Reklama

Jak Tevez z Maradoną pokonali Crespo i River Plate

redakcja

Autor:redakcja

24 marca 2020, 02:24 • 10 min czytania 1 komentarz

29 lutego 2020 roku. Na Estadio Antonio Vespucio Liberti, czyli słynny El Monumental w Buenos Aires przyjeżdża drużyna Defensa y Justicia. Jej trener, legendarny Hernan Crespo, jest witany z honorami – w końcu stadion River Plate to też jego dom. Lider tabeli i gospodarz meczu potyka się na zespole prowadzonym przez klubową legendę – mecz kończy się remisem 1:1. 

Jak Tevez z Maradoną pokonali Crespo i River Plate

8 marca 2020 roku. Na Estadio Alberto J. Armando, czyli słynną La Bombonerę w Buenos Aires przyjeżdża drużyna Gimnasii La Plata. Jej trener, legendarny Diego Maradona, jest witany z honorami – w końcu stadion Boca Juniors to też jego dom. Gospodarz meczu wygrywa 1:0 po golu Carlosa Teveza i na ostatniej prostej mija lokalnego rywala.

Boca Juniors Buenos Aires świętują mistrzostwo.

Nieprawdopodobnie filmowo układają się losy największych argentyńskich drużyn. River Plate i Boca Juniors są trochę jak w tych wszystkich mitycznych historiach o yin i yang, albo Arymanie i Ahura Mazdzie. Ogień i woda. O, albo rynkowo: podaż i popyt!

Przecież jeszcze tak niedawno kibice z tatuażami Maradony na plecach wyszydzali sąsiadów. „Spadkowicze”, „powiedzcie nam, bo nie wiemy, jak to jest ligę niżej”. No i ta najmocniejsza: „podpaliliście sobie stadion, biliście piłkarzy”, zakończona wyzwiskami. Tak Boca Juniors upamiętniali wokalnie spadek rywala z argentyńskiej elity, bezprecedensową sytuację, która do dzisiaj stanowi jedną z nielicznych różnic w „życiorysie” obu klubów. Obie gabloty puchną od krajowych i międzynarodowych trofeów, obie szatnie roją się od fotografii z wizerunkami symboli światowego futbolu. Ale tylko jeden z klubów gra w najwyższej klasie rozgrywkowej nieprzerwanie, bez haniebnego epizodu w Primera B. Tylko fanatycy River Plate próbowali ataków bombowych na własnych działaczy, tylko oni puścili z dymem kilka ulic, wszystko oczywiście w ramach odreagowywania spadku.

Reklama

Fanatycy Boca Juniors przeżywali wówczas karnawał, dlatego tak ochoczo przypominają ten epizod rywalom. Na trybunach trumny przygotowane dla umierającego przeciwnika, ludzie przebrani za duchy z wymalowaną literką B – to te duchy niższej ligi, które nawiedzały sąsiadów w sennych koszmarach.

Potem karta się odwróciła. River Plate wróciło do najwyższej ligi w wielkim stylu, w 2014 roku wygrało „sezon zamknięcia” oraz „superfinał”. W dodatku odnosiło sukcesy na polu… Hm. Wizerunkowo-kibicowskim? Podczas gdy Milionerzy świetnie się bawili po powrocie do elity, Boca Juniors zaliczali wtopę za wtopą – wśród nich między innymi atak gazem pieprzowym na piłkarzy sąsiada. I znów te przyśpiewki – gdy spotykaliśmy się na plaży, uciekliście, czyżby brakło gazu? Jeśli nie poszarpaliśmy za bardzo w tłumaczeniu tych melodyjnych zaśpiewów – mniej więcej tak brzmiały szyderstwa odbijające lata upokorzeń po spadku.

Boca Juniors odpowiedzieli serią mistrzostw. River Plate – triumfem w Copa Libertadores, najpierw w 2015 roku, a następnie podczas najdłuższego dwumeczu świata.

To był kawał dobrej historii, prawda? Najpierw długie przepychanki – jak ustalić terminy obu spotkań? Listopad? Grudzień? Nie nałoży się na święta? Będzie możliwe do logistycznego ogarnięcia? Co z bezpieczeństwem, jak sobie poradzić z faktem, że Copa Libertadores to i inny poziom emocji, i zupełnie inny poziom międzynarodowego zainteresowania? Z dzisiejszej perspektywy możemy już wyrokować – za mało, zdecydowanie za mało wykonano, by zabezpieczyć rewanż na El Monumental. Wszyscy pamiętamy te obrazki, te wypowiedzi. Superclasico jest rozgrywane bez kibiców gości od lat, ale trzeba przecież jakoś dojechać na mecz. Autokar Boca Juniors został zaatakowany przez kibiców z drugiej strony miasta.

Pisaliśmy wówczas:

– Rozbite szkło poleciało na moją twarz. Straciłem panowanie nad autokarem, przestałem widzieć. Z siedzenia zrzucił mnie wiceprezydent Boca, który przejął kierownicę i zawiózł nas na stadion – wspominał kierowca autokaru, a wtórowali mu piłkarze. Pablo Perez wymagał hospitalizacji, kawałek szkła utkwił mu w okolicach oka, kilku innych zawodników fatalnie zniosło gaz pieprzowy, obficie rozpylany wokół autokaru, by odgonić od niego napastników. Carlos Tevez stał się wówczas adwokatem całej szatni. – Jesteśmy rozbici, mamy porozcinane ręce, część z nas wymiotuje. Nie jesteśmy w stanie grać!

Reklama

Już na zawsze haniebnym symbolem współczesnego futbolu w najgorszym wydaniu będą ówczesne naciski, by jednak spotkanie rozegrać. Bo telewizje. Bo działacze z całego świata. Bo sponsorzy. Perez z opatrunkiem na oku, 3/4 składu przyduszone gazem, a gdzieś nad głowami działacze z pełnym zrozumienia: „no szkoda, szkoda, ale wyjdźcie już na murawę, bo kibice czekają”. Na szczęście do meczu nie doszło, to byłby skandal. Niestety – wiązało się to z nadchodzącym mrocznym chichotem historii. Finał Pucharu Wyzwolicieli (spod hiszpańskiego jarzma) trzeba było rozegrać w stolicy Hiszpanii. Już mecze w Mendozie, 1000 kilometrów od Buenos Aires, które były rozgrywane w ramach Superpucharu Argentyny były dla stołecznych kibiców jak wygnanie. A co dopiero Madryt?

– Do tego Alejandro Domingueza mam jedno pytanie: co muszę zrobić, jeśli moja rodzina chce zobaczyć River – Boca? Wszyscy mamy lecieć do Madrytu? Wiesz ile to kosztuje? Weź, kurwa, synku, stwórz plan bezpieczeństwa i pozwól grze się odbyć, choćby i na stadionie Velez. To wy jesteście problemem futbolu, nie mogę znieść waszej pracy, to jest szaleństwo – grzmiał w radiu Diego Maradona. – Zabrali nam naszą imprezę. Zabrali nam nasz finał. To będzie najdroższy mecz towarzyski w historii i to naprawdę smutne – wtórował Juan Roman Riquelme.

Jaki był finał – każdy, kto śledzi futbol mniej więcej wie. Po kapitalnym meczu i dwóch golach w dogrywce River Plate pokonało Boca Juniors. Tradycyjna wymiana yin z yangiem się dokonała – świętujący mistrzostwo Boca Juniors teraz musieli przełykać ślinę, gdy Milionerzy dopytywali ich, kiedy ostatnio byli najlepsi na kontynencie. Co więcej – w kolejnej edycji Pucharu Wyzwolicieli obie ekipy spotkały się w półfinale. River Plate wygrało dwumecz i drugi raz z rzędu zagrało na nosach rywali. Ariel Ortega, legenda River Plate, dość oryginalnie komentował wagę tych spotkań jeszcze przed pierwszym gwizdkiem – jego wypowiedzi radiowe cytowała Bola.

Jak przejdziecie dalej, jak znów ich wyeliminujecie, to tym samym zabijecie kibiców Boca Juniors. Oni umrą po czymś takim. Rozmawiałem z dzieciakami, fanatykami, oni nie będą już chcieli grać w piłkę, wy ich pogrzebiecie.

Wahadło jednak bije bez przerwy – i właśnie wychyliło się w tę drugą stronę. Boca Juniors nie zostało pogrzebane, wręcz przeciwnie – odwinęło się w wyjątkowo stylowy sposób.

Sytuacja była tak jasna, że część Buenos Aires zapewne miała już w lodówkach przygotowane zapasy szampana, a znając zamiłowanie do wybuchowego świętowania – również trochę wyrobów pirotechnicznych w spiżarniach. River Plate jest liderem ligi po 21. kolejce. 45 punktów na koncie, wicelider i derbowy rywal ma trzy oczka mniej. Wystarczy wygrać jeden z dwóch ostatnich meczów, drugi zremisować. W najgorszym wypadku, przy równej liczbie punktów, trzeba będzie udowodnić wyższość w barażu. Dla Marcelo Gallardo i jego podopiecznych finisz ligi wydawał się formalnością. Napoleon nieco buńczucznie mówił, że wyniki mówią same za siebie.

I faktycznie, River Plate 2020 rok rozpoczęło od serii sześciu zwycięstw, w golach 10:2. Zostały dwa kroki: pozostające w środku stawki i grające już tylko o radość kibiców Atletico Tucuman oraz Defensa y Justicia, drużyna prowadzona przez Hernana Crespo, w dodatku w przededniu meczu w Copa Libertadores przeciw Santosowi. Wydawało się, że na El Monumental zacznie się nieśmiała fiesta – Crespo, oddany kibic River Plate, oszczędzi gwiazdy na mecz z Santosem, a tydzień później uśmiechnie się w duchu obserwując fetę w stolicy.

– Powracam na stadion River Plate, na mecz River Plate z fanami River Plate na trybunach, po 24 latach. Bywałem tu z reprezentacją, widywałem inne mecze. Ale teraz stadion będzie wypakowany, a ja będę w tym aktywnie uczestniczył. To będzie coś naprawdę pięknego, fantastyczne uczucie – zachwycał się Crespo na łamach Pagina 12, co zacytował portal goal.com. Kibice zresztą też czekali na to spotkanie – Crespo to ich legenda, już jako nastolatek przyłożył nogę do dwóch mistrzostw oraz triumfu w Copa Libertadores. Ale przecież „sentymenty tylko na trybunach”.

Defensa y Justicia już przed przerwą strzeliła gola i choć w drugiej połowie nie oddała celnego strzału – punkt dla gospodarzy uratował rzut karny. River Plate już wiedziało, że o tytule rozstrzygnie ostatnia kolejka.

– Musimy jeździć na tyłkach do samego końca – zaapelował w swojskim stylu Carlos Tevez jeszcze przed meczem River Plate przeciw ferajnie Crespo. Wydawało się, że jeśli ktoś ma wierzyć – to właśnie chłopak z dzielnicy Apaczów. Życie nauczyło go milion razy, że jeśli jest wąziutkie okienko przez które da się przecisnąć, że jeśli pozostaje choćby cień nadziei – trzeba wierzyć. Blizny po oparzeniu na szyi? Przypominają, że niewiele brakło, by świat nigdy nie usłyszał o Tevezie, mały Carlos kilka miesięcy spędził w szpitalach. Trudne osiedle? Nauczyło lojalności i ułożenia spraw – rodzina na szczycie, na pierwszym miejscu. Ale wszystko to, czego dostąpił ten niepokorny Argentyńczyk w swoim piłkarskim życiu, musiało przede wszystkim wyrobić unikalną wręcz wiarę w siebie.

– Gdyby nie piłka nożna skończyłbym jak wielu chłopaków z sąsiedztwa. Albo byłbym martwy, albo siedziałbym w więzieniu. Ewentualnie wylegiwałbym się w rowie, albo jakiejś melinie, rzecz jasna kompletnie naćpany. Nikt nie rodzi się złodziejem, ale nierówność w społeczeństwie sprawia, że to najprostsza droga. Najszybszy sposób na zdobycie pieniędzy – wspominał w jednym z wywiadów telewizyjnych. Po chwili się rozkleił. Jego przyjaciele bez pracy i perspektyw nie pozwalają mu płacić za siebie w knajpach. Oczywiście, można mu zarzucać wiele – wrócił do Boca Juniors, by pokazać, że pieniądze się nie liczą, po czym… pojechał do Chin, właśnie po to, by zarabiać pieniądze. Tak, Tevez po powrocie potrafił usiąść z kumplami na dzielni, by po prostu pograć trochę w karty.

Nie zapomniał jednak, że lepiej gra się w karty z 40 bańkami na koncie niż bez tych 40 baniek. Choć on sam twierdził, że jego zarobki w Chinach są zawyżane, media nie miały wątpliwości – to ścisły top najlepiej zarabiających piłkarzy na ziemi. Jeśli jednak ktoś chciałby zarzucić mu hipokryzję w temacie „wierności” wobec Boca Juniors, powinien wziąć pod uwagę stopień zaangażowania. Carlos przed wyjazdem do Azji? Gole w Superclasico, asysty, ciągnięcie za uszy całego zespołu a nawet czerwona kartka i zawieszenie za zbyt emocjonalne reakcje. Carlos po powrocie z Azji? Właściwie z miejsca opaska kapitańska, z miejsca gole, z miejsca asysty i prowadzenie Boca Juniors do zwycięstw, zwłaszcza w Copa Libertadores. Emocjonalne wypowiedzi, reakcje, tradycyjna bujanka z wytatuowanymi fanami.

A Carlos w Azji? – To były wakacje – komentował z rozbrajającą szczerością. Wiecznie kontuzjowany. Nabzdyczony. Borykający się z deficytem motywacji przy jednoczesnym nadmiarze kilogramów. Chińczycy byli wściekli, ale fani Boca Juniors utwierdzili się w przekonaniu towarzyszącym im od lat – grać może wszędzie, ale umierać będzie tylko za nas.

Tevez udowodnił to zwłaszcza w ostatnich trzech miesiącach. Do pościgu za River Plate sąsiedzi przystępowali z trzeciego miejsca. Potem wygrali pięć kolejnych meczów przy 5 trafieniach i 2 asystach swojego kapitana. Bez niego feta River Plate zaczęłaby się pewnie jeszcze w lutym. Dzięki golom Teveza, decydowała ostatnia kolejka. Milionerzy muszą się pogubić z Tucuman. Boca Juniors ogolić Gimnasię La Platę. Drużynę Diego Armando Maradony.

– Wycałuję go, dam mu koszulkę, opaskę kapitana, co tylko będzie chciał – zapowiedział na konferencji przedmeczowej Carlos Tevez, który wychował się na występach Maradony w ich ukochanym klubie. – Tak go wycałuję, że zostanie połamany – zripostował Maradona. Love is in the air.

Tak to wyglądało przed meczem.

– Wiedziałem, że muszę poszukać szczęścia. On jest jednym z wybrańców – komentował potem buziaka sam Tevez. Potem strzelił jedynego gola w tym spotkaniu. Gola na wagę mistrzostwa, bo River Plate skompromitowało się z Atletico Tucuman. Milionerzy oddali JEDEN celny strzał na bramkę. Absolutnie sprawiedliwy remis, 1:1. Przyroda więc wróciła do równowagi – po okresie, gdy kibice w bieli i czerwieni szydzili z niebiesko-złotych, nastąpiła tradycyjna zamiana ról. Co cieszy? Nie było żadnego odpuszczania, i gdy Crespo zawitał na Monumental, i gdy to Maradona mógł przeszkodzić w doścignięciu River Plate przez swój ukochany klub. Gol na wagę tytułu padł na kwadrans przed końcem, gospodarzy jeszcze na początku drugiej połowy musiał ratować bramkarz Esteban Andrada.

Najbardziej rozczulający obrazek? Chyba ten poniższy. Carlos Tevez na przestrzeni lat. Od wielkiego fanatyka Boca Juniors, który spełnił marzenie o golach dla ukochanego klubu, aż do… wielkiego fanatyka Boca Juniors, który to młodzieńcze marzenie realizuje aż do dziś. To już ponad 15 lat wieszania się na siatce oddzielającej piłkarzy od kibiców zgromadzonych na Bombonerze. No, z małymi przerwami na zarabianie w Europie i Chinach.

Co dalej z wahadłem? Cóż… River Plate w Copa Libertadores po przegraniu mistrzostwa rozpoczęło od oklepania Peruwiańczyków z Binacional aż 8:0. Ktoś powie – grupowy słabiak, pewnie wszyscy ich ograją? W pierwszej kolejce wtopiło z nimi Sao Paulo, i to pomimo bramki Alexandre’a Pato.

Kolejne derby Buenos Aires w końcowych fazach kontynentalnych klubowych mistrzostw?

Oby. Nie tylko dlatego, że czekamy na kolejny udany rewanż River Plate. Także dlatego, że po prostu tęskno nam do jakichkolwiek meczów.

Fot.Newspix

Najnowsze

Komentarze

1 komentarz

Loading...