Chyba nie wstyd się przyznać – tęsknimy za piłką nożną. Za czym konkretnie? Gdybyśmy mieli taką listę stworzyć, wysokie, może nawet najwyższe miejsce, zajęłyby gole. W tym momencie nawet farfocla strzelonego tyłkiem przez piłkarza Korony Kielce, którego nazwiska nie warto się uczyć, przyjęlibyśmy jak pierwsze krople deszczu w czasie wyniszczającej suszy, ale docelowo mamy na myśli rzecz jasna trafienia piękne. Takie, do których będziemy chętnie wracać. I cóż nam pozostało dziś, jeśli nie garść świetnych wspomnień? 

Klasyka kina akcji. Najbardziej pamiętne popisy solistów

Będziemy więc przypominać klasyki. Podzieliliśmy je sobie na kilka kategorii. Z wyborami najładniejszych bramek zawsze jest pewien problem. Tak jak jedni wolą rosół, inni żurek, a nawet jeśli wszyscy zgodnie wielbią pomidorową, to podziały rodzą się przy wyborze pomiędzy makaronem a ryżem, tak i tutaj gusta odgrywają wielką rolę. Swoje argumenty mają zarówno ci, którzy ponad wszystko stawiają na ekwilibrystkę, jak i twierdzący, że kilkudziesięciometrowy rajd zakończony trafieniem to rzecz, dla której piłkę nożną w ogóle wymyślono. Wszyscy lubią soczyste bomby z dystansu? Pewnie tak, ale niektórzy takie z gry, bo kluczowy jest w tym element zaskoczenia, a inni z rzutów wolnych, bo choć piłka stoi, to wszyscy, włącznie z murem, na uderzenie są przygotowani i trzeba naprawdę błysnąć.

Dlatego nie będziemy porównywać ze sobą trafień pochodzących z kompletnie różnych parafii, a z mniej więcej tych samych. Dziś gole wbite po solowych rajdach. Taka bramka to mokry sen każdego chłopaka, który wychodzi na boisko z piłką pod pachą. Ale tu też granice są poniekąd płynne – nie powiemy wam, że braliśmy pod uwagę tylko gole, które padły po przebiegnięciu przynajmniej czterdziestu metrów i minięciu minimum czterech rywali, bo byłby to przejaw braku zdrowego rozsądku. Zestawienie jest rzecz jasna mocno subiektywne. Dodatkowe ograniczenia dotyczą czasu, bo nie możemy wykluczyć, że umknął nam jakiś radosny rajd z okresu, kiedy archiwizowanie i hajpowanie boiskowych wydarzeń nie było tak popularne, oraz z rangi rozgrywek, bo nie będziemy się kłócić, jeśli wytkniecie nam, że pięć lat temu w lidze salwadorskiej ktoś przebił światowe gwiazdy i to dość zdecydowanie.

No właśnie, zachęcamy do przesyłania swoich propozycji. Nasze są takie.

EDEN HAZARD Z ARSENALEM (4.02.2017)

Na dzień dobry coś w rodzaju nagrody za całokształt twórczości. Kilka bramek belgijskiego skrzydłowego było branych pod uwagę przy układaniu tego rankingu, choćby pamiętnym trafieniom z Liverpoolem czy West Hamem nie zabrakło zbyt wiele. Z tego względu uznaliśmy, że przynajmniej jeden gol Hazarda musi znaleźć się w rankingu. Wybraliśmy trafienie z derbów z Arsenalem w sezonie, który zakończył się tytułem dla The Blues. Można odnieść wrażenie, że Coquelin nie dałby rady nawet wtedy, gdyby wskoczył Belgowi na plecy.

GARETH BALE Z INTEREM MEDIOLAN (20.10.2010)

To jeszcze jedno wyróżnienie z tej samej beczki. W solowe gole umie też (a może umiał?) Gareth Bale. Przypominamy sobie choćby trafienie z Rayo Vallecano, klasykiem jest też bramka z Barceloną, która dała Realowi Puchar Króla, gdy Walijczyk za linią boczną odstawiał Bartrę, ale chyba najtrudniej było dokonać takiej sztuki z Interem. Dzięki bardzo szybkiemu przebieraniu nogami piłkarz Tottenhamu poradził sobie z Maiconem, Javierem Zanettim i Walterem Samuelem, a dzięki precyzji z Julio Cesarem. To godni rywale. A przecież w trakcie tego magicznego dla siebie wieczoru Bale walnął hat-tricka.

DIMITRI PAYET Z MIDDLESBROUGH (1.10.2016)

Payet generalnie potrafi w piękne gole. Niewykluczone, że znajdzie się również w innych zestawieniach – choćby wtedy, gdy będziemy oceniać bramki z rzutów wolnych. Dlaczego wyróżniliśmy tego gola? Po pierwsze z powodu tego, jak Francuz ośmieszył Antonio Barragana zaraz po przyjęciu długiej piłki. Po drugie ze względu na to, że widać jak na dłoni, jak wspaniale się nakręcał – wbicie się w pole karne było już w zasadzie formalnością. Przebycie całego, z przeplatanką po drodze, nie, ale udało się perfekcyjnie. No i po trzecie – nie spartolił chłop tego pięknego rajdu, a to byłaby przecież zbrodnia.

SAEED AL-OWAIRAN Z BELGIĄ (29.06.1994)

Pierwszy występ reprezentacji Arabii Saudyjskiej na mistrzostwach świata i od razu sukces – wyjście z grupy. Po porażce w pierwszym meczu z Holandią pewnie wierzyło w to niewielu, ale następnie udało się ograć Maroko i faworyzowaną Belgię. Ostatnią z tych spraw swoim szalonym rajdem już w 5. minucie załatwił właśnie Al-Owairan. Jasne, miał sporo szczęścia – i wtedy, gdy futbolówka mu odskoczyła, i już przy samym strzale – ale bez deprecjonowania, bo zrobić coś takiego na mundialu to wielka sztuka. Saudyjczycy odpadli w kolejnym etapie ze Szwedami.

 

JAY-JAY OKOCHA Z KARLSRUHE (31.08.1993)

To był ten Eintracht, który potrafił wrzucić dziewiątkę Widzewowi, w czym Okocha miał też swój udział. Ale legendarna akcja z Karlsruhe to już kolejny sezon. Ta bramka różni się od pozostałych w zestawieniu tym, że Nigeryjczyk otrzymał piłkę już w polu karnym. Strzał? Zapomnijcie. Najpierw ponad 9-sekundowy taniec z bramkarzem i obrońcami. I tak, dobrze widzicie – między słupkami u przeciwników stał Oliver Kahn. W linii defensywnej byli też m.in. Jens Nowotny i Slaven Bilić, więc towarzycho do zabawy doborowe. Przy czym mamy wrażenie, że nie wszystkim było do śmiechu.

 

RYAN GIGGS Z ARSENALEM (14.04.1999)

Ta bramka wydaje nam się o tyle ciekawsza, że nawet jeśli wytężymy wzrok, trudno tu dostrzec błysk geniuszu. Walijczyk po prostu świetnie znajdował wolne przestrzenie i w nie wbiegał, korzystając z gapiostwa rywali. Była w tym duża mądrość i bezczelność, ale czy brylantowa technika? No nie, przy czym złudzenie, że mógłby to zrobić każdy, to – no właśnie – tylko złudzenie. Bramka, nie ma co kryć, była dość istotna. Mówimy o dogrywce w półfinale Pucharu Anglii. Giggs miał trochę więcej sił, bo wszedł na boisko dopiero w 61. minucie za Jespera Blomqvista. Ostatecznie Czerwone Diabły zdobyły trofeum (po meczu z Newcastle) – zresztą tak jak mistrzostwo Anglii i Ligę Mistrzów.

 

FRANCESCO TOTTI Z INTEREM MEDIOLAN (26.10.2005)

Chwilę zastanawialiśmy się, jak sklasyfikować tę bramkę. O ile w większości przypadków na tej liście sam strzał nie jest już niczym szczególnym, zazwyczaj jedynie dopełnieniem formalności, o tyle w tym przypadku nie można tak powiedzieć. Totti połączył ze sobą utrzymanie się przy piłce przy asyście rywali i przebycie z nią sporego dystansu z idealnym lobem. Nie pchał się pole karne, gdzie mógłby dalej dryblować, bo kątem oka sprawdził ustawienie bramkarza i skwapliwie z niego skorzystał. Na granicy, ale uznajemy! Najwyżej pojawi się ta bramka też w innej odsłonie zestawienia. Nie ma problemu, gdyż oglądać możemy ją tyle, ile wlezie.

 

RONALDINHO Z REALEM MADRYT (19.11.2005)

No trzeba przyznać, że nieczęsto się zdarza, by Santiago Bernabeu owacją żegnało piłkarza Barcelony, jednak ten wieczór był tak magiczny, iż fani Królewskich wykazali się dużą klasą, dziękując w ten sposób Ronaldinho. Brazylijczyk dał show, strzelając dwa wspaniałe gole. Wyżej oceniliśmy tego pierwszego. W teorii sprawa wygląda dość prosto – dużo przestrzeni, więc nic tylko docisnąć i strzelić. No ale raz, że łatwo powiedzieć, a dwa, że i to można było wykonać w różnym stylu. As Barcelony wybrał sposób najlepszy z możliwych.

 

LEO MESSI Z REALEM MADRYT (27.04.2011)

Wirtuozerska. Zjawiskowa. Po prostu fantastyczna. Dokładnie taka była asysta Sergio Busquetsa przy tym golu, prawda? Mówimy o bramce na 2-0 w pierwszym meczu półfinałowym w Lidze Mistrzów (w rewanżu było 1-1), czyli dość ważnym i jeszcze raz (by nie było wątpliwości) – robotę ewidentnie odwalił Hiszpan, a Messi przyszedł na gotowe i spił śmietankę.

 

THIERRY HENRY Z REALEM MADRYT (21.02.2006)

228 goli dla Kanonierów wbił francuski napastnik, więc jest z czego wybierać najbardziej pamiętne trafienia, ale chyba trudno byłoby sklecić taką topkę bez rajdu w meczu z Realem Madryt. Potrzeba było właśnie błysku geniuszu, by angielska drużyna w końcu triumfowała na Santiago Bernabeu. To – jak się później okazało – była jedyna bramka w tym dwumeczu, więc dała ona przepustkę Arsenalowi do ćwierćfinału. Pamiętny rajd londyńczyków zakończył się dopiero w finale, na meczu z Barceloną – przyrównując do poniższej sytuacji, to trochę tak, jakby Casillas w ostatniej chwili powstrzymał strzał Henry’ego. No ale Hiszpan był tu bezradny.

 

HEUNG-MIN SON Z BURNLEY (7.12.2019)

Gol z obecnego sezonu, więc w zasadzie można powiedzieć, że to świeżynka. 12 sekund, 83 metry, łącznie ośmiu piłkarzy Burnley miało szanse powstrzymać Koreańczyka. Nie udało się żadnemu, włącznie z bramkarzem Nickiem Popem. Naturalnym wyborem wydawał się faul w okolicy linii środkowej, co oczywiście skończyłoby się żółtą kartką, ale gdy tak przyglądamy się powtórkom – nawet ten najbardziej chamski sposób na przerwanie świetnie zapowiadającej się kontry nie był łatwy do zastosowania.

 

RONALDO Z COMPOSTELĄ (12.10.1996)

Może wyjdziemy na ignorantów, wszak ekipa z Galicji spędziła w Primera Division cztery sezony, ale nie potrafimy wykluczyć, że to właśnie ten moment z jej udziałem był najbardziej pamiętny. Co prawda piłkarze Composteli robią tu za statystów, ale za to w jakim filmie! Wszyscy? No, prawie wszyscy, bo gość kopiący Ronaldo po kostkach i ciągnący go za koszulkę mocno pracował na miano czarnego charakteru. Ale nawet on nie dał rady zatrzymać rozpędzającego się „Il Fenomeno”. Swoją drogą to trafienie wzbudzało emocje nawet po dwudziestu latach. Wszystko za sprawą słów samego Ronaldo, że wspomina je świetnie, ale z jedną rzeczą ma problem – wolałby dać taki popis w koszulce Realu Madryt.

 

DANIEL SIMMES Z BAYEREM LEVERKUSEN (5.10.1984)

Miał nieco ponad 18 lat, to była jego debiutancka bramka w barwach Borussii Dortmund. Ten kapitalny rajd, do dzisiaj będący bundesligowym klasykiem, miał być zapowiedzią wielkiej kariery, ale Simmes ostatecznie jej nie zrobił. Nigdy nie zagrał w reprezentacji, a w lidze nastukał 18 goli w ponad 160 grach, co nie jest dobrym wynikiem jak na stricte ofensywnego gracza. Zresztą już jako 25-latek wyemigrował do Belgii, w której – z przerwami – mieszka do dziś. Bywa i tak, ale miejsca w historii nikt mu nie zabierze.

 

DALIAN ATKINSON Z WIMBLEDONEM (26.10.1991)

Jeszcze lepsza wersja rozwiązania, które widzieliście już przy okazji tego, co Francesco Totti zrobił z Interem. W przypadku Atkinsona i rajd był bardziej wyczerpujący, i wykonanie samego strzału chyba trochę bardziej wymagające. Atkinson nigdy wielkim graczem nie był, ale strzelać potrafił zarówno w Anglii, jak i w Hiszpanii (dla Realu Sociedad) oraz w Turcji (dla Fenerbahce). Niestety zmarł tragicznie – w wieku 48 lat na skutek użycia paralizatora przez policjanta w trakcie interwencji.

GEORGE WEAH Z HELLASEM VERONA (8.09.1996)

Idealna egzemplifikacja przestrogi, która pada z ust trenerów, a którą można sprowadzić do słów – stały fragment gry to wielka szansa na gola, ale też szansa na kontrę dla przeciwnika. Rzut rożny przeciągnięty bardziej niż swego czasu u Jacka Krzynówka w reprezentacji. Przyczajony za plecami wszystkich Liberyjczyk przyjął piłkę we własnym polu karnym i ruszył tak, jakby jutra miało nie być. Już po przekroczeniu linii środkowej pomogła mieszanka szczęścia ze sprytem i całość wygląda wyjątkowo okazale. Może i z dzisiejszej perspektywy Weah wypada blado na tle innych zdobywców Złotej Piłki, no ale chłop miał to coś. To była pierwsza kolejka nowego sezonu Serie A, a konkurs na najpiękniejszą bramkę już został rozstrzygnięty.

 

GRAFITE z BAYERNEM MONACHIUM (4.04.2009)

Chyba najbardziej pamiętny moment genialnego sezonu w wykonaniu VfL Wolfsburg, zakończonego mistrzostwem Niemiec. Duet Grafite-Dżeko demolował wtedy Bundesligę – pierwszy strzelił 28 goli i zgarnął koronę króla strzelców, drugi skończył zaraz za jego plecami z 26 trafieniami. Do tego spotkania Wilki przystępowały jeszcze jako trzecia ekipa w tabeli, ale demolka na ówczesnym mistrzu była wstępem do znakomitego finiszu rozgrywek. Z samym golem kojarzą nam się słowa Jorge Valdano o Juanie Romanie Riquelme. „To wyjątkowy typ, który drogi z punktu A do punktu B nie pokona autostradą, jak każdy normalny człowiek. Ruszy raczej krętą górską ścieżką z pięknymi widokami”. Czy nie taki był właśnie ten gol Grafite? Można było to zrobić dużo prościej, ale frajda byłaby też dużo mniejsza.

 

LEO MESSI Z ATHLETIKIEM BILBAO (30.05.2015)

Drugie trafienie Argentyńczyka, ale – uprzedzając – niekoniecznie ostatnie. Końcówka sezonu, do rozegrania zostały Barcelonie dwa mecze – finał Pucharu Króla i finał Ligi Mistrzów. W drugim, choć Barca wygrała z Juve, Messi nie wpisał się na listę strzelców, ale w pierwszym rozpoczął zabawę z przytupem. Duma Katalonii ostatecznie powiozła Basków 3-1, ale nie dziwimy się, że rywale nie potrafili się podnieść po takim ciosie – okazało się, że połowa drużyny to za mało, by zatrzymać tego gościa.

 

ZLATAN IBRAHIMOVIĆ Z BREDĄ (22.08.2004)

Umówmy się – w tej akcji niewiele wskazywało na to, że zaraz wydarzy coś historycznego. Zaczęło się od złego przyjęcia piłki przez Szweda. Konsekwencją była przebitka, którą Zlatanowi udało się wygrać i… się zaczęło. Gdybyśmy mieli opisać osobowość Szweda jedną akcją, to właśnie tą, gdy dopiero ruszał na podbój wielkiej piłki. Komentator już był w ekstazie, a on jeszcze jednym zwodem ośmieszył i obrońcę, i bramkarza. Czysta nonszalancja. Gol padł w wysoko wygranym meczu ligowym (6-2), ale dodatkowy smaczek jest taki, że była to ostatnia bramka „Ibry” dla Ajaksu. Tydzień później zaliczył pusty przelot z Utrechtem, a następnie odszedł do Juve za 16 milionów. Jak się żegnać, to właśnie tak.

 

LEO MESSI Z GETAFE (18.04.2007)

Jeszcze z „19” na plecach. Jeszcze bez choćby jednej Złotej Piłki na koncie. No ale ten gol był już chyba ostatecznym dowodem, że mamy do czynienia z potencjalnym geniuszem. Jeśli wcześniej porównywano go z Maradoną, to w ciągu godziny po tym meczu zrobiono to pewnie więcej razy niż wcześniej łącznie. To był pierwszy mecz półfinałowy w Pucharze Hiszpanii. Wszyscy mówili o genialnym rajdzie Messiego, więc sam wynik, wygrana 5-2, przeszedł bokiem. Ale na marginesie też zapisała się ciekawa historia – w rewanżu Getafe odrobiło straty (wygrało 4-0) i awansowało (w finale lepsza była Sevilla).

DIEGO MARADONA Z ANGLIĄ (22.06.1986)

Bramka, o której powiedziano przez lata już niemal wszystko. Jeden z najsłynniejszych goli w historii mundiali, który padł nieco ponad trzy minuty po… drugim z najbardziej pamiętnych trafień. Jednak o ile Maradona wynik meczu z Anglią otworzył w sposób tak naprawdę haniebny, posiłkując się oszustwem, co dopiero później otoczono pewnym mitem, o tyle podwyższenie rezultatu było już magią w najczystszej postaci. I to w meczu z wielkimi podtekstami. I to w ćwierćfinale mistrzostw, które Argentyna ostatecznie wygrała.

 

Polska nie porywa, ale naprawia błędy. Santos buduje, rozwiązując bieżące problemy

Szymon Janczyk

„Pierwsza liga marzeń? Liga o standardach Ekstraklasy, ale z nieco mniejszymi budżetami”

Damian Smyk

Bartosz Salamon zasłużył na kolejne powołanie

Paweł Ożóg

Szczęsny: – Zespół uwierzył w to, co trener nam proponuje

Arek Dobruchowski

Sylvinho: – Nie zgadzam się z Santosem. Remis byłby sprawiedliwym wynikiem

Arek Dobruchowski

Chorążyk: W bazie mamy ponad 1500 piłkarzy i piłkarek z polskimi korzeniami

Mateusz Janiak

Polska nie porywa, ale naprawia błędy. Santos buduje, rozwiązując bieżące problemy

Szymon Janczyk
5

„Pierwsza liga marzeń? Liga o standardach Ekstraklasy, ale z nieco mniejszymi budżetami”

Damian Smyk
0

Bartosz Salamon zasłużył na kolejne powołanie

Paweł Ożóg
7

Chorążyk: W bazie mamy ponad 1500 piłkarzy i piłkarek z polskimi korzeniami

Mateusz Janiak
0

Ranking 100 najbardziej wpływowych ludzi polskiej piłki. Miejsca 100-76 [część 1/4]

Maciej Wąsowski
25

Trela: Państwo w państwie. Dlaczego kadra potrzebuje własnej wewnętrznej hierarchii

Michał Trela
68