Reklama

Jakub Błaszczykowski przekazał 400 tysięcy złotych na walkę z koronawirusem

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

20 marca 2020, 08:33 • 9 min czytania 6 komentarzy

– Jakub Błaszczykowski i jego fundacja „Ludzki Gest” przekazali 400 tysięcy złotych na walkę z koronawirusem. „Musimy zmierzyć się z tym RAZEM. Tylko wspólnymi siłami możemy zmienić oblicze pandemii. To dla nas wielki test empatii i odpowiedzialności. Kochani, bardzo Was proszę nie bagatelizujcie problemu, zostańcie w domu i stosujcie się do zaleceń” – czytamy w Super Expressie. Co poza tym dziś w prasie?

Jakub Błaszczykowski przekazał 400 tysięcy złotych na walkę z koronawirusem

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

Mateusz Klich opowiada o tym, jak wygląda życie w Leeds podczas przerwy w rozgrywkach. Bielsa o piłkarzach nie zapomniał – to chyba oczywiste.

Harmonogram dnia w czasach pandemii jednego z najważniejszych wiarusów Bielsy, Mateusza Klicha (50 meczów dla Leeds w zeszłym sezonie, 39 w obecnym) jest podobny, jak u większości piłkarzy. – Mamy ograniczyć wyjścia z domu i stosujemy się do zaleceń. Codziennie rano się ważymy, wyniki wysyłamy do klubu, no i czekamy – opowiada „Przeglądowi Sportowemu” reprezentant Polski. – Z domu wychodzę pobiegać, trudno byłoby to zrobić w czterech ścianach. Dostaliśmy z klubu paski do monitowania tego, co robimy. Przywieźli nam też rowery stacjonarne, TRX (taśmy do ćwiczeń). W klubie nie narzucają nam, kiedy idziemy się poruszać, mamy na to cały dzień. Ja ćwiczę rano, czyli robię to, co mogę: biegam i korzystam z zaimprowizowanej, domowej siłowni. Niczego więcej nie wymyślę. No chyba, że postawię moją Magdę na bramce i trochę jej postrzelam.

Reklama

Krzysztof Sachs, były przewodniczący Komisji Licencyjnej, o bałaganie jaki zastanie KL przed kolejnym sezonem i o zmianach w regulacjach  prawnych, które są nieuniknione.

Od lat żyliśmy w rzeczywistości, w której kontrakt to absolutna świętość.

Trudno podważać prawo do wynagrodzenia, ale może trzeba pomyśleć o stworzeniu przepisów, by jakiś procent wypłat mógł być zamrażany? Podam przykład: niech część pensji zawodnika będzie gwarantowana według starych zasad, ale niech zostanie też kwota, którą w zależności od sytuacji finansowej klubu będzie można przelać mu później, choćby w ratach. Jako człowiek będący dzisiaj na zewnątrz, za mało wiem o obecnej sytuacji, ale wydaje mi się, że im dłużej potrwa przerwa w rozgrywkach, tym bardziej prawdopodobne, że nie uciekniemy od poważnej dyskusji na temat wprowadzenia nadzwyczajnych regulacji w tym zakresie. Znowu wracamy do punktu wyjścia: to nie są tylko nasze polskie problemy. UEFA powinna dać wytyczne, co robić, żeby ratować kluby. Choć mam wrażenie, że europejskie władze piłkarskie same się w tym wszystkim gubią. To jest niemoralne, że kiedy we Włoszech z powodu epidemii o światowym zasięgu umierały dziennie setki osób, drużynom nakazywano kontynuowanie występów w europejskich pucharach.

Pavels Steinbors wprost nie odpowiada, że w klubie nie ma kasy na wypłaty, ale potwierdza między wierszami, że tak faktycznie jest.

To prawda, że w klubie skończyły się pieniądze na wypłaty?

Reklama

Wiadomo, że obecna sytuacja Arki jest trudna. Wiem, że czekamy wszyscy na nowego właściciela, który wyprostuje pewne sprawy, ale trudno mówić, jak będzie.

Jak rozwiązać kwestie wypłat w dobie światowego kryzysu spowodowanego pandemią?

Trudno mi powiedzieć. Pracodawcy będą musieli znaleźć rozwiązanie. Mam nadzieję, że ten wirus szybko się skończy. Dla każdego z nas gra w piłkę to również praca. Nie wiem, jak potoczą się losy klubu i jakie ma długi. Jeśli trzeba będzie skończyć ligę latem albo jesienią, nie będzie to dla mnie żadnym problemem.

Ciekawa sylwetka D’Seana Theobaldsa z Korony Kielce, czyli „tego chłopaka z szóstej ligi angielskiej”. Od odbijania się od drzwi w Chelsea, treningów w Fluminense, po Kielce.

Theobalds piłkarskiego szczęścia szukał od dawna i by je znaleźć, przebył dziesiątki tysięcy kilometrów. Najpierw razem z ojcem wychodził do pobliskiego parku. Później sam wsiadał do komunikacji miejskiej w Londynie i objeżdżał kolejne kluby. Millwall, Arsenal i Chelsea – to te najbardziej znane, w których grał z lepszym lub gorszym skutkiem. W końcu trafi ł do mniejszego, dzielnicowego zespołu i tam próbował się przebić. – Po jednym z meczów podszedł do mnie skaut i powiedział, że nie gram jak typowy angielski piłkarz, a że ma kontakty w Brazylii, mógłby mi poszukać tam klubu. Miałem 17 lat i szczerze mówiąc, w pierwszej chwili nieco się wystraszyłem – opowiada pomocnik. Zamiast pochopnie podejmować decyzje, Theobalds podał nieznajomemu numer do ojca. Spotkanie dorosłych było owocne, bo kilka tygodni później D’Sean siedział razem z tatą w samolocie lecącym do Ameryki Południowej, konkretniej do Rio de Janeiro. – Trafi łem do Fluminense. Mieszkaliśmy w klubowym ośrodku i muszę przyznać, że cała otoczka robiła niesamowite wrażenie – przyznaje piłkarz.

Kamil Wilczek od transferu do Turcji jeszcze nie strzelił gola. I to się nie zmieni, bo liga turecka została zawieszona.

W Danii był wielką gwiazdą. Mimo że Kamil Wilczek odszedł w styczniu, to ciągle prowadzi tam w klasyfi kacji najlepszych strzelców. Został też najskuteczniejszym zawodnikiem w historii Bröndby, bijąc rekord Ebbego Sanda. W Turcji, odkąd przeszedł do Göztepe, nie zdobył jeszcze bramki. I szybko to się nie zmieni. Wczoraj rozgrywki Süper Lig zostały bowiem zawieszone. W miniony weekend mecze ligowe się odbyły, tyle że toczyły się bez udziału kibiców. Piłkarze jednak protestowali przeciw takiemu stanowi rzeczy. Najmocniej John Obi Mikel. Były pomocnik Chelsea odmówił gry w meczu Trabzonsporu, a potem rozwiązał kontrakt. Inne gwiazdy – z Radamelem Falcao (Galatasaray) na czele – także nie chciały grać i wczoraj minister sportu Turcji Mehmet Muharrem Kasapoglu zawiesił wszystkie rozgrywki w tym kraju.

„SPORT”

Piotr Parzyszek z Piasta porównuje reakcję Holandii i Polski na epidemię, opisuje codzienność piłkarza w czasach braku gry i pokazuje jak wygląda sytuacja obcokrajowców w zespole mistrzów Polski.

Pańska żona jest Holenderką. Jak wygląda sytuacja w jej ojczyźnie?

– Jest dużo więcej przypadków zachorowań niż w Polsce. Myślę, że duży wpływ na to miał fakt, że tam bardzo późno zaczęto izolować ludzi. Dopiero niedawno pozamykano część sklepów i instytucji. Szkoły były bardzo długo otwarte, bo Holendrzy nie mieliby co zrobić z dziećmi. Nie każdy mógł pracować zdalnie z domu. U nas zareagowano szybko i zdecydowanie i były to odpowiednie środki. Oczywiście decyzje to jedno, a zachowanie każdego człowieka to drugie.

W Piaście jest wielu obcokrajowców, którzy mają swoje rodziny w innych krajach. Jest im ciężko?

– Mamy grupę na komunikatorze i rozmawiamy o sytuacji. Myślę, że także koledzy z Polski nie mają łatwo, bo nie odwiedzają swoich rodziców czy dziadków. Wiadomo, jak to wygląda z koronawirusem. My możemy być zainfekowani, ale wirus najbardziej zagraża osobom starszym. Nikt nie chce narazić ich na niebezpieczeństwo.

Jeśli piłkarz zza południowej granicy, to stary i słaby Słowak lub Czech? Często to się potwierdza, ale w Ekstraklasie gra też kilku Słowaków i Czechów robiących różnicę.

W ostatnich latach dużo mówi się o konieczności poprawy szkolenia – a jak ogrywać polskiego juniora, skoro jego miejsce zajmuje ktoś zza południowej granicy? Oczywiście żaden trener podczas wybierania składu nie ma przyłożonego pistoletu do głowy. Realia krajowego futbolu są jednak takie, że choć długość pracy szkoleniowców w klubach uległa ostatnio poprawie (patrz Brosz, Fornalik, Probierz, Stokowiec czy Runjaić), wielu wciąż walczy o przetrwanie i nie może sobie pozwolić na serię wpadek – woli więc postawić na bezpieczniejszego, bardziej ogranego gracza, co niekoniecznie wiąże się z eksplozją jakości. – Było tak głównie w przeszłości, choć teraz też jest wielu zawodników, którzy nie wyróżniali się na czeskim czy słowackim rynku, a grają u nas – skomentował stereotypowy zalew Paweł Golański, były piłkarz, ekspert telewizyjny, związany z agencją menadżerską INNfootball. – Przyjeżdżają do Polski, bo albo są bez klubów, albo są trochę tańsi w utrzymaniu. Trzeba się zastanowić czy to jest dobra droga. Ja absolutnie nie mam nic przeciwko temu, żeby gracze innych nacji trafiali do Polski, ale niech robią różnicę.

Podbeskidzie robi kibicom zagadki, przeprowadza lajwy z piłkarzami i sprzedaje wirtualne bilety – czyli jak klub próbuje przetrwać trudny czas.

Tymczasem pracownicy klubu, którzy pracują zdalnie, za pośrednictwem mediów społecznościowych starają się umilić czas sympatykom Podbeskidzia. W środę obchodzono Europejski Dzień Mózgu, więc przez cały dzień na facebookowym profilu klubu pojawiały się zagadki związane z Podbeskidziem. Fani, sądząc po reakcjach w komentarzach, bawili się nieźle. Wczoraj wieczorem natomiast na instagramowym profilu klubu pojawił się live z Tomaszem Nowakiem, pomocnikiem bielskiego klubu, który odpowiadał na pytania. W kolejnych dniach tego typu inicjatyw powinno być więcej. Tymczasem sami kibice wpadli na dosyć oryginalny pomysł. Otóż z ich inicjatywy uruchomiono sprzedaż… wirtualnych biletów na mecz z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza, który miał zostać rozegrany jutro, a który nie dojdzie do skutku z wiadomych przyczyn. Zakup biletu jest formą dobrowolnej pomocy dla klubu, nie uprawnia do wstępu na stadion, nie podlega wymianie, natomiast stanowi pamiątkę i jest dowodem zaangażowania w życie klubu.

Bardzo udany reportaż o śp. Piotrze Jegorze, który zmarł przed kilkoma dniami. „Polski Koeman” nazywali go niektórzy, bo kopyto miał takie, że rozrywał siatki. 

Jegor był wtedy najmłodszym piłkarzem w drużynie mistrza Polski. Przebojem wywalczył miejsce w pierwszym zespole, dzięki czemu miał okazję zagrać przeciwko samemu Realowi Madryt, w 1/8 finału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych. W pierwszym meczu, rozegranym na Stadionie Śląskim w obecności 55 tysięcy kibiców, „Królewscy” zwyciężyli 1:0 po golu Hugo Sancheza z rzutu karnego w drugiej połowie. Przed rewanżem, który na słynnym Santiago Bernabeu odbył się 10 listopada 1988 roku, mistrzowi Polski nie dawano więc wielkich szans. Tymczasem, po części za sprawą Jegora, zapachniało wielką niespodzianką! – Przed meczem w Madrycie poleciłem mu, żeby podchodził blisko Bernda Schustera, który lubił operować długą piłką z drugiej linii. No i Piotrek doskonale wywiązał się ze swojego zadania, bo gwiazda Realu nie była w stanie nic zrobić. Niemiec tylko się denerwował i pluł, a Piotrek swoją masą go wypychał. Zresztą kto pamięta ten wie, że Schuster do boiskowych ułomków też nie należał. Walka była więc twarda – opowiada o tamtym słynnym spotkaniu Marcin Bochynek i natychmiast dodaje: – Grał wtedy u mnie jako cofnięty pomocnik, na „6”. Zresztą w środku pola mógł występować na każdej pozycji. Trzeba powiedzieć, że miał wspaniałe warunki. Trenerzy uważali, że był stworzony do biegania na 400 metrów. Jego organizm niesamowicie szybko się regenerował. Po wysiłku miał tętno 180, które szybko spadało do 100 czy 120. Pod tym względem lepszy był tylko Mirek Szlezak, a wtedy bazowało się na takich pomiarach…

„SUPER EXPRESS”

Przepisanie wywiadu z Matsem Hummelsem z kanału Sebastiana Staszewskiego na YouTube, apel o odwołanie igrzysk w tym roku… Ciekawie dopiero na trzeciej stronie. Jakub Błaszczykowski i jego fundacja „Ludzi Gest” przekazali 400 tysięcy złotych na walkę z koronawirusem.

– Przed nami wielkie wyzwanie! – napisał Jakub Błaszczykowski na Instagramie. – Musimy zmierzyć się z tym RAZEM. Tylko wspólnymi siłami możemy zmienić oblicze pandemii. To dla nas wielki test empatii i odpowiedzialności. Kochani, bardzo Was proszę nie bagatelizujcie problemu, zostańcie w domu i stosujcie się do zaleceń.

„GAZETA WYBORCZA”

Z piłki nic. Jest tylko tekst o możliwym przełożeniu igrzysk na 2022 rok.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

6 komentarzy

Loading...