Reklama

Hiszpański rząd spóźnił się co najmniej o tydzień

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

19 marca 2020, 20:25 • 7 min czytania 0 komentarzy

Hiszpanie mogli się uczyć na błędach Włochów w temacie koronawirusa, ale niestety istnieje spore prawdopodobieństwo, że czas pokaże, iż tego nie zrobili. Mobilizacja rządu i społeczeństwa nastała dopiero teraz, czyli bardzo późno. O sytuacji w tym kraju rozmawiamy z Danielem Sobisem, polskim agentem mieszkającym w Valladolid i najwięcej działającym na hiszpańskim rynku. Nie wyobraża on sobie, żeby sezon został dograny, jeśli ruszy w połowie maja, a takie są założenia tamtejszej federacji. 

Hiszpański rząd spóźnił się co najmniej o tydzień

Jak wygląda sytuacja w Hiszpanii? Mieszkasz w Valladolid, czyli nie tak daleko od Madrytu, gdzie jest hiszpańskie ognisko koronawirusa.

Valladolid jest stolicą wspólnoty autonomicznej Kastylii i Leon, 200 kilometrów nad Madrytem. Tutaj jeszcze nie ma tragedii. W Burgos czy Salamance przypadków zachorowań jest więcej, u nas na całą prowincję jest bodajże 80 zakażonych, z czego dwie osoby zmarły. W Madrycie natomiast zaczyna się robić naprawdę nieciekawie. W skali kraju też – to już prawie 18 tys. zakażonych i blisko 800 zmarłych. Te liczby zmieniają się z godziny na godzinę. Masakra, w jakim tempie się to rozrasta. Istnieje spore ryzyko, że Hiszpania wkrótce dogoni Włochy w temacie koronawirusa. Rząd podjął wreszcie jakieś działania, wprowadzono stan wyjątkowy. Z domu można wyjść jedynie na zakupy i to osoba dorosła, chyba że na ma innej możliwości, żeby ktoś inny przypilnował dzieci. Generalnie dzieci mają zakaz wychodzenie na ulicę. Możesz jeszcze ewentualnie wyprowadzić psa i pójść do lekarza. Nie ma mowy o jakichś spacerach, najlepiej nie wystawiać głowy poza drzwi. Nie widziałem, żeby kogoś skontrolowali, ale widać, że patrole jeżdżą i czytałem, że już jakieś kary ludzie dostawali. Był nawet przypadek gościa przebranego za dinozaura, a w Palencii – to akurat blisko nas – facet wyszedł na spacer z pluszowym psem, filmik krążył po internecie.

Zdarzają się różne historie. Hiszpanie mają mentalność podobną do Włochów, więcej czasu spędzają na zewnątrz niż w domu, w którym głównie śpią. Teraz zamknęli im wszystkie bary, a nie mogą nawet spotykać się z przyjaciółmi i rodziną, co już w ogóle jest dla nich tragedią. Takiej sytuacji nikt tu nie pamięta. Najgorsze, że nie wiadomo, ile ten stan potrwa. Na razie mowa o dwóch tygodniach, ale coraz częściej mówi się, że nie będzie normalnie nawet do końca maja.

Hiszpańskie społeczeństwo jest już świadome powagi sytuacji?

Reklama

Widać strach, coraz częściej. Ludzie sami z siebie chodzą w maseczkach, prawie każdy ma już rękawiczki na ulicy. W sklepach, pewnie podobnie jak w Polsce, są ograniczenia do co liczby osób w środku i powstają kolejki na zewnątrz. Przy kasach powstały prowizoryczne szyby odgradzające kasjera od klienta. Na początku tu koronawirusa lekceważono, co widać było nawet po działaniach rządu. Uważam, że powinien zareagować szybciej. Teraz jednak do ludzi dotarło już, że to nie przelewki i trzeba się zmobilizować. W Valladolid pustki na ulicach, znajomi z Madrytu mówią, że u nich podobnie. Wiele firm przestało działać.

Większe zakłady produkcyjne nadal funkcjonują? To nadal miejscami jest problem w Polsce, gdy kilkaset osób w tłoku dojeżdża do fabryki, w tłoku się przebiera i w tłoku pracuje.

W okolicach Valladolid są trzy czy cztery fabryki Renault. Nazwa Renault Laguna pochodzi zresztą od pobliskiej miejscowości. Dziś one stoją, pracownicy dostali wolne. Szefostwo może działać zdalnie, ale z pracownikami fizycznymi tak się nie da. Dalsza produkcja nie miała sensu, sytuacja w kraju jest na tyle poważna, że musiała ona stanąć.

Ludzie mają pretensje do rządu za opieszałość? Jeszcze kilka dni temu świat obiegały nagrania z ulic pełnych turystów, mimo że już każdy wiedział, jaki będzie ciąg dalszy.

Na pewno rządzący mogli zadziałać szybciej i bardziej zdecydowanie. Moim zdaniem zmarnowali co najmniej tydzień, może nawet dwa. Gdy wybuchła epidemia w Lombardii, można było chociażby zamknąć połączenia lotnicze z Włochami. Zamiast tego Hiszpania pozostawała otwarta. Valencia poleciała do Bergamo na mecz z Atalantą i potem okazało się, że 35 procent próbek w klubie miało wynik pozytywny. A podejrzewam, że koniec końców zakażeń może być jeszcze więcej. Podobno Jose Gaya jeszcze przed poznaniem wyników bujał się po mieście z kumplami w swojej miejscowości. Powinni ich przebadać znacznie szybciej. Błędem było rozegranie tej ostatniej kolejki z kibicami. I dziś to wychodzi – w Alaves dużo zakażeń, w Espanyolu to samo i pewnie czeka nas ciąg dalszy. Sądzę, że Hiszpania nadal znajduje się na początku zakażeń i ich skala dopiero będzie olbrzymia. Teraz pytanie, ile osób z tego wyjdzie, bo wiadomo, że ten wirus dziesiątkuje głównie osoby starsze i z zaburzoną odpornością. Niedawno w Maladze zmarł 21-letni trener młodzieży Francisco Garcia, który leczył się onkologicznie.

Na jaką skalę w Hiszpanii przeprowadza się testy na koronawirusa?

Reklama

Z pierwszej ręki informacji nie podam, bo nie wiem. Ale jeśli podejrzewasz, że coś się dzieje, masz symptomy, to najpierw musisz zadzwonić na specjalny numer i odseparować się od członków rodziny. Przyjadą zrobić ci test i czekasz. Główna fala dopiero nadejdzie, a szpitale już dziś są obłożone i niestety personel medyczny też zaczyna chorować. W Kraju Basków zmarła dziś 52-letnia pielęgniarka.

Jak twoim zdaniem koronawirus wpłynie na hiszpańską piłkę? Javier Tebas, prezes La Liga, mówi wprost, że kluby do wyciągnięcia z praw telewizyjnych miały w tym sezonie jeszcze blisko pół miliarda euro.

To wciąż jeden duży znak zapytania. Według wstępnych założeń, hiszpańskie kluby miałyby wrócić do gry w połowie maja. Szczerze? Wątpię, żeby się to udało. A nawet jeśli, terminarze i tak będą napięte do granic możliwości. Rozmawiałem z kilkoma dyrektorami klubów Segunda B – wszyscy musieliby grać non stop w rytmie środa-niedziela, a okresowo nawet częściej. Trudno mi to sobie wyobrazić. Pomijam już Primera Division i Segunda Division, ale w trzeciej lidze sezon miał finiszować pod koniec maja, później zaś były zaplanowane play-offy, a to nawet sześć dodatkowych meczów. Gdzie to pomieścić do 30 czerwca? Mówi się, że nie jest to termin „murowany”, którego nie da się przesunąć, ale jak w razie wydłużenia sezonu rozwiązać kwestię kontraktów piłkarzy, którzy od 1 lipca byliby wolni? Tacy w Segunda B stanowią większość. Federację czeka niesamowite wyzwanie logistyczne. A przecież pytań jest więcej w skali międzynarodowej. Co z Ligą Mistrzów i Ligą Europy? Czy wszędzie dogramy sezony, a jeśli nie, to jak to rozwiązać? W tej chwili nic nie jest pewne, wszystko to pisanie patykiem po wodzie.

Można założyć, że kluby La Liga jeszcze jakoś sobie poradzą, ale co z tymi mniejszymi, gdzie już wcześniej bywało krucho z pieniędzmi?

Nikt nie wyjdzie z tego kryzysu bez szwanku, to pewne. Ale tak jak mówisz, kluby z Primera i większość z Segunda Division funkcjonowały stabilnie. W drugiej lidze tylko kilka zespołów miało problemy z płynnością finansową. Segunda B to już inna rzeczywistość. Nie wszyscy zawodnicy utrzymywali się tam wyłącznie z grania, kluby nie mają rezerw w budżecie, a pewne rzeczy logistycznie będą nie do ogarnięcia w praktyce. SD Melilla to już tak naprawdę klub z Maroka, na wszystkie wyjazdowe mecze lata samolotami. Nie wyobrażam sobie, jak oni daliby radę z samymi podróżami przy tak intensywnym graniu. Nie wiem, może trzeba będzie na przykład zlikwidować play-offy i tylko mistrzowie grup wejdą do drugiej ligi, ale to oczywiście nie byłoby do końca sprawiedliwe, doszłoby do zmiany reguł w trakcie gry.

Sprowadziłeś do niższych lig hiszpańskich kilku polskich bramkarzy. Co z nimi?

Dokładnie to czterech chłopaków. Piotrek Gorczyca z Lorca FC został na miejscu i pracuje indywidualnie w domu. Widziałem nawet, że wrzucał jakieś filmiki na sociale. Krzysiek Sendorek też został w swoim klubie – CD Izarra niedaleko Nawarry – i mówi, że na razie nigdzie się nie rusza. Grzesiek Kleemann na razie opuszcza trzecioligowe Yeclano Deportivo. Dostał zgodę w klubie na powrót do Polski i dziś wylatuje, na miejscu oczywiście przejdzie najpierw 14-dniową kwarantannę. Jeżeli liga wznowi rozgrywki, zostanie ściągnięty z powrotem, ale spokojnie można założyć, że po kwarantannie jeszcze kilka tygodni z bliskimi spędzi. Dawid Kędra z Atzeneta EU – klubu mającego siedzibę w miasteczku między Alicante a Valencią – póki co też zostaje w Hiszpanii i pracuje na miejscu.

Sądzisz, że koronawirus jakoś oczyści futbolowy świat, nada mu więcej znamion normalności?

Nie robiłbym sobie zbyt wielkich nadziei. Najbardziej ucierpią ci najbiedniejsi, uzależnieni od wpływów z praw telewizyjnych i z dnia meczowego.

A jak to wpłynie na twoją menedżerską działalność?

Nawet rozmawiałem o tym dziś z naszymi dwoma współpracownikami z Madrytu. W tej chwili liczą się rodzina i odpoczynek, ale na ile możemy, staramy się coś robić. Piłkarzy dalej można oferować i prowadzić jakieś rozmowy, ale masz małe pole manewru, bo zawodnika na żywo teraz nie zobaczysz, zostają platformy typu InStat. Dopóki nie zapadną wiążące decyzje, co dalej z tym sezonem, wszyscy mamy trochę związane ręce. Kluby też nie wiedzą, na czym stoją, jakie będą ich budżety i tak dalej. Wrócę do klubów Segunda B – wielu zawodników ma umowy do 30 czerwca z opcją automatycznego przedłużenia w razie awansu. I teraz pytanie, czy ci piłkarze będą wolni na przykład w razie anulowania sezonu, a jeśli tak, to na jakiej zasadzie? Mnóstwo zagadnień dla prawników. Przed nami chyba najdziwniejsze okienko transferowe, ale jak już się zacznie, powinno być niezwykle intensywne.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
1
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...