Reklama

„Dostałem podwyżkę, ale pieniądze nie są dla mnie wyznacznikiem szczęścia”

redakcja

Autor:redakcja

01 maja 2020, 09:51 • 7 min czytania 4 komentarze

– Zarabiam teraz tyle, co normalny zawodnik pierwszego składu Dinama Zagrzeb. Z tego powodu się cieszę. Ale ja zawsze powtarzam, że pieniądze nie są dla mnie żadnym wyznacznikiem szczęścia. Do dwudziestego piątego roku życia nie zarabiałem na piłce właściwie nic. W Motorze nie płacili, w Dolcanie klub padał. Dopiero u prezesa Mazura w Wigrach Suwałki zacząłem dostawać normalną pensję. Pieniądze na pewno mnie nie zmienią – opowiadał Damian Kądzior w rozmowie z Marcinem Ryszką na antenie Weszło FM. Jeżeli ktoś woli czytać niż słuchać, przygotowaliśmy również tekstowy zapis tego krótkiego wywiadu.

„Dostałem podwyżkę, ale pieniądze nie są dla mnie wyznacznikiem szczęścia”
***

Jak zdrowie, co słychać w Chorwacji? Jak sytuacja?

Zdrowie w porządku, dziękujemy. Wróciliśmy już do treningów, powoli wszystko wraca do normalności. Na razie przełożono testy na koronawirusa, ale w najbliższych dniach cała drużyna ten test przejdzie. Są plany, żeby zwiększać grupy treningowe. Na razie jest nas pięciu, od przyszłego tygodnia będziemy trenować po ośmiu. Wszystko wraca po normalności, widać to nawet po ulicach Zagrzebia. Bardzo się z tego cieszę. Na pewno lepsze są zajęcia po pięciu niż treningi indywidualne. Mamy szansę normalnie funkcjonować na boisku. Wiadomo, że nie wygląda to jeszcze jak treningi przed koronawirusem, ale dziś cieszą mnie nawet takie małe kroki w stronę normalności.

Myślisz, że możesz mieć problem z powrotem do normalnej rywalizacji? Będziesz miał gdzieś w tyle głowy: „O matko, nie mogę wejść w kontakt z rywalem, on może mnie zarazić!”, czy coś w tym stylu?

Reklama

Nie, nie. Powiem szczerze, że już od dwóch tygodni mamy grupę pięciu-sześciu piłkarzy Dinama, w której trenowaliśmy na boisku. Oczywiście początkowo były to zajęcia indywidualne. Ale z chłopakami z drużyny miałem kontakt. Mam nadzieję, że nic tam się złego nie wydarzyło, test na koronawirusa wszystko tu wyjaśni, ale obaw nie mam.

Można powiedzieć, że przydarzył ci się hat-trick nieszczęść. Koronawirus. Trzęsienie ziemi. Odejście trenera Bjelicy. Ale teraz powrót na właściwe tory: nowy kontrakt z Dinamem Zagrzeb.

Na pewno. W ostatnim czasie sporo niefajnych wydarzeń, ale życie to są wzloty i upadki. Trzeba przyjmować na klatę to, co nam przynosi los. Podnosić się i iść dalej. Jest koronawirus, trzeba z tym walczyć. Miasto po trzęsieniu ziemi też już wróciło do normalności, my z żoną wyrzuciliśmy to z głowy. Odejście trenera Bjelicy na pewno również uderzył w drużynę, we mnie również. Zawsze będę mu dziękował, że dał mi szansę występów w Dinamie. Jest w dużej mierze jego zasługą, że tu trafiłem. Współpracowałem z trenerem przez dwa lata, spełniając swoje piłkarskie marzenia, występując w reprezentacji kraju i Lidze Mistrzów. To wszystko się przecież wydarzyło dzięki grze w Dinamie. Szacunek dla trenera Bjelicy, że stworzył w klubie rodzinną atmosferę. Ale po każdej burzy wychodzi słońce i ja liczę, że teraz nade mną już tylko słońce będzie świecić. Pierwszy sygnał to podpisanie nowej umowy po czterech miesiącach ciężkich rozmów. Kontrakt obowiązuje do 2023 roku. Liczę, że to początek słonecznej pogody dla mnie.

Nie obawiałeś się, że skoro trenera Bjelicę potraktowano w taki sposób, to i z twoim kontraktem może być różnie?

Kiedy dowiedziałem się, że prezes zwolnił sztab trenera Bjelicy, to dało się już odczytać, że to początek końca pracy trenera w Dinamie. Zdawaliśmy sobie sprawę, że trener Bjelica zaraz rozwiąże swoją umowę. To on ściągnął mnie do klubu, ja klubowi dużo zawdzięczam. Ale mam też świadomość, ile ja dałem Dinamu. Trener ściągnął mnie za bardzo małe pieniądze, tymczasem wniosłem do zespołu bardzo dużo jakości. Dlatego podczas rozmów o nowym kontrakcie wiedziałem, że muszę walczyć o swoje. W 2020 roku swoimi występami tylko udowodniłem, że zasługuję na dobre warunki umowy.

Nowy szkoleniowiec dotychczas prowadził Dinamo B, więc mógł mnie obserwować przez ostatnie dwa lata, dobrze mnie zna. Miałem nawet okazję po kontuzji zagrać u niego w Dinamie B. Spotkałem się z nim, chcąc poznać jego wizję naszej dalszej współpracy. Gdyby mi powiedział: „Dobra, Damian. Masz rok kontraktu, ale ja będę chciał stawiać na innych zawodników”. Okej, zaakceptowałbym to. Ale odbyliśmy z trenerem bardzo fajną rozmowę, dużo mi powiedział. Klub przychylił się do jego oceny. I dopięliśmy nowy kontrakt. Także inicjatywa trenera Bjelicy wcale nie była tu najważniejsza.

Reklama

Jest jakaś klauzula odstępnego w kontrakcie?

Nie. Dinamo to specyficzny klub, tu się takich klauzul nie wpisuje. Gdybym się uparł to może i zarząd by się zgodził, ale ta klauzula zostałaby ustalona na poziomie na przykład dziesięciu milionów euro. A kto tyle zapłaci za 27-latka? Natomiast to nie jest tak, że nie ma zainteresowania moją osobą. Ludzie Dinama też o tym zainteresowaniu wiedzą. Jeżeli pojawi się oferta satysfakcjonująca dla klubu, to na pewno zarząd będzie się zastanawiał, co dalej z Kądziorem. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało. Piłkarz zawsze jest wart tyle, ile ktoś chce za niego zapłacić. Na razie skupiam się jednak na powrocie do gry w maju. Strasznie już się za tym tęskni.

A wyobrażasz sobie, że to Bjelica znowu ściągnie cię do klubu, w którym teraz podejmie pracę? Mówi się o Fenerbahce.

Nie zastanawiam się nad tym, ale wszystko jest w życiu możliwe. Ja nigdy nie mówię „nie”. Wiem, że trener Bjelica był bardzo zadowolony z naszej współpracy, bo często o tym bardzo szczerze rozmawialiśmy. Otwarcie mi mówił – grałem w Dinamie dlatego, że swoją wartość udowadniałem na boisku. Dlatego naprawdę nie wiem co się teraz wydarzy. Nie wiem, gdzie trener Bjelica trafi. On na pewno marzy o tym, żeby być trenerem w Hiszpanii albo w Niemczech. To jego duże marzenie. Ale co z tego wyjdzie? Zobaczymy. Życie pisze różne scenariusze. Na pewno Dinamo nowy kontrakt ze mną traktuje jako inwestycję, więc w razie czego będzie chciało jakieś pieniądze na mnie zarobić.

Jesteś domatorem, czy nie masz problemu, żeby się po prostu spakować i zmienić otoczenie?

Jeśli prześledzisz moją piłkarską przygodę to zobaczysz, że ja ciągle jestem w podróży. Szybko wyjechałem do Motoru Lublin, z czego się zresztą bardzo cieszę, bo to ukształtowało mnie jako zawodnika i jako człowieka. Przeżyłem w swoim życiu wiele, byłem na różnych poziomach rozgrywkowych. Musiałem się odnajdywać w różnych sytuacjach. Dotychczas zmieniałem kluby dlatego, że w nich rosłem. Szedłem cały czas do góry. Z Wigier poszedłem do Górnika i nikt się nie spodziewał, że już po roku wyjadę do Dinama. Tutaj jestem w zasadzie najdłużej, nie licząc może Jagiellonii, gdzie dorastałem. Teraz zawarłem nowy kontrakt. Nie wiem, jak potoczą się moje losy. Na razie jestem piłkarzem Dinama i jestem szczęśliwy. Ale nie mam problemu ze zmianą otoczenia. Nie będzie problemu, żeby poznać nowych ludzi i nauczyć się nowego języka.

Ostatnio mówiłeś wprost w „Przeglądzie Sportowym”, że obniżki wypłat o 66% to było za dużo. Wymieniałeś swoje atuty, podkreślałeś swoją pozycję w zespole. Jak takie słowa są odbierane w Chorwacji? Nie boisz się twardo wyrazić swojego zdania.

Na pewno takie rzeczy budują moją pewność siebie. Nie boję się wypowiadać. Prezes Dinama powiedział mi, że na początku roku byłem najlepszym zawodnikiem w zespole. I ja się z tym zgadzam. Wiem, ile zrobiłem dla drużyny. Ile zdobyłem bramek, ile miałem asyst. Moje słowa są potwierdzone przez fakty. A jeżeli chodzi o odbiór tych słów, to mega się cieszę z tego, jak sobie zbudowałem tę pozycję w klubie. U chłopaków w szatni, u kibiców, u zarządu. Po podpisaniu nowej umowy dostałem mnóstwo wiadomości z gratulacjami. Wszyscy podkreślali, że jestem najbardziej niedocenianym zawodnikiem w Dinamie.

Gdybyś miał porównać swoje zarobki z nowego kontraktu z Dinamem do tego, co można zrobić w Polsce… Jak duża jest to różnica?

Wiesz, nie mogę mówić o szczegółach. Podwyżkę dostałem. Zarabiam teraz tyle, co normalny zawodnik pierwszego składu Dinama Zagrzeb. Z tego powodu się cieszę. Ale ja zawsze powtarzam, że pieniądze nie są dla mnie żadnym wyznacznikiem szczęścia. Do dwudziestego piątego roku życia nie zarabiałem na piłce właściwie nic. W Motorze nie płacili, w Dolcanie klub padał. Dopiero u prezesa Mazura w Wigrach Suwałki zacząłem dostawać normalną pensję. Pieniądze na pewno mnie nie zmienią. Mam obraną swoją drogę i chcę dalej iść do przodu.

rozmawiał MARCIN RYSZKA

fot. FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Pertkiewicz: Marchewka zamiast kija z młodzieżowcami, kwota w PJS co najmniej podwojona

Patryk Fabisiak
5
Pertkiewicz: Marchewka zamiast kija z młodzieżowcami, kwota w PJS co najmniej podwojona

Komentarze

4 komentarze

Loading...