Reklama

Życie w Szwecji toczy się tak, jakby nic się nie działo

redakcja

Autor:redakcja

21 marca 2020, 14:53 • 5 min czytania 6 komentarzy

– Do szpitali przyjmuje się tylko ciężkie przypadki. Reszcie mówi się: siedź w domu. Mam kolegę, którego dzieci mają symptomy, zadzwonił na infolinię co ma w tej sytuacji zrobić. Powiedzieli mu, żeby siedział w domu i – uwaga, cytat – liczył na coś dobrego – o szwedzkim podejściu do kryzysu opowiada Piotr Piotrowicz, były junior ŁKS-u, który kilka lat temu wyjechał do Szwecji, by tu spróbować piłkarskiego chleba, a teraz skupia się na pracy trenerskiej, co łączy z pracą zawodową w IT.

Życie w Szwecji toczy się tak, jakby nic się nie działo

***

Co pana najbardziej bulwersuje w podejściu Szwedów?

Życie w Szwecji toczy się tak, jakby nic się nie działo. Może najpierw skupię się na piłce nożnej. Wszystkie grupy młodzieżowe normalnie trenują, w niższych ligach też nie ma zaleceń, żeby nie trenować. Zabroniono zgromadzeń powyżej pięciuset osób, zamknięte są gimnazja i szkoły wyższe. Start zarówno Allsvenskan jak i Superettan został odroczony, mówi się o powrocie na koniec maja, natomiast trzecia liga i niższe nie odwołały jeszcze rozgrywek. Odbywają się sparingi, mecze pucharowe.

Ogólne zalecenia są takie, żeby być ostrożnym, ale jak porównać z tym, co dzieje się w Polsce, to tutejsze podejście jest całkowicie lekceważące. W Polsce najważniejsze osoby w kraju mówią: zostańcie w domach. Tutaj jest na odwrót, starają się raczej tonować emocje, uspokajać, na zasadzie: prowadzić normalne życie. Jest jedno postanowienie: czujesz się chory, zostań w domu.

Reklama

W konsekwencji każdy działa jak chce. To widać też po szwedzkich klubach. Najwięcej zarażeń jest w Sztokholmie, a tamtejsze kluby podchodzą wedle uznania. Djugarden na razie odwołał treningi, natomiast planuje za tydzień spotkanie w klubie i rozpoczęcie treningów. Hammarby normalnie trenuje, jasno stwierdzili, że skoro rząd nie zakazuje, to nie ma powodu ich odwołać. AIK odwołał zajęcia, ale też tutaj okazało się, że ktoś w drużynie ma koronawirusa. Ale ciekawe, że na kwarantannę odesłano nie wszystkich, a tylko tych, którzy mieli symptomy. Nie chcą też zdradzić który z zawodników był zarażony.

Jak władze uzasadniają takie podejście, skoro cały świat wprowadza dużo ostrzejszą politykę?

Teoria opiera się na ograniczaniu pandemii, nie jej przeciwdziałaniu. Mówi się, że społeczeństwo jest na tyle wyedukowane i doinformowane, że wystarczy ostrzegać i przypominać: myjcie ręce, uważajcie. Zbliża się Wielkanoc, wiele osób z tej przyczyny będzie podróżować po kraju. W związku z tym powiedziano tylko: uważajcie jak będziecie podróżować. Dla kogoś, kto ogląda polską telewizję, to szokujące. Człowiek się zastanawia co tu się dzieje.

Wszystkie knajpy, siłownie i tak dalej są otwarte?

Wszystkie restauracje, puby, wszystko działa normalnie, ludzie się gromadzą. Ale społeczeństwo jest podzielone pół na pół. Jedni ufają rządowi, twierdzą, że to dobre podejście, w myśl przekonania, że Skandynawowie podchodzą do wszystkiego z gorącym sercem, ale chłodną głową. Niemniej druga część społeczeństwa chciałaby mocniejszej reakcji rządu. Widać to nawet po frekwencji w szkołach podstawowych – połowa dzieci po prostu nie posyła.

Natomiast tak jak w internecie obserwowałem duże nasilenie krytyki kilka dni temu, gdy Europa zamykała granice, wprowadzała kolejne obostrzenia, a Szwedzi nic nie robili, tak w ciągu ostatniego czasu ta krytyka zmalała. Jest trochę więcej poparcia dla takiego podejścia, co mnie osobiście przeraża.

Reklama

Ta metoda przypomina tą, którą chciał w Wielkiej Brytanii wprowadzić Boris Johnson. Ale się z niej wycofał…

Człowiek, który jest w Szwecji odpowiedzialny za publiczną agencję zdrowia, kończył studia w Anglii. Na konferencji też powiedział, że model brytyjski jest bardzo mądry, bo Wielka Brytania ma najwięcej wiedzy o pandemiach i najlepszych epidemiologów.

Ale w Wielkiej Brytanii się z tego wycofali. To co teraz mówi?

Nic, po prostu ten model dalej funkcjonuje. Na konferencji uzasadniano ostatnio dlaczego szkoły podstawowe są otwarte – bo gdyby je zamknąć, zbyt wiele osób, w tym lekarze i pielęgniarki, musiałoby zostać w domach i się opiekować dziećmi zamiast pracować. Powiedziano też, że dzieci potrzebują szkoły jako stałego punktu, który zapewnia im stałość i zdrowie psychiczne.

W Szwecji jest już ponad tysiąc przypadków zarażeń, prawda?

1650, od wczoraj dwieście nowych. Do szpitali przyjmuje się tylko ciężkie przypadki. Reszcie mówi się: siedź w domu. Mam kolegę, którego dzieci mają symptomy, zadzwonił na infolinię co ma w tej sytuacji zrobić. Powiedzieli mu, żeby siedział w domu i – uwaga, cytat – liczył na coś dobrego. To jest niepoważne, by użyć lekkiego określenia. Jeśli ktoś spojrzy na statystyki, to tydzień temu była obniżka, natomiast tamtego dnia wydano dyrektywę, żeby nie robić testów ludziom, którzy nie są hospitalizowani.

Rząd stara się bardziej uspokajać, albo też odstręczać od tego, żeby ludzie szukali pomocy w służbie publicznej, dzwonili do szpitala. Rządzący mówią też, że pandemię przewidzieli i to przygotowany plan, a minister zdrowia miał w 2007 napisać artykuł na ten temat. Natomiast są też podejrzenia, że to kolejny ruch, który ma na celu uspokajać ludzi – wierzcie nam, cały świat się zamyka, natomiast my wiedzieliśmy wcześniej.

Myśli pan, że to podejście może się zmienić?

To by oznaczało, że cały rząd musiałby się przyznać do bardzo dużego błędu. Wszystko zależy zapewne jak to będzie wyglądać w najbliższych dwóch tygodniach. Zostawiają sobie furtkę, mówią, że jeśli trzeba będzie zamknąć podstawówki, to zamkną, że pracują nad odpowiednimi środkami, natomiast na razie przekaz jest taki – mamy słuszność, myjcie ręce i bądźcie ostrożni, to wszystko.

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...