Reklama

Liga i Lech stracą kozaka. Teraz trudne poszukiwania zastępcy

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

14 kwietnia 2020, 13:26 • 4 min czytania 15 komentarzy

Nie jest to żaden news, a właściwie tylko potwierdzenie tego, czego można było spodziewać się od dawna. Christian Gytkjaer na łamach duńskich mediów dość klarownie wyrażą, że latem będzie wolny zawodnikiem i nie przedłuży obecnej umowy z Lechem Poznań. Co do oznacza dla Lecha? Że na trudnym rynku będzie musiał znaleźć towar deficytowy – skutecznego snajpera. I że w Poznaniu kończy się era Duńczyka, który trochę po cichu, wszedł do kanonu najlepszych obcokrajowców w dziejach Kolejorza.

Liga i Lech stracą kozaka. Teraz trudne poszukiwania zastępcy

Gytkjaer udał się niedawno na urlop do Danii i tam wyspowiadał się jednej z telewizji ze swoich planów. W Polsce pierwszy przedruk zrobił bodaj „Przegląd Sportowy”, a Gytkjaer mówił, że latem będzie pewnie wybierał klub jako wolny zawodnik. I że zasadniczo to może być niezła sytuacja. I że na konkrety trzeba poczekać, bo póki co klamka jeszcze nie zapadła.

Wywiad ten robi drugie okrążenie po naszych mediach, natomiast prawda jest taka, że Gytkjaer nic odkrywczego tam nie rzuca. Po prostu sam mówi o sytuacji, która jest powszechnie znana. A wygląda ona tak: latem wygasa mu umowa z Lechem, Lech nie jest w stanie mu zapłacić więcej, aspiracje Gytkjaera są dziś wyższe niż Lecha. Każdy kto potrafi dodać sobie dwa do dwóch dojdzie w tej sytuacji do logicznego wniosku – Poznań jest dla Duńczyka za ciasny, a sprzyjające dla niego okoliczności sprawiają, że latem będzie mógł zarobić fajne pieniądze za sam podpis na kontrakcie przy zmianie klubu.

Pewnie niektórzy pomyślą sobie „Lech ciągle kogoś sprzedaje, a na takiego kozaka nie mają hajsu?”. No, nie mają. I akurat kibice powinni to zrozumieć zwłaszcza w tych trudnych czasach, bo gdyby Lech bardziej szarżował w pensjami, to dzisiaj jego sytuacja nie byłaby zła, ale fatalna. A tak jest „tylko” zła i prawdopodobnie akurat poznaniacy nie będą mieli wielkich problem z przetrwaniem do lipca czy sierpnia. Gorzej, jeśli impas w rozgrywkach potrwa dłużej, ale wtedy na placu boju zostanie już naprawdę niewiele klubów.

Reklama

 

Gytkjaer zarabia dziś około 30 tysięcy euro miesięcznie. Do tego wejściówki. Do tego milion euro skasowany przez niego za sam podpis na kontrakcie. Ergo – Gytkjaer jest jednym z najdroższych piłkarzy ligi (co zrozumiałe), ale przy EWENTUALNYM przedłużeniu kontraktu musiałby zostać najlepiej opłacanym piłkarzem w lidze – gdzieś na poziomie Artura Jędrzejczyka. Czy Lecha na to stać? Niekoniecznie. Może byłoby stać przed kryzysem, ale dzisiaj nie ma na to szans.

Oczywiście trzeba zdawać sobie sprawę, że nie tylko o hajs się tu rozbija, ale i o aspiracje i cele. Gytkjaera kusi gra w pucharach, kusi gra w niezłej lidze europejskiej. Może Turcja? Może Szwajcaria? Może Championship? A może i Rosja? Każda z tych opcji jest lepsza od kolejnego roku w lidze, która w Europie nikogo na poważnie nie obchodzi.

Okej, ale perspektywa zawodnika jest dość klarowna – odejdzie, bo chce zarabiać więcej i grać z lepszymi kolegami. Trudniejsza jest jednak perspektywa Lecha, który zostanie latem bez swojego kluczowego zawodnika i gościa, który przez ostatnie trzy sezony strzelił 56 goli dla poznaniaków. Kolejorz przyzwyczaił się do tego, że jeśli już jakiego kozaka traci, to rekompensuje to sobie solidnym zastrzykiem kasy. Tak było z Linettym, z Bednarkiem, z Teodorczykiem, z Lewandowskim, z Kownackim, z Kadarem… Długo by wymieniać. Zasada była prosta – Lech sprzedaje kluczowego zawodnika, ale ma gotówkę, by zainwestować w kogoś nowego. Tu łańcuszek „sprzedaż, zakup, sprzedaż, zakup” się urywa – lechici po prostu nie będą mieli za co ściągnąć klasowego napastnika przed nowym sezonem.

Wobec tego najbardziej logiczna opcja to ta spod znaku „postawcie na wychowanka!”. Skoro Lech, to przecież akademia, a skoro nadchodzi kryzys, to można poszukać kogoś niekoniecznie kozackiego, a kogoś, kto swoje pogra, a i kiedyś będzie można go sprzedać. W Lechu mają na ten moment Pawła Tomczyka i Filipa Szymczaka, to dwaj główni zastępcy Gytkjaera. Szymczak to jeszcze nieopierzony nastolatek, dajemy mu czas, rozpatrywanie go w kategorii zastępcy duńskiego snajpera byłoby niepoważne. Ale co z Tomczykiem?

Cóż, tu sprawa też ma dwie perspektywy. Z jednej strony Tomczyk jest nieco zły na to, jak Lech traktował go przez ostatnie lata – był piątym kołem u wozu i nawet jeśli strzelał, to klub nie bardzo mu ufał. Tym bardziej w czasie, gdy było już niemal przesądzone, że Gytkjaer odejdzie, to i tak wychowanek Kolejorza nie dostawał zbyt wielu szans. Pojawiły się już nawet takie głosy, że jeśli Lech nie zmieni swojego podejścia do piłkarza, to on wraz z agentem w żadnej wypożyczenia bawić się już nie będzie chciał i latem tego roku odejdzie na stałe.

Reklama

Druga strona tego medalu jest jednak taka, że Kolejorz w obecnym układzie trochę pozostanie bez wyjścia i na tego Tomczyka będzie musiał postawić. Bo na zawodnika klasy Gytkjaera go nie będzie stać, a przy szukaniu alternatyw może się okazać, że optymalnym wyborem będzie ten nadal całkiem młody Tomczyk, który ma już doświadczenie i który ma to, co u napastników ceni się najbardziej. Ma gola.

Pisanie dziś o tym, że latem któryś zespół na jakiejś pozycji będzie miał problem, to truizm, bo każdy będzie miał problem. Zwłaszcza na pozycji „prawy budżetowy”. Natomiast Lech już dziś może być pewny ciężkiego minusa na jednej z szalek na wadze. Pytanie jak ciężki będzie plus, którym Kolejorz spróbuje zrównoważyć stratę Gytjaera.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

15 komentarzy

Loading...