Reklama

W oczekiwaniu na prawdziwe najlepsze rozdanie w historii

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

21 kwietnia 2020, 16:26 • 9 min czytania 0 komentarzy

Jeden z jego starszych drużynowych kolegów z pełnym przekonaniem stwierdza, że w przyszłości widziałby go w reprezentacji Polski. Na co dzień może uczyć się od czołowych stoperów Ekstraklasy. Występuje w klubie, który odważnie stawia na młodzieżowców. W Zagłębiu Lubin nie dano mu poważnej szansy, ale w Rakowie od początku widziano w nim duży potencjał. Nawet wtedy, kiedy na pierwszym poważniejszym treningu taktycznym Marek Papszun musiał porządnie się po nim przejechać. Ligi na razie nie podbił, ale za to zdążył już zostać spektakularnie wkręcony przez Jarosława Jacha i spółkę podczas jednej z autokarowych gier w pokera. Kolejnym bohaterem naszego cyklu „Patrzymy w Przyszłość” jest obrońca Rakowa Częstochowa, Kamil Piątkowski. Zapraszamy.

W oczekiwaniu na prawdziwe najlepsze rozdanie w historii

OBEJRZYJ MATERIAŁ WIDEO Z KAMILEM PIĄTKOWSKIM

– Piona to bardzo dobry chłopak. Lubię go. Spróbujcie go zapytać o pierwszy trening na jego pierwszym obozie w Mielcu i to jak czuł się po pierwszych klasycznych wskazówkach trenera Papszuna – odpisuje nam Tomas Petrasek, kiedy pytamy go o jakieś ciekawostki związane z jego młodszym kolegą z drużyny.

To było na samym początku. Piątkowski właśnie zamienił Lubin na Częstochowę. Pierwszy tydzień? Treningi pod Jasną Górą, pierwsze szlify, wejście w drużynę, wyczucie klimatu. Drugi tydzień? Obóz w Mielcu, szansa na pokazanie całego swoje potencjału. Pierwszy trening na zgrupowaniu. Marek Papszun zarządza zajęcia taktyczne. Łatwiej będą mieli ci, którzy zdążyli już poznać system charyzmatycznego trenera, ale nowy nabytek Rakowa nie ma jeszcze większych obaw. Najgorsze zacznie się dopiero po rozpoczęciu sesji. Wyprowadzenie piłki – rzecz bardzo ważna, tym bardziej w drużynie, która nie chce lagować, nie chce pałować, nie chce grać na chaos.

Reklama

19-letniemu obrońcy nie wychodziło kompletnie nic. Nie rozumiał, nie mógł się wgrać, zawalał praktycznie za każdym razem. Im dalej w las, tym gorzej. Każde kolejne nieudane zagranie potęgowało frustrację i bezradność. Papszun się pieklił. Zawracał, zwracał uwagę, pokrzykiwał, tłumaczył, ale na tamtym treningu nic dobrego z tego nie wychodziło. Jak nie, to nie, i tyle, po prostu, nie. Efekt całego zamieszania był taki, że trzy czwarte zajęć chłopaki z drużyny przestali, biernie przyglądając się temu, jak ich szkoleniowiec bezskutecznie stara się wytłumaczyć nowemu młodzieżowcowi schematy poszczególnych akcji.

To był beznadziejny trening w jego wykonaniu.

Ale pierwsze koty za płoty. Było źle, może być tylko lepiej. Dowód?

– Ma spore możliwości, żeby być dobrym piłkarzem, może w przyszłości nawet reprezentantem Polski i mówię to całkowicie poważnie – dopisuje w kolejnej wiadomości Petrasek. Kapitan Rakowa. Jakkolwiek by nie przesadzał, nie słodził, nie podbudowywał, nie są to przypadkowe słowo przypadkowego człowieka.

***

Jest nominalnym stoperem, ale w systemie Rakowa częściej grywa na wahadle. Rywalizacja jest spora, nie jest łatwo się przebić, choć niby skoro trzech środkowych obrońców, to większa szansa na wywalczenie sobie miejsca w składzie.

Reklama

– Trener w połowie sezonu zdecydował, że zagram w sparingu na prawej obronie. Graliśmy z Zagłębiem Sosnowiec. Wygraliśmy 2:0. Dałem asystę. Pokazałem się z dobrej strony. Trener Papszun przez cały tydzień mówił mi, że będzie chciał, żebym wyszedł od pierwszej minuty ze Śląskiem. I tak się zaczęła moja gra na wahadle. Na początku było ciężko – więcej biegania, myślenia, nowe schematy. Z każdym treningiem przyswajałem się do tej pozycji.

Musiał nauczyć się nowych automatyzmów. Deklaruje, że całe życie grał na stoperze, więc nie było mu łatwo. Że tak zdążył się już przyzwyczaić do pozycji środkowego obrońcy, że znał tę pozycję jak własną kieszeń, więc najlepiej czułby się właśnie tam. Zaraz okazuje się jednak, że wcale nie ma w tym aż tyle prawdy i Piona, jako młody adept piłki nożnej, trochę poskakał po pozycjach.

W UKS 6 Jasło zaczynał jako napastnik.

W Karpatach Krosno zrobili z niego defensywnego pomocnika. I tak samo w kadrach województwa.

Po trzech latach przeszedł do akademii Zagłębia Lubin, też jako klasyczna „6”, ale to właśnie tam na dobre zaczęto przesuwać go jeszcze trochę niżej. Załapał. I tak zostało.

– Akademia Zagłębia Lubin to jedna z najlepszych akademii w Polsce. Jeśli chodzi o infrastrukturę, wszystkie boiska, organizacje, to jest to top, bardzo wysoki poziom. Mieliśmy kompleksowe treningi, lekcje z psychologiem, spędziłem tam świetny czas – dwa lata w akademii, rok w pierwszej drużynie – opowiada sam zainteresowany.

Czy pojawiła się okazja zadebiutowania w Ekstraklasie jeszcze w barwach Zagłębia? Pojawiały się jakieś pierwsze rozmowy, pierwsze podchody, pierwsze zapowiedzi. I to jeszcze przed samym transferem do Rakowa. Zresztą to całkiem naturalne. Piątkowski pukał do pierwszego składu jeszcze za czasów Mariusza Lewandowskiego, potem został przesunięty do drugiej drużyny za kadencji Bena van Daela, pojechał na obóz, kolejna propozycja dobicia do składu, ale brakowało skonkretyzowania.

Rzucano nim jak marionetką. W prawo. W lewo. W górę. W dół. Nie był zdecydowany, czy kolejne zapowiedzi, kolejne słowa, kolejne obietnice, to prawda, czy dalej będzie traktowany tak, jak wcześniej, a tego nie chciał. Dlatego zmienił klub na Raków.

***

Skaut Rakowa Częstochowa, Oskar Jasiński, w rozmowie z Krystianem Juźwiakiem, na stronie TVP Sport.

– Kamil Piątkowski to twój najlepszy transfer?
– Transfer to za dużo powiedziane. Ja tylko szukam i obserwuję. Lwią część wykonują dyrektorzy, więc możemy mówić transfer, ale w cudzysłowie. A czy Kamil Piątkowski to najlepszy zawodnik, jakiego rekomendowałem do Rakowa? Myślę, że tak. Aczkolwiek bardzo cenie sobie także sprowadzenie Miłosza Szczepańskiego. I jeden i drugi, to wyjątkowe sytuacje.

(…)

– A Piątkowski?
– Inna historia. Nie wiem, jakie były kulisy, ale Zagłębie Lubin popełniło błąd, rezygnując z tego chłopaka. Zlekceważyli go. Temat Rakowa pojawił się już po pierwszej obserwacji. Na pierwszy rzut oka było widać, że to piłkarz z dużym potencjałem motorycznym, technicznym i fizycznym. Mieć środkowego obrońcę z rozegraniem i potencjałem motorycznym? W Polsce to graniczy z cudem. Tutaj mieliśmy jeszcze młodzieżowca. Ważne jest to, że trafił na dobrych trenerów. Dzięki pracy z Markiem Papszunem taktycznie wskoczył na wyższy poziom.

***

Nie spodziewał się, że wskoczy do regularniejszej gry w Rakowie. Przecież nie miał żadnego większego doświadczenia w dorosłej piłce. Świeżak. Karol May napisałby, że to greenhorn – żółtodziób. Myślał, że debiut w lidze i szersza okazja do pokazania swoich umiejętności na boiskach najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce, to kwestia dłuższego czasu, cierpliwości, powolnego przebijania się, a nie zaledwie kilku miesięcy.

Stało się inaczej.

Najpierw cztery mecze na ławce, potem epizod z Lechią, powrót na ławkę na pięć spotkań i szansa. Szansa, tak szansa, bo tego inaczej nazwać się nie da. Wystąpił w kolejnych dziesięciu meczach, dziewięć razy w pierwszym składzie i tym samym zaliczył całkiem przyzwoite wejście w ekstraklasową piłkę. No dobra, rewelacyjny nie był, nie podbił ligi, zaliczył parę niezłych meczów, parę słabych, parę przeciętnych – prawo młodego. Na wiosnę grał już mniej.

Żeby nie być gołosłownym przyjrzyjmy się jego ocenom: 6, 4, 3, 5, 1, 5, 4, 3, 6. Przedział not od 1 do 6. Sinusoida. Mówi samo przez siebie.

Najlepsze mecze w swoim wykonaniu? W pierwszej kolejności wskazuje ten z Zagłębiem Lubin (udział przy dwóch bramkach, asysta), w drugiej ten kończący rok z Lechią Gdańsk (pozycja stopera, wygrana, ocena 6). Wtedy czuł się dobrze, pewnie, dawał z siebie dużo. Na przeciwnym krańcu, drugim biegunie, znajduje się starcie z Koroną Kielce. Zaczęło się od samobója, a potem wcale nie było lepiej.

– Po samobóju podszedł do mnie trener Papszun, powiedział, że taka jest piłka, że nic się nie stało, trzeba wziąć się w garść i nie chodzić ze zwieszoną głową, bo to najgorsze, co można zrobić. Trener wymaga. Od wszystkich. Nie tylko od młodych. Każdy ma pracować uczciwie i rzetelnie, niezależnie od wieku, stażu w drużynie, pozycji w składzie. Bardzo dobry szkoleniowiec. Można się od niego dużo nauczyć. Raczej nie komplementuje. Chwali ogólnikowo. Dobry mecz i tyle. Dalej ma być pokora, dalej ma być praca, dalej ma być skromność – opowiada 19 latek.

***

Autokar Rakowa Częstochowa. Przejazd z hotelu na boisko. Rozruch, luźna atmosfera, dziesięć wolnych minut. Część drużyny zajmuje miejsca na tyle autokaru. Kilku chłopaków siada tyłem do kierunku jazdy, Piątkowski jako jedyny przodem. Jarosław Jach wyjmuje karty, reszta wie, co się święci.

– Jak tam chłopaki, gramy rundkę w pokera?

Pewnie. Oczywiście. Super. Żaden problem. Pograjmy. Wszyscy podchodzą do gierki z entuzjazmem. Rozdanie. Piona patrzy, patrzy, a karty układają się jakoś dziwnie fortunnie. Początkowo dziwi się, ale po chwili wybucha.

– Wow, kurde, kareta.

I zaraz:

– Tylko poker ratuje.

Inni już prawie nie wytrzymują ze śmiechu. Zaraz rozstrzygnięcie.

– Poker! Najlepsze rozdanie w historii!

Już się cieszył, już wierzył w swoje szczęście, ale zaraz musiał się mitygować, bo reszta turlała się ze śmiechu.

– Dopiero po chwili się skapnąłem, że to jaja, że żartują sobie z młodego, że zostałem wykiwany – opowiada ze śmiechem ofiara drużynowego żartu.

Potem jeszcze przez kilka tygodni koledzy przytaczali mu parę powiedzonek, które wówczas, w euforycznej radości, wykrzykiwał na cały autokar. Młodzieżowiec dobrze wpasował się w zespół. Jego najlepszym kumplem z szatni jest Miłosz Szczepański. Spędzają czas również poza klubem, rozumieją się, wspierają.

W Warce, podczas swojego drużynowego chrztu, na drugim letnim zgrupowaniu, śpiewał Zenka Martyniuka i naśladował jednego z trenerów Rakowa. Co z repertuaru polskiego piosenkarza disco-polo? „Przez twe oczy zielone”. Najłatwiejsza, najbardziej znana, najpopularniejsza. Na co dzień rap – przykładowo Paluch, ale nie ogranicza się, co wpadnie w ucho, to posłucha.

Czas wolny, zamknięcie w domu w czasie kwarantannowej izolacji? Nie ma nudy – bieganie, gotowanie, realizacja planu treningowego. Poza tym klasyka – Netflix w domu. Ulubiony film? Dużo jest takich, woli wskazać serial – „Dom z Papieru” i „Skazany na śmierć”. Fabuła trzyma w napięciu. Całego dnia nie spędza przed ekranem, ale jego dużą część już jak najbardziej, czemu nie, skoro i tak nie ma co robić. Co jeszcze? Gotowanie! Na razie na etapie nauki, każdy coś tam potrafi, ale jeśli chce się upichcić coś lepszego, to trzeba odpowiednio się do tego przygotować. Dlatego wyszukuje przepisy z internetu, wyczytuje i przechodzi do realizacji. Cel? Klasyczny, dobry obiad albo kolacja. Poza tym dbałość o higienę. Ważne w tych czasach.

Brakuje mu piłkarskiej codzienności. Szatniowych żartów. Klasyki materiału życia zawodnika – przyjechania na trening, poćwiczenia, pogadania w gronie znajomych. Teraz trzeba sobie radzić bez tego. Jest za tym, żeby grać. Na zdrowych, dobrych warunkach, ale grać. Podpatruje Ramosa, Varane’a, Van Dijka. Najlepszych. Jak się ustawiają, jak się poruszają, jak reagują. Stoperzy. Tak, to na pewno jego pozycja, na to się kierunkuje, nawet, jeśli w Rakowie na razie częściej przychodzi grać mu na wahadle. Poza tym na co dzień może uczyć się od Jarosława Jacha i Tomasa Petraska. Obaj dają mu wskazówki, pomagają, tak najlepiej uczyć się fachu.

Marzenie? Zagrać w silnej zagranicznej lidze. Ale wszystko po kolei – pracować indywidualnie, wierzyć w siebie i w swoje możliwości.

I oczekiwać na najlepsze rozdanie w historii. Tym razem prawdziwe.

TEKST: JAN MAZUREK

WIDEO: MATEUSZ STELMASZCZYK

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...