Reklama

„Jeśli klubów nie stać na wysokie kontrakty, niech kupią tańszych piłkarzy”

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

31 marca 2020, 09:13 • 9 min czytania 9 komentarzy

Jeśli klub stać, to wysoki kontrakt nie jest problemem. A jeśli nie, to niech kupują tańszych graczy… Piłkarze wiedzą, że jest trudna sytuacja, mam odczucie, że zeszliby z pensji, ale myślę, że się nie zgodzą na 50 proc. To za dużo! – mówi Euzebiusz Smolarek, prezes Polskiego Związku Piłkarzy, na łamach „Super Expressu”. Co poza tym dziś w prasie?

„Jeśli klubów nie stać na wysokie kontrakty, niech kupią tańszych piłkarzy”

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

Restauracja Arkadiusza Milika gotuje dla personelu śląskich szpitali. 

Akcja rozpoczęła się 18 marca. – Znaleźliśmy szpital, zadzwoniliśmy z informacją, że za godzinę jesteśmy u nich z gorącymi obiadami. Byli bardzo mile zaskoczeni. Poruszyło nas, jak bardzo lekarze i pielęgniarki są szczęśliwi z faktu, że ktoś o nich pomyślał. Ich entuzjastyczne reakcje napędziły nas do kontynuowania tej inicjatywy – mówi Krzysztof Ciemiera, prezes spółki Inkunzi, właściciela restauracji. Codziennie jest na miejscu, nadzoruje, jak każdego dnia 30–40 posiłków dostarczane jest do kolejnego szpitala. – Najpierw sami wybraliśmy placówki, do których zawoziliśmy obiady. Gdy opublikowaliśmy pierwszy post, nasi goście, którzy są z nami mocno zżyci, wysyłali wiadomości z adresami kolejnych miejsc – Ciemiera relacjonuje, jak w tę inicjatywę zaangażowali się zwykli ludzie. Kiedy restauracja została zamknięta, wielu dopytywało, czy będzie dostarczała jedzenie na zamówienie.

Reklama

Wielu było sceptycznych wobec Dariusza Żurawia, ale wydaje się, że wyglądało to w Lechu coraz lepiej. Trener się obronił?

Nie wycofał się ani z korzystania z młodzieży, ani z fi lozofi i gry nastawionej na atakowanie. Chociaż w obu tych kwestiach długo szukał odpowiedniego balansu. Od wspomnianego meczu z Zagłębiem, najsłabszego w ciągu roku jego pracy, gdy w wyjściowym składzie znalazło się aż sześciu wychowanków, uważniej dobierał już proporcje między młodością i doświadczeniem. Na starcie rundy wiosennej zaczęło to działać optymalnie, a wychowankowie odgrywali główne role i mieli udział przy 9 z 12 strzelonych goli w tym roku. Ofensywnego stylu, nazwanego już przez kibiców mianem „Żurawball”, też nie porzucił, chociaż zimą wyjęto mu z drużyny dwóch kluczowych pomocników – Darko Jevticia i Joao Amarala. Dopiero przed startem rundy do zespołu dołączył Dani Ramirez i wypełnił powstałą po nich lukę, dzięki czemu wszystkie tryby w poznańskiej lokomotywie mogły zacząć pracować jak należy.

Antolić może najgłośniej narzekać na przerwę w rozgrywkach, bo wiosną był w świetnej formie. Chorwat przyznaje, że mistrzostwo nie smakowałoby tak dobrze, gdyby zostało zdobyte w takich okolicznościach.

– Zajmujemy pierwsze miejsce w tabeli z dużą przewagą, ale trudno byłoby świętować zdobycie tytułu z taką euforią jak po pełnym sezonie – przyznaje pomocnik Legii. – Idealny scenariusz to dokończenie rozgrywek, ale warunki zewnętrzne muszą na to pozwolić. Każdy z nas chciałby normalnie trenować, a w weekend rozegrać mecz. Brakuje mi tego rytmu. Z powodu epidemii ucierpi futbol, kluby, zawodnicy, ale też każda dziedzina gospodarki. Świat sportu nie jest wyjątkiem – dodaje 30-letni piłkarz. Przed przerwą w rozgrywkach chorwacki pomocnik prezentował bardzo wysoką formę. – To był mój najlepszy okres, odkąd trafi łem do Legii. Jednak nie tylko mój. Dobrze funkcjonowaliśmy jako drużyna, mieliśmy wiele radości z gry, strzelaliśmy dużo goli przede wszystkim u siebie, a kibice wracali do domu zadowoleni.

Reklama

Pelle van Amersfoort opowiada m.in. o tym, jak odchodziła jego mama, którą dopadł nowotwór. Zawodnik Cracovii był wtedy ledwie nastolatkiem.

Można powiedzieć, że zacząłem poważnie grać w piłkę dopiero w wieku 16 lat. Wtedy trafiłem do Heerenveen. Wcześniej występowałem w amatorskim zespole z Heemskerk. Trenowaliśmy dwa–trzy razy w tygodniu. W soboty rozgrywaliśmy mecze, a później szliśmy z kolegami coś zjeść i czegoś się napić. Przejście do Heerenveen było bardzo trudne. Po pierwsze, trafiłem do klubu, gdzie trenowało się sześć–siedem razy w tygodniu. Zajęcia były dużo cięższe. Po drugie, po przenosinach do tego miasta i poznaniu rodziny, u której mieszkałem, dowiedziałem się, że mojej mamie zostało tylko parę tygodni życia. Mama uprawiała rugby, podobnie jak mój tata. Występowała w najlepszym holenderskim klubie, grała też w reprezentacji kraju. Najpierw dowiedzieliśmy się, że ma raka mózgu. To był duży cios. Zaczęła chemioterapię, jakiś czas było lepiej. Wydawało się, że być może najgorsze ma już za sobą, ale rak powrócił. To stało się po moich przenosinach do Heerenveen, mama była w szpitalu. Wiadomo było, że z tego nie wyjdzie. Miała coraz mniej czasu. Wiedzieliśmy, że możemy się z nią tylko pożegnać. Świadomość, że bliska ci osoba jest umierająca, a ty nie możesz nic zrobić, jest bardzo trudna.

„SPORT”

Wisła Kraków chciałaby, żeby piłkarze trenowali nie tylko indywidualnie, ale też w parach, by nie zapomnieli jak się kopie piłkę.

– Ustaliliśmy, że do końca marca piłkarze wszystkich klubów będą ćwiczyć indywidualnie w domach, natomiast od 1 kwietnia postaramy się umożliwić im zajęcia w dwójkach, aby pracowali nie tylko nad aspektami fizycznymi, ale też piłkarskimi, zachowując oczywiście wszelkie środki ostrożności. Ostateczne decyzje nie zapadły, będzie jeszcze jedna wideokonferencja w tej sprawie. Chcemy, aby wszystkie kluby były solidarne, nikt się nie wyłamywał. Jeśli rzeczywiście mielibyśmy zacząć od środy czy czwartku zajęcia w takiej formie, to będą one dobrowolne. Każdy trener i piłkarz będzie miał prawo wyboru, czy chce w nich uczestniczyć – zastrzegł Artur Skowronek.

Ciekawa rozmowa z Marcinem Jaroszewskim, prezesem Zagłębia Sosnowiec. Głównie o przerwie w rozgrywkach i epidemii, ale Jaroszewski raczej nie należy do ludzi, którzy tylko odbębniają formułki.

W Zagłębiu będziecie próbować wykorzystywać rekomendacje maksymalnie, ścinając kontrakty o połowę?

– W poniedziałek mieliśmy pierwsze spotkanie z radą drużyny i na razie zostawmy to za zamkniętymi drzwiami. Zauważam, że cała narracja medialna idzie w stronę konfrontacji. Tak, jakbyśmy chcieli znaleźć winnego tej sytuacji. No bo zawodnicy mówią: „Przecież nie my jesteśmy winni”. Tak – nie oni są winni, nie związek jest winny, nie kluby są winne. Nie szukajmy tu jednej racji, bo jej nie ma. Czy mamy zakończyć ligę? Czy wyłonić mistrza, czy spadkowiczów, czy beniaminków? Dziś każdy ma prawo coś powiedzieć i każdy ma prawo taką opinię zanegować, polemizować z nią. Nie ma jednej racji, nie ma jednego winnego. Musimy się z tym problemem wszyscy razem zmierzyć, a nie wzajemnie ustawiać. Zawodnicy mają poczucie krzywdy? Odwrotnie! Powinni się cieszyć, że ktoś chce utrzymać ich stanowisko pracy za wszelką cenę. I oferuje im pieniądze, które pozwolą spokojnie przeżyć kolejne miesiące. Należą do nielicznej grupy szczęśliwców. Gdyby pracowali w innej branży, za 2-3 miesiące może musieliby pożyczać pieniądze od rodziców, sprzedawać swoje nieruchomości, korzystać z oszczędności, których ludzie zarabiający mniej nie mają.

Yyyyy… co? Tekst o tym, teraz miał być mecz Polski z Ukrainą na Stadionie Śląskim, a kiedyś już taki mecz tu był. I wspominka relacji z tamtego starcia. Serio?

Dalej – rozmowa z Ołeksandrem Szeweluchinem. byłym piłkarzem Górnika Zabrze, obecnie trenerem Karkonoszy Jelenia Góra. O niższych ligach, sytuacji Ukrainy i ukraińskiej ligi.

Jak to się dzieje, że na Ukrainie nie ma kłopotów z dopływem młodych i zdolnych graczy, a w Polsce już tak. Gdzie leży przyczyna?

– Po aneksji Krymu przez Rosję, po wojnie w Donbasie, wiele się u nas zmieniło, także w piłce. Na dzień dobry z najwyższą klasą rozgrywkową pożegnały się przecież dwa kluby z Krymu (Tawrija Symferopol i PFK Sewastopol – przyp. red.). Starsi piłkarze z powodu zawalenia się systemu finansowego porozjeżdżali się po świecie. Teraz w najwyższej klasie rozgrywkowej gra 12 drużyn i jest podział na dwie grupy. Kluby znalazły się w takiej sytuacji, że znacznie obniżyły kontrakty; starsi albo musieli się dostosować, albo szukać swojego miejsca gdzie indziej. Szeroko postawiono też na swoich młodych piłkarzy. Było na kogo stawiać, bo szkolenie w naszych klubach stoi na dobrym poziomie. Podobnie jest w reprezentacji, gdzie selekcjonerowi Szewczence pomagają doświadczeni asystenci, w tym Włoch Mauro Tassotti. Ten system szkolenia i wyłapywania najbardziej utalentowanych młodych graczy dobrze funkcjonuje.

Alberto Bertolotto, włoskim dziennikarzem, autorem książek o polskim futbolu. Trochę o włoskiej perspektywie na epidemię, o radzeniu sobie bez futbolu, o decyzjach władz włoskich i polskich w związku z epidemią.

Jak Włosi radzą sobie bez piłki nożnej?

– To dla nas trudne, kiedy nie możemy oglądać naszej ligi czy to w telewizji, czy na stadionie. Jednak w takich okolicznościach piłka nożna musi zejść na dalszy plan. Oczywiście nadal rozmawiamy o calcio, ale mniej niż zwykle. Myślę, że piłka nożna jest teraz bardzo ważna w zasadzie tylko dla klubów. Menedżerowie, prezesi zapewne rozmawiają całymi dniami o sytuacji albo o tym, kiedy ich piłkarze wrócą na boisko. Ale dla kibiców i dla zwykłych ludzi to nie jest czas, aby rozmawiać o piłce…

Czy Serie A nie zwlekała zbyt długo z decyzją o zawieszeniu rozgrywek?

– Za długo, zdecydowanie. Pamiętam, że pod koniec lutego i na początku marca było normalne, że piłkarze trenują i grają, a sytuacja już wtedy była bardzo poważna. Dla klubów najważniejszą rzeczą były pieniądze, dlatego grali do 8 marca. Oglądałem ostatni mecz przed zawieszeniem rozgrywek, Juventusu z Interem. Dla mnie i moich kolegów bardzo dziwne było, że rozegrali ten mecz.

„SUPER EXPRESS”

Euzebiusz Smolarek, prezes Polskiego Związku Piłkarzy, mówi, że 50% obniżki pensji zawodników to za dużo. I jak klubów nie stać na wysokie kontrakty, to niech kupią tańszych zawodników.

– Wspomnieliśmy o uchwale Ekstraklasy… Prawnie nie ma ona żadnego znaczenia…

– Oczywiście, że nie ma. Nasi prawnicy mówią to samo. No bo dziś mówią o 50 proc., a za miesiąc powiedzą 80 proc.? To nie Ekstraklasa decyduje o wysokości kontraktów! Każdy przypadek jest inny. Kolejny przykład: PZPN się zgodził, aby kluby mogły nie płacić zawodnikowi aż przez cztery miesiące. Dla piłkarza to dramat. Uczciwe kluby tego nie wykorzystają, ale nieuczciwe już tak!

– No to wprost: jesteś za obniżką kontraktów czy nie? Bo mówi się, że w tym nowym świecie te umowy już nie będą tak wysokie…

– Jeśli klub stać, to wysoki kontrakt nie jest problemem. A jeśli nie, to niech kupują tańszych graczy… Piłkarze wiedzą, że jest trudna sytuacja, mam odczucie, że zeszliby z pensji, ale myślę, że się nie zgodzą na 50 proc. To za dużo!

Ponoć już tylko podpisu brakuje pod nowym kontraktem Piotra Zielińskiego. Polak ma dostać podwyżkę, a w umowie ma zostać zawarta wysoka klauzula odstępnego.

Przede wszystkim Zieliński ma dostać sporą podwyżkę. Dotychczas zarabiał rocznie 1,1 mln euro, a teraz jego dochody urosną najpierw do 2,8, a potem do 3,5 mln euro rocznie. Do umowy Zielińskiego ma dodatkowo zostać wpisana kosmiczna suma odstępnego. Klub, który chciałby go wykupić przed zakończeniem kontraktu, musiałby zapłacić Neapolowi aż 100 mln euro! Dotychczasowa umowa Zielińskiego z Napoli obowiązuje do czerwca 2021 r. W tym samym momencie kończy się również kontrakt Arkadiusza Milika.

„GAZETA WYBORCZA”

Społeczeństwo siedzi w domach, lekarze apelują o zostawanie w domach, a piłkarze sobie podróżują. I to po całym świecie.

Paryż opuścili gwiazdorzy PSG: Neymar, Thiago Silva i Edinson Cavani. Pierwszy udał się na kwarantannę do swojej posiadłości w Mangaratiba na południu stanu Rio de Janeiro. Nie przestrzega jej zasad: na Instagramie zamieścił zdjęcie z liczną grupą znajomych i kolegów zaraz po meczu. Z podpisem: „Zmęczeni, ale szczęśliwi, nawet Davizinho [jego syn] trenował dzisiaj”. I oczywiście wzburzył mieszkańców Brazylii. Cavani wylądował w Salto, tłumacząc, że wrócił do Urugwaju, by pomóc w walce z koronawirusem. Zachowuje się odpowiedzialnie. W mediach społecznościowych prosi rodaków, by zostali w domach. Skrzydłowy hiszpańskiej Celty Vigo Pione Sisto miał ostatnio dobrą prasę. W doliczonym czasie gry zdobył zwycięską bramkę w meczu z trzecią w tabeli Sevillą. Dzięki temu Celta wydobyła się ze strefy spadkowej. Zaraz po tym meczu przerwano rozgrywki ze względu na koronawirusa. Piłkarze mieli być w domach. Do Sisto przyjechała z Danii siostra i oboje, bez zgody Celty, przebyli 3000 km w drodze do kraju. Samochodem, bo lotniska w Hiszpanii zamknięto.

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Tenis

Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Sebastian Warzecha
0
Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Komentarze

9 komentarzy

Loading...