David to największa perełka tamtejszej ligi. Belgijski klub twierdzi, że w normalnych warunkach o jego transfer biłoby się od 10 do 15 klubów. Teraz, gdy wszystkie topowe ligi liczą straty i obawiają się, czy w ogóle wrócą do gry, w grze o Davida zostały tylko trzy czy cztery drużyny. Spada zainteresowanie, spada też cena, a skoro tak, to spada i kwota, którą Genk przeznaczy na następcę Kanadyjczyka.

Reklama

Zresztą wcale nie musimy szukać przykładów w Belgii, mamy je na własnym podwórku. W ostatnich tygodniach wiele mówi się o tym ile i jakie kluby monitorują Michała Karbownika z Legii Warszawa. Tymczasem Mariusz Piekarski, jego menedżer, w „Sekcji Piłkarskiej” w „Sport.pl” przyznał, że i w przypadku piłkarza Legii da się odczuć zachwianie na samej górze. – Wszyscy czekamy na decyzje, jakie podejmą związki, odnośnie wznowienia lig w różnych krajach. Kluby zainteresowane Karbownikiem czekają, spokojnie analizują obecną sytuację i patrzą na to, co się wydarzy w przyszłości. Wiele innych klubów na razie nacisnęło pauzę ze względu na obecną sytuację.

Być może więc propozycja, rzucona przez przedstawicieli Brugge oraz Genku, jest słuszna? W „NY Times” przytoczono czyste liczby. To, ile kluby z Premier League wydały w innych ligach. Wychodzi na to, że w ostatnich latach sami Francuzi przytulili od Anglików miliard euro. Tych pieniędzy przecież nie spalono. One rozeszły się dalej i pewnie, gdybyśmy dokładnie przyjrzeli się powiązaniom między poszczególnymi transakcjami, zaraz okazałoby się, że GKS Bełchatów zarobił dzięki temu, że Middlesbrough dostało sporą sumkę za prawa telewizyjne. Anglicy parę lat temu kupili przecież de Roona z Atalanty, ta natomiast sięgnęła po Recę z Wisły Płock, a Wisła zainwestowała te pieniądze m.in. w Dawida Kocyłę z Bełchatowa.

Trochę pokręcone, ale jak najbardziej możliwe. Tak ten świat wygląda, że każdy jest zależy od każdego. A skoro Belgowie coś o tym wiedzą, to może posłuchajmy mądrzejszych? Może zamiast rozpaczać nad tym, że za zawodników średniej klasy płaci się absolutnie za dużo, cieszmy się z tego i podlewajmy tę roślinkę? Jakby nie patrzeć, bez niej nie byłoby transferów i w polskiej lidze. Jasne, one są jakie są. Czasem trafi się Mudrinski, czasem też Legia zrobi napad na bank i zgarnie Bartosza Slisza.

Ale to, jak pieniądze inwestujemy, zależy już tylko od nas. Natomiast to, czy będziemy mieli z czego inwestować, zależy już m.in. od tego, za ile Genk sprzeda Jonathana Davida.

Fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”

Jakub Radomski
2
Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”
Piłka nożna

Rekord Ruchu na tle Europy – wynik nieosiągalny dla PSG, Bayeru czy Lipska

AbsurDB
3
Rekord Ruchu na tle Europy – wynik nieosiągalny dla PSG, Bayeru czy Lipska

Komentarze

24 komentarzy

Loading...